Cyfrowa osobowość autorytarna – nowy duch czasu

4 godzin temu
Zdjęcie: Donald Trump


Najważniejsi aktorzy życia politycznego przesuwają granice tego, co jeszcze niedawno wydawało się nieakceptowalne. Czy wyciągniemy lekcje z historii XX wieku?

Nazwijmy rzeczy po imieniu: mamy dzisiaj do czynienia ze zjawiskiem cyfrowej osobowości autorytarnej. Nie byłoby to niczym nadzwyczajnym, gdybyśmy mówili o przywódcach reżimów od dawna uznanych za autorytarne. w tej chwili fenomen ten staje się jednak dominującą częścią kultury komunikowania się w sieci – w samym sercu demokratycznego świata.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

25 zł 50 zł 100 zł 200 zł 500 zł 1000 zł

Dostrzeżemy go gołym okiem w wypowiedziach Donalda Trumpa, Elona Muska i innych przedstawicieli administracji aktualnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Mamy też wielu aspirujących do grona wyznawców cyfrowej osobowości autorytarnej na krajowym podwórku. Czy wyciągniemy lekcje z historii XX wieku?

Narzędzia zdobywania i sprawowania władzy

Nie sposób wyobrazić sobie bycia ministrą czy ministrem, parlamentarzystką i parlamentarzystą bez komunikowania się w nowej przestrzeni publicznej, czyli w mediach cyfrowych. Zjawisko to jest w takim stopniu rozpowszechnione, iż współczesną infosferę przywykliśmy nazywać demokracją elektroniczną. To właśnie na podstawie otrzymywanych z infosfery informacji zwrotnych, stylu komunikowania się i stworzonych w tej przestrzeni sieci społecznych budujemy naszą osobowość medialną.

W elektronicznej sferze publicznej coraz częściej mówi się jednak o doświadczaniu cyfrowego autorytaryzmu ze strony mocarstw kontrolujących technologię – czego symbolem są głównie Chiny – a także o jej oligarchizacji, która objawia się np. zaangażowaniem prezesów i właścicieli wielkich platform cyfrowych, z Elonem Muskiem na czele, w kampanię na rzecz Donalda Trumpa oraz obecnością wielu z nich w pierwszych rzędach podczas inauguracji jego prezydentury.

Zaledwie rok temu wszyscy oni zeznawali przed Senatem USA w związku z potencjalnymi zagrożeniami dla demokracji ze strony przedsiębiorstw cyfrowych nieobjętych regulacjami, uzależniającymi i stygmatyzującymi algorytmami, akuszerowaniem kryzysów społeczno-politycznych, tolerowaniem masowej skali dezinformacji i destrukcyjnym wpływem na zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży.

Platformy cyfrowe ze swoimi algorytmami wytworzyły ekosystem rozprzestrzeniania informacji i bombardowania narracjami strachu bez precedensu w historii ludzkości

Konrad Ciesiołkiewicz

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

W takich okolicznościach rozwija się cyfrowa osobowość autorytarna. Prawdopodobnie niektórzy zjeżą się, kiedy za pewną inspirację przyjmę znaną w psychologii społecznej Skalę Autorytaryzmu Prawicowego (RWA, ang. right-wing authoritarianism). Jego nazwa faktycznie jest nieco problematyczna. Z doświadczeń historycznych wiemy jednak, iż tożsamość autorytaryzmu, choć najczęściej jego zadeklarowani zwolennicy lokują się na skrajnej prawicy, zależy od kontekstów historycznych.

Sam Bob Altmeteyer, twórca Skali, zbudował narzędzie badania autorytaryzmu lewicowego, gdzie tradycyjną władze zastąpiono liderami rewolucyjnymi. Okazało się, iż spośród kilku tysięcy badanych nie znaleziono wierzących w taki zestaw poglądów. Inni badacze też podejmowali próby diagnozowania lewicowego autorytaryzmu, lcze spełzły one na niczym – występowały co najwyżej na małą skalę wśród niektórych aktywistów.

W mojej ocenie aktualny poziom autorytaryzmu poznać można właśnie po obserwacji zachowania osób publicznych w mediach cyfrowych, stanowiących krytycznie ważne narzędzia zdobywania i sprawowania władzy. Przyglądając się temu relatywnie nowemu zjawisku, skoncentruję się tu na jego czterech wskaźnikach.

Pierwszym jest autorytarne przywództwo, czyli sprawowanie władzy z wyraźnie dostrzegalnym kultem hierarchii i posłuszeństwa. Niektórzy podkreślają też, iż liderzy tego typu mają skłonność do wspierania masowych wydarzeń nacechowanych agresją, takich jak na przykład gale brutalnych sportów walki.

Drugi wskaźnik to autorytarna agresja i przemoc, czyli tendencja do narzucania pod przymusem własnych poglądów i dążenie do karania wszystkich niechętnych podporządkowaniu się im. Agresja ta w sposób szczególny zwrócona jest w stronę mniejszości – seksualnych, etnicznych, religijnych.

Trzecią cechą jest głoszenie skrajnie dychotomicznej wizji świata, w którym kluczową rolę odgrywa podział wszystkich na kategorie: „my” i „oni”, z wyraźnie egoistyczno-narcystyczną koncentracją na „my”.

Nowość Nowość Promocja!
  • Jerzy Sosnowski

Niezerowa liczba smoków

39,20 49,00 Do koszyka

W tej wizji świata mamy zatem przyjaciół i wrogów, dobrych i złych, moralnych i niemoralnych. Towarzyszy jej budowanie tożsamości „nas” przez pryzmat negatywnych cech innych oraz umniejszanie ich osiągnięć i wartości. W tworzeniu takiego przekazu pomaga czwarty element – głoszenie przywiązania do tradycyjnej moralności i norm rozumianych jako wola większości. Mamy tu do czynienia z posługiwaniem się kategorią „normy” jako batem na mniejszości i występowaniem specyficznej obsesji w pilnowaniu norm życia seksualnego.

Wielka polityka i porządek miłości

Spójrzmy na inaugurację prezydentury Donalda Trumpa i jego przekazy w ostatnich dniach: powoływanie się na zdrowy rozsądek, ogłoszenie walki z gender, zadekretowanie istnienia wyłącznie dwóch płci, nazywanie imigrantów bez prawa pobytu w USA kryminalistami (czy rzeczywiście dla Trumpa imigrant = kryminalista?).

Kiedy podczas nabożeństwa inauguracyjnego biskupka Mariann Edgar Budde w swoim kazaniu poprosiła prezydenta o miłosierdzie dla dzieci homoseksualnych i transpłciowych, o wyrozumiałość wobec imigrantów i uchodźców, Donald Trump skrytykował ją i Kościół episkopalny, uznając, iż miesza się w politykę i powinna przeprosić. W tym samym czasie republikański kongresmen Mike Collins zamieścił na platformie X wpis, iż biskupkę należy dopisać do listy deportowanych.

Zaraz po objęciu urzędu Trump ułaskawił ponad 1500 skazanych za udział w szturmie na Kapitol w 2021 r., którego celem było niedopuszczenie do uznania Joe Bidena prezydentem USA. Akcję zorganizowały ugrupowania skrajnie prawicowe, w tym największa w historii cyfrowa sieć konspiracyjna QAnon. W konsekwencji ataku śmierć poniosło pięciu policjantów, a około 200 zostało rannych. Jeden z przywódców szturmu zaraz po wyjściu z więzienia zapowiedział, iż pierwsze, co zrobi, to kupi nową broń.

Prawdziwe show w mediach społecznościowych w pierwszych dniach nowej prezydentury zorganizowała Kristi Noem, sekretarz ds. bezpieczeństwa krajowego, uczestnicząc w akcji wyłapywania i deportowania nielegalnych imigrantów. W trakcie działań apelowała o usuwanie „śmieci” i „drani” z ulic amerykańskich miast.

Mamy tutaj także do czynienia z odwracaniem pojęć. Wiceprezydent J.D. Vance przekonywał w mediach, iż nadmierne współczucie wobec nielegalnych imigrantów to retoryka typowo lewicowa, a podejście nowej administracji wynika z chrześcijańskiej koncepcji porządku miłości, który nakazuje troskę o własną rodzinę i naród.

Nie chodzi o sam fakt posługiwania się mową nienawiści, krzywdzącymi stereotypami, teoriami spiskowymi i dezinformacją. Chodzi o regularne posługiwanie się nimi przez osoby pełniące najwyższe funkcje państwowe

Konrad Ciesiołkiewicz

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Doradca, sponsor i właściciel platformy X Elon Musk wraz ze swoim medium oficjalnie wspiera uznawaną za ekstremistyczną i odwołującą się do dziedzictwa nazistowskiego niemiecką partię AfD. W mediach społecznościowych prowadzi też otwartą wojnę z brytyjskim rządem Keira Starmera. Poświęcił mu już kilkaset wpisów, oskarża liderów Partii Pracy o ochronę gangów wykorzystujących seksualnie małoletnie dziewczynki, zarzuca celowe krzywdzenie narodu brytyjskiego poprzez tolerowanie migrantów i apologię „ludobójczych gwałtów”. Wielokrotnie powołuje się na dane z serwisu Visegrad24, uznanego przez ekspertów za jedno z głównych narzędzi dezinformacji alternatywnej prawicy w Europie.

Tego typu retoryka jest dobrze znana także w Polsce. „Panie lewaczki, aktywistki powinny się wstydzić. Łapy precz od polskich kobiet” – krzyczał w 2023 roku Przemysław Czarnek, ówczesny minister edukacji, do posłanki Aleksandry Gajewskiej. I zarzucał jej, iż godząc się na mechanizm przymusowej relokacji migrantów, chce, „by polskie kobiety były gwałcone”. Powoływanie się na koncepcję „porządku miłości” (ordo caritatis) od lat praktykowane jest szczególnie w kręgach nacjonalistycznych. W czasie kryzysu uchodźczego do analogicznych argumentów odwoływali się również przedstawiciele naszego ówczesnego rządu, odrzucając pomysły tworzenia w Polsce korytarzy humanitarnych.

Pełna nienawistnych treści kampania prowadzona w poprzednich latach przez TVP czy TV Republikę, skierowana wobec ówczesnej opozycji i jej lidera oraz wobec środowisk LGBTQ+ i wspierająca rządzących polityków, nie miała precedensu w najnowszej historii Polski. Warto zaznaczyć, iż to właśnie kanały mediów społecznościowych TVP i Polskiego Radia były głównymi miejscami rozprzestrzeniania stygmatyzujących komentarzy wobec mniejszości seksualnych.

Nowość Nowość Promocja!
  • Barbara Józefik
  • Katarzyna Sroczyńska

Gender w gabinecie

39,99 49,99
Do koszyka
Książka – 39,99 49,99 E-book – 35,99 44,99

A oto przykładowe sformułowania używane przez prominentnych polityków Zjednoczonej Prawicy pod adresem Donalda Tuska: „niemieckie popychle”, „kandydat niemiecki”, „polityk charakteryzujący się antypolonizmem”, „folksdojcz”, „kapciowy polityków niemieckich”, „szmata”, „Tusk ma krew na rękach”, „decyzje Tuska doprowadziły do zamordowania prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego”, „nie zdziwiłbym się, gdyby politykiem, który miał zlecić zamordowanie prezydenta L. Kaczyńskiego, okazał się D. Tusk”.

Znany jest case grup hejterskich, które miały za zadanie wspierać narrację kierownictwa Ministerstwa Sprawiedliwości i walczyć z przeciwnikami ich pomysłów. Takim przykładem była grupa @KastaWatch prowadząca wulgarne ataki na sędziów sprzeciwiających się polityce rządu Zjednoczonej Prawicy i ich reformie sądów.

Skrajnym i tragicznym przykładem uprzedmiotowienia dziecka w celu organizacji politycznego ataku było ujawnienie przez Radio Szczecin danych osobowych skrzywdzonego seksualnie syna Magdaleny Filiks, posłanki partii opozycyjnej.

Działań zmierzających do propagandowego powiązania jednej z partii z przypadkami pedofilii oraz wielkim planem seksualizacji polskich dzieci było sporo. Część z nich, podszyta teoriami spiskowymi o rzekomym istnieniu tajnego planu organizacji międzynarodowych, znalazła swoją kontynuację przy wyrażaniu sprzeciwu wobec edukacji zdrowotnej w polskich szkołach.

Legitymizacja tego, co nieakceptowalne

W próbie naświetlenia cech zjawiska autorytarnej osobowości ery cyfrowej trzeba zaznaczyć, iż nie chodzi o sam fakt posługiwania się mową nienawiści, krzywdzącymi stereotypami, teoriami spiskowymi i dezinformacją. Chodzi o regularne posługiwanie się nimi przez osoby pełniące najwyższe funkcje państwowe oraz ich bezpośrednie zaplecze, a także traktowanie nowych mediów jako kluczowego narzędzia kształtowania postaw społecznych.

Najważniejsi aktorzy życia politycznego modelują zachowania milionów innych, a jednocześnie przesuwają granice etyczne, legitymizując to, co jeszcze niedawno wydawało się społecznie nieakceptowalne. Nie przez przypadek przytaczam przykłady amerykańskie. W naszym kręgu kulturowym trendy zza oceanu przez ostatnie 30 lat przenosiły się do nas z pewnym opóźnieniem. Ponieważ przywoływane zjawisko dotyczy środowiska cyfrowego, opóźnienie to niemal nie występuje, stając się punktem odniesienia dla polskiej debaty politycznej.

Autorytarna osobowość ery cyfrowej nie jest, jak niektórzy chcieliby myśleć, wyłącznie grą z wyborcami, działaniem na pokaz w mediach społecznościowych. To nie są początki „społecznościówek” traktowanych rozrywkowo. w tej chwili zjawisko to jest nierozerwalną częścią wielkiej polityki, dążenia do władzy i jej sprawowania, a stosowane narracje mają siłę masowego rażenia. Mogą krzywdzić, zmieniać mentalność społeczeństwa i niszczyć ludzi w przestrzeni publicznej, której funkcjonowanie radykalnie przekształcają.

Już w 1977 r. psychologowie Lynn Hasher i David Goldstein odkryli regułę, którą w praktyce stosował nie kto inny, jak sam hitlerowski minister propagandy Joseph Goebbels. Zgodnie z nią wielokrotność kontaktu z danym przekazem wpływa na utwierdzenie się w przekonaniu, iż jest on adekwatny i prawdziwy.

Dla ponad 60 proc. z nas portale internetowe stanowią w tej chwili główne źródło informacji, a dla prawie 40 proc. rolę tę pełnią media społecznościowe. Platformy cyfrowe ze swoimi algorytmami wytworzyły ekosystem rozprzestrzeniania informacji i bombardowania narracjami strachu bez precedensu w historii ludzkości.

Jeden z najbardziej efektywnych w tej chwili mechanizmów prowadzących do przemocy fizycznej, także w formie skrajnej, opisał Gordon Allport. Pierwszy i najważniejszy obszar związany jest z językiem i narracjami, które dehumanizują innych. Wyciągają w ten sposób konkretne osoby i grupy społeczne poza nawias ocen moralnych, dając masom przyzwolenie na bardziej radykalne słowa i czyny. Kolejnym etapem jest unikanie relacji ze stygmatyzowanymi, następnie dyskryminacja, aż do różnych form przemocy fizycznej.

Początki koncepcji osobowości autorytarnej związane były z potrzebą zrozumienia, jakie cechy mentalności społecznej doprowadziły do krwawych dyktatur XX wieku. Pytanie to zadawano po czasie, chcąc wyciągnąć lekcję z tego, co zawiodło. Dobrze przypomnieć sobie o tej lekcji w czasach królowania mediów cyfrowych i występującego w nich coraz silniej e-autorytaryzmu w miejsce obiecanej e-demokracji.

Przeczytaj też: Niech żyje chaos. Trumpa przepis na współpracę

Idź do oryginalnego materiału