Duchowość michalicka
„Chcemy być sobą, chcemy być sobą wreszcie”…, śpiewa Grzegorz Markowski. Tak tekst piosenki wyraża swoisty bunt przeciwko autorytetom, normom. Tak brzmi, wykrzykiwane na różne sposoby, pragnienie wielu ludzi, zwłaszcza młodych. Tak człowiek chce rozumieć wolność.
Jedno jest pewne: Bóg też nie kocha niewolnictwa. Ilekroć proponował spotkanym ludziom wartości największe, tylekroć odwoływał się do ich wolności. Mówił: „Jeżeli chcesz…, pójdź za Mną”.
„Być sobą”, „być wolnym”, „być na luzie”… plączą się ludziom pojęcia i pragnienia. Wolą jednak „być na luzie”, niż zachwycać się autentyczną wolnością.
Są dwa rodzaje „bycia na luzie”. Pierwszy polega na tym, by robić to, co się chce, a dokładniej to, co proponuje szatan. Szatan zaś proponuje np. wąchanie jakichś paskudztw, palenie trawki, wstrzykiwanie „kompotu” do żyły… Ktoś, kto sięga po te specyfiki, głosi swoją nonszalancją, iż jest wolny – jest „na luzie”… W tym samym jednak momencie słychać chichot Złego, który wie, iż teraz ten „luzak” będzie już musiał brać… Po prostu – będzie okrutnie zniewolony. A tani szpan, moda i narkotyk staną się tyranami wymuszającymi posłuch.
Drugi sposób bycia wolnym, bycia na prawdziwym luzie, to posłuszeństwo. Autentycznie wolny jest ten, kto słucha i jest posłuszny, a wzorem takiej wolności jest Chrystus, który – istniejąc w postaci Bożej – nie skorzystał ze sposobności, aby być na równi z Bogiem, ale ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię… (Flp 2, 6-9).
Duchowość michalicka wie, iż ten drugi rodzaj wolności – wolność prawdziwą, w sposób doskonały i najpiękniejszy znają aniołowie i Hostia. Anielska zgoda na uległość wobec woli Boga i kruchość białej Hostii to niedoścignione symbole wolności. Posłuszeństwa i adoracji więc, jako pierwszorzędnych narzędzi prowadzących do prawdziwego szczęścia, uczył błogosławiony ks. Bronisław Markiewicz. Do jednego ze swoich wychowanków pisał: „Śpiewaj, jak umiesz, a powiedz Panu Jezusowi, żebyś pragnął śpiewać i chwalić Boga jak Moce, Księstwa, Archaniołowie, Cherubini i Serafinowie wraz z Królową Aniołów, Maryją. Jest ich zwykle przy ołtarzu tysiące”. (Do ks. W. Chroboka, 18 X 1911). Ołtarz, aniołowie i Maryja – oto nauczyciele wolności. Tak, jest tu i Maryja, bo Ona, na głos anioła, wyraziła posłuszeństwo Bogu i stała się pierwszą Hostią: „Na to rzekła Maryja: Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa! Wtedy odszedł od Niej anioł” (Łk 1,38).
Czyż nie zdumiewa fakt, iż pięć lat później, w objawieniach w Fatimie, Bóg – w uderzający wręcz sposób – potwierdził nauczanie błogosławionego ks. Markiewicza? Gdy światu zagrażała nawała bolszewicka (objawienia pozostają w bezpośredniej bliskości z Rewolucją Październikową), Bóg prowadzi świat do wolności, ukazując Anioła, Eucharystię i Maryję… Przywołajmy jedno z trzech objawień Anioła, jakie poprzedziły przyjście Maryi do dzieci. S. Łucja opisuje je tak:
Miało to miejsce w październiku, albo w końcu września… Ukazał się nam Anioł po raz trzeci. Trzymał w ręku kielich, nad którym unosiła się święta Hostia, z której wypływały krople Krwi do kielicha. Nagle kielich z Hostią zawisł w powietrzu, a Anioł ukląkł na ziemi i powtórzył trzy razy modlitwę: „Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu, Duchu Święty, uwielbiam Cię ze czcią najgłębszą. Ofiaruję Ci Przenajświętsze Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo Pana naszego, Jezusa Chrystusa, obecnego na wszystkich ołtarzach świata, na przebłaganie za zniewagi, świętokradztwa i zaniedbania, które Go obrażają. Przez niezmierzone zasługi Jego Najświętszego Serca i Niepokalanego Serca Maryi, proszę Was o nawrócenie biednych grzeszników”.
Następnie, podnosząc się z klęczek, wziął znowu w rękę kielich z Hostią. Hostię podał mnie, a zawartość kielicha podał Hiacyncie i Franciszkowi do wypicia, mówiąc równocześnie: „Przyjmijcie Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, okropnie znieważonego przez niewdzięcznych ludzi. Wynagrodźcie ich grzechy i pocieszajcie waszego Boga”.
Potem znowu klęknął i odmówił z nami trzy razy tę samą modlitwę: „Trójco Przenajświętsza, itd.” i znikł. Poruszeni przez siłę nadprzyrodzoną, która nas otaczała, naśladowaliśmy we wszystkim Anioła, tzn. uklękliśmy jak on na ziemi i powtarzaliśmy modlitwy, które on odmawiał. Siła obecności Bożej była tak intensywna, iż nas prawie całkowicie pochłaniała i unicestwiała. Zdawało nam się nawet, iż przez dłuższy czas zostaliśmy pozbawieni używania zmysłów.
„Siła Bożej obecności”, „pozbawieni używania zmysłów”… Jak to nierealnie brzmi! A jednak są ludzie, którzy smak Boskiej wolności znają i dziś. Naprawdę są! Jedną z takich „smakoszek” znalazłem w wierszu s. Almy Pachuty – nazaretanki z Kalisza. Modliła się kiedyś w sanktuarium Matki Bożej w Pasierbcu koło Limanowej i nagle zobaczyła w prostej, rozmodlonej kobiecie: Hostię, Maryję, aniołów… i czar nieziemskiej wolności. Zapisała wtedy (zob. Spotkania-rozstania, Kalisz 2006, s. 56):
na kolanach szła do Ciebie
w chuście przeźroczystej
z przeźroczystym sercem
jasna jak dłoń dziecka
o co prosiła
nie wiem
zawstydza wiara staruszek
w otwieranie się niebiosów
na słowa „Zdrowaś”
złociste anioły
z głównego ołtarza
poruszyły skrzydłami
szczerego wzruszenia
kiedy wychodziła
bocznymi drzwiami
zgodzona choćby na niewysłuchanie
milczenia szurających kolan
Tak! Są mądrości, które tylko prostaczkom Bóg objawia! Ci są prawdziwie wolni – jak dzieci z Fatimy i staruszka z Pasierbca.
Ks. Ryszard Andrzejewski CSMA
Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (1/2007)