Ryzykowna lektura

1 rok temu

Mam chwilę na lekturę, więc sięgnęłam po październikowe „W drodze” i po przeczytaniu felietonów (kocham, szczególnie dziełka Pauliny Wilk, o. Pawła Krupy i o. Wojciecha Ziółka) wzięłam się za rzeczy dłuższe. W tym wywiad z ks. dr. Stanisławem Radoniem na temat egzorcyzmów. Zagotowałam już na drugiej stronie tej rozmowy, ale pewnie bym zmilczała, gdyby nie to, iż wypowiadający się zrobił z teologii niechcący, tak zakładam, narrację dla naiwnych prostaczków. Coś w rodzaju opowiastek z czasów, kiedy jeszcze nie było psychologii, neurobiologii i mindfulness. Owszem, przerysowuję, ale po to, żeby szanowni czytacze nie zakończyli lektury przed konkretami.

Przeprowadzająca wywiad Katarzyna Kolska pyta, czym jest opętanie, i poproszona o doprecyzowanie, z jakiego punktu widzenia, prosi o podanie wyjaśnienia zarówno teologicznego, jak i psychiatryczno-psychologicznego. Pada odpowiedź:

Teologia uznaje za opętanie to, iż ktoś się dziwnie zachowuje, stał się „złym człowiekiem”, na przykład postępuje agresywnie, zajmuje się jakimiś niebezpiecznymi rzeczami, ma nadzwyczajną siłę, wpada w szał, odczuwa nienawiść do rzeczy świętych. To jednak bardzo niejasne określenia.

W drodze 10(2022), s. 23.

Ten opis jest zły pod tak wieloma względami, iż daruję sobie ich wymienianie. Ostatnie zdanie mówiącego zresztą najlepiej podsumowuje całość. Podstawowy błąd, jaki został popełniony w tej charakterystyce, polega na wymienianiu objawów z pominięciem istoty. To jakby każdą osobę kaszlącą kwalifikować jako chorego na raka płuc.

Tym czasem jak przy diagnozowaniu przyczyn kaszlu, tak i przy określaniu, czy mamy do czynienia z opętaniem, trzeba sięgnąć głębiej. Istotą opętania nie są objawy, ale to, pod czyim wpływem one występują. Polega ono na tym, iż człowiek wyraża zgodę (co może mieć różne formy, ale tu nie miejsce na ich wymienianie) na to, by w jego wnętrzu zamieszkał demon i kierował działaniami takiej osoby. Co więcej, opętany może zachowywać się w normie psychologicznej, tyle iż podejmowane przez niego działania będą destrukcyjne dla innych lub/i niego samego i to przede wszystkim w sferze dotyczącej relacji z Bogiem.

Zresztą teologia nie podaje definicji opętania, gdyż skupia się na jego rozpoznaniu i uwolnieniu osoby, która jest w tym stanie. Gdyby ktoś jednak chciał poczytać nieco więcej na ten temat, polecam artykuł Kazimierza Mikuckiego, który podszedł do tego fenomenu od strony filozofii (kilkamy TUTAJ), ale też daje interesujący przeglądowy obraz tego, co wiemy na ten temat.

Kogo więc uznaje się za opętanego? Kogoś, kto jest i działa pod wpływem złego ducha. Objawy mogą być przeróżne i nie miejsce tu, by je wymieniać. Ważne jest to, że, jak słusznie mówi dalej ks. Radoń, dokumenty, w tym Wprowadzenie Ogólne do Rytuału – egzorcyzmy i inne modlitwy błagalne, wskazują, iż najpierw należy wykluczyć choroby fizyczne i psychiczne. Może się też tak zdarzyć, iż do egzorcysty kogoś skieruje psychiatra, bo okaże się, iż samo leczenia farmakologiczne nie wystarcza, może też być tak, iż egzorcysta odeśle do / będzie współpracował z psychiatrą, bo opętanie spowodowało tak duże szkody w psychice, iż potrzebne jest leczenie. Tu rzeczywiście jest pytanie o to, jak wielu egzorcystów stosuje się do tego zalecenia. To oni rozeznają, kto potrzebuje ich pomocy.

W ten sposób płynnie przechodzimy do kolejnej wypowiedzi, która mi podniosła ciśnienie. Pada pytanie, kto może zostać egzorcystą. W odpowiedzi czytamy:

Zasadniczo każdy ksiądz, który – tak to wygląda w praktyce – charakteryzuje się pewną dozą dojrzałości („nie jest zbyt młody”) i pobożnością („długo i pięknie się modli” [sic!]).

W drodze 10(2022), s. 24.

[Głęboki wdech, wydech]. Nie, zresztą wspomniane wyżej Wprowadzenie Ogólnie bardzo precyzyjnie określa, jakimi cechami ma się charakteryzować kapłan wyznaczany przez biskupa do tej posługi:

Posługę sprawowania egzorcyzmów nad opętanymi mocą specjalnego i wyraźnego zezwolenia powierza miejscowy ordynariusz, którym z reguły jest biskup diecezjalny. Zezwolenia tego należy udzielać jedynie kapłanowi odznaczającemu się pobożnością, wiedzą, roztropnością i nieskazitelnością życia oraz specjalnie przygotowanemu do tego zadania [podkr. EW].

OWR 13

Nie wiem, skąd ks. Radoń wziął swój opis, szczególnie to o długim i pięknym modleniu się, bo owszem, dokument jako pierwszą cechę wymienia pobożność, ale potem padają jeszcze cztery, równie istotne. Bez głębokiej czci wobec Boga i modlitwy nie ma pogłębionego życia wewnętrznego, stąd prawdopodobnie ona na pierwszym miejscu, ale pozostałe cechy także są ważne. Jednak nie przeczytamy w wywiadzie ani słowa o wiedzy, roztropności, nieskazitelności życia (tzn. wzorcowej postawie moralnej) i odpowiednim przygotowaniu praktycznym. A dwie pierwsze, po pobożności, są kluczowe, jeżeli chodzi o rozeznawanie, czy ktoś jest opętany, czy nie.

Jeśli chodzi o praktykę egzorcyzmowania i rozeznawanie, polecam fragmenty książki Obrzęd Mata Baglio. Jest to interesujący i rzetelnie napisany reportaż o stawaniu się egzorcystą, chociaż oparty na tej podstawie film z Anthonym Hopkinsem może sugerować co innego.

Wracając jeszcze do wywiadu, chciałam zacytować jeszcze jeden fragment. Pada pytanie, czy przez swoje zachowanie człowiek może się sam narazić lub wystawić na opętanie, po czym czytamy:

Na to pytanie znakomicie odpowiedzieli antropolożka Emma Cohen i neurobiolog Patrick McNamara, którzy po wieloletnich badaniach obalili stwierdzenie, jakoby poprzez różne złe zachowania mogło dojść do opętania.

W drodze 10 (2022), s. 27.

Po pierwsze, opętanie jest w swojej istocie fenomenem duchowym, a sfera ta nie znajduje się w polu badawczym ani antropologii, ani neurobiologii. Nauki te mogą zajmować się przejawami tego stanu, częstotliwością występowania, określeniem grupy o największej podatności, warunkami kulturowymi sprzyjającymi opętaniom etc., ale wyciąganie wniosków, iż badania w tych sferach są w stanie coś obalić lub w nie, jeżeli chodzi o kwestie duchowe, jest grubą nadinterpretacją.

Podobną nadinterpretacją, tyle iż z drugiej strony, jest zakładanie, iż lektura Harry’ego Pottera czy Tolkiena (pisałam zresztą o tej ostatniej na moim blogu) z pewnością spowoduje opętanie lub przynajmniej napaści demoniczne. Jednak już uczestniczenie w obrzędach satanistycznych pociąga za sobą duże ryzyko takiego uwikłania, a ksiądz Radoń na jednym oddechu wymienia lektury, filmy i udział w ruchach satanistycznych.

Owszem, podatni na to ostatnie są ludzie o większej duchowej wrażliwości, jednak z nią jest jak z podatnością na jakikolwiek bodziec – wszystko zależy od charakteru bodźca. W sferze duchowej jeżeli przychodzi on od Boga i jest przyjmowany, prowadzi do świętości, jeżeli pochodzi od złego, działa destrukcyjnie. Bardzo wymownym świadectwem jest życie bł. Bartolo Longo, twórcy i popularyzatora Nowenny Pompejańskiej, którego biografia nota bene obala twierdzenia naukowców, na których się powołuje ks. Radoń, bo członkostwo w ruchu satanistycznym skutecznie niszczyło tego błogosławionego duchowo i psychicznie.

Wreszcie ostatnia rzecz. Drobna, ale moim zdaniem istotna. Pani Kolska odwołuje się do tego, iż w niektórych kościołach wisiały plakaty o niebezpiecznych symbolach (sama to kiedyś skomentowałam na blogu, ale nie mogę znaleźć wpisu), które mogą zagrażać życiu duchowemu. Jej rozmówca podsumowuje to stwierdzeniem, iż to straszne, po czym dodaje:

Jeśli ktoś mówi takie rzeczy na prywatnym spotkaniu czy choćby w jakiejś małej grupie modlitewnej – niech sobie tak mówi.

W drodze 10 (2022), s. 28.

Aha. Czyli jeżeli ksiądz mówi to penitentowi (spotkanie wybitnie prywatne) i tym samym tak go formuje, to wszystko jest koszer. Tak samo jeżeli mówi to małej grupce, najczęściej ze względu na swoją liczbę dającej poczucie wybrania i elitarności. I to powiedział psychoterapeuta i kapłan, który z racji swojego podwójnego wykształcenia i podwójnej praktyki powinien sobie zdawać sprawę, iż w tu wymienionych okolicznościach przekaz ma szansę dotrzeć o wiele głębiej i narobić więcej szkód, niż jeżeli wisi na plakacie, który i tak na ogół ludzie ignorują (bo większość nie czyta gazetek). Fascynujące.

Pomijam podejście, iż publicznie to nie wolno, bo to nieprawda, ale prywatnie to już można – czyżby prawdziwość twierdzenia zależała od jego publiczności? Albo mierzona była skalą powszechności „skażenia”?

Ogólnie po lekturze mam wrażenie totalnego miszmaszu. jeżeli ktoś chce sobie to trochę uporządkować, polecam wymienione w tekście lektury. Zwłaszcza Wstęp Ogólny do Rytuału, bo on daje dobrą podbudowę teologiczną i zawiera sporo rzeczowych wskazań praktycznych.

Idź do oryginalnego materiału