

Święci: Salwiusz i Grzegorz przed królem Chilperykiem
(Grandes Chroniques de France, XIV w.)
10 Września
Żywot Św. Salwiusza, Biskupa Albigeńskiego.
(† Żył około Roku Pańskiego 540.)
Salwiusz, jako mi sam powiadał mówi Św. Grzegorz Turoński, Biskup, długo będąc świeckim, bawił się około sądów i spraw urzędowych, wszakże się nigdy w pożądliwości, w której ludzi młodych serce bywa uwikłane, nie kochał. A gdy go woń niebieskich i Boskich rzeczy zaleciała i wnętrzności serdecznej dotknęła, opuściwszy zabawy świeckie, prosił się do klasztoru, rozumiejąc, iż lepiej być ubogim w bojaźni Bożej, niźli bogatym w niebezpieczności dusznej. W klasztorze długo w ustawach, od Ojców postanowionych, dobrze się zachowując, gdy do siły większej za czasem i baczeniem przyszedł, po zmarłym opacie przyjął urząd pasterski. A gdy dla nauki i sprawowania innych, miał się wszystkim dać częściej widzieć na urzędzie, wziąwszy urząd, kryć się począł, i znalazł sobie skrytą komórkę, w której mieszkał. Miał też i pierwszą, w której, jako sam powiadał, więcej niźli dziewięćkroć z wielkiej wstrzymywałości skóra się na nim odmieniała. Gdy tedy będąc opatem, jako był zwykł, postów, modlitwy, czytania pilnował, pomyślał sobie, iż mu lepiej między mnichami być tajemnym, a niźli, będąc opatem, u ludzi być znajomym. I pożegnawszy braci, zamknął się w onem zamknieniu i większą czynił powściągliwość, niźli pierwej. Miłości też ku bliźniemu nie zaniechywał, bo ktokolwiek obcy do niego przyszedł, za niego się modlił, i dając błogosławieństwo, często wielu niem ocnych uzdrawiał.
A czasu jednego wielką febrą długo zemdlony, leżał na łóżku swym, a owo znagła komórka wielką się światłością objaśniła, a on, podniósłszy ręce, z dzięką ducha wypuścił. Mnisi płacząc nad nim i z jego matką, wzięli go z komórki obmyli, oblekli, i na mary włożyli, i noc oną na śpiewaniu i płakaniu strawili. A rano, gdy już pogrzeb zgotowany był, ciało się na marach ruszać poczęło; a owo się jagody jego zaczerwieniały, i wnet, jakoby ze snu obudzony, oczy otworzył, i ręce podniósłszy, rzekł: O Panie miłosierny, coś mi uczynił, czemuś mnie do tego ciemnego świata tego mieszkania odesłał? — lepsze mi było w niebie miłosierdzie Twoje, niźli świata tego zły żywot. Zadziwili się wszyscy, i pytając, co to był za cud, nic nie powiedział. A wstawszy z mar i czując się zdrowym, trzy dni nie jadł ani pił; a dnia trzeciego, zawoławszy mnichów i matkę, rzekł: Słuchajcie, najmilsi, a rozumiejcie — co widzicie na tym świecie, wszystko nic nie jest, ale, jako Salomon prorok powiedział, wszystko próżność; a ten jest błogosławiony, który to może czynić na tym świecie, jakoby Chwałę Bożą oglądał w Niebie.
A gdy to mówił, począł wątpić, miał-li im co więcej powiadać, czyli milczeć; a gdy milczał, bracia go przymuszali prośbą swoją, aby powiedział to, co widział. Tedy rzekł: Gdy przed czterema dniami moja komórka drżała, a mnieście umarłego widzieli, wzięty byłem od dwu Aniołów i niesiony w Niebo, tak iż nie tylko tę błotną ziemię, ale i słońce i gwiazdy miałem pod nogami. Potem przez bramę jaśniejszą niżli słońce byłem wiedziony do pałacu jednego, u którego tło było jako złoto lśniące się, a światłość niewymowna i przestrzeń nieobjęta, która była napełniona ludźmi płci obojej, tak iż szerokość i długość ludu onego przejrzeć się nie mogła. A gdy mi czynili drogę Aniołowie między ciżbą oną, przyszliśmy do miejsca, na któreśmy już z daleka patrzeli, nad którym wisiał obłok jaśniejszy, nad wszystką jasność, w którym nie było widać ani słońca, ani gwiazdy, jedno nad tym coś nadprzyrodzoną światłość jaśniejszego świeciło, a głos z obłoku wychodził, jakoby głos wód wiela. Tam mnie też grzesznego pozdrawiali mężowie w odzieniu kapłańskim i świeckim; i powiadali mi ci, co mnie prowadzili, iż to byli męczennicy i wyznawcy, których tu na ziemi czcimy. A gdym stał na miejscu onym, gdzie mi stać kazano, padła na mnie woń wielkiej słodkości, tak iż od niej mile ochłodzony, jeśćem ani pić nie pragnął. I usłyszałem głos, mówiący: Niech się ten wróci na świat, bo jest potrzebny kościołom naszym. A ten głos tylko był słyszany, ale ten, co mówił, nie dał się nic widzieć. A jam padł na tło, i mówiłem z płaczem: Ach mnie Panie mój, czemuś mi to ukazał, gdy żeś mi to zasię wziąć miał? Oto mnie wyganiasz od twarzy Twej, abych się na nędzny świat wrócił, z którego tu zasię przyjść nie będę mógł. Proszę, nie oddalaj ode mnie miłosierdzia Twego, każ mi tu zostać, abych tam wróciwszy się, nie zginął. I rzekł głos, który ze mną mówił: Idź w pokoju, jam jest stróżem twoim, aż cię tu na to miejsce przywiodę.
To gdy mówił Salwiusz, wszyscy się zdumiewali, a sam płacząc, rzekł: Niestety iżem tę tajemnicę śmiał wam oznajmić. Owo wonność słodkości, którejem się był na miejscu świętem napił, i którąm przez te trzy dni bez pokarmu i napoju posilony był, odeszła ode mnie, i język mój już jest zraniony i opuchły, iż mi się zda, iż mi usta wszystkie napełnił; już wiem, iż to nie było upodobanie Pana Boga mego, abych ja był te tajemnice rozgłaszał. Wszakże Ty wiesz, Panie, żemci to z prostoty serca mego uczynił, nie z chluby jakiej; proszę odpuść, a nie opuszczaj mnie wedle obietnicy Twojej. A to mówiąc, zamilkł, i wziął pokarm i napój. A ja to o nim pisząc, obawiam się, aby się te rzeczy komu nie zdały wiary niegodne, bo jako jeden powiedział, to, co kto łacnego sobie być poczyta, temu daje wiarę, a nadto mniema, aby wszystko zmyślano. Świadczę Bogiem Wszechmogącym, iżem to sam z ust jego wszystko, com powiedział, słyszał.
Gdym był u niego, a już chciałem wynijść, rzekł mi: Widzisz-li ty na tern pokryciu to, co ja widzę? Rzekłem: Nic nie widzę, jedno pokrycie, które król niedawno zbudować kazał (a było to w sieni domu Brynnaceńskiego, gdziem go ja był znalazł). A on westchnąwszy, rzekł: Widzę dobyty miecz Gniewu Bożego nad tym domem wiszący. Nie mylił się w proroctwie — po dwudziestu dniach dwaj synowie królewscy umarli. A po długim czasie ten mąż błogosławiony wywleczony był z komórki swej, i obrany na biskupstwo albigeńskie i poniewolnie poświęcony. Na którem gdy już był dziesiątego roku, jako mniemam, gdy się w mieście onem rzuciła niemoc ciężka między ludzi, w której ich wielu umarło, a ostatek się ludzi rozbieżał, on jako dobry pasterz odbieżeć od owiec nie chciał, ale onych, co zostali, ustawicznie upominał, aby się modlili i czuwali, i dobre wszystko w uczynku i na myśli mieli, mówiąc: Tak czyńcie, jeżeli Pan Bóg wam z tego świata wynijść każe, nie na sąd, ale na ochłodę wnijdziecie. A gdy już, jako wierzę, za objawieniem Pańskim czas swego zejścia wiedział, sam sobie grób uczynił, sam się obmył, sam się w szaty ubrał, i tak podniosłego zawżdy w niebo ducha wypuścił. Był człowiekiem wielkiej świątobliwości, a nie miał żadnej do złota i pieniędzy chciwości; jeżeli co na prośbę wziął, wnetże ubogim rozdał. Za czasu jego, gdy Mummolus wojewoda wielu z miasta tego więźniów nabrał, szedł za nimi Salwiusz i wszystkich wykupił, bo mu Pan Bóg taką był dał Łaskę, iż mu ci, co sprzedawali, napoły darmo dawali, i wszystkich do ojczyzny przywrócił. Wiele innego dobrego słyszałem o mężu tym, co opuszczam. A Panu Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu Chwała na wieki. Amen.
Pożytki duchowne.
Takie zachwycenia niektórzy Święci mając, świadczyli, co o innych wiecznych świata drugiego mękach albo rozkoszach trzymać mamy. Acz to nam nie służy, jako się też wyżej rzekło, do fundowania wiary naszej (bo się tak z Pisma Świętego i z nauki kościelnej, nie z takiego widzenia funduje, tak iż i Piotr Święty, acz widział Chwałę Bożą na górze Tabor i o niej prawdziwym świadkiem był, jednak mówi, iż do wiary naszej o takich rzeczach mocniejsze jest prorockie świadectwo), ale nam służą widzenia takie do zbudowania Kościoła świętego, gdy goręcej o tym mówią i ostro serca ludzkie przykładem i nauką swoją przebijają, czego niejako sami skusili.
Pisze Campofulgosus (lib. 1 cap. 6) i Grzegorz Święty (Dialog. lib. 4 cap. 26, Baron. ann. 565), iż w Rzymie za czasów Narseta egzarchy, gdy złe powietrze wielu ludzi morzyło, w domu Waleriana sędziego zarażony był młodzieniec z Liburnii, pasterz, człowiek mierny i niezły. I gdy go miano za umarłego, przyszedł ku sobie i powiedział panu swemu, iż prawdziwie był w Niebie, i tam zrozumiał, wielu ich i którzy w onym jego domu powietrzem umrzeć mieli, i mianowawszy ich, powiedział panu, iż umrzeć sam gospodarz w onej pladze nie miał. A żeby dana była wiara powieści jego, powiedział: Iżem się wszystkich języków nauczył; i wnet z panem swoim po grecku, i ze sługą jego po bułgarsku, i z innymi jakim kto chciał językiem (nie umiejąc przedtem, tylko jeden rzymski język) mówił. Potem we dwa dni umarł, prawie szalejąc; szli za nim, których mianował, a pan zdrów został.
Tenże na tym miejscu powiada, jako święty Augustyn, biskup hippoński, napisał o jednym poganinie blisko Hipponu we wsi jednej, iż gdy w chorobie za umarłego był rozumian, grześć go nie chcieli, bacząc, iż trochę tchu do nosa drugdy przychodziło; jednak po kilku dniach, gdy go już do pogrzebu nieść chcieli, otworzył oczy i rzekł, aby bieżano do sąsiada jego, kowala, Kuryna nazwanego, dowiadując się, co się z nim dzieje. I gdy mu powiedziano, iż dopiero umarł, rzekł: Byłem przed sędziego przywiedziony, który stukał duchów onych, co mnie wiedli, iż nie Kuryna kowala, którego wołać kazał, ale mnie przywiedli, i przeto mi, prawi, wrócić się ku żywotowi kazano. Ten powiadał, iż raj widział i innych wiele rzeczy, a iż go Augustyn w Hipponie ochrzcić miał, i o to go tam upomniano. I wyzdrowiawszy, od Augustyna Świętego ochrzczony jest. To ten pisze. Dziwne są Pańskie Sądy i sprawy onego świata.
A trudno tym nie wierzyć, którzy takimi cudami rzecz swą podpierają. Pomyślisz sobie, jako się ci duchowie omylić mogli. Omylili albo nie omylili, owa ta omyłka jemu została zbawienna, bo go do wiary świętej przywiodła; w rzeczy się duchowie mylili, a tego, którego Bóg sobie obrał, zbawienie sprawowali. Ona omyłka Wolą Bożą była.
Powiem i ja, com słyszał z ust tego, z którym się to działo. Roku Pańskiego 1588, wtórego dnia sierpnia, gdym był w Połocku, przyszedł do mnie niejaki szlachcic z Liwskiej ziemi, Jan Krypski, i prosił mnie z płaczem, abych go drogi zbawiennej nauczył, mieniąc, iż wiele Panu Bogu za dobrodziejstwa Jego winien jest. I powiedział mi, jako będąc długo w Inflantach żołnierzem, w błędach kacerskich upleciony był, z których mu Pan Bóg dał wynijść w Wilnie za spowiedzią przed jednym Jezuitą (jako on mówił), przed którym się zarzekł wszystkiego odszczepieństwa i heretyctwa, obiecując wiecznie trwać w jedności Kościoła świętego powszechnego, rzymskiego. I gdy potem osadził się między Połockiem a Drują przy Dźwinie, wpadł w wielką niemoc i czuł się już blisko konania. A nie mogąc dostać kapłana katolickiego dla przyjęcia Sakramentów, popa sobie ruskiego w kilku mil przyzwać kazał, prosząc aby go spowiedzi słuchał i dał strawny na drogę oną Sakrament. Pop nie chciał, ażby się zarzekł wiary rzymskiej, a w greckiej wiecznie żyć poprzysiągł. On w wielkiej trwodze będąc, rzekł na koniec: Nie daj Boże, abych się Wiary Świętej wyrzekać miał, do którejem się niedawno z błędów i kacerstwa wrócił. I poleciwszy się Kapłanowi najwyższemu, Chrystusowi, popa odesłać kazał i rychło konać począł. W onem konaniu zdał się być przywiedziony między wielką liczbę i ciżbę ludzi, i usłyszał głos jednego: Gdzie on jest, co z Jezuitami trzyma? Na ten głos przeląkłem się, prawd, i rozumiejąc, iż mnie wołają, pocznę, się do sądu cisnąć, i uczynią mi drogę jako ulicę. I przywiedziono mnie przed sąd, na którym siedziały dwie osoby. I rzekł jeden: Niech się jeszcze wróci. I zarazem, prawi, jako bych się ocucił, i uczułem się zdrowym i jeść mi się chciało, i prędkom wyzdrowiał. Dziwny a nie zrozumiany jest w sądach swoich Pan Bóg! Jakoż temu nie wierzyć, który świadczy tak cudownym zdrowia wzięciem, i taką zapłatą za stateczność wiary w przedłużeniu żywota? Rzeczesz: Jeden sędzia jest Chrystus nasz — jakoż ten dwu widział? Na toć powiem, iż i Święci Jego sądzą, i aniołowie sprawują wolę i dzieła Jego, gdy do sądu wołają tego albo owego. To Pismo święte świadczy. A też nie tak się zdało, aby sądzili ostatnim onym dekretem na potępienie albo zbawienie, ale zrozumieli Wolę Boską, iż mu się wrócić jeszcze w ciało dopuszczono.