Ksiądz z Indonezji na Podhalu. Przy 7 stopniach mówił: „Panie Boże, niech zimniej nie będzie!”

news.5v.pl 14 godzin temu
  • Ksiądz Laka proboszczem w Brzegach jest od połowy grudnia. Górale z Brzegów przyjęli go bardzo gościnnie. Dla nich ksiądz z zagranicy nie jest niczym nietypowym. Przed laty wikarym w tej miejscowości był inny ksiądz z Indonezji
  • – W Polsce jestem od 25 lat. Na początku przerażała mnie wasza pogoda, jedzenie i język. Pełno w nim „sz” i „cz” — mówi ojciec Laka w rozmowie z Onetem
  • – Dziś nie wyobrażam sobie, bym miał pełnić posługę gdziekolwiek indziej na świecie. Polska to moje miejsce — dodaje
  • Ksiądz Fransiskus żartuje, iż Pan Bóg krętymi drogami doprowadził go tam, gdzie od początku chciał. Na studiach marzył o pracy w górach Ekwadoru. Ostatecznie trafił w góry na Podhalu
  • Więcej podobnych tekstów znajdziesz na głównej stronie Onetu

Brzegi to parafia niezwykła. Swoim obszarem obejmuje najwyższe punkty w Polsce. Na jej terenie leży zarówno Morskie Oko, jak i górujące nad nimi Rysy. W tej malowniczej wsi swój dom ma aktor Michał Żebrowski, a wakacje spędza czasem też ponoć ojciec Tadeusz Rydzyk (redemptoryści po sąsiedzku z Żebrowskim mają swój dom rekolekcyjny). Teraz Brzegi mają coś jeszcze, co odróżnia ich od innych wspólnot.

— Jesteśmy jedną z pierwszych parafii w Polsce, w której proboszczem został zagraniczny ksiądz — mówi w rozmowie z Onetem Piotr Zubek, sołtys Brzegów i radny z tej wsi. — Jest u nas dopiero dwa tygodnie, ale już widać, iż to naprawdę świetny kapłan i człowiek. Bardzo uduchowiony, ale też potrafi zażartować.

Trafił do Polski, bo miał więcej „wrogów” niż kolegów

Jadąc na spotkanie z księdzem Fransiskusem (którego wszyscy nazywają Franciszkiem), próbuję znaleźć informację o nim w sieci. Wiem, iż pochodzi on z Indonezji, ale w Polsce przebywa od minimum 20 lat. Do seminarium trafił w swojej ojczyźnie, ale w trakcie studiów został wysłany do Polski, by tu kontynuował naukę. I to właśnie w Europie został wyświęcony i później pracował w kilku polskich parafiach jako wikary. W krótkim wywiadzie z 2014 r. jakiego udzielił portalowi kurekmazurski.pl mówił, iż Polska nie była jego pierwszym wyborem, gdy przełożeni z seminarium zapytali go: „gdzie chciałbyś kontynuować posługę, jeżeli przyszłoby ci wyjechać z Indonezji?”. Podobnie jak inni klerycy odpowiedź napisał na kartce, wskazując trzy kraje według hierarchii 1,2,3.

fot. Tomasz Mateusiak / Onet

Nowy proboszcz z Brzegów przed swoim kościołem

— Polska była na trzecim miejscu. Na pierwszym umieściłem Ekwador, bo chciałem pracować z ludźmi bezdomnymi na tamtejszych ulicach, a na drugim Nikaraguę. Z podobnych powodów — tłumaczy dziś w rozmowie z Onetem ksiądz Fransiskus.

— Opatrzność Boska sprawiła jednak, iż niedługo później do naszego indonezyjskiego seminarium ojców werbistów przyszedł list z zaproszeniem dla trzech kleryków. Wysłano go z Polski. Wybrani mieli tu przyjechać i kontynuować naukę. Powiem szczerze: nie bardzo chciałem zostać wybrany. Nikt nie chciał! Polska wydawała nam się tak dalekim i zimnym krajem. Wówczas przełożeni z seminarium zarządzili głosowanie. Każdy z nas miał napisać na karteczce trzy nazwiska i te osoby, na których zagłosuje najwięcej seminarzystów, polecą do Polski.

Ksiądz Fransiskus dziś uśmiecha się na myśl o tym, iż na kartkę wpisał wówczas trzech kolegów z roku, których lubił… najmniej. Nie chciał rozstawać się z przyjaciółmi.

— Najwidoczniej ci, którzy nie lubili mnie, zrobili to samo, a „wrogów” miałem więcej niż przyjaciół — śmieje się proboszcz z Brzegów. — W ten sposób trafiłem do Polski.

Gdy wylądował na Okęciu, temperatura wynosiła 7 st. C. „Panie Boże niech już zimniej nie będzie”

Indonezyjski werbista w Polsce jest już 25 lat. Tu przyjął święcenia. Nie pracował w żadnym innym kraju. Był wikarym w kilku parafiach. Najdłużej w Pieniężnie na Warmii. Zwiedził dużo innych miejsc w naszym kraju, bo jeździł do nich, by głosić rekolekcje. Ojciec Fransiskus wspomina dzień, w którym wylądował w Polsce. W Warszawie było wówczas 7 st.C.

— Pomyślałem sobie: Panie Boże! Proszę cię, niech to będzie najniższa temperatura, jaka panuje w tym kraju — śmieje się duchowny i podświadomie sięga ręką w stronę kaloryfera. Choć siedzimy w salonie pięknej góralskiej, drewnianej plebani, ksiądz cały czas ma na sobie puchowy bezrękawnik. — Lubię ciepło. W moim kraju najniższa temperatura to 25 st.C. Wówczas jest już nam zimno. Tymczasem w Polsce przeżyłem wielkie mrozy. Pierwszej nocy w Polsce spałem w ubraniu i butach pod kołdrą. Tam było mi zimno — wspomina.

Nowy proboszcz z Brzegów zapewnia jednak dziś, iż nie chce już pracować w innym kraju niż Polska. Świetnie się tu czuje i pogoda już mu nie przeszkadza. Żartuje, iż po przenosinach na Podhale spełniło się jego początkowe marzenie. Ekwador leży w górach i Podhale też.

— Oczywiście na początku pobytu w Polsce do bardzo wielu rzeczy musiałem się przyzwyczaić. Ot jedzenie. U nas w Indonezji nie jemy chleba. Podstawowa żywność to ryż, ryby i owoce. W Polsce je się inaczej, ciężej. Ale ja już się przyzwyczaiłem i pokochałem tę kuchnię. Kieruję się pokorą. Niczego nigdy nie odmówiłem. Wszystkiego spróbowałem i później te potrawy polubiłem. Pan Bóg pomaga mi być pokornym i ta pokora pozwala mi łatwiej iść przez życie — mówi.

Przy rozmowie na temat jedzenia wychodzi też powoli to, co wcześniej o swoim nowym proboszczu mówili nam jego parafianie z Brzegów. Wielu powtarzało, iż ksiądz Fransiskus ma świetne poczucie humoru.

— Co najbardziej lubi ksiądz z polskich dań — pytam.

— Proszę zgadnąć — odpowiada.

— Pewnie pierogi. Każdy je lubi — strzelam.

— Faktycznie. Są pyszne. Ale ja najbardziej lubię… gołąbki. Bo mają ryż — rzuca i wybucha śmiechem.

Chwilę później pytam księdza: czego najbardziej mu brakuje. Odpowiada, iż niektórych owoców, głównie bananów.

— Gatunków bananów w Indonezji jest sporo. Małe, duże, słodkie, mączne. A w Polsce tylko trzy rodzaje — mówi.

— Trzy? — pytam zdziwiony.

— No trzy. Zielony, żółty i przejrzały — mówi i znów wybucha śmiechem.

Ksiądz Laka: podziwiam polską pracowitość

Ksiądz Fransiskus pochodzi z wyspy Lembata na wschodzie Indonezji. To już za tak zwaną Linią Wallace’a. Oznacza to, iż na ojczystej wyspie werbisty fauna i flora odpowiada tej z Australii, a nie azjatyckiej. Rodzinne strony ojciec Laka odwiedza co trzy lata. Dziś taka podróż zajmuje mu mniej więcej dwa dni. Kiedy w 2003 r. pierwszy raz pojechał z Polski na urlop do domu, połączenie było jeszcze o wiele gorsze. W archiwalnym wywiadzie wspomina, iż musiał wówczas 18 godz. spędzić w samolocie, potem płynąć 4 dni statkiem, następnie jechać 6 godz. autobusem, kolejne 3 godz. płynąć statkiem, by podróż zakończyć 2-godzinną jazdą autobusem.

Ćwierć wieku temu nie było też jeszcze szerokiego dostępu do internetu zarówno w Polsce, jak i w Indonezji. Werbista bardzo tęsknił za rodziną, bo pisali oni do siebie tylko listy. Te szły 3 miesiące w każdą stronę. Dlatego duchowny dopiero po pół roku dowiadywał się czy u jego bliskich wszystko jest w porządku. Dziś mogą rozmawiać na żywo przez sieć.

Na wyspie Lembata żyje na stałe 141 tys. mieszkańców. Tylko 3 proc. z nich to katolicy. Zostali nawróceni całkiem niedawno, bo około 100 lat temu przez holenderskich misjonarzy.

— Moi pradziadkowie dopiero uczyli się wierzyć w Chrystusa. Dziadek został ochrzczony, gdy był dorosły. Moi rodzice i ja oraz moje rodzeństwo jesteśmy ochrzczeni jako dzieci. Bóg sprawił, iż usłyszałem powołanie i jestem bardzo z tego dumny — mówi ksiądz. — Nie jest jednak tak, iż my chrześcijanie jesteśmy w Indonezji (w zdecydowanej większości muzułmańskiej) w jakikolwiek sposób prześladowani. Wszyscy żyjemy na mojej wyspie pokojowo i w przyjaźni. Moja rodzina jest zapraszana na święta muzułmańskie. Do nas sąsiedzi przychodzą na Wielkanoc czy Boże Narodzenie. Wszyscy siebie znają, starają się ze sobą rozmawiać i sobie pomagać. choćby nieznajomi mówią sobie na drodze „cześć”. W Polsce początkowo mi tego brakowało.

Jak wyjaśnia ksiądz Fransiskus, po przyjeździe nad Wisłę, pewien czas myślał, iż jesteśmy narodem smutnym. Rzadko się bowiem uśmiechamy do nieznajomych. Nie mówimy obcym „cześć” czy „dzień dobry” na ulicy.

Tomasz Mateusiak / Onet

Ksiądz Laka wygłasza kazanie podczas mszy świętej roratniej

— Księża, z którymi mieszkałem, mówili mi jednak: nie załamuj się i nie zniechęcaj. niedługo to zrozumiesz. I faktycznie zrozumiałem. Polacy muszą trochę lepiej kogoś poznać. Wówczas bardzo się otwierają. Jesteście bardzo wspaniałym narodem. Strasznie pracowitym, punktualnym, słownym. W Polsce wszystko musi być na czas. Zaplanowane coś jest na dziś, to robimy to dziś. A w Indonezji… Nie zrobimy tego dziś, to nic nie szkodzi, jest jutro i pojutrze na to czas.

Górale nie byli zszokowani. To już drugi zagraniczny ksiądz w ich parafii

Księdzu Franciszkowi bardzo podoba się też wiara Polaków. To, jak jest mocna, silna i zakorzeniona w naszym narodzie przez 1000 lat. U nas w Indonezji, katolicy też bardzo kochają Boga i chcą go poznać, ale ta religia jest dla nas cały czas nowa. Uczymy się jej, poznajemy.

— Jak jadę do domu i opowiadam zarówno swoim bliskim, jak i księżom, iż w Polsce spowiadamy w konfesjonale przed każdą mszą i są na to chętni, to nie mogą w to uwierzyć — mówi proboszcz z Brzegów. — Tu w Polsce msza jest kilka razy dziennie i przed jej rozpoczęciem wierni czekają na księdza. U mnie na wyspie jak jest msza zaplanowana na godz. 9, to czasem zaczyna się o godz. 11, bo wierni się spóźniają i ksiądz na nich czeka.

Werbista ciepło ocenia też swoich nowych parafian. — W Polsce pracowałem już w kilku miejscach i wszędzie było fajnie, ale to, co zobaczyłem tutaj, to naprawdę jest Boże błogosławieństwo dla mnie — mówi. — Ci ludzie są naprawdę pełni wiary, aktywni w swojej wspólnocie, chętni do pomocy. Chcą słuchać i uczyć się ode mnie, choć ja uczę się od nich. Do kościoła chodżą dzieci, dorośli, starsi. Sam kościół jest piękny, drewniany. No i te góry, które na razie widzę z dalsza. Planuje niedługo wycieczkę nad Morskie Oko. Może przy jakiejś okazji zabiorą mnie tam parafianie.

Ojciec Laka mówi, iż góralska wspólnota przyjęła go bardzo dobrze. Dla wiernych nie stanowiło żadnego problemu, iż jego skóra jest innego koloru. Miał jednak o tyle łatwiej, iż kilka lat temu szlak przetarł mu… rodak. Do niedawna w Brzegach, w charakterze wikarego pracował inny duchowny z Indonezji — ksiądz Grzegorz. Był bardzo lubiany, ale ostatecznie przełożeni przenieśli go do innej wspólnoty.

„Ile razy byłeś na solarium?”

Ksiądz Fransiskus zapewnia, iż nigdy nie przeżył w Polsce przykrej sytuacji związanej ze swoim kolorem skóry. — Może dzieje się tak dlatego, iż ja jestem pogodny i rozbrajam ludzi uśmiechem — zastanawia się werbista. — Pamiętam taką historię. To było w Krakowie, wiele lat temu. Jechałem tramwajem. Siedzi naprzeciwko mnie mężczyzna. Widzę, iż chce mnie coś zapytać. Wreszcie zdobywa się na odwagę i pyta, czy może zadać pytanie. Odpowiadam po polsku, iż oczywiście. Jest zszokowany, iż mówię w tym języku, ale po chwili pyta: długo musiałeś siedzieć na solarium, by tak wyglądać? Odpowiedziałem: człowieku, byłem tak tylko raz i więcej nie pójdę — wybucha śmiechem na wspomnienie tamtej sytuacji ojciec Fransiskus.

Inna zabawna sytuacja, jaka wraca mu w pamięci, miała miejsce, gdy kilkanaście lat temu pierwszy raz przyjechał do Brzegów. Był tu wówczas krótko, prowadził rekolekcje. W tym czasie księża z pobliskiej Bukowiny Tatrzańskiej poprosili duchownych z Brzegów, by podjechali do nich do kościoła i pomogli w spowiedzi. Ksiądz Franciszek pojechał, ale gdy usiadł w konfesjonale, mało ludzi do niego podchodziło. Zauważył to ówczesny proboszcz z Bukowiny i przez mikrofon powiedział wiernym: „Możecie do księdza podchodzić. Spokojnie, on wszystko rozumie”.

— Ksiądz naprawdę świetnie mówi po polsku. Długo się ksiądz uczył — pytam na sam koniec naszej rozmowy.

— Cały czas się uczę. Dziękuję za pochwałę. Polski to najtrudniejszy język świata. Gdy przyleciałem tu pierwszy raz i go usłyszałem byłem w szoku — mówi werbista.

— Dużo „sz” i „cz”?

— Dokładnie. To podstawowa trudność, a kolejna to rozbudowane słownictwo. W Indonezji mówię, iż jem dziś, jem wczoraj i jem jutro. A w Polsce wczoraj jadłem, dziś zjem, a jutro będę jadł. Kto to wymyślił — kręci głową z uśmiechem.

Idź do oryginalnego materiału