Rok Święty – idea i rzeczywistość

3 godzin temu

Prof. Marek Kornat: Rok Święty – idea i rzeczywistość

https://pch24.pl/prof-marek-kornat-rok-swiety-idea-i-rzeczywistosc

(il. A. Bednarski)

Ideę Roku Świętego wydało średniowiecze w swej szczytowej fazie. Papież Bonifacy VIII, którego pontyfikat przyniósł zarówno apogeum potęgi papiestwa, jak i wielki upadek, zostawił Kościołowi doniosłą ideę. Zakładała ona ogłaszanie jubileuszu co sto lat – decyzją biskupa rzymskiego. Istotą tej wzniosłej nauki pozostaje dziękczynienie Stwórcy i odpusty z rozporządzenia Stolicy Apostolskiej. Rozwój idei lat jubileuszowych wpisuje się w dzieje Kościoła na przestrzeni stuleci. A trzeba zauważyć, iż od pierwszego Roku Świętego upływa 725 lat.

===================

Pierwszy Święty Jubileusz obchodził Kościół w roku 1300. Przyniósł on wielki sukces i wzmocnił papiestwo. Do Wiecznego Miasta pielgrzymowały tłumy wiernych – większe, niż w kurii rzymskiej oczekiwano.

Konflikt Stolicy Apostolskiej z królem francuskim Filipem Pięknym przyniósł – jak wiadomo – rozłam w kolegium kardynalskim. Papież Klemens V osiadł w Avignonie i nastała trwająca ponad siedemdziesiąt lat doba uzależnienia papiestwa od Francji. Nie stanęło to jednak na przeszkodzie wznowieniu idei jubileuszu. Według rachub Bonifacego VIII następny Rok Święty miał Kościół celebrować dopiero w roku 1400. Papież Klemens VI zdecydował się jednak odstąpić od odmierzania lat jubileuszowych stuleciami, jak z pewnością rozumiał to Bonifacy VIII, ale wyznaczył ów rok łaski od Pana (Iz 61, 2) na rok 1350. Skracając okres między jubileuszami do półwiecza, Stolica Apostolska na swój sposób zbliżyła tę praktykę do żydowskiej tradycji nakazującej obchody takie – według Księgi Kapłańskiej – co czterdzieści dziewięć lat.

Jeszcze jednak nie minął wiek XIV, a papież Urban VI – za którego panowania nastąpiła wielka schizma zachodnia – nakazał sprawować jubileusz również jako pamiątkę rocznicy ukrzyżowania Zbawiciela. Miał to być jubileusz nadzwyczajny. I jako taki był celebrowany przez następcę tegoż papieża, czyli Bonifacego IX w 1392 roku.

W drugiej połowie XV wieku papież Paweł II wprowadził jeszcze jedną istotną innowację. Uznał mianowicie, iż jubileusz zwyczajny należy sprawować nie co pięćdziesiąt lat, ale co dwadzieścia pięć. I taki obchód naznaczył na rok 1475, z tym iż go nie celebrował, ponieważ zmarł po siedmiu latach pontyfikatu w roku 1471.

Jubileusze zwyczajne i nadzwyczajne

I tak już zostało. Mamy w Kościele jubileusz zwyczajny co dwadzieścia pięć lat i nadzwyczajny ku upamiętnieniu „okrągłych” rocznic męki i zmartwychwstania Chrystusa Pana. Praktyka ta nie wiąże jednak rąk biskupowi rzymskiemu i może on zarządzić jubileusz nadzwyczajny z jakiegoś ważnego powodu (innego niż rocznica narodzenia Zbawiciela albo Jego zmartwychwstania) dla dobra Kościoła.

Od roku 1475 regularnie co dwadzieścia pięć lat odbywały się uroczyste obchody w Rzymie. Wyłom przyniósł dopiero rok 1800, w którym jubileuszu nie było. Europa bowiem pogrążona była w wojnach wywołanych przez rewolucję francuską, a Stolica Apostolska – zagrożona w samym swym istnieniu. Nie dało się świętować jubileuszu. Dzięki wsparciu Austrii zdołano w Wenecji odprawić historyczne konklawe (1799/1800), które zapewniło Kościołowi ciągłość najwyższej władzy, dając mu papieża Piusa VII.

Ale – dla odmiany – w roku 1875, a więc pięć lat po zajęciu Rzymu przez armię piemoncką (włoską) Pius IX nie dopuścił do rezygnacji z proklamacji Roku Świętego. Uczynił to bullą Gravibus Ecclesiae et huius saeculi calamitatibus. Stolica Apostolska przetrwała ciężki kryzys utraty Państwa Kościelnego.

Idea papieża Urbana VI, by czcić „okrągłe” rocznice ukrzyżowania Zbawiciela wybrzmi dobitnie dopiero w XX wieku. Papież ów naznaczył jubileusz nadzwyczajny na rok 1390, co zobowiązywało do odprawienia następnego jubileuszu w roku 1423. Odprawiono go, ale zwyczaj zanikł. Bonifacy IV wypełnił pierwszą zapowiedź w roku 1392 (z powodu śmierci Urbana VI w roku 1389). Obchód drugi odprawił papież Marcin V – wybrany podwójną większością (ojców soborowych i kolegium kardynalskiego) na soborze w Konstancji, aby mogła ustać schizma.

Mijały stulecia. Kościół nie obchodził jubileuszy nadzwyczajnych. Powrócił do tej praktyki dopiero Pius XI, zarządzając obchody Roku Świętego w roku 1933. Świat zmierzał ku straszliwej drugiej wojnie światowej. Po wydaniu fenomenalnych encyklik Quas primas i Mortalium animos papież na nowo zobowiązał ludzkość do zwrócenia się ku Chrystusowi. Pół wieku później, krocząc tą drogą, Jan Paweł II wyznaczył na rok 1983 nadzwyczajny Jubileusz Odkupienia – w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątą rocznicę Ofiary Zbawiciela na Kalwarii.

Owoce dla Kościoła

Powszechnie rozpoznawalnym symbolem Roku Świętego są Drzwi Święte w pięcionawowej Bazylice Świętego Piotra na Watykanie. Celebrację ich otwierania sprawuje się jednak dopiero od roku 1423.

Zdarzyło się i tak, iż w Roku Świętym zmienił się papież – w roku 1700, gdy w końcu września zmarł Innocenty XII a na jego miejsce wstąpił Klemens XI. Ten pierwszy zatem otwierał Święte Drzwi, ten drugi je zamykał.

Nie zmienia się zaś – pomimo upływu stuleci – jedno. Nawiedzać należy cztery bazyliki patriarchalne: Świętego Piotra na Watykanie, Świętego Jana na Lateranie, Świętego Pawła za Murami i Matki Bożej Większej na Awentynie. Co jeszcze ważniejsze, nie zmieniają się warunki odpustu: należy być w stanie łaski uświęcającej i przystąpić do Stołu Pańskiego. Trzeba też modlić się w intencjach Ojca Świętego – co dziś stwarza pewną trudność, bo wiemy, jak dalekie od nauki Kościoła są inicjatywy otoczenia obecnego papieża (żeby wspomnieć tylko realizację synodalności…). Ale da się tu wybrać dobre rozwiązanie. Papież bowiem jest zobowiązany z definicji swojego urzędu służyć pomyślności Kościoła, wobec czego należy prosić Boga o łaski dla niego w tym wszystkim, co służy budowaniu, a nie burzeniu. Bo biskup rzymski – mimo iż jest nieomylny – nie otrzymał od Chrystusa Pana prawa do burzenia.

Nasuwa się oczywiście pytanie o owoce Lat Świętych dla Kościoła. Tu na pewno warto zwrócić uwagę na impuls, jaki dał Pius XI. Otóż pod koniec niezapomnianego (chociaż dzieli nas stulecie) Roku Świętego 1925 wydał on wspaniałą encyklikę Quas primas. Przykład ten doczekał się naśladownictwa. Pius XII, zwołując bullą Iubilleum Maximum obchody Roku Świętego 1950, zadbał o mocny przekaz doktrynalny do wiernych. 1 listopada tego roku proklamował dogmat o fizycznym wzięciu do Nieba Najświętszej Maryi Panny. Wcześniej zaś, 13 sierpnia wydał nie mniej doniosłą niż Quas primas encyklikę Humani generis o filozoficznych błędach naszych czasów, w której poddaje krytyce egzystencjalizm, marksizm, ewolucjonizm, idealizm subiektywistyczny i im podobne. Nie bez powodu upowszechniło się wśród teologów nazywanie tego dokumentu małym syllabusem w odróżnieniu od Wielkiego Syllabusa autorstwa wspomnianego już Piusa IX z roku 1864.

Wielki Jubileusz roku 2000 również wpisał się w tę myśl o potrzebie stanowczego przekazu doktrynalnego do wiernych Kościoła. Jest bowiem godne uwagi, iż deklaracja Dominus Iesus, którą stworzył ówczesny prefekt Kongregacji Doktryny Wiary Joseph Ratzinger, przemówiła jednoznacznie o Kościele, o jego jedyności i konieczności do zbawienia. Szkoda, iż ten dokument nie został wydany przez Stolicę Apostolską jako osobna encyklika Jana Pawła II, bo jego ranga byłaby w ten sposób wyższa (ale to już inna sprawa). Treść deklaracji Dominus Iesus dobitnie wyrażała tożsamość Kościoła. A iż dzisiejsi hierarchowie w Watykanie prawdopodobnie nie podpisaliby się pod jej stwierdzeniami – to już świadczy tylko o rozmiarach kryzysu wewnętrznego, jaki przechodzi Kościół posoborowy, czego jesteśmy świadkami.

Nie może ulegać wątpliwości, iż praktyka Lat Świętych przyczyniła się do podniesienia prestiżu Stolicy Apostolskiej wśród ludzi i narodów. Wybrzmiewała w ten sposób dobitnie prawda o Bogu jako szafarzu łask. Narody pielgrzymowały do progów apostolskich. Chciano zobaczyć Namiestnika Chrystusa, kiedy naucza i błogosławi. Głęboko katolicka – i bezspornie słuszna – nauka o odpustach zdobywała sobie uznanie i rodziła owoce nawrócenia. Kościół nie przejmował się propagandą protestancką, która zawsze zwracała się przeciw tej praktyce w myśl potępionej doktryny Lutra.

Polski udział

Nie od rzeczy będzie w tym kontekście refleksja na temat Polski i Polaków. Kiedy papież Bonifacy VIII ogłaszał pierwszy Rok Święty, nie istniało jednolite państwo polskie. Toczyły się zmagania o wielką sprawę jego odbudowy. I warto zauważyć, iż kujawski książę Władysław nazwany Łokietkiem pielgrzymował do Wiecznego Miasta. A dwadzieścia lat po tym wydarzeniu dopełnił koronacji w Krakowie i odtąd Polska pozostała już królestwem aż po tragiczne rozbiory pod koniec XVIII wieku.

Nietypowy jubileusz z 1392 roku papież Bonifacy IX wzbogacił zezwoleniem również na odpust w Krakowie od 1 czerwca do 30 września tegoż roku – dla pielgrzymów z Królestwa Polskiego, którzy nie mogą dotrzeć do Rzymu. Z kolei podczas obchodów jubileuszowych roku 1450 Mikołaj V przychylił się do supliki kardynała Zbigniewa Oleśnickiego (biskupa krakowskiego), aby ustanowić kościoły jubileuszowe w całym Królestwie i na Litwie. Wyznaczył w tym celu katedry w Gnieźnie, Krakowie, Lwowie i Wilnie jako miejsca zdobywania odpustu.

W latach świetności Rzeczypospolitej (czyli od XV do XVII wieku) pielgrzymowały do Rzymu w Latach Jubileuszowych elity państwa. Magnaci, ministrowie i oczywiście biskupi. W dobie narodowej niewoli zaś Polacy-emigranci, bo jak powiedział Mickiewicz, emigracja jest to wielkie poselstwo, które naród w niewoli wyprawił przed oblicze świata.

Obyśmy dzisiaj zdobyli się na pielgrzymowanie do Wiecznego Miasta, albowiem taka manifestacja jest Kościołowi bardzo potrzebna. Szalejące siły antychrześcijańskie wypowiedziały wojnę katolickiej Polsce. Ta wojna nie ustanie. A wysiłki dechrystianizacyjne przechodzą wszelkie wyobrażenie Polaków, którzy żyli w czasach Jana Pawła II. Chociaż na pewno nie wszyscy podzielaliśmy nadzieję tego papieża na nadejście nowej wiosny Kościoła, to nikt nie przypuszczał, iż zaledwie po dwudziestu latach od jego śmierci kwestionowany będzie adekwatnie każdy punkt moralnego nauczania i niemal w całości dogmatyczne zasady wiary. Co więcej i co gorsza, będą się pojawiać „eksperci”, którzy wszystkie innowacje wytłumaczą odkrywaniem rzekomo zdrowej tradycji, której nikt wcześniej nie zauważył.

Prof. Marek Kornat

Idź do oryginalnego materiału