„Potem
wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto.
A
był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo
bogaty.
Chciał on koniecznie zobaczyć
Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu.
Pobiegł
więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał
przechodzić.
Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w
górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się
zatrzymać w twoim domu».
Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go
rozradowany.
A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika
poszedł w gościnę».
Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie,
oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeżeli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam
poczwórnie».
Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie
stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn
Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.
Już od 12 lat moja sykomora – mój mąż prowadzi mnie tam,
gdzie jest Pan Jezus, bym mogła się z Nim spotkać.
Czy nasze spotkanie z Pawłem było przypadkowe? Przypadek
to inne imię Boga, a nazywają Go tak ci, którzy chyba nie do końca ufają Bożej
Opatrzności. Bóg ma jednak wszystko pod kontrolą, choć nam – ludziom wydaje
się, iż nie.
Warto
jednak Mu zaufać.
Ewelina
Szot