Ks. Jacek Stryczek. Nie usprawiedliwiajmy patologii

1 dzień temu
Zdjęcie: Ks. Jacek Stryczek


Trzeba przyznać, iż cała opowieść obrońców ks. Stryczka jest bardzo spójna i atrakcyjna. Problem polega jedynie na tym, iż nie ma za wiele wspólnego z rzeczywistością.

Prokuratura umorzyła postępowanie dotyczące ks. Jacka Stryczka i zarzutów o mobbing w Szlachetnej Paczce. W debacie publicznej można od jakiegoś czasu usłyszeć zarówno obrońców ks. Stryczka, jak i jego samego. Przekonują oni, iż całe zamieszanie wokół znanego krakowskiego duchownego było politycznym spiskiem wymierzonym w niego, a pośrednio – także w Kościół. Sama zaś decyzja prokuratury wprost przedstawiana jest jako dowód na prześladowanie Kościoła przez jego wrogów, w tym zwłaszcza media z zagranicznym kapitałem.

Ks. Stryczek: sprawca i ofiara?

Trzeba przyznać, iż cała opowieść obrońców byłego prezesa Szlachetnej Paczki jest bardzo spójna i atrakcyjna. Problem polega jedynie na tym, iż nie ma za wiele wspólnego z rzeczywistością. Wystarczy przyjrzeć się komunikatowi prokuratury, która wprost przyznała, iż zeznania byłych pracowników były wiarygodne (w ankiecie przeprowadzonej wśród pracowników Stowarzyszenia „Wiosna” ponad 70 proc. nie chciało dalej współpracować ze swoim byłym już szefem), zachowania ks. Stryczka można ocenić jako nieetyczne, a umorzenie postępowania wynika wyłącznie z braku możliwości postawienia zarzutów o mobbing.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Wszystko rozbija się bowiem o to, iż mobbing jest opisany w polskim prawie w taki sposób, iż w zasadzie trudno postawić komukolwiek zarzuty z tego tytułu. jeżeli ktoś pomiata pracownikami i traktuje ich przedmiotowo, ale nie można udowodnić, iż znęca się z premedytacją nad określoną osobą lub osobami, mobbingu formalnie na gruncie przepisów prawa karnego nie ma.

Z czym zatem mieliśmy do czynienia w Szlachetnej Paczce? Z kultem jednostki, autorytarnymi rządami i czymś, co w polskiej literaturze często określane jest mianem tzw. kultury zapierdolu.

Polega ona na przedmiotowym traktowaniu pracowników, wyzyskiwaniu ich, oczekiwaniu pracy ponad siły, a przede wszystkim tworzeniu klimatu, w którym ludzie nie chcąc stracić pracy zgadzają się na takie podejście (nierzadko w atmosferze poczucia winy). W tej sytuacji traktowanie ks. Jacka Stryczka jako ofiary spisku, który miał na celu odebranie mu władzy nad Stowarzyszeniem „Wiosna” i Szlachetną Paczką, jawi się jako ewidentne nadużycie.

Mobbing jest opisany w polskim prawie w taki sposób, iż trudno postawić komukolwiek zarzuty. jeżeli ktoś pomiata pracownikami i traktuje ich przedmiotowo, ale nie można udowodnić, iż znęca się z premedytacją nad określoną osobą lub osobami, mobbingu formalnie nie ma

Marcin Kędzierski

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Kiedy spojrzy się na to jednak z nieco szerszej perspektywy, faktycznie można uznać ks. Stryczka za ofiarę. Widząc jego zachowania, kościelni przełożeni powinni znacznie wcześniej zareagować i skłonić go do ich zmiany. Dlaczego tego nie zrobili? Bo lider Stowarzyszenia „Wiosna” był człowiekiem sukcesu. Kimś, kto robił Kościołowi dobry wizerunek. Kimś, kto brylował w mediach i pokazywał tę lepszą twarz Kościoła.

Paradoks, czyli również… pieniądze

Ksiądz Stryczek nie był zresztą jakimś wyjątkiem. W ostatnich kilkudziesięciu latach mieliśmy do czynienia z wieloma charyzmatycznymi duchownymi, ale i świeckimi, którzy osiągając sukces „robili” Kościołowi pozytywny PR. Niestety, dziś już wiemy, iż za niektórymi historiami kryły się ciemne sprawy – czy to przemoc psychiczna, czy to nadużycia finansowe, czy wreszcie przestępstwa seksualne.

Najgorsze jest to, iż w wielu przypadkach przełożeni przymykali oko na mniejsze lub większe grzechy, obawiając się wypłynięcia na światło dzienne skandalu z udziałem jakiegoś znanego duchownego. Tak wyglądał choćby przypadek byłego już dominikanina Pawła M. skazanego za przestępstwa seksualne, który przez długi czas mógł korzystać ze względów ówczesnego prowincjała właśnie z powodu ogromnych sukcesów duszpasterskich. Nie jest to przypadek odosobniony. Dopiero kiedy afery wychodzą na światło dziennie, ludzie z otoczenia przyznają, iż sprawa była znana od jakiegoś czasu, ale była obawa, żeby ją ruszać.

Nowość Promocja!
  • Tośka Szewczyk

Nie umarłam. Od krzywdy do wolności

31,20 39,00
Do koszyka
Książka – 31,20 39,00 E-book – 28,08 35,10

Istnieje pewnie wiele możliwych wyjaśnień opisanego wyżej mechanizmu, jednak w moim odczuciu zdecydowana większość takich przypadków rozpoczyna się od przyzwolenia na uprzedmiotowienie i wykorzystanie człowieka. Kościół, który naucza o obowiązku poszanowania godności człowieka, niestety bardzo często ma duże trudności z respektowaniem tego nauczania w praktyce. Najbardziej rozpowszechnioną formą uprzedmiotowienia człowieka w Kościele jest przemoc ekonomiczna. W ciągu prawie 20 lat zaangażowania w różne kościelne inicjatywy nie spotkałem chyba osoby, która nie doświadczyłaby jej w mniejszym lub większym stopniu.

Brak wynagrodzenia za pracę lub płacenie poniżej stawek rynkowych; oczekiwanie pracy za darmo; wymuszania zaangażowania ponad możliwości, często kosztem obowiązków stanu. Odnoszę nieraz wrażenie, iż cały „system kościelny” zbudowany jest na przemocy ekonomicznej.

Co więcej, ofiary tego systemu, chcąc dalej w sposób aktywny funkcjonować w Kościele, często przejmują stare wzorce i same stają się sprawcami przemocy wobec kolejnych pokoleń. Możliwe, iż właśnie taką drogę przeszedł ks. Stryczek – od ofiary do sprawcy. Może się bowiem wydawać, iż stosowanie przemocy ekonomicznej to jedyny skuteczny sposób, by kościelne inicjatywy mogły przez cały czas efektywnie działać. Zwłaszcza, kiedy brakuje nam zasobów, w naturalny sposób przychodzi nam wyciśnięcie jak najwięcej z tych, którymi dysponujemy, czyli właśnie z ludzi.

Paradoks polega na tym, iż Kościół dysponuje ogromnymi zasobami materialnymi, które spokojnie mógłby wykorzystać i w ten sposób osłabić bodźce zachęcające do stosowania przemocy ekonomicznej. Wystarczyłoby je uruchomić.

Niestety, nie widać ani woli, ani kościelnych przywódców, którzy chcieliby to zrobić. A dopóki hierarchia kościelna, która odpowiada za zarządzanie majątkiem Kościoła, nie dostrzeże tego paradoksu, kolejne pokolenia księży, sióstr zakonnych i wiernych świeckich będą musiały przejść przez doświadczenie przemocy i wykorzystania.

Ważne jest, abyśmy przynajmniej nie usprawiedliwiali tej patologii. Choćby w imię spójności czynów z oficjalnym nauczaniem Kościoła w sprawach społecznych, a przede wszystkim w imię spójności z Ewangelią.

Idź do oryginalnego materiału