Pożary w Los Angeles uwidoczniły narastający problem: na świecie adekwatnie nie ma już miejsc, które zapewniałyby przewidywalne warunki pogodowe do kręcenia filmów.
Pożary lasów w Kalifornii, a zwłaszcza w okolicach Los Angeles, sprawiły, iż wielkie studia wstrzymały produkcje kilkunastu seriali. Na liście znalazły się popularne tytuły takie jak „Chirurdzy”, „Agenci NCIS” czy sitcom „Misja: Podstawówka”. Amazon poinformował, iż pożary opóźnią też start prac nad nowym sezonem serialu „Fallout”, opowiadającym o życiu bohaterów w postapokaliptycznej rzeczywistości.
Nie jest to pierwszy raz, gdy nagłe zjawiska pogodowe i katastrofy wywołane przez zmiany klimatu wpływają na przemysł filmowy. W końcu w procesie kręcenia filmów niezwykle liczą się warunki pogodowe, a te stają się coraz bardziej nieprzewidywalne.
Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.
Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
Kiedy dziesięć lat temu George Miller kręcił kolejną odsłonę serii Mad Max – notabene, również postapokaliptycznej – okazało się, iż zdjęcia w Australii, gdzie powstawały poprzednie części cyklu, są niemożliwe. Niespotykanie intensywne deszcze i powodzie sprawiły, iż australijska pustynia zakwitła. Zdjęcia trzeba było przenieść do Namibii. Kilka lat później najgorsze w dziejach pożary buszu wymusiły wstrzymanie wielu lokalnych produkcji filmowych i telewizyjnych.
Nawet gdy plan zdjęciowy nie jest bezpośrednio dotknięty zagrożeniem, bliskość pożarów wpływa na ostateczny kształt filmu. Lori Balton, specjalistka od wyszukiwania miejsc do kręcenia, wspomina, iż w czasie prac nad „Shang Chi i legenda dziesięciu pierścieni” Marvela w Australii dało się zauważyć, iż unoszący się w powietrzu popiół wpływa na jakość powietrza i światła.
Kto zabrał śnieg?
Największym problemem, jaki pojawił się na planach filmowych w ostatnich latach, to brak śniegu. Kiedy w 1995 r. bracia Coen kręcili swój film „Fargo”, aktorzy na planie zmagali się z niezwykle niskimi temperaturami. Mimo to twórcy musieli szukać śniegu, bo już w latach dziewięćdziesiątych jego opady stawały się nieprzewidywalne.
Kiedy w roku 2014 rozpoczęły się prace nad serialem „Fargo”, na miejsce kręcenia wybrano Calgary w Kanadzie. Na miejscu okazało się, iż temperatury są jednak zbyt wysokie, śniegu w ogóle nie ma i trzeba go specjalnie sprowadzać na plan. To zaś znacznie podwyższa koszty produkcji i uzależnia twórców od dostępności maszyn robiących sztuczny śnieg.
Podobne problemy napotkał Alejandro Iñárritu w czasie prac nad filmem „Zjawa”. Twórcy zależało, by zdjęcia były kręcone przy świetle dziennym. Pomimo szeroko zakrojonych poszukiwań lokalizacji, gdzie można by nakręcić film (plan zakładał zdjęcia od Kanady po Argentynę), w czasie prac okazało się, iż nie ma na świecie miejsca, które zapewniłoby kilkanaście tygodni odpowiednich warunków. Produkcję trzeba było wstrzymać na dobre kilkadziesiąt dni.
Zaledwie kilkanaście lat po tym, jak amerykański przemysł filmowy odkrył możliwości Islandii, zmiany klimatu utrudniają tam pracę
Katarzyna Czajka-Kominiarczuk
Problemem na planie były zarówno temperatury zbyt wysokie, które nie dawały szansy na wykorzystanie sztucznego śniegu, jak i ekstremalnie niskie, których nie spodziewano się w czasie kręcenia scen jesiennych. Co ciekawe, powstające w tym samym czasie „Zjawa” i serial „Fargo” musiały rywalizować o wypożyczenie maszyn do robienia śniegu.
W 2021 r. twórcy filmu „Śnieżne Bractwo” zmagali się nie tylko z brakiem śniegu w górach Sierra Nevada, ale też z pyłem znad Sahary, który zabarwił śnieg na pomarańczowo. Ponownie konieczne było przerwanie zdjęć i nakręcenie części ujęć w sztucznie wykreowanych warunkach. Co, jak zauważył sam reżyser J.A. Bayona, nie było łatwe dla części aktorów, którzy woleli grać w warunkach naturalnych. Zwłaszcza iż sztuczny śnieg zachowuje się zupełnie inaczej niż ten prawdziwy.
Lodowiec Svínafellsjökull w Islandii, na którym kręcono sceny do „Gry o tron”, „Interstellar” czy „Batman: początek”, stał się jedną z tych atrakcyjnych przestrzeni dla filmowców, na które zawsze można było liczyć. Podobnie jak cała Islandia, oferująca ekipom filmowym zróżnicowany i mroźny krajobraz. Tyle iż zaledwie kilkanaście lat po tym, jak amerykański przemysł filmowy odkrył możliwości Islandii, zmiany klimatu utrudniają tam pracę. Wspomniany lodowiec kurczy się co roku w tempie kilkunastu procent, a jego powierzchnia jest coraz bardziej niestabilna, co niekiedy uniemożliwia pracę.
Gdy reżyser Baltasar Kormákur chciał nakręcić sceny do swojego filmu „Everest” na Islandii, okazało się, iż klimat wpływa też na kolor lodowców, które stają się coraz ciemniejsze. Im więcej śniegu się topi, tym więcej pozostaje w nich pyłu. Ostatecznie film kręcono w Dolomitach, gdzie produkcję i tak przerywano – tym razem ze względu na zagrożenie lawinowe.
Świat coraz mniej przyjazny
Nie tylko brak śniegu dokucza filmowcom. Coraz częstsze i silniejsze huragany sprawiły, iż przemysł filmowy na Florydzie przeżywa kryzys. Coraz częściej trzeba też wstrzymywać produkcję filmowe i telewizyjne w Luizjanie.
Choć silne wiatry i ulewne deszcze nie są niczym nowym w tej części świata, to sezon huraganów zaczyna się coraz wcześniej i trwa coraz dłużej. Nic dziwnego, iż filmowcy wybierają inne lokalizacje swoich planów filmowych, gdzie pogoda jest nieco bardziej przewidywalna. Jednak kręcenie w niektórych rejonach Azji czy Afryki bywa niemożliwe ze względu na zbyt wysokie temperatury. Już teraz są miejsca na świecie, gdzie temperatura powietrza osiąga 50 stopni Celsjusza. W takich warunkach nie tylko nie sposób funkcjonować, ale też trudnością okazuje się zapewnienie zasilania, którego plany filmowe i tak potrzebują niezwykle dużo.
- Wojciech Marczewski
- Damian Jankowski
Świat przyspiesza, ja zwalniam
Problemem są także coraz wyższe temperatury, które wpływają na dni zdjęciowe, w czasie których da się pracować. Kilka dużych produkcji – od „Gladiatora 2”, przez „Furiosę” po „Diunę” – musiało skracać albo wstrzymywać dni zdjęciowe ze względu na dotkliwe upały.
Również Kalifornia, centrum amerykańskiego przemysłu filmowego – przez lata uznawane za idealne dla filmowców ze względu na zróżnicowany krajobraz, łagodne światło i wiele słonecznych dni – staje się coraz mniej przyjazne. Pożary w Los Angeles tylko uwidoczniły narastający problem. choćby najlepsze miejsce do kręcenia filmów jest w tej chwili nieprzewidywalne. A brak przewidywalności na planie filmowym to przede wszystkim wyższe koszty.
I nie chodzi jedynie o przerwy w dniach zdjęciowych, w produkcji filmowej. Ubezpieczenia planów i pracowników pochłaniają olbrzymie kwoty – tym wyższe, im większe ryzyko, a nieprzewidywalność pogody się w to wpisuje. Niekoniecznie dotyka to największych produkcji, na które studia i tak wydają miliony, ale już mniejsze filmy mogą nie być w stanie zebrać koniecznego finansowania.
Plaster na złamanie
Problemy świata filmowego ze zmianami klimatu są znane od lat. Sęk w tym, iż proponowane zmiany okazują się kosmetyczne. Przemysł filmowy stara się dokładać mniej do zmian klimatu, ale nie jest szczególnie ekologiczna branża.
Porady dla producentów, jak ograniczyć wpływ kinematografii na klimat, pokazują, iż zmiany są niewielkie. Recykling dekoracji i kostiumów, segregowanie śmieci, planowanie produkcji filmowej, by ograniczyć konieczność przewożenia aktorów, korzystanie z ekologicznych materiałów – wszystko to wydaje się jak plasterek przy otwartym złamaniu.
Plany filmowe wciąż pochłaniają pieniądze, wymagają wielu materiałów i zużywają olbrzymie ilości energii, zwłaszcza na oświetlenie. To, iż festiwale filmowe przestają drukować swoje programy na papierze czy obiecują nie marnować żywności na bankietach, kilka tu zmieni.
Jednocześnie sama branża filmowa bardzo rzadko podnosi temat zmian klimatu na ekranie. Tego typu filmy i seriale powstają, ale często uważa się je za zbyt przygnębiające lub polaryzujące. Ostatecznie dziś nie każdy widz wierzy, iż zmiany, jakie zachodzą wokół niego, są pokłosiem działań człowieka.
Gdy wygasły największe pożary w Los Angeles, stało się jasne, iż przerwa w kręceniu filmów i seriali to najmniejszy problem. Ogień pochłonął nie tylko domy, z których wiele należało do pracowników planów filmowych, ale też lokalizacje, w których kręcono. Producenci nie spieszą się, by wracać do Miasta Aniołów. Trzeba znaleźć nowe miejsca do kręcenia, uzyskać nowe pozwolenia, być pewnym, iż znów nie będzie konieczności ewakuacji.
W obliczu tych zmian Los Angeles, które nie podniosło się jeszcze po przerwie w produkcji wywołanej pandemią, stoi w obliczu kryzysu. Bo czy można dalej prowadzić fabrykę snów i opowiadać choćby o postapokalipsie, gdy wokół coraz więcej koszmarów i apokalipsa zupełnie namacalna?