Żywot Św. Gerarda Majelii.

salveregina.pl 1 miesiąc temu
Zdjęcie: Św. Gerard Majella


Źródło: Święty Gerard patron dobrej Spowiedzi, cudotwórca 1929r.

Do liczby anielskich młodzieńców, których Bóg powołał do życia, aby byli wzorem dla ludzi, jak się wyraził Leon XIII, należy Święty Gerard.

Lata dziecinne.

Święty Gerard urodził się 6-go kwietnia 1726 roku w mieście Muro, odległym pięćdziesiąt mil od Neapolu. Ojciec Świętego, Dominik, z zawodu był krawcem. Matka na imię miała Benedykta Galella. Ta świątobliwa niewiasta zasłużyła sobie życiem pobożnym na taką wielką Łaskę, iż została matką tego Świętego. Miała głębokie pojęcie rodzicielskich obowiązków, a najwięcej starała się o to, aby swe dzieci skłonić do Boga od najmłodszych lat. Od kołyski uczyła małego Gerarda kochać Pana Jezusa i Najświętszą Maryę Pannę, wymawiać Ich słodkie Imiona i czynić pobożnie Znak Krzyża Świętego. Gdy Gerard zaczął chodzić, brała go z sobą na Mszę Świętą i ćwiczyła w nawiedzaniu i oddawaniu czci Najświętszemu Sakramentowi i Matce Najświętszej. niedługo nauczył się Gerard uczęszczać na Mszę Świętą i sam potem nawiedzał Najświętszy Sakrament. Pewnego dnia, w piątym roku życia, gdy odwiedzał ołtarz Najświętszej Panny, Dziecię Jezus opuściło objęcia Błogosławionej Swej Matki, pobiegło do małego Gerarda, bawiło się z nim i podało mu bochenek białego chleba. Od onego dnia mały Gerard często odbierał bocheneczki tego samego cudowne go chleba od Pana Jezusa i Najświętszej Maryi Panny.

W szkole.

W ósmym roku poszedł Gerard do szkoły. Tam od razu pozyskał sobie wszystkich serca. Nauczyciel zwykle nazywał go: „pociechą swojego serca”, a koledzy nazywali go: „dzieckiem umiłowanym przez Pana Jezusa”. Pewnego razu, gdy się Gerard bawił z nimi, Boskie Dzieciątko stanęło wśród nich i wręczyło mu zwykle dawany bochenek chleba.

Pierwsza Komunia Święta.

Ta Boska Łaska sprawiła, iż mały Gerard łaknął prawdziwego chleba niebieskiego. To też pewnego dnia, a liczył wówczas lat osiem, przystąpił do Komunii Świętej wraz z dorosłymi ludźmi. ale ksiądz go ominął. Gerard spostrzegł, iż mu kapłan nie chce udzielić Komunii Świętej i począł gorzko płakać. Pan Jezus sam zadowolnił pragnienie młodego serca. Tej samej nocy przysłał swego Archanioła, Św. Michała, który podał Gerardowi Komunię Świętą (pierwszą).

Po tym zdarzeniu Gerard tak wielkie miał nabożeństwo do Przenajświętszego Sakramentu, iż otrzymał pozwolenie przyjmowania Pana Jezusa trzy razy w tygodniu. Od nocy tej, w której cudownie otrzymał Komunię Świętą, aż do śmierci Gerard najwięcej Św. Michałowi z pomiędzy Świętych swoich Patronów cześć oddawał. Największe cuda, które zdziałał w swym życiu, były w czasie pielgrzymki, którą odbył jako braciszek do posągu Św. Archanioła w Monte Gargano. W Komunii Świętej Pan Jezus stawał się własnością jego duszy. Przygotowanie i dziękczynienie czynił Gerard z zadziwiającą gorliwością w postawie klęczącej bez poruszenia.

Najświętsza Marya Panna.

Po Panu Jezusie kochał bardzo Najświętszą Pannę. Zwykł był mawiać, iż „Marya zabrała mi serce”. W dwunastym roku ślubował dziewictwo Najświętszej Matce. Już wtenczas miał zwyczaj odmawiać trzy „Zdrowaś Marya” każdego poranka i wieczoru na uproszenie cnoty czystości. Różaniec codziennie odmawiał, a w każdą sobotę i w przeddzień świąt Matki Boskiej zawsze pościł.

W terminie.

W 1738 roku ojciec Św. Gerarda zakończył swój żywot. Młody chłopczyna, bo zaledwie liczący lat dwanaście, oddany został do rzemiosła. Przyjął go na naukę pewien krawiec, nazwiskiem Marcin Pannuto. Ten niedługo ocenił świętość małego Gerarda. Święty młodzieniec bardzo gorliwie pracował. Praca była dla niego modlitwą. Mając ręce przy pracy, sercem się modlił. Już wtenczas miewał on zachwycenia i czynił cuda. Życie prowadził pokutnicze, pościł, sypiał na gołej ziemi, noce przepędzał z Jezusem, „Więźniem Miłości w Tabernakulum”. Przede wszystkim odznaczał się wielką cierpliwością. Starsi robotnicy Pannuta nie mogli znosić widoku Świętego przez zazdrość. Skoro majster wyszedł z pracowni, obchodzili się po barbarzyńsku z Gerardem, bili go, kopali nogami, albo zrzucali go ze stołu. To złe obchodzenie się z Gerardem trwało bardzo długo, ale on milczał, nigdy się nie uskarżał. Gdy go bili, popychali mawiał w głębi serca: „Mój Boże, niech się dzieje Wola Twoja”.

Bierzmowanie.

Dnia 25 czerwca 1740 roku, w Dzień Zielonych Świątek, młody Gerard przyjął Sakrament Bierzmowania, w dniu tym wypowiedział to, co w późniejszym czasie skreślił piśmiennie. „We wszystkich rzeczach obieram sobie Ducha Świętego za jedynego pocieszyciela i opiekuna. Niechaj będzie moim Obrońcą i wykorzeni z serca mego wszelkie obłędy”.

Służący.

Syn Boży z Miłości ku nam przyjął na Siebie postać sługi, a więc i Gerarda pragnieniem największym było stać się podobnym Synowi Bożemu. Zdarzyło się w tym czasie, iż biskup Lacedoński, który mu udzielił Sakramentu Bierzmowania, potrzebował służącego. Choć to był człowiek świątobliwy, cnotliwy, ale był charakteru prędkiego. Z tego powodu nie mógł dostać służącego. Gerard pragnął nieustannie cierpieć dla Jezusa, poddał się więc biskupowi i przez trzy lata znosił bez najmniejszego szemrania cierpkie słowa, surowe napomnienia i złe obchodzenie. Gdy inni radzili mu, ażeby opuścił tę służbę, taką dawał odpowiedź: „Mój Pan jest moim najlepszym przyjacielem, ja go nigdy nie opuszczę”. Bóg wynagrodził wiernego sługę cudem. Pewnego dnia przez nieuwagę upuścił klucz od biskupiego pokoju w głęboką studnię. Wiedział on dobrze, w jak dokuczliwy sposób obejdzie się z nim biskup, o ile zguby nie odnajdzie.

Działo się to w czasie świąt Bożego Narodzenia. Gerardowi w tej chwili przeszło na myśl Dziecię Jezus, które mu podawało cudowny chleb, gdy był maleńkim. Udał się do kościoła, wziął statuę Dzieciątka Jezus z Ołtarza i podążył w towarzystwie mnóstwa ludu do studni; przywiązuje sznurek do statuy i zanurza głęboko w studnię, mówiąc jednocześnie: „Mały Jezusie, proszę Cię, oddaj mi klucz”. Po wyciągnięciu statuy wszyscy z wielkim zdumieniem ujrzeli klucz w Rączce Dzieciątka Jezus. Od tego dnia mieszkańcy Lacedonii studnię tę nazwali „studnią Gerarda”.

Krawiec.

Po śmierci biskupa, która nastąpiła w miesiącu czerwcu 1744 roku, Gerard powrócił do Muro i został czeladnikiem krawieckim u Wita Menno. W rok później założył na siebie pracownię w domu swej matki. Do uzdolnionego w swoim rzemiośle i sumiennego Gerarda goście przychodzili licznie. Zarobek miał bardzo dobry, a iż mało potrzebował na swoje własne utrzymanie, przeto mógł był złożyć sobie pewną kwotę pieniężną. Jednakże nie zbierał pieniędzy. Dawał matce na potrzeby codzienne, a resztę dzielił pomiędzy „ubogich Jezusa Chrystusa”. Tak nazywał biednych na ziemi i biedne dusze czyścowe. Kilka razy w tygodniu dawał ofiary na Msze za dusze, zostające w czyścowym więzieniu; o ile mniejsze miał w tygodniu dochody, bardzo bolał, iż nie mógł zamówić zwykłej liczby Mszy Świętych za te biedne dusze. Codziennie był obecnym lub też służył podczas kilku Mszy Świętych i nigdy nie pozwolił sobie przepędzić wieczoru, żeby nie odwiedzić „Więźnia Miłości w Tabernakulum”. W tym czasie zadawał sobie wiele pokut. Przyzwyczajony od dzieciństwa pościć o chlebie i wodzie teraz przepędzał dnie całe bez pożywienia. Nieraz sprowadzał sobie chłopców, których prosił, ażeby go przywiązywali do drzewa i biczowali powrozami. Kiedy indziej przywiązywali go do gałęzi i tak wisiał ze spuszczoną głową na dół, nad ogniem palących się szmat. Czasami, idąc ulicą, udawał głupca w tej myśli, by się z nim chłopcy niegrzecznie obchodzili, a ci spełniali wiernie jego życzenia. Bili go, ciągnęli to w tą, to w ową stronę, obrzucali błotem i kamieniami. Podczas tego wszystkiego Gerard w sercu swoim mawiał: „Muszę cierpieć cośkolwiek dla Jezusa, Który tak wiele cierpiał dla mnie; muszę się stać głupcem dla miłości Boga“.

Zawody.

Chociaż Gerard był wielkim świętym od dzieciństwa, pomimo to nie czuł się on zupełnie zadowolonym. Tęsknił za jedną rzeczą, tj. pragnął się oddać całkowicie na służbę Bogu w stanie zakonnym. To też, powróciwszy z Lacedonii, błagał o przyjęcie do klasztoru franciszkanów Muro, gdzie wuj jego był zakonnikiem; ale dla słabego zdrowia otrzymał odmowną odpowiedź. Postanowił więc zostać pustelnikiem i w tym celu skreślił sobie ostrą regułę, ale zabronił mu spowiednik tak surowy prowadzić żywot. Przez te zawody Opatrzność Boża kierowała go do prawdziwego powołania.

Powołanie prawdziwe.

W kwietniu 1749 roku w mieście Muro odbyła się misja, prowadzona przez szesnastu ojców ze Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela. Gerard, dowiedziawszy się, iż głównym celem Zgromadzenia jest wierne naśladowanie Pana Jezusa i praca nad zbawieniem dusz najwięcej opuszczonych, uczuł w sercu swoim głos, który mu mówił: „Bóg pragnie, żebyś był Redemptorystą!” Natychmiast przedstawił swój zamiar spowiednikowi, który mu dał pozwolenie. Upadł więc do nóg przełożonemu O. Cafaro i błagał go o przyjęcie na braciszka. Ale i tym razem dla delikatnego zdrowia O. Cafaro dał mu odpowiedź odmowną. Gerard pomimo to trwał w swoim postanowieniu. Dzień po dniu ponawiał on swoje prośby, ale bezskutecznie. Na koniec ojcowie opuścili Muro, udali się do parafii Rionero. Gerard natychmiast opuścił swój dom i poszedł z nimi. Oświadczył O. Cafaro, iż postanowił sobie co dzień błagać u drzwi klasztornych dopóty, dopóki nie zostanie przyjętym. W końcu wytrwałość jego odniosła tryumf. O. Cafaro postanowił przyjąć go na próbę. W tym celu posłał Gerarda z listem do O. Wawrzyńca d’Anionio w Deliceto, w którym nadmienił żartem: „Posyłam ci nieużytecznego braciszka”.

Nowicjat.

Z owym liścikiem przybył Gerard do Deliceto 17 maja 1749 roku. Miał wtedy zaledwie dwudziesty trzeci rok życia. Widocznym było, iż Zgromadzenie zyskało w nim skarb nieoceniony, bo nie był on niepożytecznym braciszkiem. Bóg tak wzmocnił słaby jego organizm, iż Zgromadzenie mawiało: „Gerard może pracować za trzech”. Za wielką gorliwość, jaką się odznaczył, zaraz Św. Alfons skrócił mu czas próby. Rozpoczął więc nowicjat z końcem 1749 roku, a święte śluby złożył 16 lipca 1752 r. Prócz czterech ślubów, składanych przez każdego Redemptorystę, tj. ubóstwa, czystości, posłuszeństwa i wytrwałości, Gerard za pozwoleniem swego spowiednika uczynił piąty: „ślub pełnienia zawsze tego, co jest najmilszym Bogu”. Heroiczny ten ślub dowodził świętości Gerarda i wzniósł go na wielki stopień doskonałości.

Braciszek po ślubach.

W ciągu sześciu lat życia zakonnego Gerard jako braciszek wykonywał wszystkie niskie posługi. Zamiatał, pracował w ogrodzie, zajmował się w jadalni, służył jako kucharz, krawiec i zakrystian. Nie mamy potrzeby mówić, iż dawał piękny przykład każdej cnoty. Przede wszystkim jaśniał głęboką pokorą. Przyznając się do wielkiej nicości mawiał. „chyba bym postradał zdrowe zmysły, żebym miał zaufać sobie“. Był nieskalanej czystości. „Ze wszystkich cnót, które są drogimi w Oczach Twoich, o mój Jezu, mawiał, jest jedna, którą miłuję i w której wielce sobie upodobałem, to jest święta czystość. Ufność moją położyłem w Tobie, o Nieskończona Świętości. Strzeż mnie od wszelkiej myśli, która by zdołała zetrzeć piękność mej duszy”. Gdy napotkał niewiastę, odmawiał „Zdrowaś Marya” na cześć czystości Najświętszej Panny.

Odznaczał się tak wielkim posłuszeństwem, iż Św. Alfons nazywał go: „cudem nieprzerwanego zachowania przepisów zakonnych”. Posłuchajmy Gerarda, wyrażającego się o posłuszeństwie:

„Mój Jezu, z miłości ku Tobie będę posłusznym przełożonym. Zawsze żyję w tym przekonaniu, iż znajdę Ciebie w mych przełożonych. O Panie Jezu Chryste, pragnę wypełnić wszystko co mi nakazuje Święty Kościół Katolicki. Będę miał w wielkim poważaniu kapłanów, uznając w nich Ciebie Samego, przejęty wielkością ich godności”.

Za cierpliwe znoszenie wszelkich doświadczeń, Św. Alfons nazwał go wielkim Świętym. Gerard wynurzył swoje uczucia w ten sposób: „O mój Boże, i jedyna moja Miłości, dziś i każdego dnia oddaję siebie pod Twoją Wolę. We wszystkich pokusach i doświadczeniach zawsze będę powtarzał: Niech się dzieje Wola Twoja“. Poddawał siebie najsurowszym pokutom. Pozostawał piśmienne sprawozdanie pokut, którymi trapił swe słabe ciało, a których powtórzenie przeraziłoby każdego człowieka. Wielkie miał nabożeństwo do Pana Jezusa i Najświętszej Panny, w którym trudno by mu było dorównać, tym więcej — przewyższyć. Na samo wspomnienie tych Świętych Imion wpadał w zachwycenie. Święte te Imiona Jezusa i Maryi wciąż miał w pamięci i często Je pobożnie wymawiał. Boleści Cierpienia Jezusa i Najświętszej Maryi Panny nieustannie zajmowały myśl jego i zapalały do coraz większej i gorętszej Ich miłości. Pan Jezus Utajony w Tabernakulum tak go przyciągał, jak magnes przyciąga stal. Przechodząc przed Ołtarzem, zadawał gwałt sobie, aby tam nie zostać. „Pozwól mi wyjść, o Jezu, mawiał: — posłuszeństwo powołuje mnie gdzie indziej“. Jednym z postanowień, które uczynił, było, żeby się wciąż przygotowywać do jak najgodniejszego przyjęcia Komunii Świętej. Opowiadał, co czynił w tym celu: „Moje dziękczynienie po Komunii Świętej trwa aż do południa, a przygotowanie od południa do wieczora“. W innym miejscu dodaje: „Nie będę nigdy prosił o pozwolenie przyjęcia Komunii Świętej przed nocą. Prosić będę na chwilę przed wejściem do kościoła. Pomimo to zawsze będę przygotowany. Gdybym otrzymał odpowiedź odmowną, przyjmę Komunię Duchową w chwili, gdy kapłan komunikuje sakramentalnie”. Każdą chwilę wolną spędzał przed Najświętszym Sakramentem. W czasie tych nawiedzeń zwykł był odmawiać wolno następujące akty:

„O Panie Jezu, wierzę mocno, iż jesteś Obecnym w Najświętszym Sakramencie. Z głębi serca cześć Ci oddaję i postanawiam tym nawiedzeniem uczcić Twój Nieskończony Majestat wszędzie, Gdziekolwiek jesteś Obecnym w Przenajświętszej Hostii. Krew Twą Przenajświętszą ofiaruję za nawrócenie biednych grzeszników. Pragnę przyjmować Cię sakramentalnie tyle razy, ile świątyń znajduje się na ziemi, w których Ty, o Jezu, przebywasz”.

Posiadał miłość Boga nieograniczoną. Oświadczał, iż najgłówniejszym postanowieniem jego jest „oddać się całkowicie Bogu”. Zapalony wielką miłością uczuł, iż ma serce za małe i tak przedstawia to swemu Panu:

„O mój Boże, moim pragnieniem jest ofiarować Ci tyle aktów miłości, ile ich uczyniła Matka Twoja Najświętsza, Wszyscy Święci w Niebie i wszyscy wierni na ziemi. Miłowałbym Cię Miłością Jezusa Chrystusa i tą samą Miłością, Którąś umiłował Swoich Wybranych. Odmawiałbym te akty za każdym uderzeniem serca. Ofiaruję te moje pragnienia mojej Matce ukochanej Maryi”.

Z tej miłości Boga wypływała cudowna miłość ku bliźnim. Miłował ich ciało, a tym więcej miłował ich dusze. Miłość jego była praktyczną, okazywał ją w czynach. O jakżeż miłował dusze. Posłuchajmy słów jego własnych:

„O mój Boże, wzdychał, gdybym był w stanie nawrócić tylu grzeszników, ile jest ziarnek piasku w morzu i na lądzie, ile liści na drzewach, roślin na polu, gwiazd na niebie, promieni słonecznych, lub atomów w powietrzu!”

Chociaż był tylko braciszkiem, otrzymał nazwę „łowcy dusz”. Trudno zliczyć grzeszników, którzy zawdzięczają swe zbawienie Gerardowi. Dowiemy się o wszystkich na Sądzie Ostatecznym.

Podróże i Apostolstwo.

Z Woli Bożej pokorny braciszek wyniesionym został do godności apostolatu. Życie swe apostolskie rozpoczął niedługo po profesji. Główne miejsca prac jego dla dusz widzimy w Iliceto, Muro, Corato, Castelgrande, Melfi, Lacedonii, Neapolu, Caposele.

Dla rozmaitych powodów często podróżował. To zbierał jałmużnę dla klasztorów, to towarzyszył ojcom na misje, ażeby posłużyć im w razie potrzeby, to znowu dla nadprzyrodzonych darów, jakimi go Bóg obdarował, poszukiwali go księża, zakonnicy, a choćby biskupi.

W tych podróżach działał zadziwiające cuda. Na jego słowo znikała ludzka niedola. Zwierzęta polne, ptaki powietrzne, same duchy piekielne i cała natura była mu posłuszną na jedno jego skinienie. Oświecał wątpiących, umacniał słabych, jednał powaśnionych, odwagi dodawał dążącym do doskonałości, innym wskazywał drogę, na którą ich Pan Bóg powoływał. Prócz tego dokładał wszelkich starań, ażeby przyjść w pomoc biednym grzesznikom. Bóg wynagrodził wzniosłą jego pracę Łaską nadzwyczajną poznawania sumienia ludzkiego, tak, iż poznawał grzechy, zatajone na Świętej Spowiedzi. W żywocie jego, skreślonym przez ojca Dilgskron, mieści się przeszło dwadzieścia przykładów tego nadzwyczajnego daru: Przytoczymy tu kilka:

1) „Pewnego dnia udał się do sklepu. Kupiec rozpoczął rozmowę o rzeczach duchowych. Gerard wejrzał w głąb serca jego, poprosił go na bok i w sposób łagodny i słodki przywiódł mu na pamięć grzech śmiertelny. „Nigdy nie wyznałeś tego grzechu”. Człowiek ten przyznał się natychmiast, iż o grzechu tym nikt nie wiedział, prócz Boga i jego samego. Bez zwłoki uczynił Spowiedź generalną.

2) Innym razem napotkał pewnego pana, uchodzącego za człowieka cnotliwego. „Mój przyjacielu, odezwał się Gerard, ty żyjesz w grzechu, czy chcesz umrzeć w grzechu? Wyspowiadaj się czym prędzej z grzechu, który przez tak długi czas dobrowolnie ukrywałeś i taiłeś i pojednaj się z Bogiem”. Człowiek ten, podobnie jak pierwszy, odbył Spowiedź generalną.

3) Raz znowu w ten sposób przemówił da pewnej niewiasty: „Moje dziecko, jakżeż możesz mieć spokój, będąc nieprzyjaciółką Boga? Dlaczego nie wyspowiadasz się z grzechu, który przez tyle lat dobrowolnie taiłaś?” Jakby piorun w nią uderzył tak ją przeraziły te słowa prawdy. Gerard zachęcił ją do ufności w Miłosierdzie Boże i odprawiła z pokorą najgłębszą Spowiedź generalną.

4) W mieście Melfi mieszkała pani nazwiskiem Teresa Morante, na pozór wiodła życie bardzo świątobliwe. Zwykle mawiała, ze rozmawia tylko o rzeczach świętych. Pewnego dnia odwiedziła Gerarda. Jak zwykle wszczęła rozmowę bardzo duchowną. Gerard przez chwilę słuchał w milczeniu, a potem przemówił do niej w te słowa: „Moje dziecko, dlaczego jesteś taką obłudną. Wiadomo ci przecież, iż przez lat kilkanaście odprawiałaś Spowiedź świętokradzką. o ile chcesz ujść potępienia, uczyń natychmiast Spowiedź generalną“. W późniejszym czasie publicznie wyznała, iż zawdzięcza Gerardowi swoje zbawienie.

5) W roku 1754 pewna młoda panienka przyszła do drzwi klasztornych w Caposele. Wszyscy uważali ją jako wzór dla młodych panienek, Gerard jednakże ujrzał jej duszę obciążoną świętokradztwami. Pełen współczucia przemówił do niej w sposób łaskawy i zachęcił do czynienia szczerej, dobrej Spowiedzi. Te słowa poruszyły jej biedne serce; odbyła Spowiedź generalną i na przyszłość prowadziła życie bardzo świątobliwe. Wyrażała się potem o Gerardzie w ten sposób: „To Anioł Boży, zesłany dla wybawienia mej duszy z piekła“.

6) Piotr de Rubertis, urzędnik w Muro, opowiedział swej małżonce następującą historię, którą po jego śmierci podała ona do publicznej wiadomości. Pewnego dnia spotkał mnie Gerard i przemówił w ten sposób: „Panie, twoje sumienie jest w stanie opłakanym. Musisz powtórzyć wszystkie twe Spowiedzie, wyznając wszystkie grzechy śmiertelne od onej nocy, której zabiłeś człowieka, obrywającego twoje wiśnie, a którego pochowałeś w swoim sadzie. Nigdy nie spowiadałeś się z owego grzechu”. Przeląkł się, gdy mu Gerard sumienie przedstawił w tak jasny sposób. Rubertis natychmiast uczynił Spowiedź generalną ze wszystkich grzechów.

Prócz tego nasz Święty wyjawiał wielu osobom ukryte grzechy, które dla fałszywego wstydu, lub z obawy surowego napomnienia zataili. Gerard wiedział o tym, iż oni dobrowolnie po świętokradzku, albo zupełnie grzechy taili, albo też odprawili Spowiedź niedostateczną.

Pan Bóg często oświecał go i pokazywał mu opłakania godny stan ich dusz, targanych zgryzotą i pozbawionych spokoju. Spieszył on im na pomoc, przywodząc na pamięć grzechy umyślnie zatajone. Nie ma potrzeby przedstawiać czytelnikowi szczegóły wypadków, w których Gerard dawał poznać tajniki ich serc. Po największej części dla fałszywego wstydu nie wyznawali grzechów, często popełnianych przeciw świętej cnocie czystości. Wyznali swe grzechy, ale tak, iż konieczne okoliczności rozważnie ukrywali. W takich wypadkach Gerard często otrzymywał światło od Boga, które mu okazywało stan biednych grzeszników. Wtedy przywodził ich do szczerego wyznania grzechów; wykazywał im grzechy, jakie umyślnie taili przed kapłanem, a których zataić nie mogli przed Bogiem, którego obrazić więcej bać się powinni, aniżeli człowieka. Jednocześnie przedstawiał im Nieskończone Miłosierdzie Boże. Jak skutecznie Gerard dopomagał biednym grzesznikom do szczerego wyznania grzechów, w czasach dzisiejszych, wie cały świat, tak samo jak za dni swego ziemskiego żywota. Zawsze jest gotów wesprzeć grzesznika świętokradcę, który go o pomoc prosi. O to przyczyna, dla której misjonarze wzywają go w konfesjonałach i zalecają grzesznikom modlitwę do Świętego Gerarda, prosząc go o Łaskę poznania i szczerego wyznania ich win. Jest on wielkim Patronem dobrej Spowiedzi.

Od 1749 do 1755 roku Gerard jako członek Zgromadzenia przebywał w Iliceto od maja 1749 do lutego 1754 r. W lutym zawezwany został przez Św. Alfonsa do Nocera w bardzo ważnej sprawie.

Pewna młoda kobieta, nazwiskiem Neria Coggiano, dla której Gerard wyprosił przyjęcie do zakonu w Foggia, niedługo opuściła zakon i powróciła na świat. Chcąc się usprawiedliwić, oczerniła swego dobroczyńcę i oskarżyła go o okropny występek, a uczyniła to tak zręcznie i dowcipnie, iż choćby Św. Alfons zwątpił o cnocie braciszka. Zawezwany Gerard ani słówka nie rzekł na swoją obronę i został upokorzony i surowo ukarany za popełnione przestępstwo. Nie wolno mu było prowadzić rozmów ze świeckimi, pozbawiono go Komunii Świętej i wysłano do nowicjatu w Ciorani. Tam pozostawał pod tym haniebnym zarzutem. W końcu Pan Jezus zesłał na oszczerczynię chorobę, która ją trapiła, dopokąd nie uprosiła swego spowiednika, ażeby skreślił do Św. Alfonsa następujące słowa. „Wszystko, cokolwiek mówiłam przeciw bratu Gerardowi, było nieprawdą i pochodziło z namowy złego ducha“. Można sobie wyobrazić euforia Św. Alfonsa. Natychmiast kazał przywołać Gerarda: „Mój synu, dlaczego żeś nie wymówił ani słowa w obronie swej niewinności?” „Mój Ojcze, odpowiedział Gerard, czyż to rzecz możliwa? Czyliż Reguła nie zabrania nam tłumaczyć się, kiedy nas oskarżą?” „A więc, niech cię Pan Jezus błogosławi, mój synu”, taką mu dał odpowiedź Święty Alfons. Ta zadziwiająca cierpliwość, okazana w tak ciężkiej próbie, zmusiła niejako Św. Alfonsa do wypowiedzenia tych pamiętnych słów „Gerard jest wielkim Świętym”. Nigdy już nie powrócił Gerard do Iliceto. Z końcem czerwca 1754 roku wysłano go do Caposele. Znajdujemy go z ojcem Margotta w Neapolu, pomiędzy lipcem a listopadem. Przepędził święta Bożego Narodzenia w Caposele i powrócił powtórnie w miesiącu lutym 1755 roku do Neapolu.

Ostatnia podróż.

W miesiąc lub dwa później, powierzono mu nadzór nad budynkami w Caposele. Przy tym zajęciu Boski Mistrz dawał mu sposób wypłacania robotnikom należności. Pewnego piątku zupełnie nie było pieniędzy. Ojciec rektor powiedział o tym Gerardowi. „Pozwól nam, odpowiedział Święty, zanieść prośbę do Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie”. Prośbę natychmiast skreślono i polecili Gerardowi, ażeby ją przedstawił Panu Jezusowi. Zbliżył się do Tabernakulum, a kładąc prośbę na Ołtarzu, równocześnie zapukał do drzwiczek Tabernakulum, mówiąc: „Panie, Ty widzisz naszą prośbę, oczekujemy odpowiedzi”. Ażeby zapewnić sobie przychylną odpowiedź; przepędził noc całą na modlitwie. Z brzaskiem dnia powtórnie zapukał do Tabernakulum. Przysłuchiwał się przez chwilę, aż oto usłyszał dzwonek odźwiernego. Bez zwłoki podążył do furty klasztornej i znalazł tam dwa małe woreczki, napełnione pieniędzmi. Mieściło się w nich więcej, aniżeli wymagała potrzeba na ukończenie budynku. Kiedy indziej znowu potrzeba było koniecznie wysłać kogoś po jałmużnę. Ojciec rektor pragnął wysłać Gerarda, ale mając wzgląd na jego wątłe zdrowie, nie chciał mu o tym choćby wspominać. Bóg oznajmił Gerardowi pragnienie przełożonego i nasz święty braciszek ofiarował się sam na tę pracę. Podróż swoją rozpoczął w lipcu. Żadne pióro nie zdoła skreślić cudów, zdziałanych w ciągu podróży. Wszystkie żywioły były mu posłuszne. Leczył chorych, wypędzał szatanów, przepowiadał grzesznikom śmierć bliską, wykazywał grzechy, zatajone w trybunale Pokuty. Wreszcie zaniemógł skutkiem rozwinięcia suchot.

Śmierć.

Choroba zwiększała się z dniem każdym. W końcu sierpnia zmuszonym był pozostać w łóżku, a 5 września przyjął Wiatyk, 6-go zaś tegoż miesiąca miał przyjąć Sakrament Ostatniego Namaszczenia. Wtem rano nadszedł list od jego spowiednika ojca Fiocelli, w którym rozkazał mu aby natychmiast powstał z łóżka. Gerard bez wahania powstał niezwłocznie ku wielkiemu zdziwieniu i euforii obecnych. Po troszce wracały mu siły; wszakże z początkiem października powróciła gorączka wraz z krwotokami. Bardzo często powtarzał, iż gdyby nie święte posłuszeństwo, byłby opuścił ten świat 9-go września, a to krótkotrwałe uzdrowienie było jedynie Zrządzeniem Opatrzności dla pokazania nam, jak wielką jest moc posłuszeństwa. Teraz przepowiedział dzień, choćby godzinę swej śmierci. Z dniem każdym stawał się słabszym, a boleści wzmagały się. Jedynym jego pragnieniem w czasie tej ziemskiej pielgrzymki było: „Stać się podobnym Jezusowi Ukrzyżowanemu”, a teraz nieustannie rozmyślał o Cierpieniach Jezusa. Modlił się choćby o to, aby łoże jego boleści stało się dla niego drzewem krzyża, tak, żeby mógł znosić wszystkie Cierpienia Pana Jezusa, w czasie śmiertelnego konania. Modlitwa ta została wysłuchaną. Zwykł był mawiać o samym sobie: „Jam jest ukryty w Ranach Jezusa, a Rany Jezusowe we mnie“. Na kilka dni przed zgonem braciszkowi, który go pytał, czy go jeszcze co niepokoi, odpowiedział: „Wykonywałem wszystko dla Miłości Jezusa, wzrok swój miałem zawsze zwrócony na Niego. Usiłowałem zawsze chodzić w Jego Obecności, a ponieważ nie pragnąłem niczego prócz spełnienia Jego Woli Przenajświętszej, przeto „umieram w pokoju”.

Dnia 15 października w dzień Św. Teresy przyjął Komunię Świętą ostatni raz; dzień ten przepędził w skupieniu i na modlitwie. W ciągu tego dnia szatan wbiegł do pokoju i po raz ostatni targnął się na cichą ofiarę, chcąc pozyskać tę świętą duszyczkę. ale Gerard potężnymi Imionami Jezusa i Maryi zniewolił go do odejścia ze wstydem. Matka Najświętsza odwiedziła Swego wiernego sługę, gdyż to było jego największym pragnieniem. Zachwycony Jej pięknością, rozpoczął rozmowę z Maryą i ukochanym Jej Synem, która trwała dopóty, aż niewinna dusza jego opuściła ciało. Umarł według przepowiedni; przełożony był przy nim, udzielił mu rozgrzeszenia i pobłogosławił go po raz ostatni. Działo się to po północy, a więc 16-go października 1755 roku. Rozkoszna woń, która napełniła celkę Świętego, rozeszła się po całym klasztorze, dając braciom to słodkie zapewnienie, iż ich kochany, drogi Gerard poszedł do Wiecznej Chwały Jezusowej.

Uroczysta beatyfikacja odbyła się 29 stycznia 1863 r., a kanonizacja w styczniu 1905 roku za Piusa X-go. Cuda koniecznie wymagane przed kanonizacją były przedstawione Świętej Kongregacji Obrządków. Znaczna liczba wiernych składała ofiary na opłacenie kosztów tej najuroczystszej ceremonii.

Uroczystość Św. Gerarda obchodzi się dnia 16 października. Uwielbiajmy Pana Boga za Łaski, które udziela Swemu słudze, a przez niego znacznej liczbie dusz. Naśladujmy Jego cnoty, a mianowicie zjednoczenie Jego woli z Wolą Bożą, Jego cierpliwość i miłość bliźniego. A w końcu korzystajmy z Jego skutecznego wstawiennictwa dla nas i dla innych, dla dusz i ciał naszych, abyśmy podobnie jak on stali się żyjącymi wizerunkami Jezusa Chrystusa tu na ziemi i otrzymali Chwałę w Niebie na wieki wieków. Amen.

© salveregina.pl 2024

Idź do oryginalnego materiału