Wsłuchać się w czyjś wstyd

2 godzin temu
Zdjęcie: Ewa Woydyłło


W sprawie emocji nie ma żadnych argumentów, nie można powiedzieć: „To, czego się wstydzisz, jest bez sensu”.

Fragment książki „O wstydzie bez wstydu. Poczuj się dobrze ze sobą”, Wydawnictwa MANDO Inside, Kraków 2024. Tytuł pochodzi od redakcji Więź.pl

Martyna Harland: Trzeba usiąść nago przed wstydem?

Ewa Woydyłło: Tak. W przypadku ludzi borykających się z głębokim, chronicznym wstydem, można zastosować terapię współczującą. To metoda będąca elementem terapii uzależnień. Dotyczy terapeutów, którym podczas szkoleń zaleca się znalezienie w sobie jakiejś „słabości”, jakiejś wstydliwej strony. Oczywiście może być też uzależnienie. Pod warunkiem iż terapeuta sobie z tym poradził. Wtedy łatwiej nawiąże relację z pacjentami.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

25 zł 50 zł 100 zł 200 zł 500 zł 1000 zł

A relacja między terapeutą a pacjentem stanowi o skuteczności terapeutycznych oddziaływań. Trzeba znaleźć w sobie coś, co pomoże zrozumieć, z czym mierzy się pacjent. Oczywiście nie musi to być heroina, alkohol czy inna używka, ale sam mechanizm bezsilności pomaga wzajemnie się rozumieć.

Na tym właśnie opiera się terapia współczująca. choćby nie chodzi do końca o to, iż trzeba w sobie odnaleźć taki sam wstyd, który zrówna terapeutę z pacjentem, ale o to, iż im bardziej się do tego uczucia przybliży, tym łatwiej uniknie krytycznego osądu: „No weź! Wstydzisz się tego? Daj spokój!”. Taki terapeuta to kiepski terapeuta.

To współczujące podejście nie wszędzie jest potrzebne. W terapii par, przy rozwodach, przy lęku na przykład przed operacją serca, często wystarczy psychoterapia poznawcza. Sama nie muszę mieć tego doświadczenia, nie muszę być rozwódką ani też na każdym poziomie identyfikować się z pacjentem. Ze wstydem jest inaczej, warto go wyszukać w sobie. A jak? Przypomnij sobie na przykład sytuację, kiedy miałaś cztery lata i przyszłaś w bucikach z cholewkami, a wszystkie dziewczynki były w sandałkach. One się z ciebie śmiały. Jak się wtedy czułaś? Takie ćwiczenie może zrobić każdy, kto chciałby wsłuchać się w czyjś wstyd.

Dlaczego właśnie w terapii wstydu tak ważna jest empatia?

– Bo jeżeli ktoś ma w sobie blokadę: „Nie jestem taka, jaka chciałabym być, albo taka, jak inni tego ode mnie oczekują”, to trzeba przeprowadzić z taką osobą rozmowę, docierając do jej emocji. W sprawie emocji nie ma żadnych argumentów, nie można powiedzieć: „To, czego się wstydzisz, jest bez sensu”. Jest to niekomfortowe samopoczucie, które nas alienuje. Kiedy siedzę w domu sama, to mój wstyd się nie uruchamia. Natomiast kiedy jestem z kimś w relacji, wtedy już go czuję.

Poczucie wartości jest jak matematyczne równanie. Im więcej dobra czynisz, tym wyraźniej rośnie twoja samoocena

Ewa Woydyłło

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

I właśnie tego dotyka Kuciel-Frydryszak w swojej książce „Chłopki”. Amerykańska pisarka Barbara Kingsolver robi to samo w „Demon Copperhead”, gdzie kontrapunktuje historyczną powieść Dickensa, powiadając o bardzo zaniedbanym, opóźnionym w rozwoju rejonie Appalachów w Ameryce, z którego sama się wywodzi. Empatia ułatwia dotarcie do tego, co czuje ktoś inny – dzieje się to w pewnym sensie przez identyfikację, w s p ó ł-c z u c i e.

Takie książki i w ogóle kultura, dzieła sztuki, filmy, mogą nam pomóc rozpoznać w sobie rozmaite uczucia, także wstydliwe?

– Tak. W ten sposób często odkrywamy w sobie jakieś schowane głęboko bóle i cierpienia, i dzięki temu zaczynamy goić wiele z nich. jeżeli chcemy to osiągnąć, musimy odrodzić w sobie poczucie wartości. Najlepiej pomagają w tym dobre relacje – gdy ktoś nas lubi, szanuje, docenia i potrafi nam to okazać tak, iż w końcu uwierzymy w swoją wartość.

Czyli najpierw trzeba przed sobą przyznać się do tego, czego nam wstyd, przestać go wypierać i zakłamywać. W tym właśnie może pomóc jakiś sugestywny film, w którym możemy zidentyfikować się z którymś z bohaterów. Potem, gdy wyraźnie zobaczymy, wokół czego czujemy wstyd, możemy pójść dalej – aż do ukojenia tego niedobrego, ograniczającego uczucia. Łatwiej to zrobić dzięki odpowiedniej pomocy terapeutycznej.

– Mam nadzieję, iż ta książka też doda wielu czytelnikom odwagi do przyjrzenia się swoim głęboko skrywanym wstydom…

Jaki jest kolejny etap pracy ze wstydem na terapii współczującej?

– Budujemy poczucie własnej wartości. Wstyd jest przykrym uczuciem, wynikającym z uwewnętrznionej dezaprobaty wobec jakiegoś własnego zachowania, „defektu” nie do naprawienia.

Uszkadza więc nasz system wartości, a jeżeli panuje w nim mętlik, niejasność, wtedy łatwo o pomyłkę w ocenie własnych cech czy działań. Dlatego dziecko wstydzi się tatusia pijaka, chociaż nie jest niczemu winne. Osoba DDA nosi w sobie wstyd za rodzinny dom. Na szczęście to się zmienia pod wpływem upowszechnienia wiedzy psychologicznej. Ludzie coraz częściej zaczynają mówić publicznie o swojej przeszłości, o procesie zdrowienia.

Ale wciąż można usłyszeć: „Jak ci nie wstyd o tym opowiadać?”.

– To raczej wyraz niestosowności niektórych zwierzeń. O wstydliwych sprawach lepiej rozmawiać w bezpiecznych warunkach i z ludźmi, których nie zaskoczy przykre wyznanie. Terapia jest odpowiednim miejscem na odsłanianie trudnych spraw. Terapia współczująca zapewnia zrozumienie, chociaż terapeuci nie muszą doświadczyć identycznych przeżyć jak ich pacjenci.

W jaki sposób zaczyna się pracę nad poczuciem własnej wartości. Szuka się swoich zasobów i talentów?

– Poczucie wartości jest jak matematyczne równanie. Im więcej dobra czynisz, tym wyraźniej rośnie twoja samoocena. Dobrze też, o ile inni ludzie również oceniają cię pozytywnie. To może być skuteczne wykorzystanie swojego talentu, ale też rzeczy bardziej codzienne, prozaiczne, chociażby czytanie dziecku bajki na dobranoc. To także wielkie dobro.

Czy wtedy zmniejsza się trochę nasz wstyd? Na przykład ten związany z pochodzeniem ze wsi albo jakąś cechą fizyczną?

– Myślę, iż tak. Kiedy inni nas akceptują, łatwiej nam zaakceptować siebie. Nierzadko jednak trzeba w terapii pomóc takiej osobie innymi metodami, bo ktoś może zbytnio zafiksować się na swoim problemie. Nie na problemach, tylko na dobrych rzeczach w swoim życiu warto się koncentrować. Poczucie wartości to, najprościej mówiąc, zadowolenie z tego, kim się jest! Nie ma ideałów, wystarczy być najlepszym sobą, jakim potrafi się być.

Idź do oryginalnego materiału