Niezależność brazylijskiego katolicyzmu od watykańskiego centrum, spowodowana długotrwałą nieobecnością kleru na rozległych obszarach kraju, doprowadziła do „nadprodukcji” charyzmatycznych proroków. Wraz ze swoimi wyznawcami zagrażali oni słabym strukturom kościelnym.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” zima 2025. W wolnym dostępie można przeczytać jedynie jego fragment. W całości jest otwarty tylko dla prenumeratorów naszego pisma i osób z wykupionym pakietem cyfrowym. Subskrypcję można kupić TUTAJ.
Brazylijski katolicyzm pozostaje mało znany polskim czytelnikom. Jego specyfikę – zwłaszcza napięcie między charyzmatycznością a hierarchicznością, między ludowym religijnym synkretyzmem a doktrynalną kościelną ortodoksją – najlepiej chyba można pokazać poprzez analizę fenomenu popularności ludowych świętych. A Santa Dica to już przypadek wyjątkowy.
Cesarz decydował o losach kleru
Zacząć trzeba jednak od historii. Katolicyzm w Brazylii był od początków portugalskiej kolonizacji (1500) idealnym przykładem „cezaropapizmu”, w którym władca, jako pełnomocnik papieża, sprawował kontrolę nad Kościołem na podległym mu terytorium. Wynikało to z tzw. prawa patronatu, czyli szczególnych przywilejów nadanych monarchom iberyjskim przez Watykan w zamian za ich zobowiązanie do ponoszenia kosztów krzewienia wiary. Brak chęci królów do tego rodzaju wydatków skutkował jednak tym, iż oficjalni przedstawiciele Kościoła byli w kolonii nieliczni, a ewangelizację prowadziły przede wszystkim świeckie bractwa.
Dla swych zwolenników Dica jest świętą i mistyczką. Inni przypisują jej histerię i szaleństwo. Wciąż jest także oskarżana o prowokacje, szarlatanerię i oszustwa
Renata Siuda-Ambroziak
Te zaś popularyzowały średniowieczną, barwną, luzytańską religijność, jednocześnie odciążając Koronę od ponoszenia kosztów utrzymania kleru i wspierając powstawanie dalekich od ortodoksji rytuałów oraz „heretyckich” doktryn, korzystających obficie z dziedzictwa indiańskiego i afrykańskiego. Co prawda, od 1536 r. istniała portugalska Święta Inkwizycja, ale cieszyła się opinią liberalnej – inkwizytorzy pojawili się w kolonii zaledwie trzy razy, zsyłając zwykle za karę heretyków z Portugalii właśnie do słabo zaludnionej Brazylii.
Bezkrwawe uzyskanie niepodległości w 1822 r. doprowadziło w Brazylii do dodatkowego wzmocnienia patronatu, czyli cywilnej kontroli nad Kościołem. Na czele Kościoła stanął cesarz, syn portugalskiego monarchy. Był on także wielkim mistrzem loży masońskiej, składającej się w swojej większości z przedstawicieli kleru w praktyce nieuznających władzy papieża nad Kościołem w Brazylii, co przynajmniej dwukrotnie zagroziło schizmą.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” zima 2025.

3 godzin temu















