KS. INF. IRENEUSZ SKUBIŚ: — Podobno nawiedzał Księdza św. Andrzej Bobola?
KS. PRAŁ. JÓZEF NIŻNIK: — Odpowiadając na to pytanie, chciałbym powrócić do wydarzeń w Pińsku, które miały miejsce 16 kwietnia 1702 r. Bobola, słynny apostoł Pińszczyzny, 45 lat po swoim męczeństwie w Janowie Poleskim objawia się współbratu zakonnemu i inicjuje swój kult. I choć sama forma inicjacji kultu budzi pytania, to jednak dziś nikt nie ma wątpliwości, iż tak było. Święty w podobny sposób zainicjował kult w Strachocinie.
7 września 1983 r. bp Ignacy Tokarczuk skierował mnie tam do pracy duszpasterskiej. Nie wiedziałem, iż plebania w Strachocinie jest miejscem „przychodzenia z zaświatów nieznanego kapłana”. Z perspektywy lat widzę, iż moje zachowanie, gdy po raz pierwszy „pojawiła się nocą nieznana postać”, nie było adekwatne. Ale „strach” był silniejszy niż zdrowy rozsądek. Nocą z 10 na 11 września 1983 r. zaczęły się spotkania, które trwały prawie cztery lata. Zaznaczam „spotkania”, gdyż kolejne pojawianie się tajemniczej postaci miało miejsce o tej samej godzinie, co pierwsze, a znakiem rozpoznawczym było „pukanie do drzwi sypialni”. Postać przychodziła niesystematycznie i nigdy nie można było przewidzieć, której nocy się pojawi. Czasem pojawiała się dwa razy w tygodniu, a czasem raz na kilka miesięcy.
Z początku „pojawianie się postaci” wiązałem z duszą kapłana, który potrzebuje pomocy, dlatego wiele się modliłem w jego intencji. Jednak z upływem czasu moje myślenie zmieniło się. Uświadomiłem sobie, iż ten, kto puka, chce wejść, a ja mam otworzyć mu drzwi. Nadeszła noc z 16 na 17 maja 1987 r., gdy nieznana postać znowu „zapukała” jak zwykle o tej samej godzinie. Po raz pierwszy nawiązałem z nią świadomy kontakt. Zadałem pytania: — Kim jesteś? Czego chcesz? I usłyszałem głos, który jakby mnie przenikał. Głos, którego nigdy się nie zapomina: — Jestem św. Andrzej Bobola. Zacznijcie mnie czcić w Strachocinie.
Od tej nocy tajemnicza postać już nigdy więcej się nie pojawiła, ale słowa, które wypowiedziała, nie dawały mi spokoju. Pojechałem do Przemyśla, aby opowiedzieć o wszystkim bp. Tokarczukowi. Z uwagą wysłuchał moich słów i powiedział krótko: — Jedź z tym do Ojców Jezuitów do Warszawy. Mojej relacji wysłuchał o. Mirosław Paciuszkiewicz, ówczesny proboszcz sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie.
— Św. Andrzej Bobola nawiedzał również poprzedników Księdza Proboszcza. Proszę opowiedzieć o tamtych spotkaniach...
Gdy przywieziono relikwie św. Andrzeja Boboli do Polski, proboszczom w Strachocinie zaczął się ukazywać nieznany kapłan o charakterystycznej brodzie i w czarnej sukmanie. O „straszeniu” w Strachocinie mówili także inni proboszczowie, którzy widzieli pojawiającą się postać „nieznanego kapłana”.
Najwięcej „odwiedzin” miał ks. Ryszard Mucha, proboszcz parafii w latach 1970-83. Ogólnie przyjmuje się, iż to z powodu „wydarzeń” na plebanii ks. Ryszard podupadł na zdrowiu. Wydaje się jednak, iż jest to tylko część prawdy. Pojawiająca się i znikająca postać nigdy ks. Ryszardowi nie czyniła krzywdy, jedynie przypominała, że jest i czegoś oczekuje. Problem sprowadzał się więc do odkrycia prawdy o tej „nieznanej” postaci, której strój sugerował, iż jest kapłanem.
— Już w 1702 r. Andrzej Bobola upomniał się o kult po męczeństwie i straszliwych torturach, których doznał od Kozaków...
W Kolegium Ojców Jezuitów w Pińsku zmartwiony rektor o. Marcin Godebski zastanawiał się, do kogo zwrócić się o pomoc, bo wojska szwedzkie siały wielkie spustoszenie, były coraz bliżej miasta, w którym ich zakon odgrywał znaczącą rolę. Nagle pojawiła się w pokoju postać i wyrzucała przełożonemu, iż nie szukał pomocy u właściwych pomocników. — Jestem wasz współbrat Andrzej Bobola — powiedział. — jeżeli odnajdziecie moją trumnę w podziemiach kościoła, oddzielicie ją od innych, przyjdę wam z pomocą. Spotkanie, jakiego doświadczył ojciec rektor, wstrząsnęło nim do głębi ducha. Jeszcze tego wieczoru udał się do swoich braci i pytał o zakonnika Bobolę, ale nikt o nim nie słyszał. Dopiero na drugi dzień mieszkańcy Pińska powiedzieli, że był taki zakonnik, który został zamordowany w okrutny sposób przez Kozaków.
Zaczęto poszukiwania w podziemiach kościoła. Po trzech dniach znaleziono trumnę z napisem: „Ojciec Andrzej Bobola, Towarzystwo Jezusowe, zginął 16 maja 1657 roku w Janowie Poleskim”. Trumna była zbutwiała. Otworzono ją, a wszystkich obecnych ogarnęło zdumienie. Na ciele kapłana, pomimo 45 lat od śmierci, krew jeszcze nie zastygła, a ciało zostało zachowane od rozkładu. Zmieniono spróchniałą trumnę na nową, przełożono do niej ciało Boboli i umieszczono w bocznej kaplicy. Przychodzący do niej ludzie doznawali uzdrowienia. Szwedzi nie zniszczyli Pińska, co odczytano jako szczególny znak łaski uproszonej przez męczennika Bobolę. Po tym wydarzeniu Ojcowie Jezuici rozpoczęli przygotowania do beatyfikacji, która miała miejsce w 1853 r., natomiast w 1938 r. odbyła się kanonizacja, po której relikwie Męczennika przywieziono do Polski i umieszczono w Warszawie, w kaplicy Ojców Jezuitów na Mokotowie.
— Gdy zbliżała się nawała bolszewicka w 1920 r., biskupi polscy zwrócili się do św. Andrzeja Boboli ze szczególną modlitwą o ratunek dla Polski. Proszę o przybliżenie idei opieki św. Andrzeja Boboli nad naszą Ojczyzną.
Sprawa patronatu św. Andrzeja Boboli, jako jednego z głównych patronów Polski, pojawiła się już z chwilą odzyskania niepodległości przez Polskę. Powodem było przypomnienie wydarzenia, które miało miejsce w Wilnie w 1819 r., kiedy to Bobola zjawił się Alojzemu Korzeniewskiemu, dominikanowi. Pewnego wieczoru, przed udaniem się na spoczynek, modlił się przy otwartym oknie do Męczennika, powołując się na wcześniejszą nieznaną nam obietnicę co do odrodzenia Polski, i pytając, kiedy się to wreszcie spełni. Gdy po dłuższej modlitwie zamknął okno i zamierzał się położyć, ujrzał postać, która przedstawiła się jako Andrzej Bobola, po czym poleciła zaskoczonemu zakonnikowi jeszcze raz otworzyć okno i wyjrzeć przez nie. Zamiast znajomego widoku wirydarza wileńskiego klasztoru, o. Korzeniewski zobaczył rozległą równinę i usłyszał wyjaśnienie, iż to ziemia pińska, gdzie dostąpił chwały cierpień męczeństwa za wiarę Chrystusową. Następnie Męczennik polecił spojrzeć ponownie, by znaleźć odpowiedź na stawiane mu pytanie. Teraz obraz się zmienił: równina była pokryta walczącymi zaciekle wojskami wielu narodów. Andrzej objaśnił: „Gdy skończy się wojna, którą widzisz, wtedy królestwo Polski zostanie przywrócone przez miłosierdzie Boże, a ja zostanę w nim uznany jako główny patron”.
Patronat św. Andrzeja Boboli stał się aktualny po Cudzie nad Wisłą z 15 sierpnia 1920 r., w ostatnim dniu nowenny do św. Andrzeja, odprawianej w Warszawie. Wtedy to biskupi polscy wysłali do papieża Benedykta XV pismo z gorącą prośbą o kanonizację bł. Andrzeja i ogłoszenie go patronem odradzającej się Polski. Dali wyraz przekonaniu, że jego opieka ochroni nasz kraj od zagłady i przyczyni się do umocnienia wiary. Po kanonizacji Andrzeja Boboli biskupi polscy, w tym ówczesny prymas August Hlond, nazywali św. Andrzeja patronem Polski. Z pewnością, gdyby nie wybuch następnej wojny światowej, św. Andrzej zostałby ogłoszony głównym patronem Polski. Sprawa powróciła wraz ze Ślubami Jasnogórskimi napisanymi przez kard. Stefana Wyszyńskiego w Komańczy w dniu wspomnienia św. Andrzeja Boboli, 16 maja 1956 r. Z końcem XX wieku, gdy Ojczyzna znalazła się na drodze odnowy moralnej, po trudnych latach komunistycznego reżimu, Jezuici, którzy pamiętali przepowiednię św. Andrzeja o tym, iż będzie kiedyś patronem Polski, podzielili się tą myślą z kard. Józefem Glempem. Następnie Episkopat skierował prośbę w tej sprawie do Jana Pawła II. W piśmie uzasadniano potrzebę jeszcze jednego patrona Polski, przywołując najważniejsze zasługi św. Andrzeja dla Ojczyzny. Aby był w Polsce ład hierarchiczny, patronuje temu św. Wojciech, aby był ład moralny, patronuje temu św. Stanisław, natomiast aby był ład ekumeniczny i niepodległościowy, aby dobrze układały się stosunki z narodami naszej wschodniej granicy, potrzeba nowego patrona, a byłby nim św. Andrzej Bobola, który dla tych spraw oddał życie. Jan Paweł II pozytywnie rozpatrzył prośbę i w 2002 r. odpowiednim pismem włączył św. Andrzeja do tych, którzy mają patronować Polsce. Uroczystości ogłoszenia dokumentu miały miejsce w Warszawie 16 maja, z udziałem prymasa Polski kard. Józefa Glempa, abp. Józefa Michalika, przełożonego generalnego Towarzystwa Jezusowego o. Petera Hansa Kolvenbacha.
— Św. Andrzej Bobola jest tym patronem Polski, który wstawia się za swoją Ojczyzną. Dzisiaj jesteśmy w trudnej sytuacji w kraju, wiemy o wielu problemach. Potrzeba nam ludzi, którzy potrafiliby podjąć walkę o siłę i moc dla państwa polskiego. Ale są także głosy, iż sytuacja jest tak dramatyczna, iż trzeba wzywać pomocy niebieskich.
Dziś, gdy św. Andrzej Bobola jest ogłoszony patronem Polski, nadszedł czas, byśmy jako naród zaczęli go naśladować. Pisał o tym Pius XII w encyklice o św. Andrzeju „Invicti athlaetae Christi”. Trzeba więc wczytać się w życiorys św. Andrzeja i śledzić z uwagą, na jakiej drodze dochodził on do cnót, które Papież stawia za wzór do naśladowania. W życiorysie Męczennika da się odnaleźć program, który on z konsekwencją realizował, by w życiu upodobnić się do Jezusa. Był to program, w którym najważniejsze jest to, by zawsze kierować się wolą Bożą. Św. Andrzej jest też czytelny w wierności Bogu i w miłości do Ojczyzny.
Niedziela 19/2012