Nie wracajmy do łowienia ryb

3 godzin temu
Zdjęcie: Łódź rybacka


Zaryzykujcie. Nie brońcie status quo, którego już nie ma. To przesłanie adresowane jest i do biskupów, i do księży, i do nas wszystkich.

Weszliśmy na dobre w Wielki Post. Jak co roku będziemy wspólnie z Jezusem i jego uczniami szli do Jerozolimy. Wiemy, jak ta historia się skończy. Najpierw trzeba przejść Mękę i Śmierć, by móc doświadczyć Zmartwychwstania, a później – Pięćdziesiątnicy. Bardzo symbolicznie oddaje to drugi tom Liturgii Godzin, który niejako prowadzi nas przez wszystkie wydarzenia zbawcze właśnie do Zesłania Ducha Świętego, choć w gruncie rzeczy Jezus tchnął na nas swego ducha już z wysokości Krzyża.

Kościół wziął początek z tego tchnienia. Apostołowie, którzy wcześniej próbowali powstrzymać Jezusa i przekonywać go, iż „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”, za sprawą Ducha Świętego przestali się lękać i postawili na szali całe swoje życie. Dosłownie, bo prawie wszyscy ponieśli męczeńską śmierć.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Wpłać teraz

Jest kilka powodów, dla których o tym wspominam. W ostatnich dniach mieliśmy okazję zaobserwować co najmniej dwie sytuacje, w których do głosu doszła logika lęku. Zacznijmy od świata polityki. W minioną niedzielę minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski pozwolił sobie na ripostę wobec wpisu Elona Muska w mediach społecznościowych. Nie była ona ani cięta, ani oparta na nieprawdzie – ot, szef polskiej dyplomacji przypomniał, iż to polskie ministerstwo cyfryzacji finansuje działanie Starlinków na Ukrainie.

Miliarder się wściekł, nazywając Sikorskiego „małym człowieczkiem” (ang. little man). Polska debata publiczna się zagotowała, choć nie przeciwkowi Muskowi, ale wokół oceny, czy nasz minister powinien był sobie pozwolić na taki komentarz, czy też nie. Przedstawiciele opozycji, w tym głównie Prawa i Sprawiedliwości, grzmieli, iż to skrajna nieodpowiedzialność i iż Sikorski powinien natychmiast podać się do dymisji. W ich mniemaniu drażnienie właściciela Tesli może sprawić, iż prezydent Trump się rozłości na Polskę i wycofa swoich żołnierzy z naszego kraju.

Nie da się ukryć, iż widać jak na dłoni lęk przed rozpadem ładu międzynarodowego, opartego w dużym stopniu na obecności amerykańskich wojsk na Starym Kontynencie, w tym nad Wisłą. Można jednak odnieść wrażenie, iż w samym PiS, który postawił niemal wszystko na USA, a w ostatnich miesiącach „przytulił się” do Donalda Trumpa, wybryki amerykańskiego prezydenta – jak choćby zapowiedź resetu z Rosją – budzą przerażenie.

Na jakimś poziomie to zrozumiałe – niczym św. Piotr pod Cezareą Filipową chcą ratować status quo. Problem polega na tym, iż nie ma już prawdopodobnie czego ratować. Trzeba zmierzyć się z sytuacją, w której na Amerykanów nie możemy już liczyć. Pozostaje nam maksymalne przeciąganie wsparcia USA dla Ukrainy oraz wykorzystywanie faktu, iż na poziomie twardych danych, takich, jak wysokość nakładów na zbrojenia w relacji do PKB, amerykańska administracja nie może nam dziś łatwo niczego zarzucić.

Problem polega na tym, iż nie ma już prawdopodobnie czego ratować. Trzeba zmierzyć się z sytuacją, w której na Amerykanów nie możemy już liczyć

Marcin Kędzierski

Z tej perspektywy asertywna reakcja Sikorskiego była roztropna, zwłaszcza mając na uwadze wewnętrzne napięcia między Elonem Muskiem a szefem amerykańskiej dyplomacji, Marco Rubio. Ten ostatni, niejako wywołany do tablicy, musiał się zadeklarować, i ostatecznie zapowiedział utrzymanie usługi Starlinków na Ukrainie. Na jakiś czas. Z polskiej perspektywy to sukces. Nie dałoby się go jednak osiągnąć, gdyby Sikorski w postawie lękowej bił czołem przed właścicielem Tesli.

Analogiczne refleksje towarzyszą mi, kiedy przyglądam się dramie wokół powołania kościelnej komisji w sprawie nadużyć seksualnych. Konferencja Episkopatu Polski wyraziła już przed dwoma laty wolę stworzenia takiej instytucji. Dziś jednak biskupi próbują się z tego wycofać. Oczywiście nie wprost, ale pod pretekstem pewnych względów natury prawnej. Tego, jak rozumiem, dotyczy opinia Rady Prawnej Episkopatu – „wiecie, rozumiecie, my bardzo chcemy takiej Komisji, no ale prawo kanoniczne, ale Watykan, no musimy rozsądnie przemyśleć, nie można działać w pośpiechu”.

Defensywna postawa episkopatu zainspirowała akcję społeczną pod wymownym hasłem „Odwagi, Bracia Biskupi!”. Jej inicjatorzy – Agata Rujner i Paweł Zarosa – zachęcają do wysłania wiadomości do polskich biskupów, w której padają słowa „proszę, nie przegap okazji do czynienia dobra. Bądź dla nas przykładem solidarności i troski o sprawiedliwość. To jest ten moment, gdy warto i należy zachować się «jak trzeba»”.

Znów, w pełni rozumiem lęk hierarchów. Po pierwsze, po filmie braci Sekielskich mogło się wydawać, iż zaraz ruszy fala pozwów o odszkodowania, i trzeba pokazać, iż Kościół się rozlicza. Po drugie, widać już po przypadku podobnej komisji we Francji, iż łatwo rozliczać pedofilie w Kościele, ale już poza nim nikt się specjalnie do tego nie pali (a w świeckich instytucjach ten problem występował na podobną skalę). Po trzecie wreszcie, część obecnych hierarchów nie reagowało we adekwatny sposób na zgłoszone przypadki przestępstw i obawia się możliwych konsekwencji.

Kiedy obserwuję nerwowe ruchy Episkopatu wokół powołanie tej komisji, odnoszę wrażenie, jakby część biskupów mówiła: „Panie Jezu, nie idźmy do tej Jerozolimy, po co się pchać na afisz, wróćmy do Kafarnaum, mamy tam synagogę, zawsze możemy połowić ryby”. Zresztą to samo mówił Szymon, którego Jezus dopiero co namaścił na Piotra, Skałę, głowę Kościoła. Wiemy jednak, co św. Piotr usłyszał od Chrystusa w reakcji na tę propozycję.

Mam głębokie przekonanie, Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku, iż w świetle Pięćdziesiątnicy, do której jak co roku zmierzamy, jedynym przesłaniem w takich sytuacjach jest „nie lękajcie się”. Weźmijcie Ducha Świętego. Zaryzykujcie. Nie brońcie status quo, którego już nie ma. Bo stanie się to samo co z talentem zakopanym w ziemi. To przesłanie adresowane jest i do biskupów, i do księży, i do nas wszystkich. jeżeli ziarno wrzucone w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo. Nie wracajmy do łowienia ryb.

Przeczytaj również: KEP jako związek zawodowy biskupów?

Idź do oryginalnego materiału