Quo vadis Europo

piotrkoj.pl 1 miesiąc temu

O dekadencji, czyli o upadku cywilizacji europejskiej mówimy przynajmniej od 150 lat. Mamy np. analizy stanu niemieckiej kultury dokonane przez Heinricha Heinego czy szeroko komentowaną książkę Oswalda Spenglera „Zmierzch Zachodu”. Autorzy tych analiz umarli, a Europa wciąż trwa. Nie wolno jednak zapominać, iż w międzyczasie na Starym Kontynencie byliśmy świadkami wielu dramatycznych wydarzeń: dwóch potężnych wojen, rewolucji październikowej, dwóch ideologii totalitarnych – nazizmu i komunizmu. W kulturze europejskiej jest zdolność do wywoływania katastrof, ale i do odradzania się. Mówienie o zmierzchu cywilizacji europejskiej trzeba postrzegać raczej jako ostrzeżenie, iż jesteśmy na kolizyjnej ścieżce z wielką górą lodową. Nie oznacza to, iż kataklizm jest nieuchronny. W Starym Testamencie prorocy w podobny sposób ostrzegali Izraela. Pragnęli jego ocalenia poprzez powrót na adekwatną ścieżkę, co nazywamy nawróceniem. Pomyślność Izraela wiązali z jego powrotem do wierności Bogu.

Czy Europa będzie w stanie przetrwać, jeżeli tak zdecydowanie odrzuca dziś chrześcijaństwo, które ją ukształtowało?

Moim zdaniem nie można odrębnie rozważać kondycji Europy i kondycji Kościoła w Europie. Gdybyśmy mieli pełne kościoły, seminaria i klasztory, nie rozmawialibyśmy ani o kryzysie Kościoła w Europie, ani o kryzysie Europy. Łatwo to zobrazować, odwołując się do współczynnika dzietności w Polsce. Mamy dramatyczny kryzys demograficzny, a obecny współczynnik dzietności jest charakterystyczny dla społeczeństwa ateistycznego, mimo iż zdecydowana większość Polek to kobiety ochrzczone.

Jedną z przyczyn kryzysu Kościoła jest prowadzona od dwóch stuleci polityka dechrystianizacji Starego Kontynentu. W dokumentach programowych natrafiamy na różne proponowane narzędzia, począwszy do brutalnej przemocy, poprzez szyderstwa sugerowane przez markiza de Sade’a, konsumpcjonizm czy rewolucję seksualną. U Johna Locke’a mamy postulat usuwania religii z życia publicznego w imię specyficznie pojmowanej tolerancji. Przez długi czas polityki te nie były skuteczne. Proces sekularyzacji zaczyna przyspieszać dopiero w okolicach Soboru Watykańskiego II, który próbował znaleźć lekarstwo na postępującą chorobę.

Chodzi jednak o to, co dzieje się z ludźmi wierzącymi, z których część dokonuje faktycznej apostazji, a inni żyją na co dzień tak, jakby byli niewierzący. W adhortacji Evangelii gaudium papież Franciszek stwierdza, iż dzisiaj europejskiej kultury nie tworzą chrześcijanie, natomiast łatwo ulegają oni wzorcom chorej kultury tworzonej przez niechrześcijan. Ewangelia o kuszeniu Chrystusa mówi, iż szatan roztacza przed człowiekiem uwodzący obraz królestwa tego świata, mówiąc: „Tobie dam to wszystko”. Problem polega na tym, iż wzorce tego świata nam się naprawdę podobają i ostatecznie chcemy żyć tak, jak inni ludzie. Ów neopogański świat nie jest po prostu barbarzyński. Jest to neopogaństwo postchrześcijańskie, a więc zawierające w sobie wiele odniesień do ewangelicznych wartości, ale „wyrwanych” z ewangelicznego kontekstu. „Zbawienie”, którego człowiek oczekuje, jest „zbawieniem doczesnym”, jak w konkluzjach bajek z dzieciństwa: „Żyli długo i szczęśliwie i niczego im nie brakowało”. To nie oznacza, iż neopoganie są z zasady moralnie źli, ale iż ich światopogląd jest zupełnie inny od chrześcijańskiego – jest postchrześcijański.

To znaczy jaki?

W deklaracjach nieustannie padają takie słowa, jak: wolność, prawa człowieka, prawa kobiet. Ludzie współcześni nie ceniliby tych wartości, gdyby nie wychowali się w kulturze chrześcijańskiej. Gilbert Keight Chesterton wprowadził dość nośne wyrażenie, iż żyjemy w cywilizacji „szalonych cnót”. Terminy chrześcijańskiego pochodzenia wyzwoliły się z chrześcijańskiej ramy interpretacyjnej, przez co często niosą treść przeciwną do tej, jaką nadawano im w ciągu wieków. Stąd np. „pomaganie” w przeprowadzaniu aborcji, tranzycji małoletnich czy przerzucaniu nielegalnych imigrantów.

https://gnn.pl/quo-vadis-europo/

Idź do oryginalnego materiału