Papież nieprzewidywalny

1 rok temu

10 lat pontyfikatu Franciszka


Marco Ansaldo – dziennikarz i pisarz, watykanista, korespondent specjalny ds. polityki międzynarodowej i doradca naukowy miesięcznika geopolitycznego „Limes”.


13 marca przypada 10. rocznica obrania papieża Franciszka. To już 10 lat… Jak określiłby pan ten pontyfikat i tego papieża?
– Od kiedy Jorge Mario Bergoglio został nowym zwierzchnikiem Kościoła katolickiego, bez wątpienia zrewolucjonizował tę instytucję. Być może choćby nie zdajemy sobie sprawy, w jakiej ruinie był Kościół, gdy 11 lutego 2013 r. Ratzinger zrobił ten sensacyjny krok, jakim była rezygnacja z misji papieża. Kościół padł na kolana. Bergoglio podjął wielkie wyzwanie i postawił go na nogi, dlatego nie waham się określić jego pontyfikatu jako rewolucyjnego, ale i nieprzewidywalnego. Oczywiście również podczas pontyfikatu tego papieża zostały popełnione błędy, zaniedbania, doszło do nieporozumień, ale bilans jest w dużej mierze pozytywny.

Jakie są najważniejsze innowacje i sukcesy tego pontyfikatu?
– Zacząłbym od imienia. Bergoglio, wybierając imię wielkiego świętego z Asyżu, chciał dać znak, iż to symboliczny powrót do ubóstwa i bliskości z ludźmi. Za tym poszły inne gesty: zrezygnował z pałaców watykańskich i zamieszkał w małym apartamencie w Domu św. Marty; sam nosił teczkę z dokumentami; skromność stała się jego dewizą. Szczególnie tej bliskości z ludźmi brakowało w poprzednim pontyfikacie. Benedykt XVI miał wiele innych zasług, ale na pewno był bardziej oddalony od ludzi. Tak go postrzegano. Po niemieckim, chłodnym papieżu empatia, jaką wykazywał papież z Ameryki Łacińskiej, była innowacją. Bergoglio od razu przedstawił się jako proboszcz, biskup Rzymu, pasterz Kościoła powszechnego i jego ojciec. Starał się być zawsze blisko ludzi i to przesłanie zostało zrozumiane przez wiernych. To bez wątpienia jest sukcesem tego pontyfikatu.

Te 10 lat było bardzo szczególne w historii Kościoła. W Watykanie mieszkało razem dwóch papieży: Franciszek i Benedykt XVI. Jakie były relacje między nimi?
– Pisząc książkę „Kolejny papież. Ratzinger, dymisja, starcie z Bergogliem” („Un altro papa. Ratzinger, le dimissioni e lo scontro con Bergoglio”, Rizzoli, Milano 2020), zrozumiałem, iż relacje między nimi były bardzo dobre, ponieważ dwaj papieże szanowali się nawzajem. Łączyło ich poczucie wspólnoty, choć najwyraźniej były to zupełnie różne osobowości. Mówimy o dwóch papieżach, którzy mieli zupełnie inne kierunki duszpasterskie, i dlatego to wszystko, co narastało, bardziej niż między nimi samymi rodziło się w środowisku, które ich otaczało. Powstały dwa ugrupowania, dwie frakcje, wykorzystujące wszystkie okazje, w których dochodziło do nieporozumień pomiędzy papieżem emerytem a papieżem urzędującym. Apogeum kontrowersje osiągnęły zaraz po śmierci Benedykta XVI, po zapowiedzi ukazania się książki „Tylko prawda”, będącej wywiadem z byłym sekretarzem osobistym papieża emeryta, abp. Georgem Gänsweinem, który był też szefem prefektury Domu Papieskiego, a więc przez lata pracował także dla Bergoglia. Z tego, co wiemy, Gänswein próbował wpłynąć na opóźnienie wydania książki, ale dziennikarz Saverio Gaeta i samo wydawnictwo mocno naciskali, aby zdobyć jak największą uwagę opinii publicznej. Dlatego oddźwięk całej sprawy był tak mocny.

Największym problemem Kościoła w tym stuleciu był skandal pedofilski. Czy Franciszek zrobił więcej niż jego poprzednicy? Czy Kościół zrobił wystarczająco dużo, aby zamknąć ten rozdział?
– Skandal wybuchł z olbrzymią siłą w 2011 r., jeszcze za pontyfikatu Benedykta XVI. Trzeba przyznać, iż kiedy ta globalna bomba eksplodowała, on sam próbował zrobić wszystko, aby się z tym uporać. Już podczas Drogi Krzyżowej w 2005 r. mówił o „brudzie, który trzeba usunąć”. Ratzinger był pierwszym papieżem, który rozpoczął kampanię „zerowej tolerancji” nadużyć wobec nieletnich w instytucjach kościelnych. Franciszek kontynuował ją z dużym impetem, również spotykając się podczas podróży z ofiarami i prosząc o przebaczenie. Mimo to z pewnością wciąż jest dużo brudu do posprzątania w Kościele. W jego zakamarkach pozostają wstyd i opór, które trwały dziesięciolecia i których wykorzenienie jest procesem złożonym i trudnym. Z pewnością można było zrobić więcej. Kościół ma jeszcze wiele do zrobienia w tej kwestii, aby definitywnie zamknąć ten bardzo bolesny i haniebny rozdział.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 11/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.

Fot. Shutterstock

Idź do oryginalnego materiału