Bóg i dusza
John Henry Newman, XIX-wieczny erudyta z wiktoriańskiej Anglii, jedno ze swoich rozważań o nauce chrześcijańskiej poświęcił Bogu i duszy.
Cienie się rozproszą…
Newman na kartach „Rozmyślań i modlitw” nazywa Chrystusa „Miłośnikiem dusz”. Podkreśla, iż radowanie się Jego widokiem jest jedynym szczęściem nieśmiertelnej duszy i jedynym szczęściem wieczności. Wie doskonale, iż wszelkie przyjemności życia są ulotne: Obecnie mogę zabawiać się i podtrzymywać marnościami podległymi zmysłom i czasowi, ale one nie będą trwały zawsze. Będziemy z nich odarci, kiedy odejdziemy z tego świata.
Choć wiktoriański erudyta wyznaje otwarcie, iż marnością i cieniem jest wszystko tu, na ziemi, to jego serce goni jednak za cieniami. Używając poetyckiego języka, na kartach wspomnianego dzieła, notuje, iż pewnego dnia wszystkie cienie się rozproszą i nie pozostanie nic oprócz wszechmocnego Boga. Wraz ze śmiercią zostaniemy ogołoceni ze wszystkiego, co było treścią naszej egzystencji. Pozostaną tylko Bóg i dusza. Newman nie ma złudzeń i dosadnie akcentuje, iż ci, którzy nie potrafią za życia czerpać euforii z myśli o Jezusie, to i po śmierci nie będą w stanie spojrzeć na Niego z miłością. Wpatrywanie się w Boski majestat czyni wszystko dokoła szare i zamglone.
Pokarm na wieczność
Cóż, jeżeli nie Ty, może dać mi szczęście? Gdybym miał wokół siebie wszystkie zasoby czasu i zmysłów, jak mam je teraz, czyż w ciągu wieków, a choćby lat, nie znużyłbym się nimi? Gdyby ten świat miał trwać na wieki, czyż umiałby zawsze dostarczać mojej duszy pokarmu? Czyż istnieje jakakolwiek rzecz ziemska, którą bym się w końcu nie znużył choćby w tym życiu? – oto ważkie pytania stawiane przez wiktoriańskiego kaznodzieję.
Głodu Boga, który jest „pokarmem na wieczność”, nikt i nic nie jest w stanie zaspokoić. On jedyny potrafi nasycić duszę człowieka. Pełnię szczęścia może dać tylko Stwórca. Świat poza poczuciem pustki nie może niczego zaoferować. Wszystkie rozkosze i euforii ziemskiego padołu są efemeryczne. Wieczność byłaby niedolą bez Ciebie, choćby gdybyś nie wymierzył żadnej kary. Widzieć Ciebie, wpatrywać się w Ciebie, kontemplować Ciebie – tylko to jest niewyczerpane. Jesteś niezmienny, a jednak zawsze są w Tobie coraz to wspanialsze głębiny – tymi słowy zwraca się Newman do Chrystusa. W Jego obecności tenże myśliciel rodem z XIX-wiecznej Anglii przeżywa „wodospady rozkoszy”, nazywając je „prawdziwym dziedzictwem”.
Przyszłe życie pozbawione osłony
Zawsze skłonny jestem do tego, żeby oderwać się od Ciebie. Często trudne jest dla mnie choćby odmawianie modlitw – Newman szczerze wyznaje na kartach wspomnianej już publikacji. Ze wstydem przyznaje, iż codzienne przyjemności są dla niego ważniejsze od przebywania w Bożej obecności. Prosi więc Boga, aby podźwignął go z lenistwa i z bycia letnim. Pragnie rozkochać się w modlitwie, medytacji i pobożnym czytaniu. Naucz mnie kochać to, co musi pochłonąć mój umysł na całą wieczność – prosi w pokorze.
Newman wiedząc, iż całe jego przyszłe życie jest obnażone, prowadzi z Bogiem ufny dialog: Wiesz dokładnie, co mi się wydarzy każdego roku i każdego dnia, aż do ostatniej mojej godziny. I chociaż nie wiem, co Ty widzisz w moich przyszłych dziejach, tyle jednak wiem, iż odczytujesz w życiu moim nieustanną zmianę. Żaden rok nie pozostawi mnie takim, jakim mnie zastał, tak od wewnątrz, jak i na zewnątrz. Wiktoriański erudyta przeczuwa nadejście nieoczekiwanych, nagłych i trudnych do zniesienia zdarzeń. Pokłada jednak ufność w Bogu, który jest niezmienny: Jesteś najbardziej niezwykłym, najcenniejszym i jedynym istotnym dobrem; a przy tym dobrem najtrwalszym. Stworzenie się zmienia, Stwórca nigdy.
Prochem jesteś…
Szczęściem doskonałym, jak podkreśla Newman, jest kontemplowanie Boskiego oblicza, tak jak czynią to aniołowie: Nigdy nie mogą utracić szczęścia, bo nigdy nie mogą utracić Ciebie. Nie znają udręki ani obaw, ponieważ kochają Stwórcę; nie jakiekolwiek stworzenie podległe czasowi i zmysłom, ale Jezusa Chrystusa wczoraj i dziś, tego samego także na wieki. Wiktoriański erudyta pragnie być w stałej łączności ze swoim Stwórcą. Prosi, aby miał On nieustannie w Swojej pieczy jego „kruche serce” i „słabą głowę”. Życzy sobie Jego pociechy o każdej porze dnia. Bądź moim światłem jasnym, w którym szukam drogi i pokoju – woła w pokorze.
John Henry Newman Boże stworzenie nazywa prochem i popiołem: Jakkolwiek piękne jest dzieło przez Ciebie stworzone, prochem jest tylko i popiołem i żadnego znaczenia nie ma w porównaniu z Tobą. Ujrzenie chociażby przebłysku prawdziwej chwały Twojej, choćby w tym świecie, ekstazą jest dla świątobliwych ludzi – pisze na kartach „Rozmyślań i modlitw” ich autor. Notuje z przekonaniem, iż najdroższe mu rzeczy są niczym w porównaniu z Bogiem, transcendentną Pięknością. Newman wolałby wszystko to utracić niż zostać pozbawionym możliwości oglądania swego Stwórcy twarzą w twarz.
za: Głos Luksemburga
Justyna Majewska-Michy
organizator sympozjów naukowych i debat o charakterze ekumenicznym; niezależny publicysta; członek Polskiego Towarzystwa Historycznego; specjalizuje się w tematyce poświęconej Kościołowi anglikańskiemu i osobie Johna Henry’ego Newmana; jej drugim domem jest Francja; to kolejny artykuł Autorki na filipini.eu