Spotkanie w Rzymie stało się dla Leona symbolicznym wejściem w rolę „papieża młodych”. Nie chodziło tylko o jego obecność, ale o świadome podjęcie roli przewodnika nowego pokolenia Kościoła.
W sierpniowym słońcu Watykan staje się lustrem. Na Placu św. Piotra blask marmuru oślepia, a historia zdaje się nie tyle obecna, ile obezwładniająca. Analogicznie jak rzymski upał, który na ulice wyciąga jedynie turystów i zwierzęta. To tu od wieków Kościół rozmawia z czasem.
Podobnie działo się podczas tegorocznego Jubileuszu Młodych. To jednak nie przeszłość okazała się bohaterką tych dni, ale przyszłość. Przyszłość wyobrażona nie przez synody i dokumenty, ale ta, która przyszła o własnych siłach, z plecakami na plecach i słuchawkami w uszach, z TikTokiem w kieszeni i niepokojem w duszy.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Na rzymskim polu Tor Vergata zebrał się milionowy tłum, który mógłby zdominować wielki festiwal. Może stąd te porównania, bo dla wielu dziennikarzy podobne obrazki zdawały się wskazywać na jakiś event muzyczny. Media nazwały to wydarzenie „katolickim Woodstockiem”, mimo iż w te sierpniowe rzymskie dni w ogóle nie chodziło o sentymentalną tęsknotę.
Młodzież zgromadzona w Rzymie pragnęła czegoś więcej: zobaczyć, kim jest nowy papież Leon XIV i co im powie w czasach niepokoju.
Nowy rytm
Urodzony w Stanach, wychowany na The West Wing, popkulturze i augustiańskiej regule Leon wcale nie okazał się figurą z obrazka. To papież, który wie, jak wygląda obecność w erze streamingu: Kościół jako pasmo, jako obecność, a nie triumf. W końcu istotą streamu jest być dostępnym i pod ręką, cały czas.
Pewnie dlatego, gdy tylko się pojawił się na jubileuszu, nie wygłaszał wykładów. Po prostu był obecny. Powiedział do młodych: „Wy jesteście znakiem tego, iż inny świat jest możliwy: świat braterstwa i przyjaźni, w którym konfliktów nie rozwiązuje się bronią, ale poprzez dialog”. Słowa te zabrzmiały jak rewolucja, choć wypowiedziana cicho. W naturalnym języku nowego papieża.
Leon XIV od pierwszych chwil wśród młodych postawił na prosty, obrazowy język, unikał patosu, a jednocześnie przekazywał treści o dużym ciężarze duchowym. To pokazało, iż rozumie, iż młodzi potrzebują szczerości, a nie tylko formuł i deklaracji, co zresztą koresponduje ze stylem jego pontyfikatu: autentycznym i prostym jednocześnie. Jego obecność wśród tłumów, gesty (uśmiech, spontaniczne odpowiedzi, wyciąganie ręki do ludzi), sprawiły, iż nie był jedynie obserwatorem, a uczestnikiem.

- Wiesław Dawidowski OSA
- Damian Jankowski
Leon XIV. Papież na niespokojne czasy
Dlatego też spotkanie w Rzymie stało się dla Leona symbolicznym wejściem w rolę „papieża młodych”. I chodziło nie tylko o obecność, ale o świadome podjęcie roli przewodnika nowego pokolenia Kościoła, tak jak Jan Paweł II zrobił to podczas pierwszych Światowych Dni Młodzieży i jak czynił to później każdy kolejny papież.
Był to jednak też czas treści wykraczających poza banały. Leon XIV nie zatrzymał się na deklaracjach w stylu „jesteście przyszłością Kościoła”, ale zaprosił młodych do konkretnego działania: zaangażowania społecznego, odwagi w wyznawaniu wiary, gotowości do trudnych wyborów. Nie uciekał się przy tym do zbytniej infantylizacji języka. Zaakcentował wręcz, iż młodzi powinni być gotowi na konfrontację ze światem, który często nie rozumie wartości chrześcijańskich.
Połączenie tematów bliskich młodym (relacje, migracja, sens życia) z wymaganiami moralnymi sprawiło, iż Leonowe przesłanie miało zarówno ciepło, jak i głębię, połączenie niezbędne w dzisiejszej komunikacji Kościoła. Sam jubileusz stał się pierwszym prawdziwym testem duszpasterskim nowego papieża na arenie międzynarodowej. Biskup Rzymu zdał go w oczach zarówno młodych, jak i obserwatorów życia Kościoła.
Logika troski
Prawdziwa siła rzymskiego spotkania wybrzmiała także w cieniu kolorów Polski, w Casa Polonia. To tam spotkali się młodzi Polacy z kraju i emigracji oraz polscy hierarchowie, by rozmawiać nie o tożsamości, ale o sakramencie bycia razem, choćby jeżeli akcent wciąż zdradza, iż w Rzymie dom to raczej słowo przejściowe.
Nie zabrakło dosadnych słów. Kard. Konrad Krajewski w homilii przypomniał, iż gdy ktoś mówi „Polska dla Polaków”, to znaczy, iż nie ma w niej miejsca dla Jezusa. Bo Kościół jest siecią, która zbiera wszystkie ryby: i tych świętych, i tych po rozwodzie, i osoby, które nie mieszczą się w normie, i uchodźców. Jezus sam był przecież uchodźcą, repatriantem, usłyszeli młodzi zgromadzeni w Casa Polonia. Nikt Mu w Egipcie nie powiedział „Egipt dla Egipcjan”. W historii natomiast widzieliśmy aż nadto dobrze, dokąd prowadzi rozwiązywanie problemów inaczej niż według logiki Ewangelii…
Wystąpienia polskich duchownych w Casa Polonia wniosły do Jubileuszu Młodych istotny wątek migracyjny, ukazany w duchu realizmu i troski. Nawiązując zarówno do historycznych doświadczeń polskiej emigracji, jak i do współczesnych wyzwań związanych z mobilnością ludności, podkreślili oni, iż młody katolik powinien być wrażliwy na sytuację tych, którzy są „w drodze” – nie tylko w sensie geograficznym, ale także duchowym.
Przesłanie to umiejętnie łączyło perspektywę narodową z uniwersalną, pokazując, iż polskie doświadczenie migracji stanowi część szerszej, globalnej opowieści o człowieku poszukującym domu, bezpieczeństwa i sensu. Dzięki temu temat nabrał wymiaru zarówno światowego, jak i bliskiego osobistym przeżyciom uczestników. W tej narracji to właśnie młode pokolenie zostało przedstawione jako naturalny ambasador pojednania – zdolny do przełamywania barier kulturowych i religijnych oraz do budowania mostów tam, gdzie starsze generacje częściej widziały mury.
Zbieżność tego przesłania z papieską wizją młodych była wyraźna: zarówno Leon, jak i polscy duchowni mówili o odwadze w świadectwie wiary oraz o tworzeniu przestrzeni gościnności i solidarności wobec każdego człowieka, niezależnie od jego pochodzenia czy statusu.
Jubileusz nie był triumfem ani insta-kampanią. Był zaproszeniem. Zaproszeniem do Kościoła, który może znów być ruchem, nie tylko strukturą; rozmową, nie tylko teologią; słuchaniem, nie tylko ogłoszeniem. I w tej przyszłości, tak złożonej i multimedialnej, żywej, Leon XIV nie jest figurą. Jest sygnałem. Kościół zaś przestał być muzeum. Znów mógł stać się życiem.