Z różańcem w ręku

1 miesiąc temu
Czytając je, widzę jak na dłoni postać o. Stanisława w białym dominikańskim habicie, z różańcem w ręku, który przepełniony Bożym duchem rozkłada na czynniki pierwsze szeptaną tak wiele razy w Różańcu modlitwę „Zdrowaś, Maryjo”. Wręcz rozpływa się nad każdym słowem Pozdrowienia anielskiego, bo to, jak mówił, „nie jest ludzka poezja ludowa, to jest Słowo Boże. Czysta Ewangelia”. Czytając zapiski z „warsztatów różańcowych”, które podczas tych rekolekcji prowadził, wyobrażam sobie zelatorów, którym zdaje się, iż już wszystko o Różańcu wiedzą, jak z zaciekawieniem chłoną słowa rekolekcjonisty, który na podstawie listu o Różańcu św. Jana Pawła II ukazuje, w jaki sposób nie tylko odmawiać Różaniec, ale także kontemplować jego tajemnice i dzień w dzień odkrywać je na nowo w zjednoczeniu z Jezusem, jak czyniła to Maryja, „rozważając je w swoim sercu”. Nie brak tu radosnych dygresji, jak również mocnych słów krytyki nie zawsze zdrowych praktyk pobożnych dodawanych przez niektórych do modlitwy różańcowej. Trzeba więc zapiski tych rekolekcji, wygłoszonych trzy lata przed śmiercią uznać i przyjąć jako duchowy testament, który o. Stanisław zostawił nie tylko dla Żywego Różańca, ale też dla wszystkich, którym ta modlitwa jest bliska.
Idź do oryginalnego materiału