Ewangelia przez cały czas jest głosem skierowanym do osób na marginesie, do odrzuconych. Rozmowy z nimi uczą mnie zupełnie nowego spojrzenia na rzeczywistość.
Fragment wstępu do książki Tomasza P. Terlikowskiego „Reformacja 2.0. Czy Kościół w Polsce przetrwa?” opublikowanej przez Wydawnictwo Literackie.
Uczę się bycia na peryferiach. Skończyły się lata funkcjonowania – w centrum Kościoła, odwiedzania parafii, uczestnictwa w kościelnych wydarzeniach.
Ostatnio rok temu ktoś próbował mnie zaprosić do kościelnego panelu, żebym z żoną opowiedział o religijnym wychowaniu dzieci. Ostrzegałem, aby zapytał o zdanie biskupa, ale zapewniał, iż wszystko jest uzgodnione. Kilka tygodni później odwołał spotkanie, bo okazało się, iż moje wypowiedzi są nieakceptowalne dla duchowieństwa.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Innym razem zaprosił mnie na spotkanie pewien duszpasterz akademicki, spotkanie zostało zapowiedziane w mediach i wtedy zadzwoniła do niego kuria. „Mamy zastrzeżenia do jego katolickości” – poinformował kurialista. Ksiądz zrezygnował, nie chciał kopać się z koniem.
Terlikowscy spod lady
Wiele księgarni katolickich wprost odmawia przyjmowania moich – a niekiedy także mojej żony (wiadomo, nazwisko…) książek, a w innych sprzedaje się je spod lady. Nie, to nie jest żart. Trzeba o nie zapytać, a wtedy księgarz wyciąga egzemplarz spod pulpitu i z uśmiechem mówi, iż dostał takie właśnie polecenie. Wielu duchownych i zaangażowanych świeckich zerwało ze mną kontakty, tak jakbym był trędowaty. […]
Aktywność publicystyczną, normalne i standardowe oceny działalności polskich biskupów, pisanie o Kościele nie z pozycji kolan, ale na stojąco, traktuje się jako atak na tradycyjną strukturę i doktrynę Kościoła. Trudno w takiej sytuacji być w jego centrum.
To, oczywiście, nie jest cały obraz. Jestem w Kościele, doktrynalnie w samym jego centrum, bo nikt nie może odłączyć mnie od sakramentów. „Więź” (swoją drogą ciekawe, iż pewnie ani ja, ani jej redaktorzy jeszcze dziesięć lat temu nie pomyślelibyśmy, iż będziemy współpracować, i to tak blisko) jest miejscem, które przygarnęło moje podkasty. Wokół mnie jest też bardzo wielu ludzi wierzących.

Sam fakt, iż część ludzi, których spotykam, chce ze mną rozmawiać, mimo iż słusznie może czuć się skrzywdzona przez moje wcześniejsze pisanie (za co jeszcze raz przepraszam), uczy pokory i uświadamia istnienie ogromnego dobra
Tomasz P. Terlikowski
Księża (a choćby biskupi, choć ta grupa – która i tak nigdy nie była wielka – teraz zmniejsza się w tempie błyskawicznym) odwiedzają nas i spotykają się ze mną. Toczymy długie i inspirujące debaty filozoficzne i teologiczne, a niekiedy po prostu rozmawiamy o przyszłości Kościoła. Mam wiernych przyjaciół wśród zakonników i sporo przyjaciółek wśród sióstr zakonnych, a moja żona uczestniczy czynnie w procesie walki z przemocą w Kościele (i nie tylko), co sprawia, iż poznajemy nowych zaangażowanych, wierzących i chętnych do rozmowy o trudnościach ludzi. To daje niezwykłą perspektywę i naprawdę przywraca nadzieję.
Masa listów czy informacji, jakie otrzymuję od duchownych, którzy dziękują za to, iż ktoś jest ich głosem, gdy oni sami – z obawy przed konsekwencjami – muszą milczeć, a także od świeckich, wdzięcznych za artykułowanie ich obaw, lęków, a niekiedy frustracji, upewnia, iż nie jestem sam w moim myśleniu o Kościele, iż peryferie – choć oznaczają oddalenie od centrów władzy (także tej kościelnej), wcale nie muszą oznaczać peryferii realnych.
Włączenie peryferii
Kościół – jeżeli uważnie wczytać się w to, czego naucza papież Franciszek – wzywa do rozwijania kultury spotkań, a ta zakłada, iż pojęcia centrum i peryferii w istocie tracą swoje znaczenie.
„Wielokrotnie wzywałem do rozwijania kultury spotkania, która wykraczałaby poza dialektyki stawiające jednego przeciw drugiemu. Jest to taki styl życia, który dąży do tworzenia owego wielościanu, a ten ma wiele aspektów, wiele stron, ale wszystkie tworzą jedność bogatą w różne odcienie, ponieważ «całość przewyższa część». Wielościan przedstawia społeczeństwo, w którym różnice współistnieją ze sobą, uzupełniając się, ubogacając i oświetlając nawzajem, choćby jeżeli wiąże się to z dyskusjami i nieufnością. Od wszystkich bowiem można się czegoś nauczyć, nikt nie jest bezużyteczny, nikt nie jest zbędny. Oznacza to włączenie peryferii. Ludzie tam żyjący mają inny punkt widzenia, widzą te aspekty rzeczywistości, które nie są dostrzegane z centrów władzy, gdzie podejmowane są najbardziej najważniejsze decyzje” – wskazuje papież Franciszek w encyklice „Fratelli tutti” (215).
Proces „wypychania” z Kościoła, odnajdywania się na jego instytucjonalnych peryferiach, także wiele mnie uczy. Z peryferii, z pogranicza, z dala od systemowego jądra widać inny świat, inną rzeczywistość. Wiele spotkań ze skrzywdzonymi, ale także z ludźmi, którzy są na marginesie z powodu swojej orientacji seksualnej albo doświadczenia tranzycji, oraz z ich rodzinami radykalnie wpływa na punkt widzenia.

- Ks. Grzegorz Strzelczyk
Po co Kościół
Książka z autografem
Kościół z ich perspektywy, z perspektywy tych, którzy czują się odrzuceni, skrzywdzeni, potępieni, a nie przyjęci i zaakceptowani, jest inny. Ewangelia zaś, czytana wraz z nimi, staje się nie tylko Dobrą Nowiną o zbawieniu, ale również historią człowieka odrzuconego przez mainstream, uznanego za zdrajcę i szaleńca, uzurpatora, którego – aby zabezpieczyć status quo religijne – można i trzeba skazać na śmierć. „Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, iż lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród” (J 11, 50) – mówił o Nim współczesny przywódca religijny.
Tak czytana Ewangelia skierowana jest do tych na marginesie, do tych w tamtych czasach odrzuconych. I przez cały czas jest głosem skierowanym do nich. Ta wspólna lektura, rozmowy – czasem o niesamowitych sytuacjach – uczą mnie zupełnie nowego spojrzenia na rzeczywistość. I już tylko fakt, iż część ludzi, których spotykam, chce ze mną rozmawiać, mimo iż słusznie może czuć się skrzywdzona przez moje wcześniejsze pisanie (za co jeszcze raz przepraszam), uczy pokory i uświadamia istnienie ogromnego dobra.
Inne spotkania, z byłymi siostrami i księżmi, a także duchownymi, którzy borykają się z trudem i kryzysem, czasem choćby z instytucjonalną przemocą, uczą zupełnie innego spojrzenia na Kościół i rzeczywistość. Jezus przychodzi do mnie bardzo często dzięki nim.
Sprzeciwić się sakralizowaniu zła
„Bóg jest zawsze nowością, która nieustannie pobudza nas do wyruszania na nowo oraz do zmiany miejsca, aby wyjść poza to, co znane, na peryferie i do granic. Prowadzi nas tam, gdzie jest najbardziej poraniona ludzkość i gdzie ludzie, pomimo pozornych powierzchowności i konformizmu, stale poszukują odpowiedzi na pytanie o sens życia. Bóg się nie boi! On się nie lęka! Zawsze wychodzi poza nasze schematy i nie boi się obrzeży. Sam stał się peryferiami (por. Flp 2,6–8; J 1,14). Dlatego, jeżeli odważymy się wyruszyć na obrzeża, to tam Go znajdziemy: On już tam będzie. Jezus uprzedza nas w sercu naszego brata, w jego zranionym ciele, w jego uciśnionym życiu, w jego mrocznej duszy. On już tam jest” – mówi papież Franciszek w adhortacji „Gaudete et exsultate” (135).
I ja też głos prorocki słyszę właśnie od ludzi z peryferii oraz od tych, którzy sami się tam postawili, choć mogliby stać w samym centrum. To oni, ci spotkani na różnych drogach, są źródłem nadziei na to, iż Kościół (prze)trwa, przetrzyma, pokaże inne oblicze. „Bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” (1 P 3, 15) – pisał św. Piotr. I tej nadziei staram się być świadkiem.
Jeśli o tym wszystkim piszę, to nie po to, by się żalić lub chwalić, ale raczej po to, by określić „miejsce”, z którego myślę i obserwuję, sytuację kościelną i egzystencjalną, w której się znajduję. To nie jest to samo miejsce, w którym byłem pięć czy dziesięć lat temu, ale też nie jest to miejsce, w jakim byłem dwa lata temu.
Jestem katolikiem i wierzę głęboko, iż nim pozostanę. Nie wybieram się nigdzie, nie chcę zmieniać wyznania. A jednocześnie jestem zgorszony tym, co się dzieje. Nie, nie grzechem człowieka, nie upadkami duchownych (sam za często upadam, żeby tego nie rozumieć), ale strukturalnymi zaniedbaniami, sakralizowaniem zła, uświęcaniem tego, co wcale święte nie jest, i budowaniem mitologii, która pomaga w kryciu i ułatwia krycie tego, co ukrywane być nie może.

- Marek Kita
Zostać w Kościele / Zostać Kościołem
Książka z autografem
„To gorzej niż skandal, iż pod znakiem ukrzyżowanego Brata Najmniejszych można tak strasznie krzywdzić małych i słabych, a potem niespecjalnie przejmować się ich cierpieniem. To potworne, iż każąc widzieć w sobie reprezentanta Boga, można jednocześnie za nic mieć godność osób, które według Pisma «dziećmi Bożymi zostały nazwane – i nimi są» (por. 1 J 3, 1). A skoro nadużycia «władzy duchowej» ujawniają defekt całego kościelnego systemu, w naturalny sposób rodzi się pytanie: czy Kościół jako instytucja nie jest jedną wielką pomyłką? I chyba trzeba wreszcie, zdobywszy się na odwagę, przyznać, iż Kościół jako system władzy i kontroli to nie tylko błąd, ale wręcz zdrada Ewangelii” – pisze Marek Kita w książce „Zostać w Kościele / Zostać Kościołem”.
Ta diagnoza jest mi bliska, tak jak bliskie jest mi wezwanie Kity, by skończyć z demagogią zalecania tym na dole pokory, tak „żeby ci na górze mogli spokojnie trwać w arogancji”. „Cierpliwe znoszenie szykan może być ascezą, ale tolerancja dla złych tradycji, zwyczajów i reguł to po prostu grzech” […].
Jest wielu poszukujących
Kościół, stale słabnący, społecznie coraz mniej istotny, będzie trwał i oddziaływał również na życie publiczne. Ludzie wierzący będą w nim uczestniczyć i aktywnie na niego wpływać. Nie jest przy tym tak, iż od dzisiaj trwa ruch tylko w jedną stronę – od Kościoła ku niewierze. Wciąż pojawiają się konwertyci na chrześcijaństwo, wciąż ludzie wracają do wiary. I to choćby w krajach, które uchodzą za całkiem zlaicyzowane.
„Mamy do czynienia z dyskretnym wzrostem, głównie dzięki imigracji, ale także dzięki nawróceniom. Konwertyci niekoniecznie pochodzą z innych wyznań; wielu z nich wywodzi się ze środowisk, w których w ogóle nie wierzyli” – mówił ostatnio biskup Erik Varden, sam pochodzący z niewierzącej luterańskiej rodziny w Norwegii, który pod wpływem literatury i muzyki najpierw został katolikiem, później mnichem trapistą, a wreszcie przewodniczącym episkopatu Norwegii. „Nasze postsekularne społeczeństwo ponownie otwiera się na pytania metafizyczne, na wartości duchowe. Jest wielu poszukujących” – dodawał.
A jeżeli szukać potwierdzenia prawdziwości tych słów, to najlepszym tego przykładem pozostaje Jon Fosse, norweski noblista w dziedzinie literatury, który nie ukrywa, iż został katolikiem, i którego książki pełne są odwołań do katolickiej mistyki i modlitwy.
W Polsce też widać ten proces. I on nie zniknie. I dlatego warto i trzeba myśleć o tym, jaki będzie Kościół w Polsce. Dlatego można i trzeba stawiać pytania o to, jaka będzie jego przyszłość i w jakim kierunku on zmierza. Ta książka właśnie temu służy.
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji Więź.pl.