🎥🔉19 WRZEŚNIA. NMP z La Salette. Matka Płacząca. Wy sobie z tego nic nie robicie! Saletyńskie tajemnice.

salveregina.pl 1 godzina temu
Zdjęcie: NMP z La Salette


19 września.

Matka Płacząca.

„Wy sobie z tego nic nie robicie!” Saletyńskie tajemnice.

Słoneczne popołudnie tryskało pełnią uroku wschodzącej jesieni.

Na alpejskiej hali, położonej około 2 tysiące metrów nad poziom morza, dwoje pastusząt strzegło swych trzódek. A czynili to z taką niedbałością, iż ukołysani promieniami wrześniowego słońca, posnęli.

Zresztą, poza stadkiem oddanym swej opiece, niczym innym się nie zajmowali, nic więcej ich nie obchodziło. gwałtownie mijały dnie szarej, pastuszej krzątaniny, a zajęcia w domu i na stokach gór nie pozwalały im rozmarzać się, poetyzować. Musieli naprężać swe wątłe ramiona, nadstawiać uszu, natężać źrenic, by jako tako sprostać swemu zadaniu.

A jak nikłą była ich wiedza! — Parę słów modlitwy — oto wszystko. W uczuciach i sposobie myślenia taka prostota, szczerość bez granic, rzec by można: naiwność. Wszak świat nie znalazł jeszcze przystępu do ich umysłu i serca, nie zranił, nie skaził ich wieśniaczej szlachetności i prawości.

Historia uczy nas, iż takich to prostaczków, nie znających fałszu, niezdolnych do najmniejszego oszustwa czy matactwa, najchętniej Bóg wybierał na Swych specjalnych wysłanników i powierników Swych planów. Zjawienie saletyńskie nie miało stanowić wyjątku w tym Bożym zwyczaju: dwoje pastuszków ubogich, naiwnych, bez najmniejszej ogłady, bez najelementarniejszego wykształcenia — oto świadkowie niezwykłego zajścia w górzystej ustroni.

Ujrzeli Ją siedzącą na kamieniu, w blasku królewskiego majestatu — ale w szatach pokornej służebnicy. Na czole diadem królewski, cała postawa pełna niezrównanej a tak prostej godności. — Wszelako prawdziwa ozdoba i chluba Królowej Nieba i ziemi — to fartuszek. Na jego widok jakże nie przypomnieć sobie owych słów, które w dniu Zwiastowania wyrzekła do Archanioła Gabriela, słów, które Ją uczyniły Matką Boga: „Otom Ja Służebnica Pańska!“ — A stając się Matką Boga, zaofiarowała Swe usługi wszystkim ludziom.

Ofiaruje nam je i na Górze Saletyńskiej. Bo dla kogóż, o ile nie dla nas, zstępuje z nieba i, usiadłszy na prostym kamieniu, płacze. Głowę oparła na dłoniach, bo wielka boleść Ją przygniata… I milczy: Nie słychać choćby matczynego, rozżalonego szlochu. W głębi duszy ukrywa swój ból tak, jak go ukrywała wówczas, gdy stała pod krzyżem, na którym grzech rozdzierał okrutnie Serce i Ciało Jej Boskiego Syna. Na takie milczenie pośród ran i krwi może się zdobyć tylko miłość czysta jak kryształ, miłość, co siebie nie szuka, miłość po Bożemu ofiarna. Płacz przynosi ulgę, zmniejsza i łagodzi boleść. A Marya zawsze tęskniła za pełnym kielichem cierpień: Ona zawsze cierpiała z wrażliwością i odczuciem matki, a z dzielnością męczennika. W milczeniu ból zachowuje całą swą godność i — gorycz, w milczeniu nie ginie ani jedna łza.

Łzy na la Salette są wyrazem naszej raczej nędzy, niż bólu Matki Najświętszej. Te łzy okazują, jak wielką pieczołowitością otacza nas Matka Niebieska, jak bardzo Dziewica Przeczysta brzydzi się grzechem. Tymi łzami prosi nas, byśmy euforia i śmiech synów świata zamienili w smutek i płacz synów Boga. Bo euforia grzechu jest oszustwem, bo śmiech grzechu jest szyderstwem, bo grzech jest niepojętą krzywdą, wyrządzoną Przedwiecznej Nieskończonej Miłości Boga. A prawdą i szczęściem jest łza pokuty i prosta, jasna droga Chrystusowa.

Na nią wprowadza nas Niebieska Wysłanniczka z La Salette. Wielu nie chce widzieć Jej smutku, nie chce słyszeć Jej głosu: skargi, upomnień i groźby. Nie lubimy, żeby nas łajano, a już znieść nie możemy, gdy nas potępiają łzy. Ale przecież i najgorszy syn zadrży, wzruszy się, gdy zobaczy, iż nad nim płacze jego własna matka!

Największa to dla Niej boleść, gdy musi przed dziećmi odsłonić bolesną tajemnicę Serca. Czyni to rzadko, bardzo rzadko. Odsuwa się wówczas, siada samotnie, zakrywa twarz dłońmi, by nie widziano Jej Łez. To znowu podnosi się; oczyma, co zwierciadłem są duszy, spogląda na kochane dzieci. W cichym łkaniu, zmęczonym głosem, ale z miłością i szczerością matki żali się: „Cierpię dla was tak długo, a wy sobie z tego nic nie robicie”. To nasza Matka Saletyńska! Dla was, nie dla Siebie, dla was, dzieci. choćby w cierpieniu myśli nie o Sobie, ale o nas. Gdy wspomniała o klęskach, które nadejdą, łzy obficiej płynęły Jej z Oczu…

„Chcąc, by Mój Syn was nie opuścił, muszę Go nieustannie o to prosić!…“ A łzy płynęły z oczu dobrej Matki.

Podwójna tajemnica mieści się w tym zapewnieniu Maryi: tajemnica Jej nieustannej troski i wielkich zwycięstw u Boga i u ziemskich dzieci — i Tajemnica Bożej Sprawiedliwości i najsroższej z kar: opuszczenia przez Boga. Z pierwszej ufność i pocieszenie wielkie rodzi się w duszy dobrej, choć może słabej, a z drugiej lęk ogromny dla serc złośliwych i upartych.

„Od jak dawna cierpię dla was! Chcąc by Mój Syn was nie opuścił, muszę Go nieustannie o to prosić”. Ale przychodzi chwila, o której ta niezrównana Matka mówi: „Będę musiała puścić rękę mojego Syna”.

Gdy Bóg przestanie nas upominać, gdy nam pozwoli iść za naszą złą wolą, ze spokojem i zadowoleniem, gdy wówczas odmówi Łask szczególnie wielkich, a pozostawi przy zwyczajnych, takich, jakie daje każdemu człowiekowi, — to będzie opuszczenie. „Od jak dawna cierpię dla was. Chcąc by Mój Syn was nie opuścił, muszę Go nieustannie o to prosić. Nigdy nie wynagrodzicie mi trudu!“ Aż takiego poświęcenia żądać od Matki Najświętszej nie możemy. To są już owe nadzwyczajne Łaski. o ile je mamy, to dzięki niewytłumaczonej Miłości Niebieskiej Pośredniczki. To się nam nie należy. Tak często należy się nam, by opadła Ręka Najwyższego Pana. Stanie się tak, gdy Matce braknie sił, jak Sama powiada: „Nie będę mogła dłużej“.

Jest pewna miara we wszystkim! Bóg wszystko pod liczbą, wagą i miarą urządził. Bo zna ilość Łask, których nam udzielił i które marnujemy. „Nigdy nie zdołacie mi wynagrodzić trudu” —- ogromna to liczba, tak dużo kosztujemy. Pod wagą: wie, jaką wartość ma każda Łaska. Ciężar Łaski można zmierzyć ciężarem grzechu i kary Bożej. „Będę musiała puścić Rękę Syna. Jest ona tak ciężka”. — Pod miarą: wie, kiedy, ile i jakich Łask nam udzielić. „Muszę prosić nieustannie!”, czyli w każdej chwili życia i według potrzeb duszy.

Ale jest koniec liczby, wagi i miary: „Będę musiała puścić Rękę Syna”. Koniec dla wszystkich inny. Dla zbuntowanych aniołów już pierwszy grzech przebrał liczbę, wagę i miarę. Dla ludzi termin jest bliżej lub dalej, ale dla wszystkich, co trwa w uporze, niechybnie przyjdzie. „Będę musiała puścić rękę Syna!”. A wszystko zależy od woli ludzkiej. „Jeżeli zechcecie się nawrócić, Ramię Boże na was nie spadnie!”. o ile nie, wówczas będziecie tak postępować, iż powrót do Boga stanie się niemożliwy. Wówczas zobaczycie prawdę, ale nie pójdziecie jej śladami. Będziecie słuchać napomnień najbardziej wzruszających, ale nic was to nie wzruszy. Będą was dręczyć wyrzuty sumienia, ale nie będziecie się tym przejmować. Pomyślicie o pokucie, ale braknie wam odwagi i skruchy serca. Lęk budzić was będzie, ale postaracie się, by zasnąć z przyjemnością.

I tak spełnią się na was słowa: „Wy sobie z tego nic nie robicie!” Wyznaczyć sobie dzień ku nawróceniu, mówiąc sobie: Nie dziś, ale jutro — jakbyście nie wiedzieli, iż jutro nie do was należy. Odłożycie na ostatnią chwilę zerwanie z okazją do grzechu, odwołanie oszczerstw, nagrodzenie krzywdy, naprawę zgorszenia, poprawę Spowiedzi z wielu lat… ale śmierć nie da wam obliczyć, ile macie chwil do tej ostatniej chwili. A Bóg na to pozwoli z powodów, które nam nie są znane, ale są sprawiedliwe. „Będę musiała puścić Rękę Mojego Syna“.

Ta myśl nie zniechęci mnie, ale popchnie do nowych wysiłków. Im bardziej się lękam opuszczenia przez Boga, tym gorliwiej będę pracował, ażeby ten lęk zamienić na gorące pragnienie zbawienia. Nadzieje, troski, umiłowania, które mnie z życiem wiążą, obrócę ku sprawie zbawienia.

Grzech mnie przeraża? Tym lepiej. Niech przeraża jeszcze bardziej i niech zachęci do gorliwości. Rzecz jest prosta. Spełnię, co rozkazuje Marya Saletyńska. Poddam się Bogu szczerze. Reszty dokona Matka Niebieska. Słyszę, jak mówi: „Jeżeli mój lud się podda, nie opuszczę nań Ręki Syna, ani Syn Mój nie opuści go!”

Matka Boska Saletyńska to Matka dobrej nadziei i litości, Wspomożycielka zbawienia — jak Ją nazywał Maksymin. „Żyję w obecności Najświętszej Panny Saletyńskiej. Myśleć o Niej, wzywać Jej: to moje szczęście. O, jak mi śpieszno pójść tam. Tymczasem codziennie piję drogocenną wodę ze źródełka. Zdaje mi się, iż ona upaja mnie dobrą wolą i wielkim pragnieniem zbawienia”.

Niech Marya Saletyńska nauczy nas opłakiwać nasze winy. O, my umiemy płakać. Wszak płakaliśmy tyle razy! ale nie tak wiele płakaliśmy nad największym nieszczęściem, jakim jest grzech. U stóp Matki, co dla nas ofiarowała się na boleść i łzy, złóżmy swoje serca, oszukane przez ułomność i złość ludzką! Dość lekkomyślności i złudzeń! Spokój i szczęście tym razem jest w smutku i łzach, spoczywających cicho na dnie duszy rozżalonej przed Bogiem. U kolan Płaczącej Matki, gdy tylko Ona widzieć nas będzie, zapłaczmy nad dziełem swojej słabości i złej woli, zapłaczmy tak, jakeśmy jeszcze nigdy w życiu nad żadnym nieszczęściem nie płakali.

Jest w zjawieniu saletyńskim szczegół, który dotąd nie przestał budzić ciekawości. To saletyńskie tajemnice.

Po słowach, zapowiadających wielkie klęski, Najświętsza Panna powierza sekret najpierw Maksyminowi potem Melanii, nakazując dzieciom, by go nie zdradziły. Malcy wiernie strzegły przyrzeczenia.

Trzeba było wielu tłumaczeń i usilnych przekonywań, nim się zdecydowały powierzone sobie tajemnice przesłać Ojcu Świętemu. Papież Pius IX po przeczytaniu zasmucił się i rzekł do otoczenia: „Oto klęski, które grożą całej Europie, bo cała Europa przewiniła. Mniej się obawiam otwartej bezbożności niż obojętności religijnej i względu ludzkiego”.

Obojętność religijna i krępowanie się opinią ludzką w spełnianiu obowiązków religijnych — to źródło największego moralnego zniszczenia. Taką jest treść saletyńskich tajemnic.

Obudźmy i wzmocnijmy w sobie życie religijne.

Najświętsza Panna w zjawieniu saletyńskim upomina się o Boga, o silną i czynną wiarę w Boga.

Prawdziwa religijność rodzi się tylko z wiary wewnętrznej. Należy, by ten, który przystępuje do Boga, wpierw uwierzył. Wiara jest światłem duszy. I prawdziwa religijność wypływa z wewnętrznego światła, które oświeca, ogrzewa i ożywia życie chrześcijańskie. Tylko przekonanie trwałe, wyrozumowane, głębokie nie zraża się żadnymi trudnościami, nie pójdzie za byle marnym przykładem, nie skostnieje, choćby wszyscy wokoło ginęli na zimnicę religijnej obojętności.

Trzeba mieć dużo odwagi, by iść za rozkazem Wiary. Niestety, mamy do przezwyciężenia wiele słabości swoich i cudzych. Mamy dużo wymówek: słabość natury, lęk przed otoczeniem, stosunki towarzyskie, zwyczaje i nastroje obecnej chwili, wola drugiego z małżonków, przyszłość dzieci i, przede wszystkim, to nieszczęsne powiedzenie: Tak postępują wszyscy… To wszystko staje się źródłem niezdecydowania, bojaźliwości, tchórzostwa w sprawach najpoważniejszych.

Słowa Maryi Saletyńskiej wołającej o Boga, o wiarę w Boga, o ducha Wiary, o religijność otwartą, odważną i szczerą, niech brzmią w naszych duszach potęgą wieczności. Patrzmy, do czegośmy się zobowiązali w owej chwili, w której staliśmy się Jej ludem, Jej dziećmi. Nie na pokaz to się stało i nie na paradę, ale na życie rozumne, logiczne, odważne! Takie życie może kosztować niemało bólu, ale pomoże nam Ta, Która zawsze jest blisko nas.

Źródło: Ks. Franciszek Czarnik M.S. – U stóp Matki płaczącej 1948r.

Idź do oryginalnego materiału