Dlaczego
rusztowanie, a nie drabina? Przecież po drabinie byłoby łatwiej albo jeszcze
lepiej - windą. No właśnie łatwiej, a droga do Nieba nie jest łatwa, przyjemna
i wygodna, ale jak się tam już dotrze, jest tam tak fantastycznie, iż aż brak
słów.
Niestety, większości ludzi nie chce się trudzić i
wchodzić po rusztowaniu, dlatego na własne życzenie trafiają do piekła, gdzie
będą cierpieć przez całą wieczność, czyli już zawsze. Nie przez 10 lat, nie
przez 100 lat, ani choćby 1000 000, ale zawsze.
Jak możemy się wspinać po tym rusztowaniu? Akceptując
nasze bóle, cierpienia, trudności, a jednocześnie walcząc z nimi. Może się
wydawać, iż tego nie da się pogodzić, ale się da. Jest ogromna różnica między
akceptacją, a rezygnacją. Rezygnacja wiąże się z pasywnością, nic nierobieniem
w danej sprawie. To postawa, która mówi ze smutkiem: „Spotkało mnie
nieszczęście. Widocznie Bóg tak chciał, ale ja to akceptuję”. Nie! To nie jest akceptacja!
Akceptacja wiąże się z aktywnym działaniem. Ja przyjmuję to, co mnie spotkało,
ale robię wszystko, co w mojej mocy, aby temu zaradzić i modlę się gorąco do
Boga o pomoc w moich działaniach.
Akceptacja jest mocno związana z ofiarowaniem tego
wszystkiego Bogu, by mogło to przynieść dobry owoc.
Dzisiejszy człowiek żyje gwałtownie i tego samego oczekuje od
Boga. Oczekuje natychmiastowych efektów, ale życie to maraton, a nie sprint.
Boże plany często posuwają się powoli do przodu.
Spójrzmy na dzieło św. Siostry Faustyny. Umarła w 1938
r., a dzieło, którego była twórczynią zostało zrealizowane długo po jej
śmierci. Świętą została dopiero w 2000 r. i także w tym roku ustanowione
zostało przez św. Jana Pawła II Święto Miłosierdzia Bożego. choćby kierownik
duchowy św. Siostry Faustyny – ks. Michał Sopoćko, który kontynuował
wypełnienie dzieła Miłosierdzia Bożego, umiera w 1975 r. w poczuciu
niespełnienia do końca zamierzonego dzieła.
Nie trać zatem nadziei i cierpliwości!
Ewelina
Szot