Urodziła
się 30 marca 1904 r. w Balasarze w archidiecezji Braga w Portugalii.
Gdy miała 7 lat, rodzice posłali ją do Póvoa de Varzim, gdzie znajdowała
się najbliższa szkoła podstawowa. Mieszkała przy rodzinie pewnego
stolarza. Tam w 1911 r. przyjęła I komunię św. Po osiemnastu miesiącach
nauki powróciła do domu rodzinnego.
Gdy
miała 14 lat, doszło do tragicznego wydarzenia, które przesądziło o
całym jej życiu. W Wielką Sobotę 1918 r., chcąc się uchronić przed
gwałtem, wyskoczyła przez okno z wysokości 4 m. Następstwem upadku był
postępujący paraliż.
Od 14 kwietnia 1925 r. nie mogła już podnieść się z łóżka, w którym pozostała przez 30 lat, aż do śmierci.
W
pierwszych latach choroby błagała Boga za wstawiennictwem Matki Bożej o
łaskę uzdrowienia. Złożyła też przyrzeczenie, iż jeżeli wyzdrowieje,
poświęci się pracy misyjnej. Dopiero w 1928 r. zrozumiała, iż to
cierpienie jest jej powołaniem, i przyjęła je całym sercem. Mawiała:
«Matka Najświętsza wyjednała mi jeszcze większą łaskę. Najpierw
rezygnację, potem całkowite poddanie się woli Bożej i w końcu pragnienie
cierpienia».
Ta
nowa wizja cierpienia otwiera ją na życie mistyczne. Aleksandra doznaje
głębokiego zjednoczenia z Jezusem Eucharystycznym. Swoje powołanie
ujmuje w następujących słowach: «Jezu, jesteś więźniem tabernakulum, a
ja mego łóżka, z Twojej woli. Będę więc trwała przy Tobie». Niczym
lampka przed tabernakulum, chce zawsze trwać przed Jezusem w
Eucharystii, a podczas każdej Mszy św. ofiarowywać się Przedwiecznemu
Ojcu za grzeszników, wraz z Jezusem i w Jego intencjach.
Od
3 października 1938 r. do 24 marca 1942 r. co piątek — czyli 182 razy —
pomimo paraliżu w niewytłumaczalny sposób wstawała z łóżka i przez trzy
i pół godziny odprawiała Drogę Krzyżową.
«Kochać,
cierpieć i wynagradzać» — taki program życia wyznaczył jej sam Jezus.
Od 1934 r., na polecenie swego kierownika duchownego o. Mariana Pinhy
SJ, Aleksandra spisywała wszystko, co mówił do niej Zbawiciel.
W
1936 r. Pan Jezus za jej pośrednictwem polecił papieżowi poświęcić
świat Niepokalanemu Sercu Maryi. O. Pinho trzykrotnie informował papieży
o tym życzeniu. Wreszcie, po dokładnym zbadaniu wiarygodności objawień
przez arcybiskupa Bragi, papież Pius XII 31 października 1942 r.
zawierzył świat Niepokalanemu Sercu Maryi w przesłaniu przekazanym do
Fatimy. 8 grudnia tego samego roku powtórzył ten akt w Bazylice św.
Piotra.
27 marca 1942 r. Aleksandra przestała jeść i od tej pory żyła jedynie Eucharystią.
Idąc za radą swego nowego kierownika duchownego, ks. Umberta Pasquale,
salezjanina, wstąpiła do Unii Współpracowników Salezjańskich, aby swym
cierpieniem przyczyniać się do zbawienia młodych. Bardzo interesowała
się ludźmi, ich problemami i życiem duchowym. Wiele osób przyjeżdżało do
niej po radę lub z prośbą o modlitwę. W dalszym ciągu dyktowała swój
dziennik.
7
stycznia 1955 r. zostało jej objawione, iż w ciągu roku umrze. 12
października przyjęła namaszczenie chorych, a następnego dnia, w
rocznicę ostatniego objawienia Matki Bożej w Fatimie, umarła. «Jestem
szczęśliwa, bo idę do nieba» — powiedziała przed śmiercią. Na swym
grobie, który w tej chwili znajduje się w kościele parafialnym w Balasarze,
kazała umieścić słowa: «Grzesznicy, jeżeli proch mego ciała może
przyczynić się do waszego zbawienia, zbliżcie się, depczcie go, aż
całkiem zniknie. Ale nie grzeszcie już więcej, nie obrażajcie naszego
Pana Jezusa!»
MIŁOŚĆ, KTÓRA NIE ZNA MIARY
Bóg
nieustannie szuka ludzkiego serca. Daje się zobaczyć i doświadczyć
przez nadzwyczajne znaki; „Dotrzymuj Mi towarzystwa w Najświętszym
Sakramencie. Pozostaję w tabernakulum w dzień i w nocy, czekając, by
obdarzyć miłością i łaską wszystkich tych, którzy Mnie odwiedzą„; Jeden z
nich, pozwalający odkryć i zachwycić się Jego rzeczywistą obecnością w
Eucharystii, miał miejsce w życiu bł. Alexandriny Marii da Costy, która
przez 13 lat spożywała tylko Eucharystię.
Nie
mogła jeść i pić, a mimo to żyła, wbrew wszelkim naturalnym prawom
biologii… Alexandrina da Costa była zwykłą portugalską dziewczyną.
Urodziła się 30 marca 1904 roku, we wsi Balsar. Zawsze energiczna,
uśmiechnięta, pracowita, chociaż nie cieszyła się najlepszym zdrowiem.
Dusza
towarzystwa wszędzie tam, gdzie się pojawiała – w domu, w którym
mieszkała z matką Marią Anną i siostrą Deolindą, w szkole i w pracy.
Musiała ją podjąć już w wieku kilkunastu lat w jednym z wiejskich
gospodarstw, ponieważ w domu da Costów zabrakło ojca.
Pracowała tam jednak niedługo, bo gospodarz często łamał warunki urnowy,
próbując wyzyskać dziewczynkę. Znalazła, więc inny sposób zarobku –
wraz z Deolindą i koleżankami dorabiała szyciem. Szykowały suknię ślubną
dla koleżanki. Gdy praca szła mozolnie, Alexandrina wykorzystywała
swoje predyspozycje teatralne i przedstawiała śmieszne anegdoty z życia,
by podarować koleżankom trochę euforii i dodać zapału do pracy. Pewnego
dnia siedziały skupione przy stole. Nagle usłyszały dochodzące z oddali
okrzyki i salwy śmiechu. Odgłosy powoli się zbliżały i stawały się
coraz wyraźniejsze. Gdy Alexandrina rozpoznała wśród nich głos swego
dawnego gospodarza, zamarła… Trzech mężczyzn szło w ich stronę.
Deolindą, jakby coś przeczuwając, poprosiła by zamknęły drzwi. Chwilę
później usłyszały stukot butów na schodach i pukanie do drzwi. Nie
otwierały, więc zniecierpliwieni mężczyźni zaczęli szukać innych dróg
wejścia. Jeden z nich wspiął się po drabinie, by wejść do pokoju przez
właz, który dziewczyny błyskawicznie zaryglowały maszyną do szycia.
Rozzłoszczony wybił kilka desek młotkiem i dostał się do salonu.
Deolinda z koleżanką, widząc to, zdołały uciec przez drzwi na dół, gdzie
jednak czekali na nie dwaj pozostali mężczyźni. Alexandrina została
sama naprzeciw oprawcy. Nie było żadnej drogi ucieczki poza otwartym
oknem. Wyskoczyła więc z wysokości 4 metrów… Gdy upadła, poczuła
przeszywający ból w plecach. Przez chwilę nie mogła się poruszyć, jednak
gwałtownie wstała, by pobiec na pomoc złapanym towarzyszkom. Była tak
stanowcza, nieugięta i mocna, iż mężczyźni, wystraszeni krzykiem,
odeszli, nie osiągnąwszy celu.
Niedługo
potem Alexandrina zaczęła odczuwać skutki upadku, które stopniowo
zaczęły ją unieruchamiać i wyłączać ze zwykłego życia. Dla nastolatki
była to prawdziwa walka. Nie traciła jednak nadziei na uzdrowienie. W
spontaniczności swej wiary była przekonana, iż Jezus na pewno pomoże
zrealizować jej marze-nie wyjazdu na misje. On jednak powoli odsłaniał
jej swój plan. Prowadził ją krok po kroku na głębię. Odkrywał przed nią
swoje pragnienia…
Pełnia
W
pewnym momencie zwykłe spotkania, rozmowy z koleżankami, gry w karty,
które dotąd wypełniały czas jej choroby, przestały ją zadowalać.
Pociągało ją teraz coś więcej… Coś, czego jeszcze nie potrafiła nazwać.
Jej serce pragnęło pełni. Droga na głębię nie była prosta. Dziewczyna
musiała przejść od determinacji, z jaką próbowała wpłynąć na Bożą wolę,
do twórczego jej odkrywania i przyjęcia bez zastrzeżeń. Niejeden raz
musiała tracić swoje dobre pragnienia – chociażby to, iż chciała wraz ze
swoją parafią wziąć udział w pielgrzymce do Fatimy.
Nie
mogła już też pomagać matce i Deolindzie w prostych domowych pracach.
Nie była w stanie chodzić na Mszę Świętą i z dnia na dzień miała coraz
mniej sił, aby wstać z łóżka. Ale nie tylko niemoc fizyczna sprawiała
jej ból – gorsze były nękania, które przeżywała w swej duszy.
Zły
duch wmawiał jej, iż skoro nie może pojechać do Fatimy, to Maryja ją
odrzuca i Jezus nie chce jej ofiar. Próbował ją zniechęcać, podsuwając
niepewność, bunt i rozczarowanie. Te podszepty raniły jej duszę, ale
przezwyciężała je, intensyfikując swoją modlitwę.
Pewnego dnia usłyszała w swym sercu głos, który rozjaśnił jej wszystko.
Jezus powiedział: „Dotrzymuj Mi towarzystwa w Najświętszym Sakramencie.
Pozostaję w tabernakulum w dzień i w nocy, czekając, by obdarzyć
miłością i łaską wszystkich tych, którzy Mnie odwiedzą. Ale nie ma ich
wielu. Jestem tak opuszczony, samotny i obrażany… Wielu ludzi nie wierzy
w Moje istnienie i w to, iż mieszkam w tabernakulum. (…) Inni zaś
wierzą, ale nie kochają Mnie i nie odwiedzają. Zachowują się tak, jakby
Mnie tam nie było. (…) Wybrałem ciebie, byś dotrzymywała Mi towarzystwa w
tym małym azylu”. To był dla Alexandriny decydujący moment. Zrozumiała,
iż uzdrowienie nie jest najważniejsze, ale najistotniejsze jest to, by
niezależnie od warunków – zawsze pełnić Bożą wolę, odpowiadając swoim
„tak” na pragnienia Jezusa wobec siebie. Odpowiedź wypisała własną krwią
na świętym obrazku: „Moją krwią ślubuję Ci bardzo Cię miłować, mój
Jezu, i niech taką będzie moja miłość, bym umarła, obejmując krzyż. (…)
Kocham Cię i umieram z miłości do Ciebie, o mój ukochany Jezu, i w
Twoich tabernakulach pragnę mieszkać”…
Najlepsza cząstka
„Jezu
– powiedziała pewnego dnia w modlitwie — złóż mnie wraz z Tobą w
ofierze Przedwiecznemu Ojcu w tych samych intencjach, dla których Ty sam
siebie ofiarujesz. (…) Pragnę spędzać wszystkie chwile mego życia,
nieustannie, w dzień i w nocy, radosna czy smutna, samotnie czy w
towarzystwie – cały czas pocieszając Cię, adorując, miłując, wysławiając
i oddając Ci chwałę. (…) Niech nie będzie już nigdzie na świecie ani
jednego tabernakulum, ani jednego miejsca, w którym mieszkasz w sposób
sakramentalny, gdzie teraz – i od dziś na zawsze – nie słyszano by:
Jezu, kocham Cię! Jezu, jestem cała Twoja! Jestem Twoją ofiarą, ofiarą
Eucharystii, oliwną lampką Twoich więzień miłości. (…) Matko Jezusa i
moja Matko, wysłuchaj mojej modlitwy: poświęcam Ci moje ciało i moje
serce. Oczyść je, Matko Przenajświętsza, i napełnij Twoją miłością.
Umieść blisko Jezusa ukrytego w tabernakulach, ażebym służyła Mu za
lampkę aż do końca świata”… Odtąd godziny choroby upływały Alexandrinie
na duchowym pielgrzymowaniu do tabernakulów, na przebywaniu u stóp
Jezusa. On zapewniał ją: „Jak Maria wybrałaś najlepszą część. Wybrałaś
miłość do Mnie w tabernakulum, gdzie możesz kontemplować Mnie oczami nie
ciała, ale duszy. Jestem tam prawdziwie obecny: Ciałem, Krwią, Duszą i
Bóstwem – tak jak w niebie”…
W tym czasie Jezus powierzył Alexandrinie również opiekę nad kapłanami.
Wynagradzała za nich. Ofiarowując swój ból, zmagania i modlitwy,
wypraszała ich wierność i nowe powołania. Oblubieniec odsłonił jej też
sekret swego Serca. Pragnął zawierzenia całego świata Niepokalanemu
Sercu Maryi: „Chcę, by świat został poświęcony Mojej Najświętszej Matce;
jest to lekarstwo na tyle zagrażających mu nieszczęść”.
Głód
Siłą
Alexandriny we wszystkich cierpieniach była codzienna Komunia św.
Dzięki niej zawsze czuła szczególną relację z Jezusem. Tak w swej
autobiografii wspominała dzień, w którym przyjęła Go po raz pierwszy:
„Wydarzenie to wyryło się w mojej duszy. Sądziłam, iż zjednoczyłam się z
Jezusem tak, iż już więcej się od Niego nie odłączę. Wydaje mi się, iż
On zawładnął moim sercem. Radości, która mnie przepełniła, nie sposób
wyrazić”.
Odtąd
już zawsze nosiła w sobie głód Eucharystii. Pewnego dnia, jeszcze przed
wypadkiem, gdy zaatakowała ją ostra choroba, w wysokiej gorączce
prosiła matkę: chcę Jezusa… Gdy matka podała jej krzyż, dziewczynka
wyszeptała: „nie tego, ale Eucharystycznego”… Teraz, gdy paraliż
całkowicie objął jej ciało, On był jej największą pociechą. Niestety, w
parafii nastąpiła zmiana kapłanów. Nowy proboszcz miał zasadę, by chorym
przynosić Najświętszy Sakrament jedynie raz w miesiącu.
Alexandrina
zwierzała się w tym czasie swemu duchowemu ojcu: „Nie przyjęłam jeszcze
Pana Jezusa. Och, Boże, jak to boli! Proszę modlić się bardzo do
naszego Pana, by przez swoje nieskończone miłosierdzie raczył znaleźć na
to jakiś sposób. (…) Gdybym mogła zapłacić i przynieśliby mi Jezusa za
pieniądze… Ile bym za to nie dała!”. W tym czasie Jezus przychodzi do
niej w inny sposób. Dziewczyna pisze: „Przyjęłam wiele Komunii św.
duchowych z całym zapałem, na jaki mnie stać, i nasz Pan będzie mi to
wynagradzał”. Zwyczaj przyjmowania Jezusa duchowo w każdej godzinie
zachowa odtąd do końca życia także wtedy, gdy proboszcz zmieni zdanie i
zacznie przy-nosić jej Eucharystię każdego dnia.
Lekarstwo
Pod
koniec kwietnia 1937 r. Alexandrina przeżyła stan krytyczny. Była
całkowicie wycieńczona, wymiotowała w dzień i w nocy, a ksiądz 3 razy
odczytywał przy niej modlitwy odmawiane przy umierających. Dziewczyna
wspomina: „Zobaczyłam proboszcza wchodzącego do mego pokoju i
rozpoznawszy go, powiedziałam: »Chcę przyjąć Pana Jezusa«. Odpowiedział:
»dobrze, moje dziecko, poszukam niekonsekrowanej hostii i jeżeli jej nie
zwymiotujesz, przyniosę Ci Pana Jezusa«. I tak uczynił. Kiedy tylko ją
połknęłam, zaraz zwymiotowałam. Proboszcz chciał zrezygnować z
przyniesienia mi Pana Jezusa, ale ktoś powiedział: »Księże,
niekonsekrowana hostia to nie Jezus«. Wtedy postanowiono, iż pójdzie po
konsekrowaną Przyjęłam ją i nie zwymiotowałam. Nigdy już nie przestałam
przyjmować Pana Jezusa. Jak tylko Go otrzymywałam, wymioty ustępowały i
przez pół godziny nie powracały. Stan krytyczny trwał dość długo, ale
przez 17 dni nie jadłam i nie piłam niczego, absolutnie niczego. Moim
lekarstwem był Jezus”.
Pasja
Niedługo
potem Pan przypomniał Alexandrinie swoje pragnienie poświęcenia świata
Sercu Maryi. Nakazał, by poprzez swojego spowiednika przekazała je Ojcu
Świętemu Piusowi XII. Zapowiedział też cierpienia, które ją czekały, i
poprosił o pokutę i modlitwę.
Tymczasem wzmaga się duchowa walka. Demon podsuwa jej nieczyste myśli,
pokusy i wyobrażenia. Pewnej nocy nie ma już sił, by je odpierać.
Przeżywa ogromne katusze. Oddaje swoją niemoc i pałające miłością serce
we władanie Jezusa. On odpowiada i dokonują się mistyczne zaślubiny.
Jest to moment spowity tajemnicą: „Mój miły jest mój, a ja jestem jego”.
Wówczas to Jezus prosi: „Pomóż mi odkupić ludzkość”. Alexandrina nie
odpowiada od razu. Demon nie odpuszcza: próbuje spętać ją
wątpliwościami. Jednak łaska jest potężniejsza i to dzięki niej, z całą
świadomością własnej nędzy i słabości, dziewczyna mówi swoje „tak”.
Pewnego
dnia ujrzała w swym sercu umęczoną twarz Jezusa. Gdy patrzyła na nią w
milczeniu, usłyszała zapowiedź własnej męki. Odtąd każdego tygodnia
przez 182 piątki przeżywała w swym ciele cierpienia Jezusa. To, co
działo się w tym czasie, było tajemnicą serca Alexandriny. Deolinda,
która w każdej chwili towarzyszyła swej siostrze, w liście do kierownika
duchowego Alexandriny opisuje jej mękę następująco: ,Agonia w Ogrójcu
trwała bardzo długo i była straszna… Słychać było jęki z głębi serca i
od czasu do czasu szlochanie. Ale biczowanie i cierniem ukoronowanie to
dopiero! Biczowana była na kolanach, z rękami jakby związanymi.
Podłożyłam jej pod kolana poduszkę, ale usunęła się z niej, nie chciała.
Jej kolana są w opłakanym stanie… Uderzeń biczami było co najmniej
5311. Ileż to trwało! Tyle razy mdlała! Uderzeń w głowę trzciną w koronę
cierniową było 2391. (…) Kiedy cierniem ukoronowanie dobiegło końca,
był to istny trup”…
Alexandrina
pisała: „Teraz jestem pełna wątpliwości, tak udręczona i wszystko
wydaje mi się nieprawdą. Błogosławiony Jezus, który tyle ma, by mnie
obdarować, a ja nie mam dla Niego nic. Zanim zaczęła się pasja, mój
Jezus pocieszył mnie trochę. Zastukał do mojego serca i powiedział:
»Alexandrino, moja ukrzyżowana, podejdź do Żebraka, który stoi u drzwi,
przyjdź dać Mu jałmużnę tak wielkiej wartości. Daj mi, nie odmawiaj. Nie
zadowolą Mnie wszystkie inne jałmużny, jeżeli nie dasz Mi swojej. Tylko
twoja mnie zadowala. (…) Dzieje się z tobą to, co działo się ze Mną, na
Mnie też wszystko to przyszło. Odwagi, to za Bożym działaniem
otrzymujesz siłę, to ono tobą porusza, ono wszystko to czyni«. Ujrzałam
siebie w przepaści tak olbrzymiej, tak pełnej nieczystości. Wydawało mi
się, iż znajdowały się tam wszystkie możliwe nędze i iż wszystkie były
moje. I nasz Pan mówił: »Podobnie jak Ja jesteś poręczycielem. I Ja
byłem w tej przepaści pełnej wszystkich nędz«”…
Po
tym jak dziewczyna po raz pierwszy przeżyła to doświadczenie, kierownik
duchowy Alexandriny napisał list do papieża, prosząc o zawierzenie
świata Sercu Maryi; sprawa jednak rozwijała się bardzo powoli.
Współuczestnictwo Alexandriny w męce Jezusa było ściśle badane przez
władze kościelne i specjalistów naukowych. Dodatkową udręką dla
dziewczyny było to, iż tajemnica jej serca staje się znana innym i
szeroko rozgłaszana. Budziło to różne spekulacje i posądzenia oraz
burzyło pokój, w którym dotąd żyły z matką i siostrą.
Dowód
Przyjęcie
cierpienia było odpowiedzią miłości na zaproszenie, które Jezus do niej
kierował. Pozwalała uczynić się duszą ofiarniczą, by wynagradzać Mu
wszystkie zbrodnie świata. Gdy Jezus zwierzał się jej: „Świat bardzo
Mnie obraża. Mój ból jest przeogromny”, odpowiadała: „Poprzez moje
cierpienie nie chcę niczego więcej niż dać Ci dusze, by pocieszyć Twoje
Boskie Serce”. Była świadoma, jak wielki dowód miłości do niej krył się w
męce Jezusa, i pragnęła wyrazić Mu także swoją małą miłość: „Jak Ciebie
miłuję? Pośród takiego cierpienia? O Jezu, czy to nie pośród cierpienia
Ty także mnie miłowałeś? Przecież właśnie tak było, więc jakże ja teraz
nie miałabym Ciebie miłować? Jakże niesprawiedliwą byłabym!
(…) Podaruj mi cierpienia, choćby najgwałtowniejsze, bylebym mogła Ci
przez nie dowieść, iż Cię miłuję. Proszę Cię o ból i miłość – oto więzi,
które mnie z Tobą łączą. (…) Wielokrotnie pojawia się w moim umyśle:
niech się dzieje wola Twoja zawsze i wszędzie!”.
Udręka miłości
Odpowiedzią Watykanu na list duchowego kierownika Alexandriny było przybycie ks. Emanuela Yilara.
Zadziwiła go pokora i miłość Alexandriny, a uczestniczenie w jej męce
całkowicie rozwiało wszelkie wątpliwości dotyczące mistyczki. Po
powrocie do Rzymu przez cały czas wspierał dziewczynę. Pisał, dodając jej otuchy:
„Rozumiem, iż miłość stała się dziś dla Pani równocześnie udręką i
wsparciem, siłą, pociechą, szczęśliwością…
Niech Pani na to pozwoli. jeżeli On wymaga złożenia siebie w ofierze aż
do heroizmu, tym większa będzie Boża chwała, tym doskonalsze
wynagrodzenie, tym piękniejsza Pani nagroda. W tej epoce obłędu Jezus
potrzebuje ofiar, które złagodzą Bożą Sprawiedliwość”. Kapłan ten,
umierając na raka, ofiarował się w intencji zawierzenia świata Sercu
Maryi.
Wezwania Jezusa do pokuty stawały się coraz częstsze. Światem zaczęły
targać silne niepokoje. W dniu wybuchu II wojny światowej Alexandrina
ofiarowała swoje życie, prosząc o pokój i wynagradzając Bogu za
wszystkie zniewagi, których doznaje w każdym człowieku. Widząc oczyma
duszy wszystkie cierpienia wojny, doświadczała głębokiej rozpaczy.
Ciemności jej wiary były coraz gęstsze. Czuła się wewnętrznie
opuszczona. choćby przyjmowanie Komunii Świętej nie przynosiło jej ulgi,
nie gasiło jej tęsknoty. Także teraz powtarzała swoje „tak”, pisała:
„Serce jest zimne, ale zranione. Im bardziej tęskni za miłością, tym
bardziej krwawi i tym dotkliwszy jest ból, bowiem nie jest ono w stanie
osiągnąć tej czystej i gorącej miłości, którą pragnie miłować Jezusa.
(…) Nie posiadam ani wnętrza, ani serca, aby Go przyjmować. Mam jednak
pragnienie miłości, tęsknotę, by cały świat ogarnięty został jednym
płomieniem. Chciałabym mieć tyle krwi, by całą ziemię w niej skąpać, by
Jego Najświętsze Serce nie odczuwało bólu z powodu grzechu, tylko żar
serc tych wszystkich, którzy Go miłują. Dlatego pragnę cierpieć, by na
ziemi istniała tylko miłość. I dlatego pragnę oddać życie za dusze,
które grzech usiłuje zgładzić. Moja natura wzdraga się przed
cierpieniem, ale serce przepełnione pragnieniami chwały i miłości Jezusa
pędzi lotem szalonym ku cierpieniom. Cóż za szaleństwo boleści, aby
tylko ku Jezusowi kierowała się miłość, by cały świat dał się ogarnąć
płomieniami Boskiej Miłości, by wszystkie serca zostały oczyszczone i by
zapłonęły wewnątrz tego Boskiego Serca!”…
Pełnia radości
Jezus przyjął
jej ofiarę. Dziewczyna przeżywa kolejne cierpienia: utratę spowiednika,
oszczerstwa i pomówienia, długie, upokarzające badania medyczne i
przedłużający się brak odpowiedzi z Watykanu. W końcu jednak, w marcu
1942 r., Alexandrina przeżyła mękę Chrystusa w swoim ciele po raz
ostatni. Zapowiadało to spełnienie się pragnienia Oblubieńca.
Rzeczywiście, 31 października 1942 r. Ojciec św. zawierzył świat Sercu
Maryi. „Jakie to szczęście, jaka euforia dla świata z bycia poświęconym, z
przynależności bardziej niż kiedykolwiek dotąd do Niepokalanego Serca
Maryi” – cieszyła się Alexandrina.
Misja dziewczyny jeszcze się nie skończyła. Jezus pragnął przez jej
życie powiedzieć coś jeszcze… Wśród ciemności wiary, które w intencji
wszystkich grzeszników przyjęła na siebie, rodził się nieugaszony głód
miłości. Czuła, iż zaspokoi go tylko przemienienie jej w Eucharystię.
Gdy dzieliła się tym pragnieniem z Jezusem, usłyszała: „Nic już nie
będziesz jadła na ziemi. Twoim pokarmem będzie Moje Ciało”. Od tej pory
przez 13 lat nie przyjmowała żadnego napoju i pokarmu poza Jezusem
Eucharystycznym. Waga jej ciała była wciąż stała (33 kg), a jasność
umysłu niezmącona. Jezus wyjaśnił: „Żyjesz jedynie Eucharystią, ponieważ
chcę przez to ukazać światu moc Eucharystii i moc Mojego życia w
duszach”. niedługo potem poprosił ją: „Znajdź Mi dusze, które będą kochać
Mnie w sakramencie miłości, by one zajęły twoje miejsce, kiedy
pójdziesz do nieba”.
Światło dla dusz
Ostatni
etap życia Alexandriny był czasem przeżywania działalności publicznej
na wzór Jezusa głoszącego Dobrą Nowinę. Przybywali do niej wszyscy
potrzebujący. Choć nie miała już sił, podtrzymywana przez łaskę,
przyjmowała ich choćby przez 12 godzin dziennie. Były dni, w których
przychodziło 6000 osób z różnych zakątków, z różnymi potrzebami, tylko
po to, by dotknąć tego, co nadprzyrodzone.
Tymczasem cierpienia wewnętrzne dziewczyny nie ustawały. Przezwyciężała
je ponawianiem swojego „tak” pomimo ciemności: „W dręczącym mnie
niepokoju powtarzałam moje akty wiary: Wierzę, Jezu, wierzę, iż to dla
mnie się narodziłeś, dla mnie cierpiałeś w Getsemani, na Kalwarii.
Wierzę, Jezu, wierzę! (…) Otchłań, w jakiej się znajdowałam, była
czarna. Jedynie sam Bóg mógł ją przeniknąć i Jezus to uczynił. Zstąpił
aż do tej głębi, wyniósł na powierzchnię moją nędzę, oświetlił ją
promieniami swej światłości”. Oblubieniec zapewniał ją: „Córko Moja!
Jesteś światłem i pochodnią dla świata! Trwasz w nieporównywalnej
ciemności, a jesteś światłością, która oświeca: ciemności są dla ciebie,
a światło dla dusz”.
Koniec udręce przyniosło nadejście upragnionego dnia zapowiedzianego
przez Jezusa. Dnia spotkania z Nim. Tuż przed swoim odejściem, 13
października 1955 r., Alexandrina powiedziała: „Wszystkim przebaczam,
tak… Przebaczam wszystkim, którzy byli narzędziami w rękach Boga dla
mego większego dobra. (…) Wszystko jest światłem! Nie ma już ciemności!
(…) Nie grzeszcie. Świat nic nie jest wart. To wszystko. Przystępujcie
często do Komunii Świętej. Każdego dnia odmawiajcie różaniec. Do
zobaczenia w niebie!”…