Ks. Piotr Skarga: Żywot św. Jana Chryzostoma (27 Stycznia)

mocniwwierzeuplf.blogspot.com 3 miesięcy temu

ŻYWOT Ś. JANA CHRYZOSTOMA albo ZŁOTOUSTEGO, Doktora Kościelnego,
napisany od Metafrasta, i Nicefora, i Palladyusza i cesarza
Leona. Żył około Roku Pańskiego 406, skończył 407.

Rodem z Antyochii ś. Jan Chryzostom, syn Sekundego, żołnierską sławą znacznego; matką jego zwano Antusa; oboje niewierni i Chrystusa nie znający. Dany na nauką, wielkim retorem albo krasomówcą został tak, iż potem słusznie Złotoustym zwany był. Młodym jeszcze będący, natchniony Duchem ś. nad wolę rodziców swoich, do kościoła chadzał i od biskupa Melecyusza, który na on czas Antyocheńskim był pasterzem, chrzest ś. przyjął. Będąc w krasomówstwie bardzo sławnym profesorem w Atenach miał wielce sławie swej zazdrosnego, zacnego drugiego, tegoż krasomówstwa mistrza, Anteniusza poganina, który gdy o nim źle z szczerej zazdrości mówił, jawnie skarany był od Boga. Bo gdy u włóczył świętemu, czart go opętał i trząsł mizernie, i tłukł po ziemi; którego on, proszony, swoją modlitwą nie tylko na ciele, ale i na duszy zleczył. Bo Anteniusz obaczywszy, z jakiego niebezpieczeństwa wyszedł a jaka jest moc Chrystusowa w sługach jego; przepraszając Chryzostoma ś., prosił, aby go uczynił chrześcianinem, i zaprowadzony do biskupa, uwierzył i ochrzczony jest. I był tak ten zacny retor wielkim przykładem i powodem innych do wiary. ale Chryzostom w naukach świeckich wyćwiczony, udał się na żywot anielski, zakonny i pustelniczy, i w nim pokoju onego, do którego bardzo tęsknił, użył na srogości żywota i trudzeniu ciała swego, i na czytaniu Pisma św., do którego mu Pan Bóg głęboki rozum kluczem łaski swej otwarzał. Tam napisał księgi o kapłańskiej dostojności i o skrusze serca, i wielce się do cnoty żywota chrześcijańskiego przyzwyczaił.

Będąc w onej zakonnej szkole lat 4, na szczerej zaś pustyni sam jeden, strawił lat dwa, gdzie bardzo ostry żywot wiódł, a bezludzi i wszystkich wczasów na bogomyślności czas trawił; i w młodości swego ciała burzliwość niewczasami i wielkiemi postami niespaniem i zimnem skrócił tak, iż jako zdrowia był zawżdy słabego, jeszcze więcej słabiał był. Zaczem musiał żywot on odmienić a wrócić się do Antyochii tam, gdzie go Duch Boży prowadził, aby innym ludziom był pożyteczny. I był poświęcony na dyakona, w którym urzędzie dobrze się sprawując 5 lat, potem do Flawiana biskupa Antyocheńskiego na zacny i wielki urząd kapłański był podwyższony. Na którym źródłem nauki swej i słodkiej wymowy swojej, częstem kazaniem lud Boży polewać i ochładzać, i zbawienie ludzkie rozmnażać począł. Wielkim, głośnym był dzwonem i trąbą nauki Bożej, którą ludzie z ust jego nigdy się nasycić i nasłuchać nie mogli, i dlatego go Złotoustym nazwali.

Jednego czasu białogłowa (gdy w głębokości Pisma brodził) nie rozumiejąc, co mówił, przyganiać mu śmiała, iż z jego kazania trudnego, pożytku nie odniosła. Z czego przestrzeżony, zawżdy się potem starał, aby jaśnie a ku pojęciu pospolitemu rzetelnie a prosto nauczał. Proszony bardzo od jednej zacnej białogłowy imieniem Euklii, aby jej syna już umierającego zleczył, gdy się długo wymawiał, a zły żywot domu jej na oczy wymiatał, oni poprawę obiecali. Potem ś. Chryzostom wodą pożegnaną krzyżem ś. chorego polał i od następującej śmierci wybawił. Staroście Antyocheńskiemu, który był Marcyonista heretyk i wiele złego katolikom wyrządzał, żona jego bardzo chorą będąc, od swych ministrów pomocy szukała, nad którą oni próżne modlitwy długo czynili, ale jako przeklęci przeklętej błogosławieństwa dać nie mogli. Potrzeba ich ona do katolików przypędziła, przynieść żonę swoją starosta przed kościół katolicki kazał; a nie śmiejąc do kościoła wnijść, przyzwał Flawiana biskupa i Chryzostoma jego kaznodzieję, prosząc, aby pomoc swemi świętemi modlitwami chorej dali. Oni się zdziwili, iż heretyk tak wielki tak dobrze o katolikach trzyma; spytają go: Jakowy naszego błogosławieństwa uczestnikami być chcecie, a wiary naszej nie jesteście? Więcej sobie Marcyona ważycie, a niźli Chrystusa Boga naszego. Oni pokornie zarzec się kacerstwa onego obiecali. Tedy Chryzostom ś. wziął wodę i prosił, aby ją krzyżem ś. biskup Flawian poświęcił. Co gdy uczynił, polał oną chorę, która wnet uzdrowioną została, i wstawszy, rozgrzeszenia od kacerstwa zaraz z mężem prosiła.

Wielkie się wesele katolikom w mieście onem stało. A heretycy czarnoksiężnikiem ś. Chryzostoma zowiąc, inne potwarzy nań po mieście rozgłaszali. A on im prędkiem Bożem nad nimi skaraniem groził, które ich rychło potem potkało; bo gdy przypadło ziemi trzęsienie w Antyochii, obalił się dom ich albo kościół, gdzie schadzkę mieli; i tam wielką liczbę heretyków zgromadzonych przytłukł, a katolicka jedna najmniejsza osoba w onem trzęsieniu ziemi nie zginęła. Zkąd nie tylko wiele heretyków, ale i z pogaństwa nie mała liczba do wiary ś. przystępowała. Kościołów wiele pogańskich poburzono, a Imię się Chrystusowe w ludzkiem zbawieniu szerzyło, za nauką i wielkich cnót chrześciańskich sławą Chryzostoma ś.

Po śmierci Nektaryusza Carogrodzkiego biskupa, na tę stolicę Chryzostom ś. od Arkadyusza cesarza i ludu wszystkiego obrany jest. Na którą Antyochianie dla miłości, którą ku niemu mieli, i potrzeby nauki jego puścić go i na rozkazanie cesarskie z miasta nie chcieli; ale sam się tak wielkiego urzędu wzbraniał, aż tajemnie na pół z mocą wyprowadzony był i do Konstantynopola przeniesiony. Tam złe obyczaje wykorzeniając z stanów wszystkich, zwłaszcza z duchownych, nieczystość, łakomstwo, z świeckich niesprawiedliwość, okrucieństwó, zwady, bluźnierstwa, a szczepiąc miłosierdzie, jałmużny, dziewictwo, miłość i zgodę, wolnego onego swego języka i złotej wymowy używał; szpitale opatrował, złe używanie kościelnej majętności, na miłosierne uczynki obracając. A starsze nad szpitalami jako dozorcami, czynił te kapłany, którzy żon nigdy nie mieli, przydając i lekarzów, którzyby zdrowie ubogich chorych opatrowali.

Na obiady proszony, ni do kogoż nie chodził dla tego, iż z młodości przyzwyczajony do postów i wielkiej mierności, na te ludzkie w potrawach zbytki patrzeć nie mógł. A do tego gdyby był do możniejszych chadzał, a do innych nie, przymówkiby był i urazy u wielu zbyć nie mógł. Czasu też, który się długim obiadom u ludzi daje, tracić nie chciał. W prorockiem i apostolskiem Piśmie pilnie się ćwiczył, a Pawła ś. pisanie i Listy prawie jego żywotem i kochaniem były; wielce się a osobliwie w nich kochał. Co ze wszystkich jego kazań każdy pozna. Gdy jego listy wykładał, prosił Pana Boga pilnie, aby mu dał dojść tego rozumienia, które Paweł ś. miał, a od jego się myśli nie oddalał. I potwierdził to Pan Bóg cudem jednym. Bo gdy pilnie nad tem pismem siedział jego sługa Proklus człowieka starego a bardzo poważnego i takiego, jakiego on miał przed sobą na tablicy malowanego, przy nim widział, a on mu piszącemu do ucha coś mówi. Gdy go potem pytał Proklus: Kto tu z tobą przez trzy nocy rozmawiał, o tych a tych godzinach? Powiedział: iż nikt nie był u mnie. A gdy mu człowieka onego, którego widział, opisował, poznał Jan ś., iż Pawłowi.ś. wdzięczne było jego wykładanie, a iż ku rozumieniu myśli jego w pisaniu przyjść mógł. Za co pilnie dziękował P. Bogu, i ostatek ochotnie kończąc, skarb wielki pisma swego Kościołowi zostawił.

Jeszcze Aryanowie w Konstantynopolu mieli swoje schadzki, i to im wolno było. Upatrzywszy tedy czas na cesarza, takiem go podobieństwem do wygnania z miasta Aryanów pobudził. Gdyby, powiada, kto między te drogie kamienie na twojej koronie, włożył sprośne jakie i proste, iżaliby wszystkiej tej korony nie poszpecił i nie zelżył? Rzecze cesarz: Prawda, zelżyłby. A on rzecze: Tak zelżone jest to miasto, które będąc prawowierne, jeszcze w sobie ma niewierne Aryany. Jako ty o zeszpeconą koronę twoję gniewałbyś się, tak się Bóg Wszechmogący o to miasto gniewa. A tak tobie przystoi, albo ich do jedności kościelnej przywieść, albo je z miasta wygnać. Tern wzruszony cesarz, zwoławszy starszych ich a upor zrozumiawszy, wygnał wszystkich na przedmieście. Potem chytro sobie zjednali, aby na wielkie święta w miasto ich procesya z śpiewaniem wchodzić mogła. I czynili to, wierszyki śpiewając, w których Trójcy ś. uwłóczyli. Co zrozumiawszy ś. Chryzostom, napisawszy Antyfony, także z procesyą chodzić a śpiewać po mieście, sławiąc Trójcę ś., katolikom kazał. I schodziły się czasem one procesye z wielkim rozruchem, i na się ciskaniem, i mężobójstwem, strona się stronie sprzeciwiając. Tak iż raz jeden zacny cesarzowej dworzanin katolik kamieniem zraniony został. Od tego czasu zakazał cesarz, aby nigdy Aryanowie w miasto nie wchodzili, ani takich procesyi mieli.

Gaina niejaki Aryanin, człowiek dzielny i wojenny, miał wielkie łaski u cesarza; i oglądał się nań cesarz, i bał się go niejako dla odstępstwa jakiego. Ten prosił pilnie i upominał się jako za wysługi swoje, aby jego sekcie dany był który kościół w mieście. Cesarz nie wiedząc jako go zbyć miał, Chryzostoma się radził. A on radził, aby go miał przy tem, gdy o ten kościół będzie prosił. I nazajutrz prosi Gaina cesarza przy obecności ś. Chryzostoma o kościół. Rzecze Chryzostom: Cesarz clo kościołów nic nie ma; jeślić kościoła potrzeba, wnijdź kiedy i do którego chcesz: wrotać otworzone. Rzecze Gaina: Alem ja sekty inszej, a tego się też jako za wysługą upominam, abym miał kościół swój w mieście. Odpowie Chryzostom ś.: Wysłużyłeś dosyć, iż z nędznika takimeś panem został: bądźże wdzięczny a wierny państwu Rzymskiemu, a rzeczy się Boskich za świeckie służby twoje nie upominaj. On zawstydziwszy się, zamilczał i o kościół prosić na potem przestał. Trafił na takiego, który tak umiał językiem, jako on mieczem. Potem ten Gaina, jawnym zdrajcą został, i od cesarza odstąpił, i z wojskiem wielkiem do Konstantynopola się udawał. Cesarz nie mając przeciw jemu gotowego wojska, na ubłaganie jego ś. Chryzostoma posłał, który wiedząc iż go rozgniewał, przecią dla pokoju ludzkiego,
gardło swe stawił, w ręce tyranowi idąc. ale mu Bóg, dla którego to za owce swoje czynił, dopomógł. Poselstwo czyniąc złotą mową swoją, ze lwa owcę uczynił i z cesarzem go pojednał. Acz potem niedługo po wojnie zabity zginął.

Gdy taki w Kościele Bożym czynił pożytek ś. Chryzostom, a złe obyczaje, zwłaszcza łakomstwo przeklęte, wykorzeniał, onym swoim wolnym a słodkim językiem lecząc rany duszne; ci, którzy w złości zatwardzeni byli, bardzo się obrażać poczęli, a zwłaszcza Eudoksya cesarzowa, która była niewolnica pieniędzy, wielce łakoma, i czyniła jawne krzywdy poddanym. Na to wołał na kazaniu Chryzostom ś., nikogoż nie mianując; ale iż ona poczuwając się do tego, rozumiała, iż na nią samę była przymówka, i brała tajemne w sercu zajątrzenie przeciw ś., Janowi. Byli też i między duchownymi tacyż, którzy dla nieukaranych serc swoich leżąc w grzechu, z przymówek na kazaniu i z karania według praw kościelnych, wielką nienawiść przeciw jemu w sercu pokrywali. Przypadło do tego, iż Theophilus Aleksandryjski patryarcha, nieprzyjaźń o mnichy orygenisty z nim zaczął. Bo gdy się błędy Orygenesa między mnichami Egiptu bardzo szerzyły; Teofilus Aleksandryjski patryarcha karał błędniki one, którzy wiarę ś. rozrywali. O co oni do cesarza się do Carogrodu udając, ś. Chryzozostoma udali, jakby miał Teofila potwarzać, iż się o nie zastawiał, i u wielu o to w złe mniemanie wpadał. Jan ś., jakoby przy Orygenesie stał, a zwłaszcza u onego ś. Epifaniusza biskupa Cypru, i u ś. Hieronima, i innych, którzy na ten czas mocno wznowione błędy Orygenesa zbijali. Gdy tedy Chryzostom Teofila Aleksandryjskiego o one mnichy pisaniem trapił, o krzywdy ich tylko, nie o Orygenesa do niego pisząc, cesarską mu mocą pogrążając, on się bardzo rozgniewał, i wielką nienawiścią zdjęty starać się chciał, aby Jan z biskupstwa złożony i wygnany został. W tym czasie znowu się zajątrzyła Eudoksya z takiej przyczyny. Był ten tyrański zwyczaj w Konstantynopolu: gdy cesarz z czyjej winnicy jagody skosztował, tem samem ją sobie przysądził, a panu jej odmianę jaką dał, albo trochę co pieniędzmi nagrodził. Podobała się łakomej Eudoksyi winnica jednej wdowy Kailitrope nazwanej, i tern prawem kosztując jagód z niej, (iż była w sąsiedztwie winnicom cesarskim), odjęła ją, i w wielki kłopot i ubóstwo wdowę nędzną wprawiła. O to się dziwnie mężnie zastawiał Chryzostom ś. I pisał do niej upominając, aby tego takiego tyrańskiego prawa nie używała, a winnicę wróciła. ale mu ona odpisała srogiemi słowy, zowiąc go burzliwym a języka niepowściągliwego, a iż jej czci tej nie daje, którą winien. On sam szedł do niej osobą swoją i powiedział jej, aby Jezabellę w wydzieraniu tej winnicy nie naśladowała, a tego się przeklęstwa które ona odniosła, bała. Ale ona jako wściekła, dom wszystek zwołała, grożąc ś. Janowi, iż ją tak zelżył a do tej niepobożnej Jezabelli przyrównał, obiecując się tego mścić. Jan ś. poszedł do domu i rozkazał kościelnym odźwiernym, aby cesarzowej do kościoła, gdyby przyszła, nie puszczali.

Na dzień tedy Krzyża ś. gdy wszystek lud na kazanie się ś. Chryzostoma zszedł, przyjdzie z wielką pompą cesarzowa; drzwi zamkną, jej nie puszczą i wszystkiego dworu jej. Nie śmiała czynić wiolencyi kościołowi, ale wołając i przed wszystkim się ludem oświadczając, musiała się z sromotą wrócić. Rychło potem Theophilus z namowy i pomocy cesarzowej synod, nie mało biskupów przyzwawszy, w Carogrodzie uczynił. Przyjechał też był do Carogrodu on ś. Epifaniusz, mniemając, aby Chryzostom orygenistą był, i nie chciał społeczności i modlitwy z nim mieć; ale gdy pewnego nic nań wiedzieć nie mógł, synodu nie czekając, odjechał. Eudoksya przed onymi biskupami, zwłaszcza przed Teofilem, na Chryzostoma się gorzko uskarżała i prosiła, aby go potępili i z biskupstwa złożyli.

Tedy Theophilus zebrawszy biskupy przed miastem w kościele który Qwercus zwano, sędzią się ś. Chryzostoma uczynił; i schadzkę oną synodem zowiąc, pozwał ś. Chryzostoma, aby się o niektóre rzeczy rozprawił. On przez kilku biskupów powiedział, iż przed tymi stanąć nie mógł, którzy żadnej mocy nad nim sądowej nie mają, a jawnie jego nieprzyjaciele między sobą mają; gdzie będzie synod prawnie i według kapłanów zebrany, od wszystkiego świata sądów uciekać nie chce. Oni na to niedbając, jego Anielski a niewinny żywot potępili, i z stolicy złożyli. I u cesarza przez Eudoksyą, oną wymogli, aby go wygnał jako przesądzonego. Cesarz z prostoty kapłanom uwierzył i wygnać go kazał. Chryzostom ś. uciekł się w krzywdzie swej do papieża Innocencyusza, do którego listy o tern posłał. Lud też wszystek pospolity zań się przyczyniał, i innych 40 biskupów przy nim było. Ale bojąc się, aby dla niego Kościół się Boży nie roztargnął, krzyż swój ochotnie poniósł, wszystkim biskupom radząc, aby się do zgody a pokoju mieli, a na jego krzywdy nie uważali. I wyjechawszy z miasta, jeszcze ledwie był w Antyochii, kiedy trzęsienie wielkie ziemi w Konstantynopolu wszystkich zastraszyło. I nie znajdowali inszej przyczyny onego gniewu Bożego, jedno wygnanie niewinne ś. Jana. Przetoż lud wszystek wołał na cesarza, aby go wrócić na poratowanie tego miasta kazał, żebyśmy, powiada, nie zginęli. I tak cesarz uczynił. O, z jaką go ochotą potem miasto wszystko przywitało! Był spokojny rok cały na swem biskupstwie.

Ale znowu się szaleństwo a gniew Eudoksyi z takiej przyczyny wznowił. Blizko kościoła Zofii igrzyska pospolite były sprawowane, które kościelnemu pokojowi i śpiewaniu przeszkadzały i ludzie z kościoła wywabiały. Na to się oburzył Chryzostom święty na kazaniu, to ganiąc a upominając, aby się to tam nie działo. A iż na tern miejscu, gdzie te igrzyska i gonitwy czyniono, był ryty obraz cesarzowej Eudoksyi; wzięła to sobie za krzywdę, tak umysł ś. Jana źle wykładając, jakoby to jej na wzgardę czynił. Tedy znowu pobudziła cesarza i biskupy, którzy go drugi raz heretyckiem prawem i aryańską ustawą potępili. Ta była od Aryanów na św. Anastazyusza uczyniona, iż kto raz złożony, winnie albo niewinnie, bez synodowego dozwolenia wróci się na swoją stolicę, ten bez wszystkiego sądu potępiony jest. I namówili oni biskupi cesarza, powiadając, iż to jest kanon i prawo kościelne. A ono było Aryańskie nie kościelne, na Sardyeńskim zborze potępione. A tak powtóre ś. Chryzostom z wielką mocą i najazdem na kościół jego ręki żołnierskiej, z naprawy biskupów onych w dzień prawie Wielkanocny, wygnany jest. I był zawieziony od żołnierzów aż do Ormiańskiej ziemi, do niejakiego miasteczka Kukussa.

Jako wiele na tej drodze ucierpiał ś. Chryzostom, sam po części wypisuje. Między innemi słowami, tak
mówi, pisząc do Konstancyusza kapłana: We dnie i w nocy musiałem w drodze być, a mając febrę ustawiczną, i słoneczne upalenia, i niewyspania cierpiąc, nie mam jednego, któryby się o mnie starał; więcej cierpię, niźli ci, którzy są na wieczne więzienie potępieni, albo co na kopanie kruszców zdani są. Do Cezarei przyjechawszy, tem największąm miał ochłodę, iżem czystą wodę pił, a chleb świeży jeść i w łaźni się obmyć mógł. Tymczasem oni biskupi, którzy przy Chryzostomie stali, cierpiąc od przeciwnych onych biskupów prześladowanie, do Rzymskiej się stolicy uciekli, o wszystkiem dając znać, a zwłaszcza o onej złości Teofila i o niewinności ś. Jana. Wyprawił posły swoje papież, biskupa Benewentańskiego Emiliusza i kapłanów 3 przy nim do Carogrodu, do Arkadyusza cesarza, karząc złe postępki jego a przywracając ś. Jana na jego stolicę, składając do tego synod w Tessalonice. Gdy się o tych posłach dowiedziała Eudoksya, i już blizko Carogrodu byli, starała się, aby nie dojeżdżając miasta, powsadzani do więzienia byli. I naprawiwszy na nie niejakiego Waleryusza, listy im wydrzeć i wszystkie pieniądze, które na strawę mieli, i majętności ich pobrać kazała. Ledwie nazad odesłanie sobie wyprosili, aby im do Rzymu wolno się było wrócić.

Będąc w onem nędznem wygnaniu ś. Chryzostom, wiele pogaństwa do wiary ś., którego tam było dosyć, pozyskał P. Bogu; a żołnierze ci, którzy go wiedli, podkupieni byli, aby wytchnąć nigdzie ś. Chryzostomowi nie dali, ale go prędzej włócząc i niewczasy zadając, umorzyli. I czynili temu dosyć. Bo go z Kukussu do Pituuntu włócząc a jego niemocy nie dogadzając, prawie umorzyli, i nim tam dojechali, w Romanie mieście, ś. Jan umierał. Przed śmiercią ukazał mu się ś. Bazyliszek, w którego się kościele niekiedy nabożnie modlił, i opowiedział mu zejście jego. Jutro, powiada, będziemy razem; bądź dobrej myśli. Tedy na ten się czas gotując, a bardzo chorym jako na śmierć będąc, prosił żołnierzów, aby w ten dzień na miejscu zostali: ale nie chcieli. I ujechawszy kilka mil, błądzić poczęli, i niechcąc na ono się miejsce wrócili, gdzie był kościół ś. Bazyliszka. Tam ś. Jan Ciało Boże wziąwszy i krzyżem ś. przeżegnawszy, z ciężkiego więzienia ciała tego po wielkich pracach i mękach na ochłodę wieczną poszedł. Innocencyusz papież (gdy się wrócili posłowie, których był do Konstantynopola posłał, a opowiedzieli o nieznośnej złości onej Eudoksyi, i jako nieludzko przyjęci byli), tedy wyklął cesarza Arkadyusza, i onę żonę jego, i wszystkie biskupy, którzy na wygnanie ś. Jana zezwalali, taki list do nich posyłając, który w swej Historyi Niceforus włożył. Głos, prawi, krwi brata mego Jana, woła na cię do Boga, cesarzu, jako niegdy Ablowa wołała przeciw Kainowi mężobójcy, a bez pom sty żadną miarą być nie może. A nietylkoś to uczynił, aleś i czasu pokoju wielkie prześladowanie na Boga i Kościół jego podniósł. Wyrzuciłeś z stolicy swej nieprzesądzonego wielkiego wszystkiego świata Doktora i nimeś zaraz Chrystusa ucisnął. I niżej: A tak ja najmniejszy i grzeszny, (któremu stolica wielkiego Apostoła Piotra zwierzona jest), odcinam cię, cesarzu, i odrzucam i żonę twoję, od przyjmowania niepomazanych tajemnic Pana Chrystusa Boga naszego, i każdego biskupa, i kapłana, i kleryka Kościoła Bożego, któryby je wam śmiał podać, od tego czasu, gdy ten list klątwy mej przeczytacie, na to skazuję, aby taki swoję dostojność stracił. I niżej: Arkacyusza, któregoście na miejsce Jana wielkiego postawili, i po śmierci składam z wszystkim i biskupami, którzy do niego przystali: aby imię jego w poczet biskupów pisane nie było. Bo tego niegodzien, iż biskupstwo jakoby cudzołóstwem pomazał. A nadto cośmy Teofila patryarchę Aleksandryjskiego złożyli, wyklinanie nań kładziemy i wszystko przekleństwo, i od chrześciaństwa odcięcie. Poty ś. Innocencyusz. Taka jest moc papieska, iż patryarchów składać i karać, i samych cesarzów wyklinać może, której jego mocy od Boga danej żaden przyganić nie śmiał ale ją wszyscy prawowierni jako porządną i Bożą czcili. Dlatego, kiedy umarł ś. Chryzostom, w Konstantynopolu wielki grad spadł i wiele ludziom szkodę poczynił. Ciało jego potem syn tego cesarza, Teodozyusz, z wielką uczciwością, przepraszając Pana Boga za grzechy rodziców swoich, do Konstantynopola przyprowadził. Zkąd potem do Rzymu przyniesione u ś. Piotra leży, na cześć Bogu w Trójcy jedynemu, Amen.


Ks. Piotr Skarga ,,Żywoty Świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień T.I", str. 88-93
Idź do oryginalnego materiału