W orbicie prawa kanonicznego
Pismo nosiło tytuł: „Wezwanie Sądowe”. Otóż Agnieszka Kowalska została wezwana przez sąd kościelny w sprawie o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Miała wystąpić jako świadek. Dalej wszystko wyłożono suchym językiem urzędniczo-sądowym. Ma przyjść określonego dnia o wskazanej godzinie, z dowodem osobistym, w celu „złożenia zaprzysiężonych zeznań”. o ile się nie stawi bez podania przyczyn, jej nieobecność „zostanie uznana za nieusprawiedliwioną”. Pismo kończyło się uwagą, iż „według kan. 1557 KPK wezwany powinien się stawić albo zawiadomić Sąd o przyczynie swojej nieobecności”.
Do tej pory pani Agnieszka, jak mówi, żyła w przekonaniu, iż podlega jurysdykcji państwa prawnego, sprawowanej przez sądy powszechne. Obowiązują kodeksy karny i cywilny, uchwalane przez demokratycznie wybraną władzę ustawodawczą. Teraz dowiedziała się o alternatywnym sądownictwie, gdzie zamiast paragrafów stosuje się kanony i gdzie skrót kpk nie oznacza kodeksu postępowania karnego, ale kodeks prawa kanonicznego. I oto ona nagle i niepostrzeżenie znalazła się w orbicie tego prawa.
Czytaj też: Taki Kościół nie ma przyszłości
Na Biblię? Na słowo harcerza?
O unieważnienie małżeństwa kościelnego wystąpiła pewna znajoma pani Agnieszki. To ona, bez zgody pani Kowalskiej, podała jej dane i adres sądowi metropolitalnemu. – Według mnie to nadużycie. Nie podlegam władzy kościelnej, a choćby nie uznaję jej. Nie zamierzam być świadkiem w jakiejkolwiek sprawie z kodeksu kanonicznego. Nie zgadzam się, aby kościelny sąd korzystał z moich danych osobowych i wysyłał do mnie swoje wezwania. To narusza moją prywatność – denerwuje się Agnieszka Kowalska.
I zastanawia się, co oznacza pojęcie „zaprzysiężone zeznania”. Jako świadek na co miałaby składać przysięgę? Na kodeks prawa kanonicznego, które jej nie obowiązuje? Na Biblię, która nie jest jej konstytucją? Na słowo harcerza? I co oznacza uznanie jej nieobecności za nieusprawiedliwioną? Dostanie za to naganę z wpisaniem do akt, karę administracyjną, grzywnę jak w sądzie powszechnym?
Czytaj też: Niewierzący w Polsce pod katolicką presją
Apostazja? „Jesteś jakaś ułomna”
W „GW” opisano przypadek 24-letniej kobiety, która po uprzednim uzgodnieniu wizyty przyszła do jednej z warszawskich parafii, aby złożyć tam akt apostazji (wystąpienia z Kościoła katolickiego). Proboszcz odmówił przyjęcia dokumentu, a kiedy kobieta upierała się, aby jednak przyjął, wezwał policję. Policjanci zakuli ją w kajdanki, wyprowadzili siłą z biura proboszcza. Grozili i obrażali. „Jesteś jakaś ułomna” – stwierdził jeden z funkcjonariuszy.
I tak przy pomocy policji proboszcz spowodował, iż owa kobieta pozostaje w spisach wiernych i chcąc nie chcąc wspiera kościelne statystyki. To chyba pierwszy w Polsce przypadek, iż policja czynnie uniemożliwia apostazję. Bo proboszcz poprosił.
– Obawiam się, iż Sąd Metropolitalny też może zastosować wobec mnie rozwiązanie siłowe – mówi Agnieszka Kowalska. – Nie stawię się, a oni wyślą po mnie straż papieską, a może straż narodową pana Bąkiewicza albo policję.
No cóż, jak widać po opisanym wyżej przypadku, już niczego nie można wykluczyć, ale dla pocieszenia pani Agnieszki informujemy, iż kodeks prawa kanonicznego w rozdziale o sankcjach wymienia następujące kary, jakie może stosować: nagana i upomnienie kanoniczne, pokuta i najsurowsza kara ekskomuniki. W czasach inkwizycji i owszem, uznano by ją za heretyczkę, za co groziły tortury, spalenie na stosie, ścięcie głowy i całkiem łagodne jak na tamte lata zwykłe powieszenie.
Czytaj też: Fala apostazji. Polacy odchodzą z Kościoła
Zbawienie dusz. Tak mówią kanony
Od 1983 r. obowiązuje w KK nowe prawo kanoniczne, można by choćby rzec, iż całkiem nowoczesne, gdyby nie język, w jakim zostało spisane. Na przykład w kanonie 1095 stwierdzono, iż niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy „są pozbawieni wystarczającego używania rozumu”. I nie wiadomo, czy chodzi o osoby mało roztropne, lekkomyślne, czy też jednak o osoby obarczone znacznym upośledzeniem umysłowym. A kanon 1096 mówi: „Do zaistnienia zgody małżeńskiej konieczne jest, aby strony wiedziały przynajmniej, iż małżeństwo jest trwałym związkiem między mężczyzną i kobietą, skierowanym do zrodzenia potomstwa przez jakieś seksualne współdziałanie”. Gdyby jednak ktoś uważał, iż nie wie, o jakie konkretnie seksualne współdziałanie chodzi, to: „Po osiągnięciu dojrzałości nie domniemywa się takiej ignorancji”.
Czytaj też: Cielesne obsesje Kościoła
W rozdziale o świadkach, a więc dotyczącym ewentualnej roli pani Agnieszki, jest mowa o tym, iż małoletnich i upośledzonych umysłowo nie należy przesłuchiwać, chyba iż sędzia postanowi inaczej. A świadkowi należy zadawać pytania krótkie i przystosowane do jego inteligencji, a także, co istotne, „dalekie od jakiejkolwiek obrazy”.
Ogółem prawo kanoniczne liczy 1752 kanony. Ostatni mówi, iż należy stosować przepisy, „mając przed oczyma zbawienie dusz, które zawsze winno być w Kościele najwyższym prawem”.
Czytaj też: Właśnie poszłam do kościoła. I z niego wystąpiłam
Kościelny sąd koleżeński
Agnieszka Kowalska jako niewierna nie oczekuje zbawienia duszy, natomiast upiera się, iż pismo, jakie dostała od kościelnego sądu, nie było „przystosowane do jej inteligencji”. Zamiast groźnego wezwania powinna zostać „uprzejmie zaproszona”. Nie należało używać sformułowań o „nieusprawiedliwionej nieobecności”, bo ona nie ma przecież żadnego obowiązku, aby cokolwiek przed tym sądem usprawiedliwiać lub nie.
W końcu, jak zauważa, to sąd nie dla obywateli państwa prawnego, ale wyłącznie dla jednej grupy religijnej. A więc ni mniej, ni więcej: po prostu sąd koleżeński.
Czytaj też: Kolęda? Księża przed zamkniętymi drzwiami