Kształtowanie się myśli pedagogicznej św. Jana Bosko
Społeczeństwo włoskie XIX wieku zbyt mało uwagi poświęcało problemowi wychowania młodego pokolenia. Dzieci i młodzież pracowali w fabrykach za minimalne wynagrodzenie. Pogarszające się warunki życia spowodowały przesiedlenie ludzi ze wsi do miast. Miasta zapewniały pracę, często jednak wielki napływ nowych osób powodował głodowanie, biedę czy życie na ulicach.
Szkolnictwo nie zajmowało wysokiej rangi. Młodzi preferowali podjęcie się pracy niż zdobywanie wykształcenia. Dlatego w niedługim czasie nastąpił wzrost analfabetyzmu. Edukacja była przeznaczona dla zamożnych rodzin, natomiast uboższe sfery nie mogły pozwolić sobie na kształcenie swoich dzieci. Te i inne sprawy zaczęły sprowadzać młodzież na margines życia społecznego. Często decyzje młodych ludzi kończyły się pobiciami, więzieniem, przestępstwami.
W obliczu takiego mechanizmu można zrozumieć, dlaczego św. Jan Bosko zaczyna podejmować kroki ratowania tych młodych, którzy odstają od przyjętych norm społecznych. Jego pomoc była nie tylko materialna, ale także duchowa. Pokazywał im, iż każdy z nich może osiągnąć coś dobrego w przyszłości. Najbardziej potrzebującym dawał chleb oraz dach nad głową. Wiedział, iż by mieli lepszą przyszłość, muszą podjąć działania, zmienić życie i nastawienie. W swoich zakładach stworzył miejsce dla młodych, gdzie mogli pracować, bawić się i uczyć. Jego działanie oparte jest na pedagogice serca. Wiedział, iż działać należy sercem, znaleźć w drugim człowieku przyjaciela, otwierającego swoje serce na pomoc i działanie.
Jan Bosko jako kapłan przechadzał się ulicami Turynu, by badać sytuację dzieci młodzieży. To działanie można nazwać pierwszą pracą na rzecz biednej, ubogiej młodzieży. Zobaczył tam chłopców, którzy chodzili bez celu po ulicach, spożywali używki, przeklinali, łamali prawo. Niejednorodnie odwiedził więzienie wypełnione przez młodych chłopców. Wspominając owe wizyty w więzieniach, odnotował w swoich notatkach:
„Tam właśnie pojąłem ogrom zła i nędzy ludzkiej. Przerażeniem napawał mnie widok tak wielu chłopców w wieku od dwunastu do osiemnastu lat, zdrowych, silnych i inteligentnych, skazanych na bezczynność, nękanych przez wszy i pluskwy, pozbawionych chleba i dobrego słowa. […] A największe wrażenie robił na mnie fakt, iż choć wielu w momencie wypuszczenia na wolność miało silne postanowienie zmiany swego życia na lepsze, to i tak po niedługim czasie wracało za kratki. Starałem się zrozumieć przyczyny takiego stanu rzeczy i ostatecznie stwierdziłem, iż o ile wielu z nich ponownie kończyło w więzieniu, to dlatego, iż pozostawiono ich samych sobie. Myślałem: Ci chłopcy powinni znaleźć na wolności jakiegoś przyjaciela, który by się nimi zajął, pomógł im, pouczył ich i zaprowadził do kościoła w dni świąteczne. Może wtedy nie gubiliby się, a przynajmniej nie wszyscy kończyliby w więzieniu”.
Po takim doświadczeniu kapłan widział młodzież w ubóstwie duchowym, żyjącą na krawędzi, zmagającą się z problemami zdrowotnymi i psychicznymi.