Wybory prezydenckie mogą ujawnić, iż Polakom wcale nie jest z duopolem PO-PiS wygodnie – wybieranie „mniejszego zła” w II turze pokaźna część wyborców okupi łamaniem osobistych sumień.
Polska polityka pełna jest paradoksów. Powszechna jest opinia, iż nasze społeczeństwo dzieli potężny rów generujący pęknięcie na dwie równe połowy, które dryfują mentalnie i tożsamościowo w odmienne strony. Bipolarność, która jest typowa dla wielu demokratycznych ustrojów, w Polsce przybrała szczególnie ostry charakter.
Wydawać się wręcz może, iż jesteśmy na nią skazani, a marzenia o przełamaniu duopolu są jedynie fantasmagoriami. Przemysław Sadura w grudniowym wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” mówił: „jesteśmy konfliktem zmęczeni, a równocześnie zafascynowani. choćby jeżeli mamy dość tego politycznego meczu, to coraz częściej stajemy się kibolami, a w skrajnych przypadkach chuliganami jednej czy drugiej strony”.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
W sidłach przeznaczenia
Obfitość kandydatów na urząd prezydenta może wskazywać na wspomniane przez socjologa zmęczenie, a wyniki sondażowe na fascynację. Wybierać będziemy spośród aż 13 kandydatów, a próbę zebrania podpisów podjęło około 20 osób. Liczba pretendujących może oczywiście wynikać z archaicznego systemu zbierania podpisów pod kandydaturą, na którego wady zwracano w tej kampanii uwagę, wskazuje też jednak na różnorodność sceny politycznej i potrzebę jej depolaryzacji. jeżeli weźmiemy średnią sondażową z ostatnich tygodni, to na Rafała Trzaskowskiego i Karola Nawrockiego głosować chce od 55 do 60% wyborców. Pozostali szukają kandydata spoza duopolu.
Trudno oczywiście nazwać ich trzecią siłą, bo elektorat Szymona Hołowni i Grzegorza Brauna być może mógłby się spotkać na pielgrzymce, ale chyba wolałby nie mieć tego nadmiernej świadomości.
Wyborcy zniechęceni bipolarnością stanowią barwną mozaikę, która z natury rzeczy nigdy nie będzie stanowiła jedności. Sondaże wskazują zatem na dominującą dwójkę, nieudolnie próbującego ją ścigać Sławomira Mentzena i aspirujący peleton.
W konsekwencji najpewniej kandydaci PiS i PO wejdą do drugiej tury, a zbuntowani – czy by tego chcieli, czy nie – znów staną przed wyborem, od którego próbują uciec. Stają się tym samym zbiorowym bohaterem greckiej tragedii, którego dopada nieznośne fatum. Są Edypem, który uciekając od przeznaczenia, prędzej czy później wpada w jego sidła, ponosząc karę za coś, nad czym nie ma kontroli. Trudno tu mówić o fascynacji, o której wspominał w przywołanym cytacie Przemysław Sadura. To raczej przytłaczające zrządzenie losu, które z jednej strony porządkuje chaos, a z drugiej ogranicza podmiotowość głosujących.
Obecna kampania wyborcza obnaża miałkość polskiego duopolu. Gdyby o wyborze decydowały kryteria wyłącznie obiektywne i racjonalne, z pewnością poparcie dla dwóch czołowych kandydatów nie byłoby tak wysokie.

Polskie społeczeństwo wcale nie jest podzielone na równe połówki. Dotyczy to zwłaszcza tzw. części liberalnej będącej konglomeratem wykluczających się spojrzeń na państwo i interpretacji rzeczywistości
Sebastian Adamkiewicz
Za Karolem Nawrockim ciągną się sprawy, które dla przeciętnego polityka powinny być kompromitujące. Pozornie wyjaśnione kontakty z półświatkiem, kwestia długiego najmu pokojów hotelowych w Muzeum II Wojny Światowej, czy wreszcie sprawa przejęcia mieszkania pana Jerzego tylko w publicystyce najzagorzalszych akolitów politycznych byłej partii rządzącej mogą uchodzić za błahe i nieistotne.
Najpewniej gdyby dotykały drugiej strony, ich punkt widzenia byłby skrajnie odmienny, a hasła „narodowej zdrady” odmieniane byłby przez wszystkie przypadki. Także w sferze programowej Nawrocki jest miałki, a jego wypowiedzi są równie niekonsekwentne, jak próby wyjaśnienia afer, których jest (anty)bohaterem.
Deklaruje co prawda sprzeciw wobec podatku katastralnego, ale w Latarniku Wyborczym jest jego zwolennikiem; w rozmowie z Grzegorzem Sroczyńskim dla radia RMF FM nie potrafił wyjaśnić swoich koncepcji podatkowych, a pomimo deklarowanej przez niego prosocjalnej wizji rozwoju, analitycy z Centrum Analiz Ekonomicznych wykazali, iż z jego propozycji skorzystaliby głównie najzamożniejsi.
Rafałowi Trzaskowskiemu nie udało się przez całą kampanię zbudować przekonania, iż jest kandydatem, który będzie gotowy wyjść poza osobistą partyjną przynależność, nieprzekonująco wypadł w czasie debat, łatwo było mu wykazać, iż praktyki negatywnie oceniane przez niego w okresie rządów PiS, przekuwa w cnotę, gdy u władzy jest jego środowisko polityczne.

- Jerzy Sosnowski
Niezerowa liczba smoków
Przeciętnego liberalnego wyborcę mogły zaskakiwać wypowiedzi dotyczące świadczenia 800+ dla Ukraińców, czy sytuacji migrantów, a także dziwne zachowanie wobec flagi LGBT. Kuriozalne były też wyjaśnienia odnoszące się do obniżenia składki zdrowotnej. Co ciekawe, o ile pięć lat temu potrafił zrzucić z siebie wizerunek kandydata elitarnego, o tyle w tej kampanii nie potrafił uchronić się przed taką łatką. Wydany niedawno książkowy wywiad rzeka tylko ten wizerunek pogłębił.
Wykluczające się spojrzenia w koalicji
Forma tej dwójki kandydatów, jaką zaprezentowali w czasie kampanii, prowadzi do smutnej konstatacji, iż pod rządami duopolu czeka nas dalsze brnięcie w miałkość i nijakość. Trudno mówić o tym, aby w tym sporze chodziło o jakiekolwiek wizje państwa, bo na poziomie dyskusji o konkretnych rozwiązaniach społecznych problemów, takich jak demografia, polityka międzynarodowa, mieszkalnictwo czy ochrona zdrowia, główni kandydaci mówią rzeczy wewnętrznie sprzeczne albo tematy te lekceważą.
Pytanie o konkrety bywa zresztą kłopotliwe, bo ujawnia, iż polskie społeczeństwo wcale nie jest podzielone na równe połówki o skonkretyzowanych systemach wartości i przekonaniach. Dotyczy to zwłaszcza części tzw. liberalnej, która jedynie w wizjach publicystycznych stanowi całość, de facto będąc konglomeratem wykluczających się spojrzeń na państwo i interpretacji rzeczywistości.
Coraz mocniej widać to w praktyce rządów tzw. koalicji 15 października. O ile konflikty w łonie koalicji wpisane są w jej naturę, o tyle w Polsce miewają one charakter aksjologiczny. Przyglądając się najpoważniejszym z nich, nietrudno zauważyć fundamentalnych różnic pomiędzy grupą złożoną z Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050 i PSL, a szeroko rozumianą Lewicą. Dotyczyło to chociażby składki zdrowotnej, kwestii polityki mieszkaniowej czy prawa do azylu. Namacalnie widać, iż to małżeństwo jest związkiem z rozsądku, a podziały polityczne nijak odpowiadają rzeczywistym sporom i konfliktom.
Jedynym spoiwem wydaje się szantaż i wejście na poziom „ogólnej słuszności i wartości podstawowych”. Doskonale pokazuje to przykład jednego ze wpisów Tomasza Lisa, który po debacie w TVP napisał: „Według mnie politycznie najbardziej znaczące momenty wczorajszej debaty to były te stosunkowo mało efektowne. […] S. Holownia M. Biejat dołączyli do ataku Trzaskowskiego na Nawrockiego, pokazując, po której stronie są w kwestii wartości”.
W II turze możemy mieć jednak do czynienia z dwoma kandydatami, którzy zmuszeni zostaną do łowienia w stawie złożonym z ryb krnąbrnych i niechcących się podporządkować bipolarnej wizji świata
Sebastian Adamkiewicz
Nie chodzi zatem o merytoryczną wartość pytania i jego zasadność, ale o to, czy nie uderza ono przypadkiem w nieskonkretyzowane „wartości”, które należy chyba rozumieć jako zaganianie wszystkich do jednej zagrody. Magdalena Biejat kilka tygodni temu przez komentariat sprzyjający Rafałowi Trzaskowskiemu była strofowana, iż oto udała się do prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie składki zdrowotnej. Nieistotnym było to, iż Lewica propozycję sejmową odrzucała ze względów aksjologicznych.
Po raz kolejny decydująca miała być „wspólnota wartości”, która nakazuje traktować urząd prezydenta z należytą rezerwą, a już z pewnością nie traktować go jako pomocnika w zwalczaniu pomysłów parlamentarnej większości.
Wyrwa w bipolarności
Większy problem niż z Magdaleną Biejat jest jednak z Adrianem Zandbergiem. Ten, wychodząc od wartości demokratycznych, radykalnie odciął się od rządowej większości i określił się opozycjonistą, a tymczasem logika bipolarności takiego tworu wśród „demokratów” nie uwzględnia. Gdy Adrian Zandberg miał 1–2% poparcia, należał do kandydatów, którym niewielu się przejmowało. Ale kiedy sondaże pokazały znaczny wzrost, sięgający choćby 7%, kandydat Razem trafił pod walec kreatorów opinii.
Tadeusz Bartoś napisał duży tekst zarzucający Zandbergowi, iż niezbyt dosadnie wypowiada się o niszczeniu przez PiS wartości demokratycznych, a Zbigniew Hołdys wprost ocenił, iż pretendenta z Partii Razem „ma dość”, stwierdzając, iż program Razem jest bardziej lewacki od programu PZPR (sic!).
Skąd te surowe oceny? Wydaje się, iż Zandberg dokonał czegoś w rodzaju ojcobójstwa politycznego. Wskazując, jak wiele różni go w ocenie rzeczywistości od rządzącej większości, zakwestionował istnienie zbitki „obóz lewicowo-liberalny”, która – w jego przekonaniu – hamowała wiele postulatów socjaldemokratycznych lub ograniczała pojęcie „lewicy” do tematów obyczajowych, tym samym sprowadzając rolę tej formacji do bufora Koalicji Obywatelskiej, wysyłanego na front w czasie trudniejszych konfliktów z prawicą.

- Andrzej Friszke
- Jan Olaszek
- Tomasz Siewierski
Zawód: historyk
MIĘKKA OPRAWA
Tym samym stworzył wyrwę w bipolarności i utrudnił proste dyscyplinowanie rzekomo wspólnymi wartościami. Zawalczył o podmiotowość, w której przyjaźnie zawiera się nie z poczucia obowiązku, ale wspólnego interesu. Im wyraźniejsza jest perspektywa, iż kandydatura Adriana Zandberga przekroczy 5 proc., a tym samym sprawi, iż Razem stanie się graczem liczącym się w przyszłym podziale miejsc w parlamencie, tym wściekłość obozu liberalnego będzie większa.
Trudniej wszak cokolwiek uzyskać dyskutując z równorzędnym podmiotem, niż szantażując własną przybudówkę. Co ciekawe, bardzo podobne sztorcowanie spotkało Sławomira Mentzena, który „ośmielił się” skrytykować Karola Nawrockiego za aferę z mieszkaniem Pana Jerzego. Akolici PiS uznali to za niedopuszczalne ojcobójstwo i nadmierną próbę upodmiotowienia. Smaku dodaje fakt, iż zarówno Zandberg, jak i Mentzen, są kandydatami bardzo popularnymi wśród młodych wyborców.
Najpewniej te wybory nie rozbiją polskiego duopolu, choć serie odbytych debat obnażyły, jak coraz mniej ma on do powiedzenia. W II turze możemy mieć jednak do czynienia z dwoma kandydatami, którzy zmuszeni zostaną do łowienia w stawie złożonym z ryb krnąbrnych i niechcących się podporządkować bipolarnej wizji świata.
Po wyborach może się jednak okazać, iż polityka staje się bardziej skomplikowana, niż do tej pory sądziliśmy, a główne siły polityczne muszą zacząć się starać o poparcie, bo dalsze brnięcie w lenistwo może się dla nich skończyć tragicznie.
Wszystko zależy jednak od tego, na ile główni kandydaci będą mieli dobre humory po pierwszej turze. jeżeli wolty Zandberga, Mentzena, Hołowni czy Biejat zakończą się słabymi wynikami, to w istocie okaże się, iż dobrze żyje nam się w kraju, w którym jesteśmy jedynie sfrustrowanymi kibolami jednej lub drugiej strony.