Jako dziecko miał zostać nawiedzony przez anioła, który przebudził go i wyprowadził na zewnątrz. Rodzice za nim wybiegli. Wtedy ich dom nagle wyleciał w powietrze.
Fragment powieści „Rzeka Czerwona” Louise Erdrich, zdobywczyni nagrody Pulitzera. Książka ukaże się 19 maja nakładem wydawnictwa ArtRage w tłumaczeniu Agnieszki Walulik
Pewnego łagodnego jesiennego wieczoru w Dolinie Rzeki Czerwonej, w stanie Dakota Północna, Crystal podciągnęła się za kierownicę ciężarówki International z wywrotką boczną, wyjechała nią z cukrowni i ruszyła w trasę. Het, w punkcie odbioru, buraki cukrowe z pól Geista piętrzyły się w ogromną, bochenkowatą pryzmę. Crystal zajechała tam szosą, skręciła w drogę dojazdową i załadowała ciężarówkę ze stosu. Nawrotka do zakładu, rozładunek. I z powrotem, tyle razy, ile da radę w ciągu dwunastogodzinnej zmiany.
Zawsze na nocki pakowała sobie ten sam posiłek. Dwie kanapki (salami z indyka na pieczywie pełnoziarnistym), marchewki, chipsy jabłkowe, orzeszki ziemne i dwa ciasteczka. Przy torbie termicznej z jedzeniem miała umocowany płócienny pas na narzędzia. W jego kieszonkach zawsze trzymała to samo: telefon, narzędzie wielofunkcyjne, gumę Black Jack, maść w rolce na bolące mięśnie i stawy, paracetamol i balsam do ust. Miała też paluszki wołowe z jalapeño, szczoteczkę do zębów i portfel. W kieszeni spodni trzymała czapkę na szczęście, wydzierganą przez jej córkę. Nosiła też krzyżyk z drewna oliwkowego, który przywiózł z Ziemi Świętej ksiądz Flirty – mierna z niej była katoliczka, ale Crystal, jak wiele osób spragnionych ładu, wierzyła w przesądy. Jej zmiana trwała od szóstej wieczorem do szóstej rano. Gdy Crystal wychodziła do roboty, jej córka siedziała już nad zadaniami domowymi, chyba iż akurat pracowała w restauracji. Crystal wracała następnego ranka w samą porę, żeby wyprawić ją do szkoły.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
O jedenastej wieczorem zjadła pierwszy paluszek wołowy i posmarowała się maścią. Wyjechała z cukrowni i ruszyła z powrotem na pola, wysokie światła ciężarówki wrzynały się w dziwne, odnoszące się i opadające maty mgieł. Nagle na jezdnię wyskoczył wyrazisty cień. Zanim Crystal zdążyła dotknąć hamulców, zwierzę na powrót pochłonęły ciemności. To był kuguar – pierwszy, jakiego w życiu widziała. Ta jego płynność, światła samochodu odbijające się od sierści, drapieżna krzywizna łba. Crystal przywarła ramieniem do bocznej szyby i zwolniła. Mijając miejsce, gdzie kot zniknął jej z oczu, poczuła lekki prąd przebiegający po szczęce. choćby w szoferce potężnej ciężarówki coś zdołało jej dotknąć. Drgnienie niepokoju. Wróżba. Crystal próbowała się z tego otrząsnąć. W domu jej córka Kismet i mąż Martin na pewno szykowali się już do zakończenia dnia. Może Kismet zrobiła sobie prażoną kukurydzę, a Martin zaparzył specjalną herbatkę, którą lubił pijać przed snem. Nic im nie groziło.
– Przełącz myśli na jakąś lepszą stację – mruknęła do siebie Crystal.
A potem jej myśli w ogóle się rozpierzchły, gdy zjechała na żwirówkę i ruszyła w stronę potężnych halogenowych lamp otaczających pryzmę.
W trakcie nawrotki do cukrowni przyszło jej do głowy, iż może ten kuguar miał coś wspólnego z babcią, która ją wychowała, Happy Frechette. Happy w czasach prohibicji dostarczyła raz whiskey do Fargo. Niosła ją na piechotę i musiała rozbić jedną butelkę właśnie na głowie kuguara. Taki zmarnowany grosz! Jeszcze ponad siedemdziesiąt lat później nie mogła tego odżałować. Za każdym razem, gdy opowiadała o swojej wyprawie, stawała się ona coraz dłuższa i bardziej obfitująca w przygody. Może widok tego kuguara był znakiem, iż Happy wreszcie odeszła? Zachłanność i okrucieństwo długo trzymały ją przy życiu, ale przecież nikt nie może żyć wiecznie. Z drugiej strony, jeżeli już komuś miało się to udać…
Crystal miała mętlik w głowie. W cukrowni wjechała na podnośnik ciężarowy. Założyła czapkę, którą Kismet zrobiła dla niej z mieniącej się, złocistej włóczki – czuła się w niej jak wojowniczka w hełmie. Kilku kolegów się z niej podśmiewało, ale odgryzała im się tym samym i żartowała, iż zwyczajnie jej zazdroszczą. Wciąż była nabuzowana po tym spotkaniu z kuguarem, ale nie pisnęła o nim ani słowa. Kot objawił się tylko i wyłącznie jej. Podnośnik sunął do góry, aż wreszcie przełącznik rtęciowy otworzył boczną klapę i z wywrotki wysypały się trzydzieści dwie tony buraków cukrowych.
Kiedy Crystal wróciła na trasę, w radiu leciała już audycja z udziałem słuchaczy, której lubiła słuchać.
Dzisiejszym tematem były anioły. Czy naprawdę istnieją? Czy nas słuchają? Odpowiedź brzmi: tak. Prowadzący Al Ringer rozmawiał z jakąś ekspertką. Opowiadali o świętych istotach, Księciu Oblicza, tetragramie i hierarchii cherubinów. Ekspertka obiecała, iż zaraz wszystko dokładnie objaśni. Otóż jeżeli człowiek obserwował nieboskłon, mógł się zwracać o pomoc do naczelnego anioła rządzącego gwiazdami danej nocy. Na przykład nad gwiazdozbiorem Wagi, widocznym w tej chwili na niebie, panował Zuriel. Czy zatem warto było zwracać się do Zuriela? prawdopodobnie tak. Co prawda ludzka mowa była poniżej godności Zuriela, jednak porozumiewał się on z Panem Zastępów za pośrednictwem gestów. Przekazywał mu, czego potrzebują i czego pragną ludzie na ziemi. Może choćby jego nieme błagania cieszyły się większą uwagą, ponieważ Zuriel nosił specjalne pierścienie, które lśniły i migotały.

Do audycji zadzwonił ktoś o imieniu Borys. Otóż Borys jako dziecko został nawiedzony przez anioła. Anioł ów przebudził go, wołając łagodnie od nóg łóżka. Kiedy Borys wstał, anioł wyprowadził go na zewnątrz, po czym trzasnął drzwiami tak mocno, żeby obudzić jego rodziców, którzy wyjrzeli przez okno i zobaczyli syna przed domem. Natychmiast za nim wybiegli. Anioł rozkazał Borysowi pędzić ile sił w nogach. Rodzice rzucili się w pościg. Przebiegli wszyscy prawie całą przecznicę, gdy nagle ich dom wyleciał w powietrze.
– Ten anioł uratował nam życie – zakończył Borys.
– Bo właśnie od tego są anioły – oświadczyła niewzruszonym tonem ekspertka.
– A jak ten anioł wyglądał? – zapytał Al.
– Jak foka.
– Jak foka?
– Znaczy był taki jakby złocisty i się jarzył, ale… no, jak foka.
– W dawnych czasach foki uważano za ryby – wtrąciła ekspertka.
– Czyli mówisz, iż ta foka, czy też anioł, sprowadziła cię po schodach na dół i na podwórko – ciągnął Al. – Ale jak ona tego dokonała? Fizycznie?
– Z końcówki płetwy wysunęła się ręka. No i ten foko-anioł tak jakby unosił się w powietrzu. Wszystko to wydawało mi się zupełnie normalne.
– Bo one przybierają różne postaci. Sama pierwsza przyznam, iż nie posiadam żadnego specjalnego…
Tu jednak Al wszedł ekspertce w słowo:
– Chwileczkę, mamy kolejny telefon.
Następny telefon był od osoby, która sama była czy raczej uważała, iż jest aniołem.
– Ale dlaczego? – zapytał Al.
– Bo mnie wybrano. I tyle.
– A co na to nasza ekspertka?
– Postaram się być delikatna, ale… anioły to nie są istoty ziemskie.
– Ja też nie jestem.
– One istnieją poza czasem.
– To tak jak ja.
– Anioły postrzegają świat we wszystkich możliwych wymiarach.
– Mam tak samo.
– I komunikują się bezpośrednio z Bogiem.
– No raczej.

- Małgorzata Łukasiewicz
My, czytelnicy
– Hmm – powiedział Al. – Wygląda na to, iż faktycznie jest pan aniołem. Dziękujemy. Pora na następny telefon.
– Dobry wieczór. Mam syna i mieszkamy na farmie. Kiedy mój syn był bardzo mały, wdrapał się raz do silosu ze zbożem i wpadł do środka. Większość by się tam udusiła, ale nie on. Potem opowiadał, iż coś go podniosło od dołu na powierzchnię. A innym razem, kiedy byliśmy w zoo, przelazł przez druciane ogrodzenie prosto na wybieg dla tygrysów. No i ten tygrys nic mu nie zrobił, tylko się wokół niego ułożył. Mój syn nieraz ocierał się o śmierć. Zeszłej wiosny po jednej imprezie wyszedł z kolegami na śnieg, żeby pościgać się na skuterach śnieżnych. No i… trochę się zadziało. Ale w zasadzie wyszedł z tego cały. Tak więc moje pytanie brzmi: po pierwsze, czy on ma jakiegoś anioła stróża, i po drugie, jak takiemu aniołowi można podziękować? A, no i po trzecie: jak możemy zapobiec kolejnym podobnym wypadkom?
Crystal podkręciła głośność i nachyliła się do przodu, wpatrując się w pustą trasę przed sobą.
– Czyli ogólnie: chciałaby pani wiedzieć, co się dzieje? – dopytał Al.
– No właśnie, no właśnie, dokładnie o to mi chodzi – potwierdziła dzwoniąca.
Tu wtrąciła się ekspertka, cała podniecona:
– No chyba, iż tak! Tak, pani syn ma anioła stróża! A sądząc po powadze tych wszystkich wypadków, powiedziałabym, iż jego anioł jest bardzo wysoko postawiony, może choćby zasiada po prawicy Boga. Te przykłady dowodzą, że…
Ekspertka mówiła jeszcze przez jakiś czas, ale Crystal przestała słuchać. Znała tę kobietę, która zadzwoniła do audycji. Głos należał do Winnie Geist, członkini jej klubu książki. To do jej rodzinnego gospodarstwa i buraczanej pryzmy Crystal docierała właśnie drogą dojazdową. Gdyby zerknęła ponad idealnie płaskimi polami, mieniącymi się w świetle księżyca niczym spokojne czarne oceany, mogłaby choćby dostrzec światło pobłyskujące w okienku na drugim piętrze domu Winnie.
Wszyscy słyszeli o tygrysie i o tym, co się wydarzyło na tamtej imprezie, o której Winnie wspomniała na antenie. Crystal nie miała jednak pojęcia o silosie ani o tym, iż były też inne sytuacje, gdy chłopak cudem uniknął śmierci. Al Ringer zmienił temat. Crystal wyłączyła radio i przez pewien czas jechała w ciszy, jej przednie światła spokojnie wycinały w czerni promienne dziury. Nigdy nie lubiła tego smarkacza. Gary’ego. Ale ludzie, jak to ludzie, faktycznie gadali, iż anioł stróż nad nim czuwa. Gary chodził z jej córką do jednej klasy. choćby byli razem na kilku randkach – wbrew radzie Crystal, która nie mogła zapomnieć, iż Gary razem z grupką innych chłopców znęcali się nad Kismet, kiedy ta przechodziła fazę na niewinną, pracowitą gotkę. Crystal nie ufała ani Gary’emu, ani tym bardziej jego matce. Winnie Geist przepadała za tragicznymi zakończeniami, choćby gdy chodziło o twarde fakty historyczne, i udawała, iż zna się na czymś, co określała mianem „fizyki rolnictwa”.
Crystal dała córce na imię Kismet, żeby zapewnić jej szczęście i lekkie serce. Ale to wymagało również uśmiechu losu. A ten kuguar był głodnym cieniem. A może – tu Crystal dotknęła oliwkowego krzyżyka na swojej szyi i przypomniała sobie sposób, w jaki światło odbijało się od sierści zwierzęcia – może ujrzała właśnie anioła zniszczenia? Pomyślała o tamtym innym wielkim kocie, który postanowił nie pożerać Gary’ego, i znowu dotknęła swojego krzyżyka. Nie miała pojęcia, czy Kismet łączyło z tym chłopakiem coś na serio, za to wiedziała, iż każdy anioł stróż czuwa wyłącznie nad tym, kogo powierzono mu w opiekę. Zadawać się z kimś, kto miał równie potężnego anioła stróża jak Gary, oznaczało prosić się o kłopoty.