O kształtowaniu charakteru cz. 22. Łagodność, czyli o panowaniu nad gniewem

1 miesiąc temu

Zadaniem cnoty łagodności (łac. mansuetudo) jest okiełznanie poruszeń gniewu i kierowanie nim zgodnie ze wskazówkami rozumu i woli. Nie chodzi jedynie o samą powściągliwość hamującą gniewne reakcje. Cnota, o której tu mówimy, idzie głębiej i polega na zharmonizowaniu odruchów gniewu z czynnikami umysłowymi.

Dobry i zły użytek

Gniew sam w sobie nie jest ani zły, ani dobry. Jest on tkwiącą w naszej naturze dyspozycją umożliwiającą zdobycie się na większy wysiłek w celu zwalczenia napotkanego zła. Dopiero określony z niej użytek stanowi o tym, czy wykonany pod jej wpływem czyn będzie dobry lub zły.

Godziwy gniew o dobre sprawy zwykło się nazywać gniewem z gorliwości (łac. ire per zelum), a gniew nieopanowany – gniewem ze złości (łac. ira per vitium). I to właśnie ten drugi, jak wskazuje tradycja, mieści się pośród siedmiu wad (grzechów) głównych.

Można wyróżnić trzy stopnie gniewliwości. Wpierw są złośnicy, którzy łatwo wpadają w gniew, jednak gwałtownie im on przechodzi, a wraz z nim – pragnienie odwetu. Takie reakcje – szybkie, acz krótkotrwałe i słabe – są typowe dla sangwiników. Dalej mamy ludzi obraźliwych, którzy przechowują w pamięci wyrządzone im zło i na myśl o nim wciąż doznają poruszeń gniewu, pielęgnując go w sobie nierzadko przez długi czas, co bywa źródłem głęboko zakorzenionych uprzedzeń. To cecha melancholików, u których wszystko przebiega wolniej i przenika w głąb. Wreszcie spotykamy ludzi zawziętych i mściwych, skłonnych do szukania odwetu, którzy nie spoczną, póki nie wyrównają rachunków. Są to przeważnie cholerycy.

Istotne dobro winowajcy

Arystoteles (384–322 p.n.e.), mając na względzie swą zasadę „złotego środka”, zaleca w dziedzinie gniewu umiar między nadmiarem a niedomiarem. Nadmiar występuje tu częściej, bardziej rzuca się w oczy, ale i jest groźniejszy, stąd oczekiwany umiar będzie bliższy niedomiarowi niż nadmiarowi. Jest to zresztą charakterystyczne dla wszystkich cnót składających się na kardynalną cnotę umiarkowania. Zaniechanie użycia gniewu w sytuacji, gdy byłoby to konieczne, jest zjawiskiem rzadszym i, z natury rzeczy, objawia się mniej manifestacyjnie.

Tego rodzaju postawa może być skutkiem czyjegoś flegmatycznego temperamentu lub chorobliwego usposobienia. Takiej osobie gniew przychodzi z trudem, choćby gdy zostanie głęboko przez kogoś zraniona. Brak gniewnej reakcji bywa też następstwem obojętności na dobro i zło moralne: ktoś na osobiście doznane przykrości potrafi zareagować wybuchem złości, podczas gdy poważne przejawy obiektywnego zła nie wywołują u niego większych emocji.

Cnota łagodności nie oznacza bynajmniej wyparcia się gniewu, ale wiąże się z umiejętnością wykorzystania go we adekwatnej mierze do adekwatnych celów. Aby móc uznać gniew za słuszny, winien być on zwrócony – przynajmniej w dalszej perspektywie, o ile nie w pierwszym rzędzie – ku istotnemu dobru winowajcy. Jeśli, przykładowo, dziecko chce zjeżdżać na sankach z górki wychodzącej wprost na ulicę i pozostaje głuche na argumentację rodzica, gniew może się okazać jedynym skutecznym sposobem perswazji.

Gniew na manowcach

Nawet gniew godziwy, będący reakcją na rzeczywiste zło, a tym bardziej gniew motywowany złością, bywa obarczony istotnymi błędami. Św. Tomasz z Akwinu (ok. 1225–1274) wymienia cztery ich kategorie.

Po pierwsze, gniewamy się z niesłusznego powodu, tj. nie tyle obiektywne zło wywołuje w nas gniew, ale fakt, iż coś idzie nie po naszej myśli. Co gorsza, przyczyną gniewu może być choćby jakieś dobro, które nam nie odpowiada.

Po drugie, brak odpowiedniej miary: jak nie strzela się do wróbli z armaty, tak nie należy sięgać po gniew, jeżeli sprawę da się załatwić po dobroci.

Po trzecie, gniewamy się w sposób niewłaściwy: nie tyle używamy gniewu, co dajemy mu się opanować, wskutek czego staje się on siłą niszczącą choćby w sytuacji, gdy oburzamy się na autentyczne zło.

Wreszcie po czwarte, dajemy się ponieść nienawiści, mimo iż przedmiotem gniewu winno być zło, nigdy zaś człowiek, choćby najbardziej zdeprawowany. Bywa jednak, iż reakcja przeciw złu przeradza się w nienawiść do samego złoczyńcy.

„W kłótni prawda zawsze się gubi” – te słowa przypisywane rzymskiemu pisarzowi Publiliuszowi Syrusowi (I wiek p.n.e.) wskazują dodatkowo na fakt, iż gniew znacznie zmniejsza obiektywizm sądów, a przez to bardziej niż inne uczucia utrudnia poznanie prawdy i kierowanie się nią w życiu. „Wiemy dobrze z doświadczenia, jak często pod wpływem gniewu mówi się rzeczy, których nieprawdziwość staje się oczywista, ledwo gniew minie. Jakże trudno wtedy uznać swój błąd! Stąd tak często gniew prowadzi do kłamstwa, miłość własna bowiem nie pozwala na odwołanie tego, co się lekkomyślnie w gniewie powiedziało, i człowiek dalej zupełnie już świadomie twierdzi to samo przeciw prawdzie” – pisze o. Jacek Woroniecki (1878–1949).

Kwestie wychowawcze

Kształtowanie cnoty łagodności wymaga uzmysłowienia młodemu człowiekowi, iż w umiejętności gniewu tkwi niezwykle cenna siła, którą należy umieć sprawnie gospodarować bez trwonienia jej na bezproduktywne złoszczenie się. W tym celu Woroniecki proponuje „zarysować przed młodzieżą ideał opanowanego człowieka, który umie, gdy potrzeba, włączyć do swego postępowania prąd gniewu, głos podnieść i choćby surową karę wymierzyć, ale który nigdy nie da mu się porwać do słów i czynów, których następnie będzie żałował”.

Kluczowy będzie tu przykład rodziców i wychowawców, którym podopieczni dadzą niejednokrotnie powód do gniewu. W takich sytuacjach dorośli winni wykazywać pełne opanowanie, co jest szczególnie istotne wychowawczo, gdyż kary udzielane w gniewie – często bez umiaru i niesprawiedliwie – mogą skłonić młodego człowieka do jawnego oporu bądź go po prostu złamać, raniąc także jego poczucie sprawiedliwości. Kierując się emocjami, potrafimy nierzadko zaniechać wymierzenia kary za większe przewinienie, które nie pobudziło nas do gniewu, a wymierzamy ją za drobne wykroczenie, bo nas akurat rozzłościło. Wniosek stąd taki, iż karę należy stosować po całkowitym opanowaniu gniewu. Choć sprawi ona przykrość, to jednak nie wywoła buntu, służąc równocześnie za namacalny przykład tego, jak należy panować nad gniewem.

Piotr T. NOWAKOWSKI

O ostatnim miejscu w piekle

Barokowy poeta i dramaturg hiszpański Pedro Calderón de la Barca (1600–1681) w jednym ze swych opowiadań pisze o tym, komu przypadnie dosłownie ostatnie miejsce w piekle. Gospodarze królestwa ciemności żywili przekonanie, iż owego „zaszczytu” winien dostąpić największy spośród grzeszników oczekujących na wejście przed bramą piekielną. Tu jednak pojawił się problem, bo nikt z kolejki nie wydawał się jednoznacznie godny wyróżnienia.

Dopiero gdy wysoka komisja przepytała na tę okoliczność stojącego z boku, dość niepozornego człowieka, całe piekło odetchnęło z ulgą. Okazało się bowiem, iż właśnie ten, który – jak sam twierdził – znalazł się w tym gronie przez przypadek i który niczego złego nie zrobił, ale – owszem – widział, jak ludzie ludziom byli wilkami i jakich dopuszczali się zbrodni, a mimo to nie reagował, bo go to nie obchodziło – ten właśnie zajął ostatnie miejsce w czeluściach piekielnych, zarezerwowane dla największego grzesznika!

(na podst. Kazimierz Wójtowicz, Przyczynki, Wrocław 1992, s. 96)

Idź do oryginalnego materiału