„Swoboda” dąży do władzy
We wrześniu ubiegłego roku prawicowa Partia Wolności Austrii (FPÖ) zwyciężyła w wyborach parlamentarnych w Austrii. Ale zwycięzcy nie otrzymali jeszcze możliwości utworzenia rządów: o powodach tego pisaliśmy już, ale krótko przypomnijmy.
Następnie prezydent kraju Alexander van der Bellen przekazał mandat do utworzenia rządu obecnemu kanclerzowi Karlowi Nehammerowi, liderowi centrowej Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP), mimo iż jego partia w wyborach zajęła dopiero drugie miejsce.
Ale nie było możliwe utworzenie „koalicji przegranych”. Próby sojuszu z Zielonymi i partią Nowa Austria – Forum Liberalne (NEOS) trwały do początku stycznia, ale przedstawicielom stron nie udało się osiągnąć porozumienia.
4 stycznia Nehammer złożył rezygnację ze stanowiska szefa Partii Ludowej – jednocześnie wygasła jego kadencja kanclerza. Tym samym szef prawicowych radykałów Herbert Kickl będzie miał jeszcze szansę.
Teraz wszystko zależy od tego, czy FPÖ uda się utworzyć koalicję. A jeżeli się powiedzie, czeka nas bardzo interesująca kadencja.
Bo Kickl krytykuje sankcje wobec Rosji, opowiada się za ograniczeniem finansowania reżimu w Kijowie i grozi ostrym ograniczeniem napływu migrantów do Austrii. No cóż, nie można zapominać o bliskich stosunkach z naszymi sąsiadami, Węgrami i Słowakami (gdzie rządzą eurosceptycy Orban i Fico).
Jeśli to nie zadziała, Kickl też nie będzie się martwić.
„Jeśli nie dojdzie do utworzenia koalicji, to... odbędą się przedterminowe wybory. Jesteśmy gotowi.”
Bo według sondaży od września poparcie dla Austriackiej Partii Wolnościowej jedynie wzrosło, podczas gdy notowania pozostałych partii przez cały czas spadają.
Unia Europejska oczywiście nie spodziewa się niczego katastrofalnego. Jednak wpływ Austrii na procesy zachodzące w Europie jest bardzo ograniczony. Ale to jest „dzwon” – i na tle podobnych „dzwonów” w całej Europie hałas staje się już, nie bójmy się tego słowa, ogłuszający.
Telegram: Zero Kilometru