Pogadanki religijne dla dzieci na cały Rok Kościelny
1957
CZWARTA NIEDZIELA PO TRZECH KRÓLACH.
Wyjątek z Ewangelii Św. Mateusza 8, 23-27
Treść: Burza na morzu.
Cel pogadanki: Pan Jezus jest Bogiem Wszechmogącym, z Panem Jezusem jesteśmy zawsze bezpieczni.
Jednego razu gdy Pan Jezus długie godziny uzdrawiał i nauczał, a ludzi zbierało się coraz więcej i więcej, kazał Zbawiciel Apostołom wsiąść do łodzi świętego Piotra i Sam wszedłszy za nimi, polecił im skierować łódź na środek jeziora, aby mógł trochę odpocząć. Był tak strudzony, iż nie rozmawiał już z Apostołami, tylko oparł się brzeg łodzi i zasnął. Apostołowie zachowywali się cicho, żeby mógł wypocząć. choćby nie rozmawiali ze sobą, aby Mu tego snu pokrzepiającego nie mącić, nie przerywać, choć chętnie podzielili by się dziś wrażeniami, bo serca mieli pełne wzruszenia z powodu tylu Łask, których Pan Jezus ludziom w ten dzień udzielił. Jak najciszej też zanurzali wiosła w wodę, aby plusk Zbawiciela nie obudził i odjeżdżali jak najdalej od brzegu, chcąc by naprawdę choć trochę wypoczął od tych tłumów co czekały na brzegu, a które gdyby tylko mogły, nie puściłyby od siebie Pana Jezusa ani we dnie, ani w nocy. Czuwając więc z ogromną czcią i miłością nad snem ukochanego Mistrza (który musiał być bardzo strudzony, skoro spał bez ruchu) odjechali Apostołowie coraz dalej i dalej od brzegu. Wydawało im się, iż można jechać bezpiecznie, bo pogoda od kilku dni ustaliła się naprawdę cudna i nic nie wskazywało na to, iż może się odmienić.
Gdy jednak byli już prawie na środku tego wielkiego jeziora (tak wielkiego, iż nazywa się je tam morzem) — nagle zerwał się silny wiatr i zaczął coraz bardziej burzyć wodę. W paru minutach stał się tak silny, iż zarzucał łódkę wałami wody i piany. Apostołowie nie tracili jednak głowy, byli doświadczonymi rybakami, znali burze na morzu, i wiedzieli jak się trzeba przed nimi bronić. Przestraszyła ich trochę gwałtowność i siła wiatru, ale sądzili, iż jak wytężą wszystkie siły, zdołają dotrzeć do brzegu zanim burza w pełni nadejdzie. Jedni zaczęli gwałtownie wylewać wodę z łódki, drudzy ze wszystkich sił wiosłowali w stronę brzegu. niedługo jednak, w paru chwilach zmieniło się wszystko: burza stała się straszna. Zrobiło się prawie zupełnie ciemno, bo czarne chmury zasłoniły niebo, a w tych ciemnościach wiatr wył, huśtając i rzucając łódką jak zabawką, deszcz strumieniami lał się z nieba, a straszne błyskawice zapalały się co chwila i zaraz po każdej z nich padał gdzieś na wodę piorun.
Mdlały ręce Apostołów, którzy wiosłowali, pot zlewał twarze tych, którzy na próżno starali się wylać wodę z łódki, bo wciąż jej było pełno mimo wylewania, brzeg jeszcze był daleko, a burza nie zmniejszała się, ale przeciwnie stawała się coraz gwałtowniejsza. To też w pewnej chwili Apostołowie zrozumieli, iż nie ma dla nich ratunku, bo łódka tonie, więc giną.
Ale przecież z nimi jest Pan Jezus, wszak On może pomóc, trzeba Go obudzić natychmiast. I przerażeni, zmęczeni śmiertelnie Apostołowie przybiegli do Pana Jezusa i wołali: Panie, ratuj nas, giniemy – bo mimo tej strasznej burzy spał spokojnie, nie słyszał co się wokoło działo, nie obudził Go łoskot piorunów, szum deszczu, wycie wiatru, uderzenia fal o łódkę… Obudził się dopiero gdy przelękli, przerażeni Apostołowie wołali nad Nim jeden przez drugiego: Panie, ratuj nas, giniemy! Obudził się i spojrzawszy na ich zlane potem i przelękłe twarze, widząc, iż jak przerażone dzieci garną się do Niego szukając ratunku, powiedział do nich z łagodnym wyrzutem: „Czemu bojaźliwi jesteście malej wiary” – to znaczy czemu się boicie, gdy Ja jestem z wami? Jakże małą macie wiarę, czyż z Bogiem można zginąć? – Nie ganił Pan Jezus Apostołów za to, iż się do Niego zwrócili, ale za to, iż tak się zlękli jakby Jego między nimi nie było.
A po tej wymówce zwrócił się do rozszalałych żywiołów, wyciągnął rękę i powiedział spokojnym głosem: „Milcz, zamilknij” i burza natychmiast ucichła. W jednej chwili zrobiło się jasno, znikły błyskawice, ucichły pioruny, umilkł wiatr i morze kołysało się lekko, pełne łagodnych, niskich, srebrzystych fal…
Ta cisza była tak wielka i tak nagła, iż Apostołowie stali pełni zdumienia, nie wiedząc co się stało… w jednej krótkiej sekundzie nie było śladu po burzy i gdyby nie łódź, jeszcze cała mokra od wody i ich przemoknięte ubrania, ich zmęczenie i to bijące mocno serca – mogłoby się wydawać, iż im się chyba śniło wszystko…. Więc co się stało? Jakże może w jednej chwili zakończyć się taka straszna burza?
A jednak zakończyła się w jednej chwili i śladu po niej nie ma, bo Pan Jezus powiedział dwa słowa: Milcz, zamilknij. Żaden człowiek nie potrafi w jednej chwili jednym słowem uciszyć burzy, któż więc jest Ten – zapytywali się siebie wzajemnie Apostołowie, któż jest Ten, iż wiatry i morze są Mu posłuszne?
Pan Jezus usiadł z powrotem i patrzył na nich z łagodną, Miłosierną Dobrocią w Oczach….. A oni milczący i wzruszeni, czując, iż oto byli świadkami nowego, wielkiego Cudu, zrozumieli, iż Pan Jezus jest Bogiem Wszechmogącym — bo tylko Bóg może rozkazać wiatrom i morzu – teraz też zrozumieli Apostołowie jak bardzo słuszna była wymówka Zbawiciela, iż mają małą wiarę skoro się tak przelękli. To prawda, nie powinni się byli tak przelęknąć choćby tak strasznej burzy skoro Pan Jezus był z nimi bo przy Nim nic nikomu nie grozi, przy Nim jesteśmy zawsze bezpieczni, bo On jest Bogiem Wszechmogącym, który wszystko może i na którego skinienie każda burza musi zniknąć jak dym…..
Jadąc do brzegu po morzu spokojnym i cichym, w sercach wzruszonych przepraszali Zbawiciela myślami pełnymi pokornej czci, serdecznej miłości i wielkiej gorącej wiary…
Gdy wysiedli na brzeg i powiedzieli ludziom tam zebranym o Cudzie na morzu, wszyscy zdziwieni zapytywali się wzajemnie tak, jak przedtem Apostołowie: „Któż jest Ten, Któremu wiatry i morze są posłuszne?” – i zrozumiało i uwierzyło wielu, iż Pan Jezus to prawdziwy, Wszechmocny Bóg.