Czy Poczta Polska jest workiem bez dna?

3 godzin temu

Państwo powinno zdecydować, czy Poczta ma działać jako przedsiębiorstwo rynkowe, czy jako instytucja publiczna. Dziś próbuje być jednym i drugim, co prowadzi do chaosu – mówi Robert Czyż, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Poczty.

Wojciech Albert Łobodziński: Z czego, Pana zdaniem – zarówno jako związkowca, jak i wieloletniego pracownika Poczty Polskiej – wynika obecna sytuacja w spółce? Mam na myśli masowe zwolnienia, renegocjację umów z pracownikami i ogólne problemy Poczty Polskiej.

Robert Czyż: To efekt wieloletnich zaniedbań kolejnych rządów oraz braku spójnej strategii ze strony zarządzających Pocztą, a także jej właściciela, czyli państwa polskiego. Przez lata nie inwestowano w nią w takim stopniu, jak miało to miejsce w innych krajach europejskich. W Niemczech, Francji, Włoszech czy Szwajcarii państwa już dawno zaczęły przekształcać swoje narodowe instytucje pocztowe. W Polsce nie było takiego pomysłu ani planu.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Przez wiele lat Poczta była pozostawiona sama sobie. Nie tylko musiała utrzymywać działalność na nierentownym rynku usług powszechnych, ale także finansować z własnych środków niezbędne inwestycje, które przez lata były mocno ograniczone.

Pracownicy protestują. Skąd wynika zagrożenie zwolnieniami w Poczcie Polskiej?

– Warto podkreślić, iż w tej chwili nie mamy jeszcze do czynienia ze strajkiem – to protest. Pracownicy wyrażają swój sprzeciw wobec sytuacji, w jakiej znalazła się spółka.

Jednym z kluczowych czynników wpływających na obecną sytuację jest tzw. e-substytucja, czyli rozwój rynku e-doręczeń. Od 1 stycznia wszystkie podmioty publiczne są zobowiązane do wymiany korespondencji elektronicznie, a nie w formie tradycyjnych listów. To oczywiście zmniejszyło liczbę przesyłek.

Nie ukrywamy też, iż bardzo zaskoczyły nas działania rządu. w tej chwili w Senacie procedowana jest ustawa, która radykalnie liberalizuje rynek pocztowy. Przewiduje ona, iż każdy będzie mógł założyć własną firmę pocztową i używać datownika, który nada przesyłkom urzędową ważność. To sytuacja bez precedensu na skalę światową. Mogą powstawać niewielkie firmy zajmujące się obsługą korespondencji, które potencjalnie potrafią nadużywać tego mechanizmu – na przykład stemplować przesyłki z datą wsteczną. W przypadku Poczty Polskiej takie działanie byłoby nie do pomyślenia, ale jeżeli pojawi się setki nowych operatorów działających lokalnie, ryzyko nadużyć rośnie.

Z jednej strony mamy ustawę liberalizującą rynek, a z drugiej negocjacje dotyczące Zakładowego Układu Zbiorowego Pracy. Jak wyglądają propozycje nowego zarządu i jakie są postulaty pracowników oraz związków zawodowych?

– Trudno tu mówić o negocjacjach – one zakończyły się 28 lutego i można je uznać za fiasko. Pracownicy i organizacje związkowe nie oczekiwały niczego więcej niż utrzymania zapisów poprzedniego Zakładowego Układu Zbiorowego Pracy.

Poprzednie władze Poczty musiały rywalizować z Orlenem, który zaczął budować własną sieć paczkomatów. Zamiast efektu synergii, mieliśmy kanibalizację rynku. Od lat zwracaliśmy na to uwagę, ale nikt nas nie słuchał

Robert Czyż

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Dzisiaj otrzymaliśmy informację, iż w życie wchodzi nowy regulamin wynagradzania, który pozbawia pracowników m.in. nagród jubileuszowych oraz tzw. trzynastej pensji. Regulamin ten został wdrożony mimo sprzeciwu wszystkich organizacji związkowych. Żaden z postulatów pracowników nie został uwzględniony.

Trudno nie zauważyć, iż spółka rzeczywiście ma problemy finansowe.

– Sytuacja Poczty Polskiej jest trudna. Choć nie znamy oficjalnych wyników finansowych, słyszeliśmy, iż rok 2023 zakończył się stratą ponad 230 milionów złotych. jeżeli dodamy do tego 750 milionów złotych, które Poczta otrzymała jako zwrot kosztu netto świadczenia usług pocztowych za lata 2021 i 2022, to łącznie daje nam to prawie miliard złotych na minusie. W 2024 r. strata wynosiła 620 milionów, więc sytuacja ulega dalszemu pogorszeniu.

Rozumiem, iż w ramach mierzenia się z tym problemem, nowy zarząd planuje zwolnienia – mówi się choćby od ośmiu do dziesięciu tysięcy pracowników. Wprowadzono też program dobrowolnych odejść.

– Sama nazwa „program dobrowolnych odejść” jest myląca. W rzeczywistości to pracodawca decyduje, których pracowników chce zwolnić, a ci, którzy zgodzą się na udział w programie, mogą liczyć na odprawę w wysokości do dziewięciu dodatkowych pensji.

Natomiast ci, którzy nie zdecydują się przystąpić do programu, automatycznie trafiają na listę osób objętych zwolnieniami grupowymi i otrzymują jedynie trzymiesięczną odprawę, zgodnie z ustawą o zwolnieniach grupowych. Trudno więc mówić tutaj o jakiejkolwiek „dobrowolności”.

Mamy setki pracowników, którzy chcieli skorzystać z programu, ale nie zostali do niego zakwalifikowani. Z kolei wielu innych, którzy nie chcieli odejść, zostało do niego wpisanych wbrew swojej woli i teraz albo muszą odejść, albo zostają objęci procedurą zwolnień grupowych. To sytuacja, w której pracownicy są stawiani przed wyborem między dżumą a cholerą – albo przyjmujesz warunki narzucone przez pracodawcę, albo zostajesz zwolniony i otrzymujesz jeszcze mniejsze świadczenia.

Wciąż słyszymy o tych samych problemach, z którymi boryka się Poczta. Jej pracownicy narzekają na zarobki poniżej minimalnej krajowej, przeciążenie pracą i frustrujący system awizowania. Trudno też nie zauważyć, iż prywatne firmy kurierskie, zwłaszcza paczkomaty, wypierają Pocztę z rynku. A przy tym wszystkim Poczta otrzymuje wsparcie finansowe od państwa – kiedy czytamy o przetargach, na przykład na obsługę korespondencji sądowej, kwoty, którymi Poczta Polska żąda, są coraz wyższe. W powszechnym odbiorze Poczta wydaje się workiem bez dna. Skąd więc bierze się ta sytuacja?

Nowość Nowość Promocja!
  • Zbigniew Herbert

„Węzeł gordyjski” oraz inne pisma rozproszone 1948-1998

88,00 110,00 Do koszyka

– Może zacznę od końca. Twierdzenie, iż Poczta Polska jest „dofinansowywana”, to uproszczenie. Poczta nie otrzymuje dotacji od państwa – państwo zwraca jej koszty świadczenia usług powszechnych. Tak samo działa to w innych krajach europejskich. Poczta jest zobowiązana do utrzymywania około siedmiu tysięcy placówek w różnych gminach i do doręczania przesyłek codziennie, niezależnie od tego, czy jest ich dużo, czy mało. jeżeli liczba przesyłek spada, jednostkowy koszt ich doręczenia rośnie. To zjawisko jest naturalne i widoczne na całym świecie.

Państwo wymaga od Poczty utrzymania infrastruktury i sieci placówek, ale ich koszty są większe niż przychody ze świadczonych przez nie usług. Powiedzmy, iż Poczta zarabia na przesyłkach listowych 1,5 miliarda złotych rocznie, ale ich obsługa kosztuje 2,5 miliarda złotych. Wtedy miliard złotych to brakująca kwota, którą państwo musi pokryć. To nie jest dofinansowanie, tylko rekompensata za usługi, których Poczta nie może świadczyć na zasadach rynkowych. Podobne mechanizmy działają w Czechach, we Włoszech, we Francji czy w Szwajcarii. Państwo płaci za to, czego wymaga – gdybyśmy nie mieli obowiązku utrzymywania placówek w najmniejszych miejscowościach, koszty byłyby inne, a biznes mógłby być rentowny.

W tym miejscu pojawia się konkurencja.

– jeżeli chodzi o konkurencyjne firmy kurierskie, w tym paczkomaty, ich sukces wynika nie tylko z innowacyjności, ale i z ogromnego wsparcia kapitałowego. W okresie pandemii konkurencyjna firma kurierska otrzymała ogromne środki z funduszu inwestycyjnego, co pozwoliło jej na dynamiczny rozwój. Poczta nie miała takiej szansy. W dodatku przez lata pozwolono tej konkurencji rozwinąć się bez żadnej przeciwwagi ze strony Poczty Polskiej.

Najgorsze rzeczy zaczęły się dziać w czasach tzw. zarządu kopertowego – chodzi o okres wyborów kopertowych i pandemii. Wtedy w Poczcie pojawiły się pierwsze sytuacje, w których wynagrodzenia pracowników spadły poniżej minimalnej krajowej. Przez negocjacje płacowe w tamtym okresie doprowadzono do tego, iż gdy w kraju minimalne wynagrodzenie wynosiło 3600 zł, w Poczcie było to zaledwie 3350 zł. Był to pierwszy poważny sygnał, iż sytuacja finansowa spółki zaczyna się pogarszać. Właśnie wtedy rozpoczął się powolny spadek – pracownicy zarabiali coraz mniej, obciążenie pracą rosło, a Poczta przestawała być konkurencyjna.

Czego efektem jest obciążenie pracą listonoszy i cięcie ich wynagrodzeń?

– Problem listonoszy to nie tylko kwestia wynagrodzeń, ale też ich liczby. Od lat liczba doręczycieli systematycznie się zmniejsza, a obowiązków wcale nie ubywa. Efektem tego jest sytuacja, w której listonosze nie są w stanie fizycznie dostarczyć wszystkich przesyłek pod drzwi, dlatego coraz częściej pojawia się problem awizowania. To nie jest ich wina – po prostu nie dają rady wykonać wszystkich obowiązków w wyznaczonym czasie.

Poczta nie jest workiem bez dna, ale instytucją, która działa w systemie źle zaprojektowanym i zarządzanym przez lata w sposób nieefektywny

Robert Czyż

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Ludzie często narzekają na awiza, które czekają na nich w skrzynkach zamiast listu doręczonego pod drzwi. Jednak warto spojrzeć na to z perspektywy listonoszy – w wielu rejonach obsługują oni większy teren niż wcześniej, mają więcej przesyłek do doręczenia, a mniej czasu w wykonanie swojej pracy. Do tego dochodzi presja wynikająca z coraz bardziej napiętych grafików i ciągłych cięć kadrowych.

Czyli Poczta cierpi zarówno z powodu braku inwestycji, jak i rosnących kosztów?

– Owszem. Poczta od lat jest niedoinwestowana, a jej problemy się nawarstwiają. Z jednej strony mamy ogromne koszty utrzymania infrastruktury i placówek, z drugiej – rosnące wynagrodzenia w sektorze prywatnym, które sprawiają, iż coraz mniej osób chce pracować w Poczcie za tak niskie stawki. A kiedy spółka próbuje podnieść ceny usług, spotyka się z niezadowoleniem klientów.

Problemem jest też brak konsekwentnej strategii. Od lat kolejne rządy nie miały pomysłu na Pocztę Polską – brakowało długofalowej wizji, inwestycji w nowoczesne technologie, usprawnień w zakresie logistyki. W efekcie spółka przegrywa z nowoczesnymi rozwiązaniami, takimi jak paczkomaty czy szybkie dostawy kurierskie.

Poczta nie może też sobie pozwolić na elastyczność, jaką mają prywatni operatorzy – jest związana regulacjami dotyczącymi świadczenia usług powszechnych, musi utrzymywać placówki w małych miejscowościach, gdzie usługi pocztowe często są nierentowne. Państwo powinno więc zdecydować, czy Poczta ma działać jako przedsiębiorstwo rynkowe, czy jako instytucja publiczna. Dziś próbuje być jednym i drugim, co prowadzi do chaosu organizacyjnego i finansowego.

Podsumowując: Poczta nie jest workiem bez dna, ale instytucją, która działa w systemie źle zaprojektowanym i zarządzanym przez lata w sposób nieefektywny. jeżeli nie zostaną podjęte konkretne kroki – zarówno w zakresie finansowania, jak i modernizacji – jej sytuacja będzie się tylko pogarszać. W ostatnich latach na poziomie operacyjnym było coraz gorzej, ludzie zarabiali często przecież poniżej minimalnej krajowej, a bez zmotywowanych osób, choćby na samym dole, każde przedsiębiorstwo upadnie.

Jak to możliwe, iż to było legalne?

– Było to zgodne z prawem, ponieważ obowiązujące przepisy pozwalają na ustalanie wynagrodzenia zasadniczego w taki sposób, iż pensja minimalna nie mogła być niższa niż ustawowa kwota, ale mogła składać się z wynagrodzenia zasadniczego i premii. W praktyce wyglądało to tak, iż pracownicy Poczty Polskiej mieli na umowie o pracę wynagrodzenie w wysokości 4023 zł, a brakującą kwotę, do ustawowego minimum, uzupełniała premia w wysokości około 270 zł. W ten sposób formalnie spełniano wymogi ustawowe.

Nowość Nowość Promocja!
  • Barbara Józefik
  • Katarzyna Sroczyńska

Gender w gabinecie

39,99 49,99
Do koszyka
Książka – 39,99 49,99 E-book – 35,99 44,99

Od 1 marca ten proceder został zakończony w wyniku wejścia w życie zeszłorocznego porozumienia płacowego. Choć nie spełnia ono wszystkich oczekiwań pracowników – co jest zrozumiałe – to przynajmniej gwarantuje, iż żaden pracownik Poczty nie będzie miał na umowie wynagrodzenia niższego niż obecna płaca minimalna, czyli 4666 zł. Do tego dochodzi jeszcze premia czasowo-jakościowa. Oczywiście przez cały czas są to stosunkowo niskie wynagrodzenia, ale przynajmniej nie schodzą już poniżej ustawowego minimum.

Pracownicy od lat skarżą się na przepracowanie i nadmierne obowiązki, w tej chwili mamy do czynienia również ze zwolnieniami grupowymi, a jednocześnie obserwujemy masowe odejścia z firmy spowodowane zmęczeniem i wypaleniem zawodowym. Jak to wpływa na codzienną pracę Poczty?

– Każdego roku, szczególnie na początku, Poczta obsługuje ogromną liczbę przesyłek poleconych. To okres, w którym klienci otrzymują np. decyzje podatkowe czy formularze PIT od pracodawców. Listonosze mają wtedy szczególnie dużo pracy. jeżeli weźmiemy pod uwagę, iż średnio 20 proc. przesyłek podlega awizowaniu, to w sytuacji, gdy listonosz ma do doręczenia 50, 60 czy 80 listów dziennie, skala problemu pozostało do opanowania. jeżeli liczba przesyłek rośnie do 300–400 dziennie, to 20 proc. awizowanych listów oznacza tysiące przesyłek trafiających na urzędy pocztowe. A tam nie ma wystarczającej liczby pracowników, co powoduje długie kolejki do odbioru listów poleconych.

Zatrudnienie na Poczcie drastycznie spada. Od 2015 r. liczba pracowników zmniejszyła się o około 20 tysięcy – z 75 tysięcy do 58 tysięcy. A według planów zarządu do końca roku ta liczba ma spaść poniżej 50 tysięcy. Jednocześnie liczba zadań nie zmalała, a wręcz przeciwnie – pracownicy muszą obsługiwać coraz większe rejony doręczeń. To oznacza, iż listonosz, który kiedyś obsługiwał jedno osiedle, dziś musi obsłużyć półtora, albo i dwa. Może i liczba listów pozostaje podobna, ale obszar, który trzeba pokonać, znacząco się zwiększył.

Skoro liczba pracowników tak znacząco się zmniejsza, można by pomyśleć, iż automatyzacja, np. paczkomaty, mogłaby odciążyć Pocztę. We Włoszech narodowy operator pocztowy wdrożył system paczkomatów, które tam nazywają się Punto Poste, a więc punkty pocztowe. Czemu w Polsce to się nie udało?

– To efekt nieudolności poprzednich zarządów. Poczta chciała kupić około 2000 automatów paczkowych, ale przeprowadzony przetarg zakończył się fiaskiem. Po trzech latach od rozpoczęcia projektu nie powstał ani jeden paczkomat, a jedynie kilkaset automatów, które w skali kraju nie miały większego wpływu na poprawę sytuacji. W sprawie tego przetargu wpłynęły doniesienia do prokuratury i Najwyższej Izby Kontroli – zarzuty dotyczyły niegospodarności i złego zarządzania projektem.

Problemem jest też fakt, iż Poczta Polska jako spółka państwowa działa w zupełnie innych realiach niż prywatne firmy. Obecny prezes i wiceprezes na konferencji prasowej podkreślali, iż w normalnej firmie rynkowej zakup systemu komputerowego zajmuje miesiąc czy dwa, a w Poczcie to choćby trzy lata. To efekt skomplikowanych procedur, które wydłużają wszystkie procesy inwestycyjne.

Sytuację pogarszała konkurencja między państwowymi spółkami. Zamiast wspólnego działania, poprzednie władze Poczty musiały rywalizować z Orlenem, który zaczął budować własną sieć paczkomatów. To nie miało sensu – zamiast efektu synergii, mieliśmy kanibalizację rynku. Od lat zwracaliśmy na to uwagę ówczesnemu wiceministrowi Jackowi Sasinowi, ale nikt nas nie słuchał.

Orlen zainwestował w swoje paczkomaty ponad miliard złotych. Gdyby te środki przekazano Poczcie, moglibyśmy spokojnie postawić 6000 własnych automatów paczkowych. Poczta nie miała takich funduszy – większość jej budżetu pochłaniają wynagrodzenia pracowników. W naszej firmie 70 proc. kosztów to wynagrodzenia więc każda podwyżka ma ogromne znaczenie dla finansów spółki. Dla przykładu wzrost pensji o 1 zł na pracownika to dodatkowy milion złotych kosztów rocznie. jeżeli podnosimy wynagrodzenia o 100 zł na osobę, to już 100 milionów złotych rocznie. Przy wzroście płacy minimalnej o 300 zł oznacza to konieczność znalezienia w budżecie dodatkowych 300–400 milionów złotych. Tych pieniędzy brakuje na inwestycje.

A czy obecny zarząd pod kierownictwem Sebastiana Mikosza ma jakiś plan dla Poczty, czy to tylko kontynuacja dotychczasowej polityki?

– My tej wizji nie znamy, bo nie została nam zaprezentowana. Słyszymy, iż istnieje plan transformacji, ale jako związki zawodowe nie mamy do niego dostępu. Nasi przedstawiciele byli w Radzie Nadzorczej i zarządzie, ale 12 sierpnia zostali usunięci z tych organów. Od tamtej pory nie mamy żadnych wewnętrznych informacji o strategii zarządu – wiemy tyle, co dziennikarze, czyli to, co pojawia się w mediach. Na ten moment, sytuacja Poczty wygląda gorzej niż rok temu.

Czy można się spodziewać większej aktywności związków zawodowych i większej liczby protestów w nadchodzących tygodniach lub miesiącach?

– Myślę, iż tak. Nie chcę na razie niczego uprzedzać, ale możemy spodziewać się wzrostu napięcia i większej liczby protestów.

Robert Czyż przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Poczty, w poczcie pracuje od 30 lat, w latach 2018–12.08.2024 Członek Rady Nadzorczej PP SA z wyboru pracowników.

Idź do oryginalnego materiału