Trzymamy straż nad Odrą 2025. Obrońcy granic jak propaganda PRL

1 dzień temu
Zdjęcie: Trzymamy straż nad Odrą


W ciągu pierwszej doby od przywrócenia kontroli – przy zaangażowaniu ogromnych zasobów na całej granicy zachodniej – wjazdu odmówiono zaledwie jednej osobie.


W czasie ostatnich protestów na granicy polsko-niemieckiej – które nie ograniczały się jedynie do wyrażania sprzeciwu, ale przybrały także formę zajmowania przejść granicznych, blokowania dróg dojazdowych i prowadzenia własnych kontroli – powróciło hasło doskonale znane mieszkańcom Pomorza Zachodniego: „Trzymamy straż nad Odrą”. Skąd się ono wzięło?

Przez cały okres PRL kwiecień był kreowany jako moment początku, jak wówczas mówiono, „powrotu do macierzy” Pomorza. Triumfy święciła ideologia piastowska, rymująca się z poszukiwaniem haseł, które z jednej strony dawały mieszkańcom oparcie na przyłączonych terytoriach, a z drugiej były odpowiedzią na poczucie niepewność ustaleń międzynarodowych i wyobcowanie na niemieckich przez setki lat ziemiach. Silny był oczywiście kontekst wygranej, ale okupionej milionami ofiar wojny. Narastający zimnowojenny konflikt podsycał wątpliwości, a niski poziom bezpieczeństwa nie zachęcał osadników do przybycia na tereny, na które, jak się obawiano, za chwilę mogli wrócić Niemcy.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Zagrożenie z Zachodu

Ważnym ówczesnym kontekstem była polityka realna i konsensus, co do tego, iż po utracie ziem na wschodzie i ogromnych stratach wojennych, polską racją stanu jest zagospodarowanie nowych terenów na północy i zachodzie. Ideologia i propaganda miały dawać ogniwo spajające – dlatego rozwijano tezy o wielowiekowej niewoli germańskiej i tworzono wiele sloganów, które współgrały z tą narracją: „zjednoczenie z macierzą”, „powrót polskich orłów”, „bastion słowiańszczyzny”. Gwarantem trwałości granicy miał być oczywiście Związek Radziecki. Dwa hasła przebiły się szczególnie mocno „Ziemie Odzyskane” i właśnie „Trzymamy straż nad Odrą”.

Drugi z tych sloganów jest na trwałe wpisany w narrację tożsamościową pogranicza, a pochodzi z 1946 r., gdy w Szczecinie zorganizowano „Dni Szczecina” dla celebracji pierwszej rocznicy zdobycia tych terenów i przyłączenia do Polski. Uroczystości te przygotowano w kwietniu, bowiem wtedy właśnie, rok wcześniej, do miasta wkroczyła Armia Czerwona.

Zasadnicza część uroczystości przypadała na 13 i 14 kwietnia 1946 r. Imprezę planowano jednak jako cykliczną, organizowaną corocznie w różnych miastach tzw. ziem odzyskanych. Społeczeństwo o planowanych uroczystościach poinformowano już w końcu lutego, a patronat nad obchodami objął sam Bolesław Bierut. Z tej okazji przygotowano choćby makietę pomnika Trzymamy straż nad Odrą, który ostatecznie nigdy nie powstał, a w jego miejsce stanął przez pomnik Wdzięczności dla Armii Radzieckiej (1950).

Wieczorem 13 kwietnia na Wałach Chrobrego (dawniej Haken Terrasse) przygotowano paradę jednostek pływających i przemarsz organizacji młodzieżowych, podziwianych przez władze zgromadzone na tarasie widokowym, z udziałem m.in.: Bolesława Bieruta i premiera Edwarda Osóbki-Morawskiego. Przybył także Stanisław Mikołajczyk, były premier rządu londyńskiego. Wraz z jego pojawieniem się na trybunie rozpoczęło się skandowanie jego nazwiska. Trwające ok. 20–30 min. okrzyki zdominowały uroczystość.

Ruch przygraniczny wyraźnie spadł, co zaczęło zagrażać tysiącom drobnych firm oferujących różnorodne usługi i stanowiących źródło utrzymania dla wielu polskich rodzin.

Radosław Ptaszyński

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Bierut zmuszony był zejść z trybuny. Z nim odeszli także inni zgromadzeni notable, w tym Mikołajczyk, który na pożegnanie pomachał kapeluszem. W momencie, gdy znalazł się w samochodzie, młodzież próbowała go podnieść. Karą za ten incydent było niedopuszczenie harcerzy do defilady, zaplanowanej na drugi dzień i organizowanej po niej mszy świętej – w jej trakcie fotograf uchwycił klęczącego w czasie podniesienia Bieruta. Dziennikarz „Polski Zbrojnej” tak to widział: „Msza polowa. Orkiestra wojskowa gra «Bogurodzicę» … Nisko chylą się głowy Prezydenta Bieruta, Marszałka Żymierskiego i wszystkich obecnych, gdy klękają podczas Podniesienia na świętej Ziemi Lechitów”.

W okresie PRL hasło powracało kilkukrotnie. W 1967 r. wydano specjalny proporczyk okolicznościowy. W kwietniu 1983 r., także pod hasłem „Trzymamy straż nad Odrą”, zorganizowano manifestację podobną do tej z 1946. „Kurier Szczeciński” relacjonował wówczas: „Dziś bowiem podobnie jak przed 37 laty, na zachodzie Europy odzywają się awanturnicze głosy odwetowców i rewanżystów, kwestionujących ustalenia konferencji w Jałcie i Poczdamie”. Co szczególnie ciekawe, przypomniano wówczas przerwane w 1946 r. przemówienie Bolesława Bieruta. W 1986 r., w 40. rocznicę zlotu, odbyła się ogólnopolska manifestacja patriotyczna młodzieży pod hasłem „Trzymamy straż nad Odrą – rzeką pokoju”. W manifestacji udział wzięły delegacje z całego kraju, ale i NRD, Czechosłowacji i Bułgarii.

Obrona granicy wraca jak widmo

Po 1989 r. hasło pozostało żywe – jako najbardziej trwałe motto polskiej obecności w Szczecinie.

Jeszcze niedawno IPN planował „zdekomunizować” istotną dla szczecinian ulicę 26 kwietnia – upamiętniającą zajęcie lewobrzeżnej dzielnicy Szczecina przez radzieckie oddziały 65. Armii, dowodzonej przez gen. Pawła Batowa – jako „propagującą ustrój totalitarny”, choć ostatecznie zrezygnowano z tych pomysłów. Same władze miasta przez kilkadziesiąt powojennych lat wahały się między celebrowaniem daty kwietniowej, a 5 lipca 1945 r., kiedy po okresie niepewności i choćby konieczności opuszczenia Szczecina przez Polaków, ostatecznie zakotwiczyła się w mieście polska administracja.

Hasło „Trzymamy straż nad Odrą” w oprawie kibiców Pogoni Szczecin (fot. YouTube) oraz na pocztówce z 1946 r.

W tym roku celebrowano jedynie 5 lipca, w tym samym czasie gdy na wezwanie polityków prawicy błyskawicznie rozwinął się Ruch Obrony Granic – obrony przed rzekomo przerzucanymi i przedostającymi się nielegalnie do Polski uciekinierami z Niemiec.

Ożyło wówczas dynamicznie historyczne hasło „Trzymamy straż nad Odrą”. W sieci furorę zrobiło zdjęcie ogromnego baneru na stadionie Pogoni Szczecin (mimo, iż to materiał z 2017 r., wzbudził niezwykły entuzjazm internautów – 24 tys. lajków) i stało się popularne wśród zaangażowanych w protesty na granicy.

Z największą intensywnością promował je poseł Dariusz Matecki – autor niezliczonych postów o sytuacji na granicy polsko-niemieckiej, na których m.in. pozował do zdjęcia z synem prezydenta elekta (15. tys. udostępnień). Powstała także facebookowa grupa „obrońców”, organizująca się pod starym historycznym sloganem w jego oryginalnym brzmieniu. To wszystko dało hasłu nowe życie życie.

Choć nie zmieniał się główny przekaz sloganu – granicy należy bronić przed wrogim wpływem Niemiec – to pojawiał się nowy, nieobecny w okresie PRL, rasistowski i ksenofobiczny kontekst – „strażnicy” bronią Polski przed migrantami. Rzeczywistość, w której obowiązuje prawo międzynarodowe oraz logika, zgodnie z którą prawdopodobieństwo pojawienia się uciekinierów z Niemiec w Polsce jest niezwykle niskie, przestała mieć znaczenie. Została zastąpiona przez polityczne emocje, wzmacniane przez farmy trolli i algorytmy. Stare hasło i nowa technologia.

Po kilku długich dniach bierności państwa i jego cichej zgody na oddanie kontroli nad przejściami granicznymi, obudził się rząd, a za nim podreptali lokalni politycy. Srogie miny, umundurowane narady, gospodarskie wizyty, zapewnienia, iż „trzymamy straż nad Odrą” oraz przejmowane od skrajnej prawicy slogany „stop nielegalnej emigracji” wyspały się na profilach polityków niedawno reprezentujących demokratyczną opozycję. Hasło i wynikające z dezinformacji lęki okazały się tak mocne, iż podjęto decyzję o przywróceniu kontroli na większych przejściach granicznych, a wiele mniejszych punktów zdecydowano się całkowicie zamknąć.

Efekty nie były trudne do przewidzenia. W ciągu pierwszej doby od przywrócenia kontroli, przy zaangażowaniu ogromnych zasobów na całej granicy zachodniej, wjazdu odmówiono zaledwie jednej osobie. Za to ruch przygraniczny wyraźnie spadł, co zaczęło zagrażać tysiącom drobnych firm oferujących różnorodne usługi i stanowiących źródło utrzymania dla wielu polskich rodzin.

Przy okazji utrwalił się wizerunek Polski jako kraju zanarchizowanego, w którym poważne decyzje administracyjne wymuszane są przez grupy kiboli. Wygrała propaganda, według której najważniejsze jest to, iż przez cały czas „trzymamy staż nad Odrą”. Oby to hasło nie powróciło w wersji ironicznej, używanej przez opozycję w PRL: „trzymani za twarz nad Odrą”.

Przeczytaj również: Zagrożeniem jest rasizm, nie afgańska rodzina. Refleksja z granicy polsko-niemieckiej

Idź do oryginalnego materiału