Czy nie możesz wyjść z
podziwu dla samego/samej siebie w związku z tym, co udało ci się już osiągnąć?
Wszystko zawdzięczasz sobie i swojej konsekwentnej pracy? Duma cię rozpiera i
teraz już nie zamierzasz nic robić, a tylko żyć, i delektować się tym, co
osiągnąłeś/osiągnęłaś do tej pory? Przypomnij sobie tę przypowieść:
„Pewnemu
zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole.
I
rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów.
I rzekł: Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a
pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz
wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!
Lecz Bóg rzekł do niego: "Głupcze,
jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś
przygotował?"
Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi
dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem”.
Łk
12, 16-21
Powinniśmy pracować
każdego dnia tak, jakbyśmy zaczynali od nowa dążąc do celu, który jest nieustannie
przed nami. Nie mówię tu o pracoholizmie, ale o rozsądnej pracy, pracy z
umiarem.
Moim ziemskim celem jest
odzyskanie jak najlepszego poziomu sprawności, dlatego od prawie 14 lat ćwiczę
codziennie i nieprzerwanie staram się ją odzyskać. To nie są tylko i wyłącznie
ćwiczenia fizyczne. To są zwykłe, codzienne czynności, które dla większości
zdrowych ludzi są niczym, a dla mnie są poważnymi wyzwaniami, np. rozłożenie
łóżka.
To jest cel na życie
ziemskie, natomiast celem związanym z życiem przyszłym jest Niebo i spotkanie z
Panem Jezusem, żyjąc tu, na ziemi, by pracować na Niebo. Im wcześniej sobie z
tego zdamy sprawę, tym lepiej.
Nie możemy osiąść na
laurach póki żyjemy i powiedzieć: „Ja już zapracowałem na Niebo. Teraz już tylko
odpoczywam”. Nie. Odpoczynek będzie dopiero po śmierci, nie za życia.
Ewelina
Szot