Stefan Swieżawski – profesor, który umiał słuchać

11 godzin temu
Zdjęcie: Stefan Swieżawski


Wierzył w wolność myśli, w wolność wyboru filozofii. Uważał, iż wybór konkretnego kierunku jest sprawą bardzo indywidualną i złożoną; liczy się tylko to, żeby na każdej z tych dróg szukać prawdy.

Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” 2004, nr 7, pod tytułem „Zapatrzenie. Wspominając Profesora Swieżawskiego”, a później w lekko zmienionej postaci, w książce „Zapatrzenie. Rozmowy ze Stefanem Swieżawskim”. Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Profesora Swieżawskiego poznałam bliżej późno – czasem zastanawiam się, czy nie za późno. Widać tak było pisane w górze, bo pewnie gdybym spotkała go wcześniej, być może inaczej potoczyłyby się moje filozoficzne losy.

Byłam już intelektualnie ukształtowanym doktorem filozofii, uczennicą Tischnera, zajmowałam się fenomenologią i filozofią dialogu, gdy jako świeżo upieczonej redaktorce „Więzi”, zimą 1993 r., koledzy zaproponowali mi przeprowadzenie rozmowy z profesorem Swieżawskim na temat Jana Husa.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

25 zł 50 zł 100 zł 200 zł 500 zł 1000 zł

Zadanie było tyleż fascynujące, co budzące pewien niepokój. Profesor znany był jako zagorzały przeciwnik filozofii współczesnej, w tym fenomenologii, która w jego wizji, skupiając się na etyce i teorii poznania, gubi rdzeń filozofii – metafizykę. Swieżawski był też pierwszym i najważniejszym oponentem mojego mistrza, ks. Tischnera – w sławnym w latach siedemdziesiątych-osiemdziesiątych sporze o tomizm.

Nic zatem nie wróżyło możliwości porozumienia, a mając świadomość wielkości intelektu Profesora, zanim umówiliśmy się na rozmowę, już czułam się pokonana. Postanowiłam zatem przyjąć postawę mimikry i nie podejmować drażliwych tematów, ograniczając się wyłącznie do „sprawy Husa”. Nie pamiętałam wtedy, iż kilka lat wcześniej w Laskach ojciec Tadeusz Fedorowicz żartobliwie przedstawił nas sobie z Profesorem, mówiąc: ”Mój przyjaciel – moja przyjaciółka…”

Młodzieńczość poglądów

Wizyta w mieszkaniu profesorostwa Swieżawskich na Dobrej w ciągu pierwszej godziny rozbiła w pył wszystkie moje lęki i uprzedzenia. Profesor okazał się fascynującym rozmówcą, z którym porozumiewało się w pół słowa. W tym ponad osiemdziesięcioletnim wielkim filozofie odnalazłam wszystkie moje tęsknoty, niewypowiedziane żale i wizję Kościoła, która była mi najbliższa, pieszczona w marzeniach – iż tak oto kiedyś będzie.

Szokujące było na dodatek to, iż (mimo potocznego przekonania, iż to młodość jest bezkompromisowa i pełna brawury) poglądy Profesora były odważniejsze niż moich rówieśników, zaś jego sposób argumentacji, siła i spokojna pewność, jaką daje wiek i doświadczenie – nieporównywalne.

W myśleniu Profesora o sprawie Jana Husa jak w soczewce skupiała się cała jego wizja Kościoła jako wspólnoty pełnej wzajemnego poszanowania, wsłuchanej w inność, wychylonej ku przyszłości, otwartej na nowe idee i niepoddającej się próbom manipulacji ze strony władzy. Dla profesora Swieżawskiego Hus był męczennikiem sprawy Kościoła. Profesor nie tylko udowadniał to, jako wybitny mediewista, znawca XV wieku, ale starał się walczyć o rehabilitację, a choćby – beatyfikację Jana Husa. W znacznym stopniu mu się to udało.

Prof. Swieżawski był dla wielu także duchowym przewodnikiem. Pięknie i z wielką powagą słuchał pytań i szukał precyzyjnej odpowiedzi, skupiając się na intencji pytającego

Anna Karoń-Ostrowska

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

To pierwsze spotkanie na Dobrej, na warszawskim Powiślu, rozpoczęło bardzo serdeczny i intensywny związek, prawie rodzinny, który trwał do końca życia obojga profesorostwa. Pani Maryś i pan Profesor bywali częstymi, jakże uroczymi gośćmi w naszym domu, spędzaliśmy razem na ogół drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy, odwiedzaliśmy się w czasie wakacji. Ostatni raz już sam Profesor był u nas na Boże Narodzenie ubiegłego [2003] roku. Ofiarował wtedy w prezencie naszemu sześcioletniemu synowi książkę pt. „Ziemia”…

Bliskość w patrzeniu na chrześcijaństwo i Kościół zaowocowała wspólną pracą. O. Maciej Zięba zaproponował Zbyszkowi Nosowskiemu i mnie przeprowadzenie obszernej rozmowy z Profesorem, która miała być wstępem do drugiej edycji wydawanej przez „W drodze” książki „Święty Tomasz na nowo odczytany”. Przychodziliśmy ze Zbyszkiem na Dobrą i nigdy nie mogliśmy stamtąd wyjść. Pani Maryś podawała kawę w maleńkich, ślicznych kobaltowych filiżankach, tematy wynikały jeden z drugiego i nie sposób było tego przerwać.

Profesor był dla nas chodzącą historią II Soboru Watykańskiego. Z wypiekami na policzkach przeglądaliśmy dokumenty i zdjęcia z tamtego czasu i z lat o wiele wcześniejszych – całe archiwum Profesora, bezcenne i niezwykle uporządkowane. On także miał wypieki, gdy opowiadał nam o ważnych, podstawowych zdarzeniach swego życia. Rozmawialiśmy o wszystkim: o Soborze, o Kościele, o ekumenizmie, o filozofii i o małżeństwie. Wtedy – mam wrażenie – poznaliśmy Go, ich oboje, naprawdę blisko.

Modlili się o to, żeby umrzeć razem

Była to zadziwiająco dobrana para, choć patrząc z zewnątrz można by powiedzieć, iż różnili się prawie we wszystkim. Była w tym związku jakaś tajemnica. Gdy widziało się ich razem, w jakiś sposób łatwiej było zrozumieć, czym jest małżeństwo w jego istotowym sensie, jak dziwnie ludzie się łączą czy też są łączeni, żeby – dzięki Łasce, na którą się otwierają – stawać się jednością. Pani Maryś, z domu hrabianka Stadnicka, elegancka, wytworna arystokratka, z pozoru nie nadawała się na żonę żyjącego w świecie filozoficzno-historycznych fascynacji profesora, wytrawnego myśliciela. Nie była intelektualistką, ale była człowiekiem głębokiej wiary. Szukała swojego powołania, odnalazła je w małżeństwie i pozostała mu wierna do końca.

Pani Maryś prawdopodobnie nie w pełni rozumiała idee swego męża – nie była przecież z wykształcenia filozofem ani teologiem, ale intuicyjnie pojmowała je głęboko i była wierną słuchaczką i w jakimś sensie uczennicą swego męża. Nie zawsze w kręgach arystokracji walory intelektualne oceniało się wyżej niż rodzinne i towarzyskie parantele. Maria Swieżawska to umiała. Ceniła ogromnie intelekt swego męża i była dumna z tego, iż jest żoną tak wybitnego uczonego. Będąc przy nim nieustannie, potrafiła być w cieniu męża.

Promocja!
  • Stefan Swieżawski
  • Zbigniew Nosowski
  • Józef Majewski
  • Anna Karoń-Ostrowska

Zapatrzenie
OUTLET

10,00 20,00 Do koszyka

Profesor nie umiał się bez niej obejść. Żona towarzyszyła wszystkim jego wykładom, zajęciom i seminarium, była obecna w czasie każdego udzielanego przez Profesora wywiadu. Bez niej nie zaczynał żadnego ważnego wątku rozmowy. Czekał na nią i przywoływał, kiedy była zajęta czymś innym, a rozmowa dotykała poważnych tematów dotyczących Kościoła czy filozofii.

Kiedyś, w latach dziewięćdziesiątych, gdy oboje jeszcze świetnie samodzielnie funkcjonowali, Pani Maryś razem z wnuczką pojechała na wycieczkę do Grecji. W czasie jej nieobecności Profesor siedział zamknięty w domu, nie dawał się zaprosić na kolację, trudno z nim było choćby rozmawiać przez telefon – przeczekiwał czas bez żony. Zaczął normalnie funkcjonować dopiero po jej powrocie. Modlili się o to, żeby umrzeć razem. Nie bali się śmierci, tylko rozstania. Pani Maryś wyprzedziła swego męża w drodze do wieczności zaledwie o pół roku, więc prawie było to „razem”, tak jak chcieli.

Oboje byli w siebie wpatrzeni i wzajemnie sobą zafascynowani. Połączyła ich wiara, wspólne rozumienie i doświadczanie Kościoła, świadomość roli świeckich i tego, czym jest powołanie małżeńskie. Spotkali się w kręgu ks. Korniłowicza w lwowskim Odrodzeniu; już wtedy, na początku lat trzydziestych, kiedy nikt jeszcze choćby nie śnił o II Soborze Watykańskim – dyskutowali na temat swego powołania i podjęli je z pełną powagą oraz na zawsze. Przez całe życie starali się codziennie razem uczestniczyć we Mszy św., razem się modlili.

Często też msze były odprawiane w gronie przyjaciół w ich domu. W ostatnich latach odprawiał je na Dobrej brat Moris – Mały Brat ze zgromadzenia Karola de Foucault, którego duchowość, obok dominikańskiej, była szczególnie bliska profesorostwu. O Matce Teresie jeszcze za jej życia Profesor publicznie mówił, iż jest święta i iż to właśnie tego rodzaju postawy kształtują oblicze Kościoła, są kamieniami milowymi na jego drodze. Zgodnie ze swoim życzeniem oboje zostali pochowali w habitach dominikańskich. Ta dawno podjęta decyzja, o której wiedziało tylko najbliższe otoczenie, wynikała z miłości, jaką darzył Profesor myśl św. Tomasza z Akwinu i z wielkiego przywiązania do duchowości dominikańskiej.

Uczeń św. Tomasza, ale nie tomista

Sposób, w jaki Profesor myślał i mówił o II Soborze Watykańskim – z wnętrza doświadczenia bycia jedynym świeckim audytorem ze Środkowo-Wschodniej Europy – spowodowała, iż w czasie przygotowywania książki „Dzieci Soboru zadają pytania”, w gronie młodych wówczas teologów i filozofów urodzonych w czasie soborowych obrad – uznaliśmy profesora Swieżawskiego za „ojca chrzestnego” naszego przedsięwzięcia. Rozmowa przeprowadzona z nim przez Józka Majewskiego i przeze mnie (zob. tutaj) otwierała tom wydany w Bibliotece „Więzi”.

Za życia Profesora wydaliśmy jeszcze dwie jego książki – „Dobro i Tajemnicę” oraz napisaną wspólnie z prof. Jerzym Kalinowskim „Filozofię w dobie Soboru”. Promocje obu książek zbierały wielkie i doborowe grono przyjaciół, rodziny Profesorostwa, Jego uczniów, słuchaczy i czytelników. Profesor bardzo uważnie słuchał laudacji, jakby czegoś jeszcze nowego mógł się od nas o sobie dowiedzieć, potem bardzo długo podpisywał książki.

Każdy miał mu coś ważnego do powiedzenia, bo prof. Swieżawski był dla wielu nie tylko wybitnym filozofem i autorytetem moralnym, ale i duchowym przewodnikiem. Umiał słuchać. Pięknie i z wielką powagą słuchał pytań i szukał precyzyjnej odpowiedzi, skupiając się na intencji pytającego. Nigdy nie przemawiał ex cathedra, ale wchodził w partnerską rozmowę – choćby z tymi, którzy w żaden sposób nie mogli być jego intelektualnymi partnerami. Wyławiał każdą interesującą myśl, jaka pojawiła się w rozmowie, szukając w duchu św. Tomasza z Akwinu, tego, co łączy, a nie tego, co dzieli.

Ostatnią wspólną pracą, którą zaproponował mi sam Profesor, co było dla mnie zarówno wielkim zaskoczeniem, jak i zaszczytem, była rozmowa będąca wprowadzeniem do trzeciego, poprawionego wydania (w „Znaku”) sławnego i jedynego w Polsce podręcznika metafizyki tomistycznej „Byt”. W tej rozmowie prof. Swieżawski po raz ostatni dopowiadał i dookreślał, jak też w pewnych punktach rewidował swoje filozoficzne credo.

Filozofia była jego żywiołem, uważał się za „ucznia św. Tomasza”, a nie za tomistę, o co wielu miało do niego żal. Szukał i wyłuskiwał oryginalną myśl Tomasza, próbując ją oddzielić od szkolnego tomizmu, który powoli stawał się przez wieki ideologią Kościoła. Wierzył w wolność myśli, w wolność wyboru filozofii. Uważał, iż wybór konkretnego kierunku jest sprawą bardzo indywidualną i złożoną; liczy się tylko to, żeby na każdej z tych dróg szukać prawdy.

Idź do oryginalnego materiału