TikTok i przemysł krzywdzenia dzieci

8 godzin temu

Internet nie był tworzony z uwzględnieniem najlepiej pojętego interesu dzieci. Niestety, dziś bezdusznie wykorzystuje to big tech.

W ostatnich dniach BBC poinformowało, iż platforma TikTok zarabia na streamingach wideo, podczas których dochodzi do seksualnego wykorzystywania dzieci. Mechanizm opisany przez brytyjski serwis informacyjny polegać ma na dopuszczaniu do publikacji treści, na których młode dziewczęta – w tym poniżej 15. roku życia – transmitują treści zabarwione seksualnie, a przy okazji reklamują i negocjują stawki za nagrania wprost pornograficzne, w tym przedstawiające masturbację. Te zaś są przesyłane zainteresowanym w wiadomościach prywatnych na dokładnie tej samej platformie. W proceder zaangażowani są również sutenerzy, którzy przejmują część zysków z nielegalnych treści.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

25 zł 50 zł 100 zł 200 zł 500 zł 1000 zł

Okazuje się, iż nie jest to pierwszy tego typu zarzut wobec chińskiego giganta. W 2022 r. na światło dzienne wyszła praktyka wykorzystywania dzieci z obozów uchodźczych do prowadzenia kanałów na platformie TikTok, na których nieletni prosili o pomoc finansową. Filmy i transmisje prowadzone były z namiotów, w których dzieci żyły na co dzień, co miało dodawać nagraniom dramatyzmu. Dziennikarze informowali, iż 70 proc. przychodów z tych na pozór charytatywnych akcji inkasowała platforma. Tę samą metodę zastosowano do czerpania zysków z tzw. seksualnych livestreamów, co bezdyskusyjnie uznać należy za działanie nie tylko głęboko nieetyczne, ale wprost przestępcze.

Sieci zarzucone na najmłodszych

Opisana przez BBC historia pokazuje, iż pomimo pozornie zwiększającej się świadomości społecznej na temat praw dzieci, praktyka uprzedmiotowienia ich w sieci wciąż postępuje. Kiedy weźmiemy pod uwagę wyniki raportów międzynarodowych organizacji i instytucji zajmujących się przeciwdziałaniem przemocy seksualnej małoletnich w sieci, zauważymy niezwykle niepokojące trendy.

Wzrost liczby materiałów o charakterze seksualnym wysyłanych dzieciom – wbrew ich woli, w sposób „nieproszony” – wzrósł między 2019 a 2023 r. aż o 900 proc. Między 2020 a 2023 r. zanotowaliśmy skok o prawie 90 proc. liczby publikowanych zdjęć i filmów, w których dochodziło do seksualnego wykorzystywania dzieci, a treści seksualnych wytwarzanych przez samych nieletnich w grupie wiekowej 7-10 lat aż o 360 proc. (We Protect 2023).

Ta ostatnia kategoria wymaga wyjaśnienia, bowiem dzieci tworzą takie treści najczęściej pod wpływem manipulacji lub szantażu. Katarzyna Staciwa, analizująca dane brytyjskiej Internet Watch Foundation, wskazuje, iż skokowy wzrost obecności takich materiałów w internecie między 2019 a 2023 jest niedoszacowany i realnie wyniósł aż 1816 proc. Skrócił się też niezwykle czas „uwodzenia w sieci”, czyli groomingu. Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, iż sprawca buduje swoją wiarygodność w oczach dziecka tygodniami. Tymczasem organizacja We Protect podaje, iż średni czas uwodzenia, do jakiego dochodzi w trakcie uczestnictwa w grach online, wynosi zaledwie 45 minut.

Przemysł uprzedmiotowienia

Zjawisko seksualnego krzywdzenia w sieci, o którym tu piszę, stanowi skrajną formę uprzedmiotowienia najmłodszych. Jak ukazuje śledztwo BBC, zarządzających takimi „projektami” – livestreamami z obozów uchodźczych, wzorowanymi na akcjach humanitarnych, czy transmisji z seksualnym wykorzystaniem małoletnich – interesuje wyłącznie zasięg danej treści, który przekłada się na konkretne przychody dla tzw. big techu.

Antoni Kępiński, słynny polski psychiatra, jako jedną z bolączek społecznych wymieniał fakt, iż wielu z nas zdarza się patrzeć na innych ludzi w sposób techniczny. Oznacza to myślenie o innych czysto instrumentalnie – jak o trybikach w maszynie – i sprowadzanie całego życia społecznego do procesu produkcji. Shoshana Zuboff w książce „Kapitalizm inwigilacji” przekonuje, iż w środowisku cyfrowym człowiek sprowadzony jest do bycia „darmowym surowcem do produkcji danych behawioralnych”. Informacje takie umożliwiają zaś lepsze przewidywanie zachowań jednostek i grup społecznych, a tym samym skuteczniejsze kreowania trendów.

Znacznie częściej traktujemy przestrzeń cyfrową jako obszar społecznego darwinizmu niż wspólnego dobra

Konrad Ciesiołkiewicz

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Skalę tego, w jak zdehumanizowany sposób traktowani są najmłodsi w przestrzeni cyfrowej, ukazuje świeżo opublikowany raport „Internet dzieci”, którego jestem – wraz z m.in. Magdaleną Bigaj – współautorem. Dzięki badaniom PBI (Polskich Badań Internetu) i Gemiusa wiemy, iż 1,4 miliona dzieci poniżej trzynastego roku życia korzysta z platform społecznościowych, a także z treści pornograficznych. Dzieje się tak pomimo tego, iż te same platformy w swoich oficjalnych regulaminach zakazują rejestracji osobom poniżej tego progu wiekowego. Sam wspomniany już tutaj TikTok ma w Polsce 760 tysięcy użytkowników z grupy poniżej trzynastu lat.

Sygnalistka innej platformy – amerykańskiej Mety – Frances Haugen, zeznając przed amerykańską komisją senacką o pozaprawnych i nieetycznych działaniach przedsiębiorstwa, wskazywała, iż przyciąganie i utrzymywanie na platformie dzieci wynika ze strategii, która jest ukierunkowana na długookresowy wzrost bazy klientów – a tym samym kapitalizowania ich obecności poprzez „sprzedaż” reklamodawcom dostępu do rzeszy odbiorców.

W końcu to na tym ostatecznie zarabia każda platforma – wszystko, co dzieje się w sieci, podlega logice urynkowienia. Oznacza to, iż każda aktywność, spędzony czas, poświęcona uważność, informacja, komentarz, post, dana osobowa, zdjęcie i grafika są bezpośrednio przeliczalne na przychody.

Personalizm cyfrowy w odwrocie

Wydaje się, iż nasza cywilizacja ufundowana została na imperatywie praktycznym Kanta – czy też mówiąc językiem zakorzenionym w tożsamości „Więzi”: normie personalistycznej – zgodnie z którym człowiek nigdy nie powinien być traktowany jak środek, a zawsze jako cel sam w sobie. Jednak wraz z postępującym rozwojem technologii informacyjnych w kształcie, jaki znamy dziś, norma personalistyczna zdaje się znajdować w odwrocie.

Dlaczego tak jest? Chyba najlepiej na to pytanie odpowiada Komitet Prawa Dziecka ONZ, który w dokumencie poświęconym prawom dziecka w środowisku cyfrowym (Komentarz ogólny nr 25) przyznaje, iż internet nie był tworzony z uwzględnieniem najlepiej pojętego interesu najmłodszych (tzw. zasady dobra dziecka), choć jednocześnie odgrywa w ich życiu bardzo istotną rolę.

W szerokiej perspektywie wydaje się, iż znacznie częściej traktujemy przestrzeń cyfrową jako obszar społecznego darwinizmu niż wspólnego dobra. Wiedza o słabościach innych wykorzystywana jest przeciwko słabszym, a ich uprzedmiotowienie staje się wręcz cnotą, lub kompetencją, która pomaga osiągać egoistyczne cele.

Nowość Promocja!
  • Tośka Szewczyk

Nie umarłam. Od krzywdy do wolności

31,20 39,00
Do koszyka
Książka – 31,20 39,00 E-book – 28,08 35,10

Jest to swoista ukryta filozofia, którą posługujemy się w naszej codzienności. A przy tym zupełnie błędnie traktujemy środowisko cyfrowe jako amorficzne i pozbawione sprawczości w realnym świecie – stąd tak popularne w naszym języku sformułowania jak infosfera czy elektroniczna demokracja. Konsekwencją w ten sposób pojmowanej amorficzności jest uznawanie krzywd wyrządzanych w tej przestrzeni jako „wirtualnych”, a przez to drugorzędnych, mniej groźnych czy nie do końca „na serio”. Wszystkie tego rodzaju przekonania są całkowicie błędne.

Nieneutralne platformy

Środowisko cyfrowe jest przede wszystkim polem oddziaływania wielkich instytucji – przedsiębiorstw cyfrowych, branży reklamowej i marketingowej, instytucji publicznych i regulatorów rynków. Opiera się w głównej mierze na sektorze prywatnym, który posiadająca konkretne metody zarządzania, procedury sprawdzające, kodeksy etyczne, dobre praktyki i wiele innych profesjonalnych narzędzi i zasobów, które pozwalają mu wpływać na użytkowników i społeczne trendy. Niestety, nie zawsze w sposób roztropny.

Warto tu wspomnieć, iż źródłem naszych błędnych wyobrażeń na temat natury przestrzeni cyfrowej jest akcentowanie w debacie publicznej terminologii „platform społecznościowych”. Frazeologia ta wskazuje na neutralny społecznie aspekt infrastruktury, która zostaje oddana swobodnej aktywności użytkowników – co zdejmuje z big techu brzemię odpowiedzialności za treści oraz zachowania, jakie pojawiają się w „neutralnej infrastrukturze”. Za nie znacznie częściej winimy media tradycyjne – a przecież właśnie mianem nowych mediów pierwotnie nazwaliśmy serwisy społecznościowe.

Jak udowadnia śledztwo BBC, działania podejmowane przez jedną z tych platform można ująć jako medialną produkcję – z aktorami, działaniami promocyjnymi i wyczekującą nowych treści publicznością. Niestety, w tej produkcji dzieci wystawiają na widok i sprzedaż swoje ciała. Z perspektywy etyki powinniśmy to zdecydowanie potępić, a na płaszczyźnie prawnej wyciągnąć jak najszybciej drastyczne konsekwencje.

Wniosek z tego powinien być dla wszystkich prosty: zaakceptowanie Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka oraz Konwencji o Prawach Dziecka jest wielkim zdaniem do odrobienia jak najszybciej.

Przeczytaj również: Czas na cyfrowy personalizm

Idź do oryginalnego materiału