Przez polskie sieci społecznościowe jak lawina przeszła poniższa grafika Gazety Wyborczej pokazująca gwałtownie malejącą liczbę nowych małżeństw i równie gwałtownie malejący odsetek małżeństw wyznaniowych w Warszawie. Wiele komentujących z satysfakcją zanotowało, iż coraz mniej Polaków czuje presję na wzięcie ślubu kościelnego (czy to własnego sumienia czy nacisków rodziny).
Jednak prawda jest nieco bardziej skomplikowana. Takiej presji nie poddaje się faktycznie coraz więcej ludzi, ale też nie ponad 60%. Wysoki odsetek małżeństw cywilnych wynika po prostu z tego, iż sporą część nowożeńców stanowią rozwodnicy. A dwa największe Kościoły w Polsce (katolicki i prawosławny, łącznie 99,4% małżeństw wyznaniowych w kraju) nie zezwalają na ponowny ożenek osób rozwiedzionych (no chyba, iż jest się prezesem telewizji związanym z konkretną partią).
Jeśli rozbijemy małżeństwa według stanu cywilnego małżonków przez jego zawarciem, okaże się, iż w Warszawie “tylko” 36% nowożeńców to tacy, którzy teoretycznie mogliby zawrzeć ślub wyznaniowy (tzn. nie byli wcześniej rozwiedzeni lub ich wybranki/owie nie byli rozwiedzeni), ale zawarli tylko cywilny. Pozostali biorący ślub cywilny, czyli 20,3% wszystkich nowożeńców, byli rozwodnikami (albo oboje, albo przynajmniej jedno), więc nie branie ślubu kościelnego nie było ich decyzją, a raczej wynikiem niedostępności takiego rozwiązania.
Te dane jednak nie są dla związków wyznaniowych w Polsce ani trochę pozytywne. W miastach mających ponad 100 tys. mieszkańców (niestety, Główny Urząd Statystyczny w typowej dla siebie manierze nie podaje tych danych dla całego kraju) w ubiegłym roku tylko 57% nowożeńców spełniających kryteria braku wcześniejszego rozwodu wzięło ślub kościelny. Dla porównania, 10 lat wcześniej było to 70%.
Ogółem w skali kraju 64,9% wszystkich małżeństw (a więc wliczając też małżeństwa, w których przynajmniej jedno z małżonków było wcześniej w związku małżeńskim) było wyznaniowych. W 2021 ten odsetek spadł do 53,7% — w zachodniej Polsce trudno dziś szukać powiatu, gdzie więcej niż co druga para pobierałaby się w kościele.
Kliknij poniżej, żeby podzielić się tym wpisem ze swoimi sieciami społecznościowymi
Share
Partia i pandemia
Ale spadek liczby małżeństw wyznaniowych to nie jedyny sygnał wskazujący na przyspieszającą sekularyzację polskiego społeczeństwa. Bez zaskoczenia, najszybciej sekularyzuje się młodzież.
Jak podaje Piotr Trudnowski z Klubu Jagiellońskiego, prawdopodobnie już dziś większość Polaków w ostatnich klasach szkół średnich nie chodzi na religię - wśród mieszkańców miast powyżej 20 tys. mieszkańców było tak już w 2021, a wśród mieszkańców największych miast na religię chodziło tylko 16% maturzystów. Tempo spadku jest szokujące, bo jeszcze 10 lat temu na religię chodziło ponad 90% osób w tej grupie.
W Warszawie, na religię chodzi nieco ponad 30% uczniów szkół średnich. Dla porównania w Berlinie jest to 24% — warszawskie dzieci są więc dzisiaj bliższe berlińczykom niż warszawiakom sprzed 10 czy 20 lat.
Pamiętam, iż kiedy pierwsze podobne dane przebijały się do publicznej wiadomości, winę zwalano na deformę edukacji minister Zalewskiej i tymczasowe przeludnienie szkół. Jednak wraz z rezygnacją z lekcji religii idzie też rezygnacja z praktyk religijnych.
Wielkim katalizatorem była tutaj oczywiście pandemia. Nie da się ukryć, iż w wielu polskich rodzinach już od dawna do kościoła chodziło się nie z uwagi na wewnętrzną potrzebę, tylko raczej bo “co ludzie powiedzą” i “co niedzielę chodzimy, to dzisiaj też idziemy”. Ale pandemia przerwała takie chodzenie w trybie zombie i miliony osób zorientowały się, iż niedzielnej mszy im wcale nie brakuje.
Pandemia przyspieszyła spadek udziału w praktykach religijnych w zasadzie każdej grupie wiekowej, jednak osoby najmłodsze, urodzone w latach 90-tych i wczesnych dwutysięcznych wyróżniają się szczególnie głębokim spadkiem. Wśród Polaków w wieku studenckim nigdy do kościoła nie chodzi ponad 40% — wzrost z 25% przed pandemią i mniej niż 20% przed dojściem PiS do władzy w 2016 roku (przed tym wydarzeniem odsetek niepraktykujących był w miarę stały w tej grupie).
Jeszcze silniejszy spadek zanotowano wśród ich młodszych kolegów, którzy są dopiero w szkole średniej. Wśród osób w tym wieku wierzących jest już mniej niż połowa, zgodnie z nauczaniem Kościoła przynajmniej co tydzień na mszę chodzi tylko 23,8% ankietowanych, a blisko połowa nigdy nie uczestniczy w nabożeństwach.
Wspomniałem nieco wyżej o dojściu PiS do władzy jako ważnym momencie na osi czasu religijności w Polsce, bo według mnie to przyspieszenie sekularyzacji wynika właśnie z sojuszu tronu z ołtarzem. Ten sojusz oczywiście jest w Polsce od co najmniej 30 lat, ale w ostatnich kilku latach jest już wręcz wulgarny. choćby publicyści katoliccy, m. in. Tomasz Terlikowski, zwracają uwagę na ten problem, jednak episkopat jak i PiS wydają się nie zauważać spełniania proroczych słów szefa tejże partii o tym, iż dechrystianizacja Polski możliwa będzie tylko przez sojusz Kościoła z partiami prawicowymi u władzy. Oczywiście prawdopodobnie największym katalizatorem wrogości do tego sojuszu było orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego praktycznie zabraniające aborcji, po którym poparcie dla legalnej aborcji sukcesywnie rośnie, zaś wśród młodego pokolenia po raz pierwszy od lat postawy lewicowe przeważają nad postawami prawicowymi.
Oficjalnie źle, nieoficjalnie — gorzej
Wszystkie te dane to jednak dane ankietowe — co szczególnie w przypadku CBOS-u, znanego z rozmijania się z realiami dość znacznie — obarcza je błędem. W ubiegłym miesiącu jednak w kościołach w całej Polsce odbyło się liczenie wiernych. Ten mały kościelny spis powszechny odbywa się co roku, z wyjątkiem dwóch ostatnich lat z powodu pandemii. Pokazuje on powolny, ale stały spadek liczby praktykujących przy jednoczesnym wzroście liczby przyjmujących komunię.
Wyniki tego liczenia poznamy dopiero w przyszłym roku, kiedy Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK) je opracuje i upubliczni. Jednak już dzisiaj pojawiają się pierwsze cząstkowe przecieki. Biskup bydgoski w rozmowie z Gazetą Wyborczą ujawnił, iż w jego diecezji średni odsetek praktykujących obliczono w 2022 na około 20% — byłby to ogromny spadek, praktycznie o połowę, bo w 2019 w diecezji bydgoskiej praktykowało 33,5% zobowiązanych według danych ISKK.
Niezależnie od tego, jakie dane poda ISKK i jakie będą oficjalne spadki, należy jednak zauważyć, iż realnie na msze chodzi jeszcze mniej osób. Jest tak dlatego, iż metodologia ISKK sztucznie zawyża odsetek dominicantes. Poniżej definicja ze strony ISKK:
Czyli ISKK arbitralnie ustala, iż 18% populacji nie musi uczestniczyć we mszy. Chociaż faktycznie ma sens odliczenie osób, które nie są w stanie fizycznie dojść do kościoła z powodu wieku lub choroby, ustalenie ich liczebności na 18% wydaje się mocno zawyżone. Odliczanie dzieci do lat 7 (ok. 6,5% populacji Polski) wydaje się o tyle dziwne, iż dzieci idące do komunii, czy to wczesnej czy “normalnej”, nie tylko chodzą do kościoła, ale wręcz muszą (w ramach zdobywania różnych podpisów czy naklejek jako dowodów religijności). Z kolei wśród osób starszych faktycznie jest pewien odsetek chorych i schorowanych, ale ustalenie go na ponad 10% populacji ogółem wydaje się dość agresywne.
W przyszłym roku poznamy też wyniki spisu powszechnego w zakresie religii — choć tutaj nie spodziewam się szczególnych różnic w stosunku do stanu z lat poprzednich.
Zaciekawił cię ten post? Zapisz się na nasz newsletter, żeby dostać kolejne na skrzynkę mailową
Podsumowanie
Religia w Polsce wydaje się być na poważnym zakręcie, szczególnie wśród najmłodszych. Pozostaje nam obserwować, czy mamy do czynienia z chwilowym nasileniem sekularyzacji, czy Polska pójdzie drogą Irlandii, Belgii lub Quebecku i po dekadach silnego wpływu kościoła katolickiego na życie publiczne, moralność i poglądy świeckich na tyle rozminą się z nauczaniem kleru, iż kościoły gwałtownie opustoszeją, a do władzy dojdą partie obiecujące rozdział Kościoła od państwa.