Bezprawność Samarytanina. Na marginesie procesu w Hajnówce

3 godzin temu
Zdjęcie: Proces


Bliźnim się nie jest z definicji. Bliźnim się staje, gdy człowiek zbliży się do potrzebującego. Ci z ławy oskarżonych w Hajnówce to rozumieli. Dobrze by było, by zdał sobie z tego sprawę także sąd.

Przysłuchajcie się tej frazie bez żadnych wstępnych założeń: „dostarczała im pożywienie oraz ubranie podczas pobytu w lesie, a nadto udzieliła schronienia i odpoczynku”. Z czego został wyjęty ten cytat? Z mowy pochwalnej osoby wyróżnionej w konkursie charytatywnym? A może z żywotu jakiejś świętej, która wsławiła się swoimi dobroczynnymi gestami, czynnym miłosierdziem wobec potrzebujących?

Ile rozpoznajemy w tym tak zwanych uczynków miłosierdzia? Ano trzy, o których od lat uczy Kościół: głodnych nakarmić, nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć. Natura tych uczynków jest taka, iż nikogo nie można z góry wykluczyć od bycia ich beneficjentem. Głód, nagość czy bezdomność mają być wystarczającymi okolicznościami, aby ich się podjąć. Nie pytasz o pochodzenie, wiek, stan cywilny, wyznanie, narodowość czy język. Karmisz, okrywasz, udzielasz tymczasowego schronienia przed zimnem, deszczem, śniegiem.

Karmili wbrew przepisom

To jednak nie jest cytat hagiograficzny. Przeciwnie, to fragment prokuratorskiego aktu oskarżenia. A więc nie o świętą tutaj chodzi, ale o przestępczynię – przynajmniej w rozumieniu prokuratora (tu akurat: prokuratorki) i reprezentowanego przez niego polskiego prawa. Oczywiście, same w sobie te czynności nie były bezprawne, ale już w kontekście jako takie zostały zakwalifikowane.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

25 zł 50 zł 100 zł 200 zł 500 zł 1000 zł

Bo przecież dzięki temu „w krótkich odstępach czasu, w wykonaniu z góry powziętego zamiaru, w celu osiągnięcia korzyści osobistej przez imigrantów, wbrew przepisom, ułatwiła im pobyt na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej”, a mówiąc prościej – jak to z języka prawniczego przetłumaczył Michał Królikowski – „oskarżeni mieli plan, by pomagać ludziom w lesie, głodującym i zziębniętym. Robili to często. Karmili, okrywali, pomagali przetrwać chłód. W końcu dali schronienie, pozwolili odpocząć. W ten sposób dopuścili się zachowania, które umyślnie narusza ważne dla społeczeństwa dobra. W tym wypadku zakaz karny stanowi realizację art. 5 Konstytucji RP, który mówi o tym, iż RP strzeże m.in. niepodległości i nienaruszalności swojego terytorium oraz bezpieczeństwa obywateli”.

Nie przypuszczam, by celem ich działania było umyślne i świadome podejmowanie takich czynności, które – w ich zamiarze – naruszyłyby niepodległość i nienaruszalność terytorium i bezpieczeństwo obywateli. Mówiąc inaczej: nie po to to robili. Nie wiem nawet, czy liczyli się z takim potencjalnym zagrożeniem, czy myśleli o tym, iż tych kilku uchodźców (prokuratorka dokładnie wyliczała, ilu i z jakiej narodowości) może stanowić zagrożenie dla państwa. Przeciwnie, pomagając im, tych pięcioro siedzących na ławie oskarżonych w sądzie w Hajnówce było przekonanych, iż choćby nie stanowią zagrożenia dla nich samych, dla ich zdrowia i bezpieczeństwa, a cóż dopiero dla Polski.

Prawo i Ewangelia

Państwo ma swoje obowiązki wobec obywateli. Jednym z nich jest także ochrona bezpieczeństwa ludzi i interesów państwa. Jak domniemywam, to właśnie te racje stoją za tego typu procesami przeciwko osobom okazującym pomoc uchodźcom. Nie ulega też wątpliwości, iż kwestia imigrantów należy do najbardziej palących, a na jej rozwiązanie nie ma póki co sensownych, a jednocześnie ludzkich – to znaczy w pełni humanitarnych – pomysłów.

Pozostawiając człowieka na drodze, kapłan i lewita stali się kontynuatorami zbójców, którzy go pobili, obdarli i ograbili. Zaniechanie pomocy jest faktycznym wspólnictwem z tymi, którzy wyrządzili temu człowiekowi krzywdę

ks. Andrzej Draguła

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Pozostaje nam poruszać się w ramach obowiązującego prawa. Że summum ius summa iniuria [„najwyższe prawo najwyższą niesprawiedliwością”], wiemy doskonale. O tym, jak ta rzymska paremia realizuje się podczas tego procesu, pisał szeroko Michał Królikowski, który wskazywał na konieczność wyjścia poza literalność przepisu. Bo wcale nie jest tak, iż clara non sunt interpretanda [„rzeczy jasne nie wymagają interpretacji”]. Owszem, wymagają, choćby w perspektywie – nie wiem, czy o takiej uczą na studiach prawniczych – wykładni humanitarnej.

Dlaczego to kapłan i lewita minęli leżącego przy drodze, a przechodzący Samarytanin zbliżył się, pochylił, sprawdził jego stan, opatrzył, wziął na swoje bydlę, zaprowadził do gospody, tam go pielęgnował, a potem jeszcze – jak wiemy – zapłacił za jego pobyt. Mówiąc krótko, zaangażował siebie i swoje mienie, by go ubrać, nakarmić, przenocować w godziwych warunkach. Dlaczego on tak, a tamci nie?

Po nabożeństwie

W popularnych komentarzach jako argument w obronie (albo jako argument oskarżenia) kapłana i lewity przywołuje się nakaz zachowania czystości rytualnej związanej z obowiązkami kapłańskimi sprawowanymi przez nich w Świątyni Jerozolimskiej. Egzegeci podkreślają jednak, iż oni „schodzili z Jerozolimy do Jerycha”, a więc byli już „po nabożeństwie”, tak więc przed kolejną zmianą zdążyliby się jeszcze oczyścić.

Przyjmijmy jednak, iż rzeczywiście powstrzymywał ich nakaz zachowania czystości. Poza tym, nie wiedzieli, kto to jest, mogli się bać, iż to pułapka, iż w pobliskich jaskiniach czyhają kolejni zbójcy itd. A może zwyczajnie spieszyli się do domu. Powodów może być wiele.

Meandry polskiego prawa karnego zostawię prawnikom, a odwołam się do wątku biblijnego, który pojawił się w tekście Michała Królikowskiego: „za przestępstwo uznano gest człowieczeństwa, najbardziej oczywisty przejaw życia Ewangelią, postawę Samarytanina”. Przywołany tym cytatem niejako do odpowiedzi, zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób należałoby zinterpretować czyn miłosiernego Samarytanina w perspektywie obowiązującego wówczas prawa.

Nowość Promocja!
  • Ks. Andrzej Draguła

Syn marnotrawny. Biografia ocalenia
Książka z autografem

39,20 49,00 Do koszyka

Ale wróćmy do prawa, a adekwatnie do Prawa. Prof. Brad H. Young (absolwent Uniwersytetu Hebrajskiego) w książce „The Parables. Jewish Tradition and Christian Interpretation” dowodzi, iż kapłan i lewita najprawdopodobniej należeli do stronnictwa saduceuszy, co miałoby wynikać choćby z faktu, iż wielu z nich mieszkało w Jerychu, podobnie jak bohaterzy przypowieści. Saduceusze nie tylko, iż nie wierzyli w zmartwychwstanie, ale także nie uznawali ustnej Tory, czyli oralnej interpretacji Prawa. Trzymali się literalnie prawa pisanego, a to mówiło wyraźnie: Kapłan „w ogóle nie zbliży się do żadnego zmarłego, nie narazi się na nieczystość rytualną ani z powodu ojca, ani z powodu matki” (Kpł 21, 11). Jak podkreśla Young, kapłan i lewita postąpili tak, jak wymagała od nich Tora, której złamanie miałoby swoje konsekwencje dla ich stanu rytualnej czystości i świętości.

Zmarłych pogrzebać, żywych ratować

Prócz jednak Tory pisanej, za czasów Chrystusa istniała także tradycja ustna, a ta bezwzględnie nakazywała natychmiast pogrzebać ciało zmarłego człowieka. Gdyby więc ten leżący na poboczu drogi był martwy, kapłan i lewita – w myśl tradycji ustnej – winni zająć się jego pochówkiem choćby za cenę zaciągnięcia rytualnej nieczystości. Jak podkreśla Young, choćby w ówczesnych kulturach pogańskich istniał etyczny obowiązek pochowania ciała ludzkiego, co wiązało się nie tylko z kwestiami higienicznymi, ale było aktem szacunku wobec ciała ludzkiego, którego nie wolno było pozostawiać na pastwę drapieżnych zwierząt.

Ale przecież ani kapłan, ani lewita nie wiedzieli, iż leżący przy drodze nie żyje. Jezus mówi, iż pozostawiono go na wpół umarłego. Young wykazuje, iż w chodzi tu raczej człowieka „w agonii”. I tutaj także ustna interpretacja Prawa nakazywała ratować życie za każdą cenę, jak podkreśla żydowski badacz. „Wszelkie pisane prawo Tory może zostać złamane, by ocalić życie. To oczywiste, iż życie człowieka jest ważniejsze od rytualnej czystości. Prawo ustne uczy, iż człowiek będący w agonii winien być traktowany jak człowiek żywy w każdym jednym wymiarze” – mówi Young, relacjonując naukę zawartą w Misznie.

Kapłan i lewita potraktowali człowieka w agonii jak kogoś już martwego. Gdyby był martwy, winni go pogrzebać; gdyby był w agonii, winni ratować mu życie. Pozostawiając go na drodze, stali się kontynuatorami zbójców, którzy go pobili, obdarli i ograbili. Zaniechanie pomocy jest faktycznym wspólnictwem z tymi, którzy wyrządzili temu człowiekowi krzywdę.

Życie ratować czy zabić?

W tym komentarzu świadomie odszedłem od typowych rozważań o bliźnim, o którym notabene pięknie mówił Dietrich Bonhoeffer: „Bycie bliźnim nie jest cechą drugiego człowieka, ale jego prawem do mnie”. Nie ulega wątpliwości, iż ci z ławy oskarżonych w Hajnówce rozumieli, iż bliźnim się nie jest z definicji, ale bliźnim się staje, gdy człowiek zbliży się do potrzebującego. Dobrze by było, by zdał sobie z tego sprawę także sąd.

Czy prawo może operować kategorią bliźniego, miłosierdzia, moralnej dyrektywy, która wynika z posiadanych przekonań? Nie wiem. Przypowieściowy kapłan i lewita pokazują, do czego może prowadzić literalne trzymanie się prawa, postępowanie zgodne z pisemnym nakazem, który jest jasny, choć – jak się okazuje – w konsekwencji okrutny. Jego zachowanie może kosztować czyjeś życie, które – jak się zdaje – jest najwyższym dobrem. „Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego, czy coś złego? Życie uratować czy zabić?” – pytał Jezus tych, którzy mu zarzucali, iż łamie prawo szabatu, a więc Torę.

Nic nam nie wiadomo, na ile Samarytanin znał ustną tradycję Prawa żydowskiego. Wiemy jednak, iż – skoro przynależał do Samarytan – znał Pięcioksiąg, czyli Torę, a w konsekwencji znał też przepisy dotyczące czystości i nieczystości rytualnej. Owszem, nie był kapłanem, którego by te przepisy ściśle obowiązywały, ale prawdopodobnie zdawał sobie sprawę z tego, czym jest czystość rytualna, która była bardzo przestrzegana tak u Żydów, jak i u Samarytan. A jednak człowiek był dla niego ważniejszy niż całe Prawo.

Co napisawszy, dedykuję Panu Sędziemu z Hajnówki.

Idź do oryginalnego materiału