Boję się wojny. Ale i tego, iż z lęku przed katem stanę się jak on

2 godzin temu
Zdjęcie: Wyryki


Jeśli zacznę kierować się darwinistyczną logiką, w której znaczenie mają tylko silni, a zupełnie nie liczą się najsłabsi – ciemność mnie pochłonie.

Boi się pan wojny? – zapytał mnie kilka dni temu sąsiad w windzie. Akurat ogłoszono zestrzelenie nad Polską kilkunastu rosyjskich dronów. Boję się, odpowiedziałem. Nie było już czasu i tego sąsiadowi nie powiedziałem, ale boję się adekwatnie każdego dnia od 24 lutego 2022 roku. A boję się, bo pochodzę z Bartoszyc, miasteczka oddalonego od granicy z Rosją zaledwie o siedemnaście kilometrów.

Nie mieszkam w rodzinnych stronach od lat, wciąż mam tam jednak rodziców i dziadka. Dzięki temu wiem, iż bartoszycki strach jest inny niż ten warszawski czy krakowski: w moim miasteczku co jakiś czas wybucha panika – owego 24 lutego na stacjach benzynowych brakowało paliwa, a w bankomatach gotówki. Ponadto w ostatnim roku co najmniej kilka razy mieszkańcy nie mieli dostępu do internetu albo słyszeli odgłosy wojskowych samolotów. Rozmawiam o tym wszystkim jedynie z bliskimi. Przyznają, iż biorą pod uwagę jedno: być może nie umrą śmiercią naturalną. Boją się.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

A ja boję się o nich, tak zwyczajnie, po ludzku i stale. Na zewnątrz funkcjonuję normalnie, ale w środku czuję strach. jeżeli wybuchnie wojna, moi rodzice jako jedni z pierwszych zobaczą czołgi na ulicach albo usłyszą rosyjskie rakiety. Jako publicysta zastanawiam się, jak skuteczna będzie wtedy reakcja Wojska Polskiego i sojusznicza NATO. Ale jako syn mam w głowie jedną myśl: czy moi najbliżsi będą bezpieczni? choćby jeżeli armia sojuszu rozprawi się z moskiewskim agresorem w dwa dni, dla mieszkańców przygranicznych miejscowości może to być o dwa dni za dużo…

Skłamałbym zatem, gdybym powiedział, iż się nie boję. Mam świadomość, jak działa rosyjska armia w Ukrainie, co putinowscy mordercy wyprawiają na terenach okupywanych, do czego posunęli się w Buczy. Nie ma powodu przypuszczać, iż Putin, atakując kolejne kraje, zacznie prowadzić wojnę w bardziej cywilizowany sposób. Wiem też, jak bardzo Bartoszyce – i wszystkie polskie miasta – nie są przygotowane na atak.

Boję się i zastanawiam od dawna, co mogę z tym strachem zrobić. Jak sprawić, by nie zatruł mojej duszy. Nie znam jednoznacznych odpowiedzi, które by mnie w pełni satysfakcjonowały. Czasem mi wstyd przed samym sobą, iż nie czytam zbyt wielu poradników „jak reagować w przypadku wojny”. Specjalistyczne analizy – te przeglądam, ale nie chcę się nakręcać, ostatecznie przecież wciąż zbyt wiele niewiadomych.

Mówienie „wojna wybuchnie na sto procent!” jest prawie tak samo niemądre jak lekceważące „dajcie spokój, Putin zatrzyma się na Ukrainie!”. Nie rządzi nami czysty determinizm, zło nie musi się stać, póki się nie stanie. Trzeba chyba jednocześnie mieć nadzieję na najlepsze i spodziewać się najgorszego. Tak sądzę. A przygotowywać się na rozwój zdarzeń warto tak zewnętrznie, jak i wewnętrznie. Może choćby to drugie okazuje się zadaniem trudniejszym.

Nieoczekiwanie światełkiem w tunelu stała się dla mnie ostatnio pewna piosenka. 55 lat temu George Harrison umieścił ją na płycie „All Things Must Pass”. W „Beware of Darkness” eks-Beatles przestrzega, aby być czujnym i uważać. Jego zdaniem lepiej wystrzegać się uporczywych myśli, beznadziei „w głębi nocy”, rozpaczy, chciwych przywódców, krętaczy. „Strzeż się ciemności” – śpiewa Harrison, a ja zaczynam rozumieć to wezwanie coraz szerzej.

Nie oznacza ono dla mnie chęci uniknięcia ciemności za wszelką cenę, bo to po prostu niemożliwe. Ciemność – ta dosłowna – powraca do nas co kilkanaście godzin. Ale i ta metaforyczna – jak cierpienie, strata, śmierć – pozostaje elementem (każdego) życia. Może więc chodzi o coś innego? Może nie o unikanie ciemności, a o to, by nas nie pochłonęła?

Nie jest to tak abstrakcyjne, jakby się wydawało. Uleganie kremlowskiej propagandzie i powielanie jej – to ciemność. Kierowanie się darwinistyczną logiką, w której znaczenie mają tylko silni, a zupełnie nie liczą się najsłabsi, skrzywdzeni, ofiary bestialstwa – to ciemność. Szukanie ciągłych wewnętrznych konfliktów, podziałów i wrogów w momencie, gdy realne zagrożenie puka do drzwi – to ciemność.

Ciemnością jest też kulturowy nihilizm (zwłaszcza romansujący z chrześcijaństwem!), gloryfikowanie wojny, popisowa buta i demonstracyjne autodeklaracje o własnym bądź narodowym bohaterstwie, udawanie, iż ciemność mnie nie dotyczy, iż nie ma we mnie lęku o przyszłość.

Boisz się o bezpieczeństwo bliskich, o bezpieczeństwo swojego kraju, a choćby o los świata – chciałbym dopisać do piosenki Harrisona – i masz do tego pełne prawo. Ten strach będzie ci towarzyszył bardzo długo. Ale uważaj, nie wolno ci w tym trudnym doświadczeniu zgubić empatii, solidarności, rozwagi. Z lęku przed katem nie staraj się do niego upodobnić. Strzeż się, byś konfrontując się z ciemnością, patrząc jej codziennie w oczy, walcząc z nią – samemu nie stał się ciemnością.

Oto cicha przestroga, jaką znalazłem w muzyce.

Idź do oryginalnego materiału