„Tak bowiem Bóg umiłował świat, iż Syna swego Jednorodzonego dał,
aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J
3, 16). Ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga, do ludzi”
(Tt 3, 4). „Bóg. ..w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez
Syna” (Hbr 1, 1).
Źródło wielkiej rzeki
Przytoczone wyżej zdania zostały wypowiedziane i zapisane blisko 20 wieków temu. Są
one jak źródło wielkiej rzeki, która rozlewa się coraz szerzej, niosąc
życie i zbawienie. Natchnione słowa św. Jana i św. Pawła świadczą o
Wydarzeniu, które w dziejach ludzkości ma charakter szczytowy, gdyż
spełnia wielowiekowe oczekiwania i otwiera pomyślną Przyszłość –
doczesną i wieczną. Wszystkie te słowa mówią o Narodzinach Syna Bożego pośród ludzi i wydobywają ich wielkie znaczenie zbawcze.
Narodziny
Boga-Człowieka dały początek różnym ważnym procesom w obszarze religii i
kultury. W milionach serc uruchomiły lawinę głębokich przeżyć i słów
pełnych poezji i patosu. Zainspirowały wielu twórców do stworzenia
wspaniałych dzieł – muzycznych i malarskich. One też stały się
przedmiotem wielu teologicznych traktatów. O nich mówią kazania i
mszalne homilie. Na nich koncentrują się niezliczone medytacje i
ewangeliczne kontemplacje, podejmowane czy to w rekolekcyjnej ciszy czy w
chwilach zadumy nad Dziecięciem złożonym w różnych żłóbkach i
szopkach...
Kilka wieków po Narodzeniu Chrystusa wielki św. Augustyn wołał: „Przebudź
się, człowiecze: dla ciebie Bóg stał się człowiekiem! «Zbudź się o
śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus». Dla ciebie,
powtarzam, Bóg stał się człowiekiem”.
Św. Leon Wielki, papież, również w V wieku, tak zaczynał swoje kazanie bożonarodzeniowe: „Dzisiaj narodził nam się Zbawiciel, radujmy się, umiłowani! Nie
miejsce na smutek, kiedy rodzi się życie; pierzchnął lęk przed zagładą
śmierci, nastaje euforia z obietnicy niekończącego się życia. Nikogo ona
nie omija, wszyscy mają ten sam powód do tego wesela, bo nasz Pan
niweczy grzech i śmierć, a chociaż nikogo nie znajduje wolnego od winy,
to przecież wszystkich przychodzi wyzwolić”.
Jak my dzisiaj przeżywamy Boże Narodzenie?
Co my weźmiemy dla siebie ze wspominanych ziemskich Narodzin Syna Bożego?
Jeśli chcemy wziąć z nich dużo i ubogacić się tym, co Najważniejsze,
to przypomnijmy sobie wpierw o wielkiej potrzebie i największym
pragnieniu każdego człowieka: by być kochanym – i to miłością
nieskończoną, wszechmocną, czyli taką, która potrafi nas ocalić.
– Dziecku wystarczy tyle, iż jest kochane. –
Człowiek dojrzewający chce także sam kochać, bo przeczuwa i wie, iż
ludzka osoba rozwija się i spełnia jedynie w miłosnej więzi osób.
Z
doświadczenia i z obserwacji wiemy, jak się ma sprawa z ludzką miłością
w małżeństwach i w rodzinach, w małych wspólnotach, w większych
społecznościach i między narodami. Wszędzie widać ogromne niedostatki w
miłości...
– Kto powie, iż już czuje się tak kochany, jak tego pragnie? – I iż sam tak miłuje swoich bliźnich, jak na to zasługują?
Bez wątpienia każdy człowiek nosi w sobie jakiś radykalny brak w zakresie miłości.
Świadczą o tym nasze ciche łzy, co dzień doświadczane mniejsze i
większe przykrości. A o czym to mówią nasze wyznania (przed człowiekiem i
Bogiem), czynione w chwilach szczerości? Także wygląd twarzy,
oglądanych w różnych sytuacjach, zda się potwierdzać ten radykalny brak.
Przypomniałem
(w taki dzień) doświadczane braki i ograniczenia miłości – po to tylko,
żeby tym mocniej i bardziej przekonująco zwiastować Orędzie wpisane w
Boże Narodzenie.
Orędzie Miłości
Oto Bóg, nasz Ojciec, daje nam dzisiaj Swego Syna, żeby zapewnić nas o Swej Boskiej Miłości do nas, do ciebie, do mnie. Jest
to Miłość przedwieczna, nieodwołalna, absolutnie wierna, a zarazem nie
narzucająca się, delikatna, dyskretna. Po prostu wspaniała. Po prostu
taka, na jaką czeka każdy człowiek!
Doprowadzić
człowieka (siebie w pierwszej kolejności) do tej prostej i życiodajnej
pewności, iż Bóg kocha nas Boską, nieskończoną Miłością – to trudne
zadanie. choćby dla Wszechmocnego Boga jest to trudne, bo
człowiek, dotknięty skutkami grzechu pierworodnego, jest poważnie chory
na niedowierzanie swemu Stwórcy. Człowiek
rodzący się na tej Ziemi nie „czuje” tego, o czym Bóg mówi człowiekowi
przez Izajasza, iż jest on wyryty na obu dłoniach Boga (Iz 49,
16) i iż Bóg nie może o nim zapomnieć (Iz 49, 15). Choć cały utkany jest
z Miłości Boga, to jednak nie ma żywego doświadczenia tej
Rzeczywistości.
Dziecko długo rozczarowywane (przez rodziców i
inne osoby) brakiem należnej mu miłości, niełatwo uwierzy, iż miłość w
tym świecie jest podstawową „daną” i iż jest ona czuła, delikatna i
absolutnie wierna.
Tak, wobec Boga Ojca wszyscy stajemy jako takie dzieci, które dotąd nie spotkały miłości na miarę wpisanych w nie pragnień... A
On cierpi wraz z nami, gdy widzi, jakie to pokłady niewiary i
podejrzliwości odgradzają nas od Niego. Bóg nie zostawia nas samych z
negatywnymi uczuciami. Nasz Stwórca daleki jest od chłodnej zgody na
naszą beznadziejność i marne wegetowanie przez ileś tam lat... On, będąc
Miłością, po prostu nie może przystać na naszą marną egzystencję – w
smutku, zwątpieniu i oporze, pełnym goryczy.
Bóg przekonuje nas, iż być człowiekiem to wielka sprawa.
Zapewnia nas, iż Jemu na nas bardzo zależy.
On
„zrównuje się” z nami, gdy w Tajemnicy Wcielenia staje się jednym z
nas. Zniża się do naszego poziomu i uniża po to, żeby tym bardziej
przekonująco zaofiarować nam możliwość wyniesienia nas na Boski poziom
Życia. Czyn Boga, który nazywamy krótko Boże Narodzenie, jest w swej istocie miłosnym wyznaniem Boga Ojca. W ziemskich narodzinach swego Syna Bóg Ojciec mówi nam: Kocham
cię, świecie! Kocham cię, człowiecze! Skoro daję wam Mojego Syna, to
czy możecie mówić, iż jesteście sami, samotni i zagubieni? I iż wasz los jest nazbyt trudny i niepewny? I iż nie wiecie, skąd wyszliście i dokąd podążacie?
– Pięknie treść Bożego narodzenia wyraził o. Karl Rahner SJ: „Kiedy
mówimy: jest Boże Narodzenie, to mówimy zarazem: w Słowie Wcielonym Bóg
wyrzekł w świat swoje Słowo – ostatnie, najgłębsze i najpiękniejsze.
Słowo, którego już nie można cofnąć, bo jest ono ostatecznym czynem
Boga, bo jest ono samym Bogiem w świecie. A słowo to brzmi: Kocham
ciebie, świecie, i ciebie, człowiecze”.
„Miłość mię sprowadziła i miłość mię zatrzymuje”
Do
niezapomnianych słów ojca K. Rahnera chciałbym dodać jeszcze kilka zdań
św. siostry Faustyny, która była obdarzona wyjątkową zdolnością
widzenia głębi Tajemnicy Boga i tajemnicy człowieka.
W swoim Dzienniczku tak opisuje przeżycia Bożego Narodzenia w roku 1935. W dzień wigilijny „od samego rana duch mój był pogrążony w Bogu. Jego obecność przenikała mnie na wskroś.
Wieczorem przed wieczerzą, weszłam na chwilę do kaplicy, ażeby u stóp
Pana Jezusa podzielić się opłatkiem z tymi, którzy są z daleka, a
których Jezus bardzo kocha, a ja mam im wiele do zawdzięczenia. Kiedy
się w duchu dzieliłam tym opłatkiem z pewną osobą, usłyszałam w duszy
te, słowa: – serce jego jest Mi niebem na ziemi. – Kiedy wychodziłam z
kaplicy, w jednej chwili ogarnęła mnie wszechmoc Boża. Wtem poznałam, jak bardzo Bóg nas miłuje; o, gdyby dusze choć w cząstce mogły to pojąć i zrozumieć” (Dz 574).
Raczej
nie możemy liczyć na takie wizje i tak głębokie zrozumienia Boga, o
jakich zaświadcza św. Faustyna (i wielu innych świętych). Mamy jednak
prawo, a poniekąd i obowiązek, zapożyczania przenikliwych oczu serca od
tych, którzy widzieli więcej i więcej Boga poznali.
– Nieraz
fascynuje nas czyjaś inteligencja, czyjeś znakomite ogarnianie jakiegoś
fragmentu rzeczywistości. Czasem bywa to psychologia, astronomia,
polityka, analizy socjologiczne itd.
–
Czy nie powinniśmy z wielkim zainteresowaniem i wręcz pasją poznawać
to, co mówią Bogu ci, którym Bóg dawał i daje wyjątkowy wgląd w całą
Rzeczywistość.
W Boże Narodzenie roku 1935 uwaga Faustyny
skierowana jest ku Tajemnicy Wcielenia. Chce dogłębniej pojąć, co znaczy
aż taki czyn Boga, więc pyta: „Jezu, co jest powodem, iż taisz swój
Majestat, iż opuściłeś tron nieba, a przebywasz z nami? Odpowiedział mi
Pan: – Córko Moja, miłość mię
sprowadziła i miłość mię zatrzymuje. Córko Moja, o gdybyś wiedziała, jak
wielką zasługę i nagrodę ma jeden akt czystej miłości ku Mnie,
umarłabyś z radości. Mówię to dlatego, abyś się ustawicznie
łączyła ze Mną przez miłość, bo to jest cel życia duszy twojej; akt ten
polega na akcie woli; wiedz o tym, iż dusza czysta jest pokorna; kiedy
się uniżasz i wyniszczasz przed Majestatem Moim, wtenczas ścigam cię
łaskami swoimi, używam wszechmocy, aby cię wywyższyć” (Dz 576).
Takiej
duchowej wiedzy (jak św. Faustyna) sami z siebie raczej nie mamy. Ale
możemy uczestniczyć w wiedzy więcej poznających. Dzięki ich świadectwu
możemy odnowić naszą ewangeliczną kontemplację Osoby Jezusa…
Na życie, na czas, na naszą codzienność różnie można patrzeć.
W
dzień Bożego Narodzenia sens danego nam czasu życia można by zawrzeć w
tym jednym zdaniu: Czas jest czekaniem Boga na moją miłość.
Jaki to będzie dla mnie czas w oktawie Bożego Narodzenia? Czy Jezus doczeka się choć jednego aktu szczerej miłości do Niego?
Miłość przyzywa miłość
„Miłość przyzywa miłość...Odpowiedz Mi zatem: Pragnę ciebie. Cóż
cię onieśmiela? Twoje powtarzające się zaniedbania? Twoje
niedociągnięcia? Brak zrównoważenia? Twoja myśl roztargniona? Złe
wspomnienia? Biorę to wszystko na siebie. Zbieram nędzę, a czynię z niej
wspaniałości. Daj Mi wszystko. Czy ośmielisz się powiedzieć, iż
cokolwiek w twoim życiu mogłoby nie należeć do Mnie – skoro stanowimy
jedno…” [1].