Logika to nie wszystko [polemika]

2 godzin temu
Zdjęcie: logika


Bardzo wiele szkodliwych treści jest przekazanych nie w samych słowach, ale między nimi. W przypadku krytykowanego kazania bp. Szlachetki metodą perswazyjną jest straszenie odbiorcy.

Polemikę Jakuba Prusia z listem otwartym do bp. Wiesława Szlachetki czytałem z pewnym zainteresowaniem, jako ktoś, kto swoją niedoszłą karierę filozoficzną również poświęcił badaniom na styku logiki i języka, ale też z pewnym zdziwieniem. Dlatego uznałem, iż jestem czytelnikom winien kilka zdań wyjaśnień – przede wszystkim dlatego, iż Pruś popełnia ten sam błąd, jaki widziałem już w przypadku wielu osób zajmujących się szeroko pojętą logiką: próbuje redukować komunikację językową wyłącznie do warstwy czysto semantycznej.

Zanim jednak przejdę do tego tematu, jedna uwaga na marginesie, bo ona również wydaje się istotna z filozoficznego (choć akurat nie z czysto logicznego punktu widzenia). Jakub Pruś pisze mianowicie, iż „Przecież porównywać ze sobą można dwa dowolne obiekty, jeżeli mają coś wspólnego (zawsze się coś znajdzie) i w danym kontekście każde porównanie może być zasadne”.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

25 zł 50 zł 100 zł 200 zł 500 zł 1000 zł

Jest to oczywiście w szerokim sensie prawda, z drugiej jednak strony, żeby właśnie porównanie było zasadne, zwykle obiekty porównania muszą być przynajmniej obiektami tego samego typu. Inaczej popełniamy błąd, którzy filozofowie nazywają błędem kategorialnym (zgodzimy się chyba iż porównanie: „nazizm jest podobnie groźną ideologią, co rzodkiewka” jest bez sensu, bo rzodkiewka nie jest ideologią, tylko warzywem).

Tymczasem nieprzypadkowo w samym kazaniu wymieniane zostały dwa różne terminy: „neomarksizm” i „ideologia gender”. Samo pojęcie neomarksizmu (jeśli zgodzimy się, iż chodziło o jedną i tę samą ideologię) nie jest bowiem dobrze zdefiniowane. Nazizm i komunizm – czy to w wersji stalinowskiej, maoistycznej czy w wydaniu Czerwonych Khmerów – to określone zbrodnicze systemy państwowe będące połączeniem pewnych metod sprawowania władzy i określonych konkretnych, relatywnie spójnych światopoglądów.

Pragmatyczna warstwa języka

A wspomniany „neomarksizm” jest bytem mocno mgławicowym. Trudno jest uznać, iż wymieniane przez biskupa objawy owego „neomarksizmu” mają coś wspólnego poza tym akurat, iż stanowią pewne stanowiska – opisywane zresztą zwykle mocno karykaturalnie – które biskupowi się nie podobają. W szczególności, jeżeli spróbować wyłuskać podstawy filozoficzne, przynajmniej części postaw, które biskup krytykuje, to ich filozoficznym rdzeniem nie jest żadna odnoga marksizmu, tylko pewna wersja utylitarystycznego liberalizmu, a za ich ojca chrzestnego należałoby uznać nie Karola Marksa a Johna Stuarta Milla – jednak wówczas prawdopodobnie termin nie brzmiałby tak złowieszczo.

I tu dochodzimy do zasadniczej części mojego tekstu i głównego powodu, dla którego zdecydowałem się napisać tę polemikę. Czytając tekst Jakuba Prusia można bowiem odnieść wrażenie, iż jedyną poprawną metodą formalnej analizy argumentów (i w ogóle tekstów o charakterze perswazyjnym) jest metoda semantyczna.

Mamy dokonać logicznego rozkładu zdań i wskazać założenia, przesłanki oraz wnioski, a następnie na gruncie tego przeprowadzać polemikę. Tyle tylko, iż jest to również na gruncie samej filozofii zwyczajnie nieprawda. W szczególności w XX w. w bardzo wielu prądach filozoficznych pojawiła się refleksja, iż komunikacja językowa poza warstwą semantyczną posiada także inną warstwę, nieredukowalną do znaczenia samych znaków językowych, związaną z relacją między znakami a użytkownikami języka – warstwę tę nazywa się warstwą pragmatyczną.

Dzięki wykorzystaniu zjawisk pragmatycznych można wzbudzać w odbiorcach negatywne emocje i motywować ich do niemoralnych zachowań dzięki wypowiedzi, które czysto formalnie nie zawierają żadnych nawoływań do tego typu postępowania

Piotr Wilkin

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Po co nam analiza pragmatyczna języka? Ano, skoro już jesteśmy przy analogiach (i nazizmie), to weźmy przykładowe dwie wypowiedzi:

  1. Kowalski jest malarzem-akwarelistą. Jest także zdeklarowanym wegetarianinem.
  2. Kowalski jest – podobnie jak Hitler – akwarelistą. Również, podobnie jak Hitler, jest on zdeklarowanym wegetarianinem.

Oczywiście zawartość informacyjna wypowiedzi pierwszej i drugiej, jeżeli weźmiemy pod uwagę informacje o samym Kowalskim, jest identyczna. A jednak będziemy mieli dobre podstawy, aby uznać, iż porównanie do Hitlera zawarte w drugiej wypowiedzi pełni jakąś funkcję perswazyjną. Jak się do tego zabrać?

Jednym z ciekawszych myślicieli XX w. z dziedziny pragmatyki był brytyjski filozof Paul Grice. Sformułował on koncepcję implikatury­ – czyli treści, które przekazujemy w wypowiedziach implicite, nie wprost, czyli poza głównymi treściami.

Grice proponował w tym celu cztery maksymy konwersacyjne: maksymę ilości (przekazujemy zawsze tyle informacji, ile jest potrzebne), jakości (przekazujemy informacje, o których sądzimy, iż są prawdziwe), istotności (przekazujemy informacje odnośne do tematu rozmowy) oraz maksymę sposobu bądź jasności (przekazujemy informacje w sposób możliwie jednoznaczny).

Nowość Promocja!
  • Tośka Szewczyk

Nie umarłam. Od krzywdy do wolności

31,20 39,00
Do koszyka
Książka – 31,20 39,00 E-book – 28,08 35,10

Dzięki wyżej wymienionym zasadom mamy dwa sposoby przekazywania informacji w sposób niejawny – poprzez zastosowanie maksymy wprost oraz poprzez odczytanie przekazu powstającego wtedy, gdy któraś maksyma jest w jawny sposób złamana.

Dla przykładu: z logiczną analizą zdania „Krzysiek ma trójkę dzieci” zgodny jest stan faktyczny, w którym Krzysiek ma tak naprawdę piątkę dzieci. Aby precyzyjnie logicznie sformułować przekaz, musielibyśmy powiedzieć: „Krzysiek ma dokładnie trójkę dzieci”.

Z pomocą przychodzi nam jednak maksyma ilości – gdyby ktoś chciał powiedzieć, iż Krzysiek ma piątkę dzieci, to precyzyjniej przekazałby tę informację, mówiąc: „Krzysiek ma piątkę dzieci”, a nie każąc nam zgadywać. Zatem w normalnej mowie nie musimy używać słowa „dokładnie”, aby przekazać tę samą treść – jest ona przekazywana implicite w formie implikatury.

Podobnie, jeżeli np. profesor pytany o opinię na temat kandydata na stypendium odpowiada: „Pan Kowalski ma bardzo ładny charakter pisma”, to rozumiemy – ze względu na jawne naruszenie maksymy istotności – iż jest to de facto negatywna opinia na temat zdolności naukowych kandydata.

Psi gwizdek i nasze komunikacyjne strategie

Teoria Grice’a jest prosta do wyjaśnienia i stosowania, dlatego ją tu przytaczam, ale nie stanowi oczywiście całości wkładu filozofii do analizy pragmatycznej strony komunikacji. Filozofia bada także zjawiska bardziej złożone, np. sytuacje, w których pewne implikatury odbierane są tylko przez pewnych odbiorców komunikatu ze względu na podzielane przez nich wspólne założenia (np. światopoglądowe). A nadawca zdaje sobie z tego sprawę i celowo formułuje komunikat tak, aby dla pozostałych jego treść była możliwie niewinna/neutralna. Takie zjawisko nazywa się z angielskiego psim gwizdkiem (dog-whistling), właśnie od charakterystyki gwizdka dla psów, który jest wyraźnie słyszalny przez psy i niesłyszalny przez ludzi.

Przytoczę tu pewien znany przykład: jeżeli znany neonazista mówi o kimś, iż ten jest „fanem historii ze szczególnym uwzględnieniem roku 1488”, to prawdopodobnie nie chodzi mu o bitwę pod Sauchieburn, tylko o mniej lub bardziej zawoalowaną sympatię do neonazistowskich postulatów (od neonazistowskiego hasła „czternastu słów” oraz liczbowego kodu symbolizującego znane hitlerowskie pozdrowienie).

Z tych wszystkich powodów kompletnym nieporozumieniem jest sugerowanie, iż adekwatną metodą sprzeciwu wobec kontrowersyjnych wystąpień publicznych jest wyłącznie poddawanie ich rygorystycznej analizie semantycznej. Bardzo wiele szkodliwych treści jest bowiem przekazanych nie w samych słowach, ale między słowami.

Przytaczany „neomarksizm” jest tutaj właśnie typem wspomnianego „psiego gwizdka”. Dla osób spoza pewnego kręgu światopoglądowego jest mocno abstrakcyjnym i nieokreślonym terminem filozoficznym (i, jak wspominałem powyżej, terminem niepoprawnym), dla „wyrobionych” słuchaczy oznacza konglomerat wszystkiego, co złe i szkodliwe w świeckich systemach wartości wyznawanych zwłaszcza przez ludzi z Zachodniej Europy.

Także analogia do hitleryzmu czy stalinizmu nie ma tutaj sensu wyłącznie porównawczego a emocjonalny właśnie. Tym dziwniejszy jest dla mnie fragment tekstu Prusia, w którym pisze on o argumencie ad hitlerum po to, aby następnie zapewnić nas, iż „W tym argumencie nie jest to jednak ten przypadek, w zabiegach tego typu dokonuje się porównania dla samego porównania (czyli wniosek brzmiałby: «Hitleryzm i gender są podobne»”.

Logika jest bardzo użytecznym narzędziem – podobnie jak śrubokręt – ale nie do każdego aspektu analizy komunikacji międzyludzkiej się nadaje. A śrubokrętem nie wywiercimy dziury w ścianie

Piotr Wilkin

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Mnie zaś dość oczywistym wydaje się, iż chodzi tu właśnie o to, co Pruś neguje, czyli o przeniesienie naszego stosunku emocjonalnego do przywołanych zbrodniczych ideologii, tym bardziej, iż od strony merytorycznej owo porównanie nie do końca się broni.

Tutaj nie sposób nie wspomnieć o drugiej ważnej dla pragmatyki teorii filozoficznej XX w., czyli teorii aktów mowy Johna Austina. Zgodnie z nią wypowiedzi mają trzy aspekty: lokucyjny (co konkretnie zostało powiedziane?), illokucyjny (jakie działanie zostało wykonane dzięki tej wypowiedzi?) oraz perlokucyjny (jaki to przyniosło efekt?).

I tak przykładowo w zdaniu: „Potwierdzam zawarcie umowy” aspektem lokucyjnym jest wypowiedź o charakterze stwierdzenia, aspektem illokucyjnym jest wykonanie pewnej czynności prawnej, a aspektem perlokucyjnym – zawarta umowa pomiędzy stronami.

Czemu służą kazania?

Kazania w oczywisty sposób nie są wyłącznie aktami mowy mającymi przedstawić pewien zbiór faktów czy przekonań – ich aspekt illokucyjny jest z założenia perswazyjny. Owa perswazja może następować na różne sposoby, jednak w przypadku krytykowanego kazania bp. Szlachetki metodą perswazyjną jest straszenie odbiorcy, zaś założonym celem – wzbudzenie u niego strachu.

Sugerowanie, iż wszelka krytyka wystąpienia publicznego powinna redukować się do jej aspektu illokucyjnego (co Jakub Pruś w podsumowaniu ujmuje w sposób następujący: „To znaczy, zamiast oburzać się emocjonalnymi ładunkami użytych w argumencie słów, skupmy się na tym, co najważniejsze!”) zakłada tym samym, iż aspekty illokucyjne i perlokucyjne wypowiedzi nie podlegają krytyce.

To twierdzenie bardzo szkodliwe, bo właśnie dzięki wykorzystaniu zjawisk pragmatycznych można wzbudzać w odbiorcach negatywne emocje i motywować ich do niemoralnych zachowań dzięki wypowiedzi, które czysto formalnie nie zawierają żadnych nawoływań do tego typu postępowania.

Podsumowując, nie jestem w stanie zgodzić się w żadnym stopniu z Jakubem Prusiem, kiedy pisze: „Lamentowanie o emocjonalnym ładunku analogii – bo o tym jest list otwarty – wiele nie wnosi do tematu”.

Wręcz przeciwnie – kiedy analogia jest zbudowana na nikłych podstawach merytorycznych, a ponadto wiadomo, iż analiza merytoryczna analogii nie jest faktycznym aspektem perlokucyjnym wypowiedzi (bo w wypowiedzi nie chodzi o skłonienie do przeprowadzenia analizy porównawczej między, skądinąd zupełnie niezdefiniowanym, „neomarksizmem” bądź „ideologią gender”, a jedynie o straszenie zjawiskami postrzeganymi skrajnie negatywnie moralnie), to właśnie „lamentowanie” nad aspektami pragmatycznymi wypowiedzi jest tym, nad czym powinna się skupiać publiczna polemika. interesujące też, iż autor używa, i to kilkukrotnie, słowa „lamentowanie”, zamiast użyć neutralnego sformułowania „krytyka”.

Logika jest bardzo użytecznym narzędziem – podobnie jak śrubokręt – ale nie do każdego aspektu analizy komunikacji międzyludzkiej się nadaje. A śrubokrętem nie wywiercimy przecież dziury w ścianie.

Idź do oryginalnego materiału