Portret religijnego psychopaty. O serialu „Marcial Maciel. Wilk Boży”

5 godzin temu
Zdjęcie: Marcial Maciel


Serial HBO zadaje najtrudniejsze dla mnie pytanie: jak to wszystko mogło się dziać przez tyle lat? Jak to możliwe, iż Marcial Maciel Degollado omotał kilku papieży?

Publikujemy wpis o. Dariusza Piórkowskiego SJ opublikowany na profilu na platformie Facebook. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

„Gdzie kończy się choroba, a zaczyna zło? To pytanie, na które długo jeszcze będziemy szukać odpowiedzi”. Ta kwestia i towarzysząca mu mądra uwaga jednego z dziennikarzy chyba najbardziej poruszyła mną po obejrzeniu najnowszego dokumentu HBO Max „Marcial Maciel. Wilk Boży” o założycielu Legionu Chrystusa. Oczywiście, to nie jedyne pytanie, które się zrodziło. Jest ich więcej. I właśnie po tym poznaję, iż to bardzo wartościowy i potrzebny serial.

Jeśli jednak ktoś ma aktualnie na pieńku z instytucją Kościoła, z duchownymi, albo ma wciąż żywe wspomnienia związane z jakimkolwiek skrzywdzeniem, może lepiej niech sobie nie serwuje tej wątpliwej „przyjemności” oglądania. Może to tylko zaognić rany.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Piszę o tym szczególnie ze względu na ofiary wykorzystania seksualnego, ale i innych – skrzywdzonych w konfesjonałach, towarzyszeniu duchowym. Piszę również ze względu na tych, którzy wyśmiewają ich, marginalizują, czynią winnymi, którzy w imię chorej pobożności bronią sprawców i tych, którzy może są w trakcie wykorzystania – czują, iż coś jest nie tak, ale boją się. Piszę też po to, by profilaktycznie zapobiegać takim i podobnym patologiom, na ile to w tym świecie możliwe.

Lektura dla formacji sumienia

Serial „Marcial Maciel. Wilk Boży” jest wstrząsający, chwilami tak potworny i nieprawdopodobny, iż trzeba robić przerwy, bo nie da się tego oglądać i słuchać. Ale przy tym jest zrobiony dobrze, profesjonalnie, uwzględnia wypowiedzi legionistów, byłych legionistów, w tym materiały archiwalne użyczone przez zgromadzenie. W trakcie oglądania nie znajdziemy żadnych nowych „rewelacji”, o których wcześniej nie mówiono. Odnosiłem wrażenie, jakbym śledził rozwój jakiegoś astronomicznego absurdu, jakiejś ogromnej kpiny, która przez lata była tuszowana, tolerowana i za którą praktycznie nikt nie poniósł żadnych konsekwencji.

Mimo to uważam, iż warto ten miniserial obejrzeć, choć przyjemne to nie jest. Dlaczego? Z kilku powodów. Po pierwsze dobrze to zrobić jako część formacji sumienia. Produkcja HBO świetnie pokazuje, w jaki sposób zło przybiera pozory dobra. Ciągle i od nowa są to te same metody, te same środki, ten sam cel. Niestety, takie historie, choć mam nadzieję, nie aż tak monstrualnie złe, będą się powtarzać. „Marcial Maciel. Wilk Boży” przez swoją opowieść daje nam pewne wskazówki, pewne drogowskazy, kryteria, jak w porę nie pozwolić się zwieść.

Marciel Macial to religijny psychopata. Wydaje mi się, iż jest ucieleśnieniem tego, o czym pisał Robert L. Stevenson w opowiadaniu „Doktor Jekyll i Pan Hyde” – w dzień oddany ludziom, troskliwy, pełen ciepła lekarz, a w nocy morderca, realizujący swoje najskrytsze fantazje i żądze. Maciel chyba go choćby prześcignął, bo nie prowadził podwójnego życia, ale potrójne, a choćby poczwórne.

Jak człowiek staje się ofiarą?

Po drugie, największą wartością tego dokumentu są same ofiary, które trudno posądzić o stronniczość, zmowę, nieszczerość i zmyślanie. Słuchamy dramatycznych opowieści panów w podeszłym wieku i jednej pani, którzy z drżeniem i ze łzami w oczach odważyli się działać i mówić. Przeszli rzeczy dla wielu z nas niewyobrażalne. Na naszych oczach rozgrywa się cała historia ich wewnętrznej walki, zmagań, poniżenia, wychodzenia z piekła, odwaga ujawnienia prawdy mimo zastraszania, gróźb, utraty wielu dóbr i zdrowia.

To serial także dla tych, którzy dzisiaj – nie rozumiejąc motywacji ofiar albo zakładając ich złą wolę – pytają: „jak to możliwe, iż ktoś po tylu latach nagle wydobywa na światło dzienne rzeczy sprzed kilkudziesięciu lat? Czy to nie naiwne, iż dorosły mężczyzna lub kobieta pozwolili na wykorzystanie seksualne? Czy ona tego też nie chciała? Jak może dorosły człowiek chcieć czegoś niedobrowolnie?”.

Jeśli ktoś chce uzyskać odpowiedzi na te pytania, niech obejrzy ten serial. Co więcej, wykorzystanie drugiego człowieka, choćby jeżeli na pierwszym planie jest seks, jest czymś znacznie szerszym i bardziej złożonym. Poza tym są inne formy wykorzystania człowieka: poniżanie, wykorzystywanie jego psychicznej słabości, finansowe nadużycia, zwodzenie, budzenie w nim fałszywego poczucia wielkości czy wartości, dawanie mu złudnego oparcia w pozornym autorytecie itd.

Choroba, patologia, zło

Po trzecie, produkcja stawia pytanie nie tylko o granicę między chorobą, patologią a złem i okrucieństwem. Już w książce Dysmy de Lassusa „Zagrożenia i wypaczenia życia zakonnego” czytamy o często trudnej do odróżnienia granicy między winą moralną a poczuciem winy – jak łatwo można je pomylić ze sobą! W tego typu patologiach, gdzie ukrywa się osobiste i strukturalne zło, poczucie winy i wstyd to podstawowa broń królestwa ciemności. I teraz, i w przyszłości będzie podobnie. Ludźmi manipuluje się dzięki strachu, poczucia winy i udawanego zaufania, czyli nieszczerości. Mogą to robić politycy, liderzy grup czy wspólnot religijnych. Może to robić spowiednik, kierownik duchowy czy po prostu ksiądz. Może się tego dopuścić rodzic, wujek, ciocia, pracodawca.

To serial także dla tych, którzy dzisiaj – nie rozumiejąc motywacji ofiar albo zakładając ich złą wolę – pytają: „jak to możliwe, iż ktoś po tylu latach nagle wydobywa na światło dzienne rzeczy sprzed kilkudziesięciu lat?”

Dariusz Piórkowski SJ

Różnicę między winą a poczuciem winy można zauważyć i nazwać. Ale trzeba do tego… formacji sumienia, edukacji, także psychologicznej, by wiedzieć, iż takie różnice istnieją i w porę reagować, gdy zauważy się w sobie, iż ktoś mną manipuluje. W dokumencie tym jest wystarczająco dużo przykładów, jak się manipuluje i po czym się zauważa – niestety często za późno – iż chodzi o manipulację i zwiedzenie.

Drugą szatańską bronią jest wykorzystanie naturalnego ludzkiego zaufania. Gdybyśmy go nie mieli, trudno byłoby nas zmanipulować. Ale zaufanie to nie ślepe posłuszeństwo, łatwowierność i potulność. Człowiek zmanipulowany myli zaufanie z tymi wypaczeniami. Czy wobec tego mamy być podejrzliwi i z góry zakładać, iż ktoś chce nas zmanipulować? Myślę, iż nie.

Ale czujni i ostrożni powinniśmy być zawsze. Mający świadomość, jak się manipuluje. I to się najpierw poznaje po uczuciach, które w nas się rodzą: niepokój, wątpliwość, strach określonego rodzaju. To symptomy, iż coś złego się dzieje. I nieważne, czy to jest ksiądz, biskup, charyzmatyk, czy obiegowo „święty człowiek”. Trzeba się przyjrzeć tym uczuciom – ale nie z osobą, która je wzbudza.

Trzecią bronią jest zewnętrzna poprawność – eleganckie stroje, schludność, wszystko wyprasowane, piękne, zachowane normy zewnętrzne, puste słowa i wielkie pobożne hasła, za którymi ostatecznie kryła się zgnilizna. Maciel chyba czerpał przyjemność z tego, iż przekraczał w okrutny i perfidny sposób zasady, których uczył innych i słowem uznawał.

Ciekawy w tym wszystkim jest wątek z braniem narkotyków – jeżeli w zażywaniu narkotyków jest coś ciekawego. Być może, jak mi się wydaje, głos sumienia jakoś próbował docierać do świadomości założyciela Legionu Chrystusa. Może i nie chciał tego, co robił – albo i chciał, tylko nie dało się tego znieść. A morfina i inne trucizny pomagały znosić ten psychopatyczny proceder.

Zło, które wytrwało dekady

Po czwarte, serial zadaje najtrudniejsze dla mnie pytanie. Jak to wszystko mogło się dziać przez tyle lat? Czemu Watykan wiedząc, nie reagował? Jak to możliwe, iż Marcial Maciel omotał kilku papieży? I na ile Jan Paweł II, którego założyciel Legionu wykorzystał wizerunkowo i propagandowo, by ukryć swoje zbrodnie, wiedział o tym, co się działo? Czy dobro, które również się działo w tym zgromadzeniu, jest faktycznie dobrem, czy tylko pozorem? Czy to zgromadzenie przez cały czas powinno istnieć, czy nie?

Swoją drogą, tylko jeden papież nie dał się omotać. Gdy w Rzymie świętowano 60-lecie powstania Legionu Chrystusa z udziałem Jana Pawła II, kard. Joseph Ratzinger, chociaż zaproszony, nie pojawił się na Mszy świętej i „imprezie”. Jeszcze przed swoim pontyfikatem jako prefekt kongregacji zlecił śledztwo w tej sprawie.

Po wyborze na papieża Benedykt publicznie powiedział, iż to, co robił Maciel, było przestępstwem i patologią. Z tego, co wiem, nosił się z poważnym zamiarem likwidacji Legionu Chrystusa. Ale jeden z kardynałów, bodajże jezuita, kard. Girlanda, po zbadaniu sprawy orzekł, iż należy oddzielić założyciela od zgromadzenia. Benedykt nakazał reformy, ale nie skasował zgromadzenia. Czy słusznie, Bóg raczy to wiedzieć.

I znowu, gdyby nie media, sprawa nie wyszłaby na jaw. Bogu należy dziękować, iż działa także przez „wrogie” Kościołowi media, iż działa przez sumienia dziennikarzy i niewierzących. I należy się dziwić, dlaczego takich produkcji nie jesteśmy w stanie zrobić w Kościele. Właśnie ku pouczeniu, ku przestrodze. Być może dlatego, iż trudno uderzyć się we własne piersi i uznać swój grzech i zaniedbanie. A może i z powodu choroby klerykalizmu i światowości w Kościele.

Marcial Maciel nie wyspowiadał się przed śmiercią. Po prostu nie chciał i odmawiał tego. Był egzorcyzmowany. Nie poniósł żadnej kary ani w świetle prawa kościelnego ani prawa karnego. Zasądzone mu kary kościelne były śmieszne, a ze względu na jego stan zdrowia, zostały zawieszone.

Na końcu serialu jest jednak nadzieja.

Przeczytaj również: Czy należy rozwiązać Legionistów Chrystusa?

Idź do oryginalnego materiału