
Zachęta Św. Alfonsa Marii Liguori’ego o nabożeństwie do Matki Boskiej Bolesnej.
Źródło: Arka pociechy 1880
Kto pragnie żywe w sercu swoim przechowywać do Przenajświętszej Panny nabożeństwo, powinien często Jej Boleści rozpamiętywać. Nimi to bowiem pozyskała Ona te niezmierzone zasługi swoje przed Bogiem, które po Zasługach Męki Pańskiej są największym Skarbem Kościoła; przez nie stała się najpodobniejsza do Boskiego Syna Swojego i przez nie dostąpiła tytułu Współodkupicielki rodu ludzkiego, jak ją Ojcowie Święci nazywają.
Święty Alfons Liguori, zachęcając dusze pobożne do nabożeństwa do Matki Bolesnej, przytacza dwa następujące objawienia. Jedno, w którym Pan Jezus tak przemówił do pewnej duszy Błogosławionej: „Drogimi są w oczach moich łzy wylane nad rozmyślaniem Męki Mojej; ale tak kocham Matkę Moją, iż gdy kto rzewnie rozpamiętywa Jej Boleści, jeszcze Mnie to więcej ujmuje“.
Drugie objawienie przytoczone przez tegoż Świętego jest następujące, a wyjęte z najpoważniejszych podań pierwszych wieków Chrześcijaństwa: niedługo po Wniebowzięciu Przenajświętszej Maryi Panny Święty Jan Ewangelista ujrzał Pana Jezusa i Matkę Bożą, proszącą Go o szczególne Łaski dla wszystkich mających nabożeństwo do Jej Siedmiu Boleści. Chrystus Pan zadość czyniąc Jej prośbie przyrzekł:
- Że ktokolwiek uciekać się będzie do Zasług Boleści Matki Bożej i przez nie prosić będzie o potrzebne Łaski, może być pewnym, iż nie umrze bez szczerej pokuty za grzechy.
- Że uwolnionym będzie od przerażenia i ucisków wewnętrznych, ostatniej godzinie życia zwykle towarzyszących.
- Że będzie miał Łaskę serdecznego nabożeństwa i do Męki Pańskiej i za to szczególną nagrodę otrzyma w Niebie.
- Na koniec, iż wszyscy pobożną cześć oddający boleściom Matki Przenajświętszej mieć Ją będą za swoją szczególną Panią i Władczynią, i iż Marya nimi rozporządzać będzie według Najmiłościwszej Woli Swojej w sposób szczególniejszy.
Wyżej przytoczony Św. Alfons dodaje w końcu, iż różne poważne dzieła liczne przytaczają przykłady i wypadki na stwierdzenie tego podania.
Duszo pobożna weź to do serca twego.
Uwaga o odpustach.
Źródło: Głos duszy 1881;
Odpusty. Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych opr. X. Augustyn Arndt 1890r.
Benedykt XIV, sławny i uczony Papież, polecał Brewem d. 16 grudnia 1746r., bardzo gorąco rozmyślanie, i bardzo słusznie, mało bowiem jest ćwiczeń pobożnych, z których by Chrześcijanie mogli czerpać skuteczniejsze środki do zapewnienia sobie wytrwania i postępu w cnotach.
„Dajcie mi kogoś, który co dzień choć kwadrans poświęca rozmyślaniu powiedziała Św. Teresa, a ja mu obiecuję Niebo“.
Odpusty:
1) Zupełny raz na miesiąc w dzień dowolnie obrany, jeżeli kto przez miesiąc co dzień rozmyśla przez pół godziny lub przynajmniej przez kwadrans. Warunki: Spowiedź, Komunia Święta i modlitwa pobożna na zwyczajne intencje.
2) 7 lat i 7 kwadragen za każdy raz, gdy kto w kościele lub gdzieindziej, publicznie lub prywatnie, naucza innych o sposobie rozmyślania, albo gdy kto tej nauki słucha. Warunek: Spowiedź, Komunia Święta za każdym razem.
3) Odpust zupełny raz na miesiąc w dniu dowolnie obranym, gdy kto pilnie naucza, albo się dał pouczyć. Warunki: Spowiedź, ilekroć z sercem skruszonym przyjmą Komunię Świętą i modlitwa na zwyczajne intencje. (Benedykt XIV. Brew. dn. 16 grudnia 1746r.)
Wszystkie te odpusty można ofiarować za dusze wiernych zmarłych.
Pobożne ćwiczenie na cześć Matki Boskiej Bolesnej w Wielki Piątek i inne piątki roku.
Odpusty:
1) Odpust zupełny dla tych, którzy we Wielki Piątek w czasie od (około) godziny trzeciej po południu aż do godziny 11. rano w Wielką Sobotę zajmują się publicznie lub prywatnie przez godzinę albo przynajmniej przez pół godziny rozmyślaniem lub pobożnymi modlitwami, współbolejąc nad boleściami Najświętszej Maryi Panny po Śmierci Zbawiciela. Odpust ten zyska się w dniu, w którym czyni się zadość obowiązkowi wielkanocnemu.
2) Odpust 300 dni w każdym tygodniu, gdy kto podobne ćwiczenia odprawia przez godzinę lub pól godziny w czasie od 3. godziny po południu w piątek aż do rana niedzieli.
3) Odpust zupełny co miesiąc w jednym z ostatecznych dni dla tych, którzy w tydzień nabożeństwo to odprawiali.
Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.
(Pius VII Reskr. Sekret. Memoryał. 24 25 lut. i 21 marca 1815, najpierw na 10 lat, potem Reskr. Św. Kongr. z 18 czerwca 1812 na zawsze).
WEZWANIE DO DUCHA ŚWIĘTEGO
V. Racz przyjść Duchu Święty i napełnić serca wiernych Twoich.
R. A ogień Miłości Twojej racz w nich zapalić.
V. Ześlij Ducha Twego, a będą stworzone.
R. A cała ziemia będzie odnowiona.
V. Módlmy się: Boże! Światłem Ducha Świętego serca wiernych nauczający, daj nam w Tymże Duchu poznawać co jest dobrem, i zawsze obfitować w pociechy Jego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Który z Tobą i z Duchem Świętym żyje i króluje, Bóg w Trójcy Świętej Jedyny na wieki wieków.
R. Amen.
DZIEŃ 28.
CYKL I.
Ks. Józef Raba TJ – Matka Bolesna
ROZWAŻANIE. WNIEBOWZIĘTA PRZEKAZUJE NAS NIEBU.
Najświętsza Marya Panna została wzięta do jak Nieba. „Po zakończeniu Swego ziemskiego życia to określił Papież Pius XII — została z Duszą i Ciałem wzięta do Chwały Niebieskiej” (Bulla dogmatyczna o Wniebowzięciu).
Wniebowzięcie stanowi ukoronowanie całego życia Matki Bolesnej. Kończy się chwałą, podobnie jak życie Jej Syna. Czytamy w Liście Św. Pawła Apostoła, iż „Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci — śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu Imię ponad wszelkie Imię” (Flp 2, 8-9).
Matka Jezusowa była również przez całe Swoje Życie posłuszną Służebnicą Pańską. Toteż i Ona dostąpiła po zakończeniu Życia doczesnego uwielbienia i Chwały tak wielkiej, iż wyniesiona została, jak mówimy w Liturgii „ponad Chóry Anielskie, do Niebieskiego Królestwa”.
Chrystus Pan przez Swe Zmartwychwstanie okazał się Zwycięzcą śmierci. Śmierć pojawiła się na świecie i stała się udziałem wszystkich ludzi na skutek grzechu pierworodnego. Chrystus Pan przyniósł nam wyzwolenie z grzechu i śmierci. Kto dzięki Niemu oczyści się z grzechów, tego udziałem stanie się zmartwychwstanie do życia.
Najświętsza Marya Panna miała Swój udział w Jezusowym zwycięstwie nad grzechem i śmiercią. Jej udział w Zwycięstwie Pana Jezusa nad grzechem wyraża się w Jej Niepokalanym Poczęciu. Udział zwycięstwie Pana Jezusa nad śmiercią wyraża się w Jej wzięciu do Nieba.
Nie wiemy, czy Matka Najświętsza zaznała śmierci. Ale jeżeli tak, to śmierć Jej była zaśnięciem na krótką chwilę. Zaraz bowiem po skończeniu Życia w uwielbionym na Wzór Zmartwychwstałego Chrystusa Ciele dostąpiła Chwały w Niebie.
Papież Pius XII w Konstytucji Apostolskiej Munificentissimus Deus, określającej dogmat o Wniebowzięciu NMP tak o tym naucza: „…osiągnęła wreszcie to jak gdyby najwyższe uwieńczenie swoich przywilejów przez to, iż zachowana została od skażenia grobowego i tak jak Syn Jej, zwyciężywszy śmierć, z ciałem i duszą wzięta została do Niebieskiej Chwały, gdzie ma jaśnieć jako Królowa po Prawicy tegoż Syna swojego, Nieśmiertelnego Króla wieków”.
Ale jak dla nas przyszedł na świat, tak dla nas też wstąpił do Nieba, by nam przygotować miejsce w Domu Ojca. Mówił o tym wyraźnie do Apostołów, a w ich osobach do wszystkich Swoich wyznawców. Modlił się o to w Wieczerniku: „Ojcze, chcę, aby ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja będę, żeby ujrzeli Chwałę Moją, której Mi udzieliłeś” (Jan 5 17, 24). Nie może być inaczej. Wszak wszyscy wierzący i miłujący Chrystusa Pana tworzą z Nim jedno Ciało, jeden nadprzyrodzony Organizm, jednego Chrystusa Mistycznego. Zwycięstwo i uwielbienie Głowy pociąga za sobą zwycięstwo i szczęście członków. Gdzie Głowa, tam i całe Ciało. Chrystus Pan bez Swego Organizmu i cząstki mistyczne bez Głowy — to przecież monstrualne kalectwo. „Chrystus zmartwychwstał i my zmartwychwstaniemy” — głosi Św. Paweł Apostoł, Chrystus Pan wstąpił na Niebiosa i my tam się wzniesiemy.
Ale nie o własnych siłach. Tu potrzeba nadprzyrodzonych mocy, które nazywamy Łaską. Potrzeba Łaski nowego w Panu Bogu z Chrystusem Panem życia. Potrzeba nowego nadprzyrodzonego działania, cnót i dobrych uczynków. Ponad wszystko trzeba miłości wiernej, ofiarnej i do końca wytrwałej.
I tutaj zaczyna się zadanie Maryi. Pan Bóg chce, by Ona brała udział w każdym Wniebowstąpieniu odkupionych ludzi, by przesyłała do Nieba żywe członki ich Mistycznej Głowy; by zjednoczona z Synem w Męce, Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu współzbawiała wszystkie cząstki nadprzyrodzonego Ciała — wszystkie dane Jej przez Pana Boga dzieci, całą Bożą Brać Pana Jezusową.
To są właśnie zadania jej duchowego Macierzyństwa. Od momentu Wcielenia poprzez Golgotę i Zmartwychwstanie Pana Jezusa współwysłużyła nam Marya skarb nowego w Panu Bogu życia, Razem z Odkupicielem dała początek temu nadprzyrodzonemu życiu ludzi odkupionych, jako nasza Współodkupicielka. To jej najistotniejsza pozycja w Królestwie Bożym: stoi w sercu Kościoła Świętego u źródeł nadprzyrodzonego życia.
Co więcej — Ona stoi u źródeł Łaski każdego z osobna człowieka, który Mocą Odkupienia staje się członkiem Kościoła Chrystusowego. Bo gdziekolwiek jest życie, tam jest matka. Wszelki przejaw życia Łaski w Kościele Świętym zakłada obecność Maryi. Matki odrodzonych w Duchu Świętym. Bezpośrednio czy pośrednio, wprost sprowadzając Łaski do dusz naszych czy przez działanie Sakramentów Świętych — zawsze i wszędzie krząta się i zabiega Marya, jako Ta, co wciąż poczyna, rodzi i rozwija życie do pełni Chrystusowej. Właśnie Matka nasza, bo pełniąca niestrudzenie macierzyńskie funkcje wraz z macierzyńskimi troskami (aż do łez włącznie!), zawodami, ale i wraz z pociechami matczynego Serca.
W ten sposób Matka przekazuje Niebu Swoje dzieci. Gromadzi wokół Mistycznej Głowy krocie przemienionych chwalebnie cząstek, wciąż pomnaża Bożą rodzinę w domu Ojca Niebieskiego przygarniając do siebie jednym, szerokim gestem i swego „Pierworodnego między braćmi swymi” i zarazem wszystkich Jego braci przez Łaskę Bożego Dziecięctwa.
W tej Macierzyńskiej Miłości nie spocznie do końca świata. Do Dnia Sądu Ostatecznego będzie wciąż rodzić i wychowywać dzieci Boże i Swoje dzieci. Bo Matka z natury swego macierzyństwa jest Wychowawczynią. Ona nie tylko strzeże danego dziecku życia, ale je kształtuje, bogaci, doskonali i sprowadza dojrzałość. Każda matka! Najświętsza i najlepsza z matek pełni i pełnić będzie Swą rolę przez czasy i pokolenia; jest bowiem Matką ludzkości powszechną i wieczną, jak Chrystus jest Zbawicielem wszystkich i na wieki, jak Pan Bóg jest Ojcem naszym od wieków pod wszystkie wieki.
„Czekasz na mnie Ojcze od wieczności. Stworzyłeś dla mnie Niebo i ziemię. Dałeś mi Ojcze, Jedynego Swego Syna, Jezusa Chrystusa, aby mnie z powrotem ku Sobie sprowadzić, bo kochasz mnie Miłością Odwieczną (por. Ks. Jer. 31, 3). Śmierć moja nie będzie niczym innym jak tylko wielkim odkryciem Twej Nieskończonej Tkliwości, bo Twoje Słowa i czyny Miłości nie mogą mi przecież sprawić zawodu. Przemawiają one jaśniej i pewniej niż Twoje stworzenie, bo Duch Twój objawił je jako „Prawdę”.
Czy będę drżał z lęku przed Twoim Obliczem?… Nie mogę się niczym przed Tobą popisać, bo wszystko, co mam, wszystko, czym jestem, zawdzięczam Twej dobroci. Mam jednak tym samym wiele, mam wszystko: wiarę w Twą Nieskończoną Miłość, pewność Twej Wiecznej Miłości, Ty jesteś tym Ojcem, Który co dzień wspina się na pagórek i rozgląda się wokoło, czy z dala nie wraca Jego zagubione dziecko (zob. Łuk. 15, 20).
To, iż kochasz mnie jak i wszystkich, stanowi me największe bogactwo. To Twoja Miłość rozstrzyga o wieczności mojej i nas wszystkich. Ze względu na mnie nie oszczędziłeś Jedynego własnego Syna! Skoro tak mnie kochasz, jakżeż mam drżeć z lęku przed Twym Obliczem? Będę się cieszył z Tobą z Twej radości. Z radosnym sercem zasiądę przy stole Twej Dobroci i jak dziecko powtarzać będę stale: „Dałeś mi, Ojcze, więcej niż obiecywałeś” (Ps 138, 4).
To nie pycha tak mówić, to pieśń pochwalna na cześć Twej Dobroci, której Sam mnie nauczyłeś. Jakże wspaniała będzie odtąd łączyła nas zażyłość. Na ziemi raczyłeś obrać Sobie mieszkanie we mnie (J 14, 23), a teraz chcesz, żebym ja w Tobie zamieszkał. Któż by nie zaryzykował takiej zmiany?
O, nie jestem tego godzien, nie zasługuję na coś podobnego… Ale Ty wiesz o tym lepiej niż ja. Dlatego będę się powstrzymywał od wydawania sądu o Twej Miłości, bo to, iż ktoś kocha mnie takiego, jakim jestem, jest możliwe jedynie dla Ciebie, który mnie tak niegodnego, tulisz w uścisku Miłości Odwiecznej. Gdy zawołasz przyjdę, uradowany, iż spotykam Ojca!” /O. Gerebern Mens OFMCap./. Amen.
CYKL II.
Źródło: Matka Bolesna wzór dla cierpiących wolne tłumaczenie dzieła O. Fabera Oratorianina pod tytułem: „U Stóp Krzyża” przez O. Prokopa Kapucyna, 1895r.
ROZWAŻANIE. Siódma Boleść. ZŁOŻENIE PANA JEZUSA DO GROBU. §. IV. Czego nas uczy Przenajświętsza Matka w Swojej siódmej Boleści.
Lecz i ta siódma Boleść, jak i każda z poprzedzających, zawiera w sobie wiele najzbawienniejszych i jak najpotrzebniejszych dla nas nauk. Nauki zaś te odnoszą się nie tylko do sposobu w jakim Panu Bogu służyć powinniśmy, ograniczając się na pospolitym trybie życia dobrego Chrześcijanina, ale oraz pobudzać nas powinna do służenia Panu Bogu z miłością gorętszą od tej z jaką Mu dotąd służyliśmy, z większą gorliwością i z większą cierpliwością w przeciwnościach i strapieniach jakie nas spotykają. Pośpiech z jakim Marya odeszła od Grobu Syna, ażeby wrócić do Swoich zwykłych zajęć i spełnić w tym Wolę Boską, uczy nas, iż obowiązkom naszym zawsze pierwszeństwo dawać powinniśmy nad wszelkimi innymi względami, i iż gdy one tego wymagają, powinniśmy wyrzec się pociech duchowych. Tymczasem, ze skrytych, a zawsze mądrych i dobrotliwych Rozporządzeń Opatrzności, często się wydarza, iż obowiązkowe nasze zajęcia, pozbawiają nas pociechy przebywania z Panem Jezusem. W życiu domowym, rodzinnym nieraz miłość bliźniego zmusza nas zrobić ofiarę z tego, co by przyczynić się mogło do naszego postępu na drodze pobożności, a którą to ofiarę choćby drudzy nie poczytują nam na zasługę, nie przypisują teg0 działaniu Łaski, ale pobudkom czysto ludzkim. Zawsze trudno nam to zrozumieć, iż nic nie przyczynia się bardziej do naszego postępu duchowego, jak umartwienie własnej woli, i iż przykrości jakich doznajemy z mimowolnego opuszczenia niektórych dowolnych ćwiczeń pobożnych, dla spełnienia obowiązków naszego stanu, jest jednym ze środków najbardziej nas uświęcających. ale przydać tu potrzeba, iż takowe opuszczania są tym wtedy i póty tylko, dopóki są dla nas przykrością. Inaczej bowiem, przestając być przykrością, przestają być umartwieniem; a co gorsza, gdy nas opuszczenia takowe nic nie kosztują jest to oznaką, iż duch światowy zawładnął nami. W takich więc razach, należy mieć się na wielkiej baczności i chociażby nas niesłusznie posądzono o samolubstwo, nie zaniedbywać tych środków, bez których zbawienie nasze byłoby wystawione na niebezpieczeństwo.
Lecz jeżeli zaniechanie naszych dowolnych ćwiczeń pobożnych, wymagają już same zwykłe pospolite stosunki domowe, rodzinne, — toć tym bardziej ustąpić one powinny, gdy idzie o spełnianie jakich uczynków miłosierdzia chrześcijańskiego. Na nieszczęście bowiem, i przy pobożności choćby miłość własna nie łatwo w nas zamiera, a pobożność fałszywą z natury swojej jest samolubną, i przez to tak bardzo gorszy drugich i od pobożności najwięcej ludzi światowych odstręcza. Natura nasza tak jest skażoną, tak zepsutą, tak złą, iż najzbawienniejsze środki, przez ich nadużycie albo raczej przez ich niewłaściwe użycie chybiają swego celu, i sprawdza się wtedy to łacińskie przysłowie: Corruptio optimi pessima, zepsucie złe użycie tego, co jest samo w sobie doskonałym jest rzeczą najgorszą. A stąd gdy nie kierujemy się roztropnym umiarkowaniem, choćby najzbawienniejsze dowolne ćwiczenia pobożne, gdy się sprzeciwiają miłości chrześcijańskiej, będą objawem fałszywej pobożności, a więc i fałszywej miłości Pana Jezusa. Fałszywą zaś będzie taka pobożność i fałszywą taka miłość Pana Boga, bo będzie to czymś tylko uczuciowym, czymś dogadzającym chwilowemu usposobieniu, a pozbawionym tego zaparcia własnej woli, bez którego nie masz prawdziwej miłości Pana Boga, a więc i prawdziwej pobożności. Robić w takich razach ustępstwa dla drugich, nie mieć czasu do modlenia się wtedy kiedy byśmy tego pragnęli, stosować ćwiczenia nasze pobożne do wymagań osób, którym ulegać wypada — wszystko są to rzeczy nie łatwe i nie bardzo bezpieczne, a stąd wymagające wielkiej roztropności i ciągłej a żywej obawy, żebyśmy w końcu duchowi świata nie ulegli. Nie mniej jednakże, bywa to dzielnym środkiem uświęcenia, zwłaszcza dla tych, którym albo ich obowiązki, albo ich stan zdrowia nie dozwalają wieść życie umartwione i ostrzejszej pokucie oddane.
Użycie czasu, już to z powodu uciążliwości przywiązanej do stałego jednostajnego rozkładu zajęć, już to z powodu niemiłych natręctw osób nie mających na to względu, — jest także polem do zbierania wielu zasług z umartwienia się, dla starających się miłować Pana Boga najbezinteresowniej; wśród nieuniknionych płochości i wymagań życia światowego. Jest to zaś rodzajem umartwienia niemałego, a więc i obfitego w zasługi, w którym ćwiczyć się powinny osoby pragnące, żyć pobożnie, a nie mogące oddać się całkowicie rodzajowi życia wyłącznie temu poświęconemu. Jest to jednakże szkopuł, o który rozbija się wiele dusz pobożnych, a zwłaszcza w początkach swego wstąpienia na tę drogę. Albo nie zachowując adekwatnej co do tego miary, obrażają miłość bliźniego, i dopuszczają się najwyraźniejszych przeciw niej przekroczeń lub opuszczeń, — albo znowu, nie dość pilnie strzegą się, żeby duch światowy, wśród którego żyją, pod pozorem miłości bliźniego, za wiele od nich wymagając, nie zapanował nad nimi i nie sprowadził ich na swoje zgubne manowce. Dla osób tez to w takim będących położeniu, niezbędnym jest przewodnictwo duchowne, a w zupełnej niemożności mienia takowego, ciągłe uciekanie się do Maryi, i upraszanie sobie przez Nią potrzebnych wtedy Łask szczególnych. Albowiem te dusze nawet, które już na drodze pobożności znaczny postęp uczyniły, chociaż wiedzą dobrze, iż odejść od Pana Jezusa, jak Go odeszła Marya pozostawiając w Grobie, być pozbawionym uczuciowego przekonania Jego przy nas i w nas Obecności, bywa w wielu i bardzo wielu razach pożyteczniejszym dla nas, aniżeli zażywanie pociech z obcowania z Panem Bogiem wyłącznie — to jednakże pomimo tego nie łatwo się im do tego stosować. Tak to bowiem natura z trudnością się ujarzmia, i domaga się zawsze zadowoleń swojej czułostkowości.
Lecz gdy Marya, wróciwszy od Grobu Pańskiego, zamknąwszy się w mieszkaniu Św. Jana, nie szukając w niczym i od nikogo pociechy, oddaje się smutkowi, czyż z tego nie możemy zawnioskować, iż to uniewinnia tych, którzy niejako lubują się w swoim strapieniu i ciągle się w nim myślą zatapiają? Otóż tu trzeba rozróżniać smutek od smutku. W rzeczach odnoszących się do Pana Boga, smutek tak dalece różni się od smutku doznawanego z pobudek ludzkich naturalnych, jakimi są wszelkie straty doczesne drogo nas kosztujące, — iż nie mamy prawa oddalać go od siebie i szukać w nim pociechy, dopóki Łaska rozbudza go w sercu naszym. Smutek bowiem takowy i wynikające z niego cierpienia, jest tak dalece czymś innym jak cierpienie czysto ludzkie, iż nie ma żadnej obawy, żeby dogadzało tylko czułostkowości naturalnej i zadawalało samolubstwo. Oddawać się smutkowi w rzeczach odnoszących się do Pana Boga, nie jest pieszczotliwością, ale odpowiadaniem Łasce ten rodzaj smutku w nas rozbudzającej. Gdy tymczasem, oddawanie się smutkowi z pobudek naturalnych wynikającemu i jakby lubowanie się w nim, sprawia, iż przestaje on być cierpieniem. Albowiem wtedy bardzo dogadza on miłości własnej, przywodząc nas do zapatrywania się na nas samych jakby z jakimś uwielbieniem, a co najmniej z tkliwym litowaniem się, i przez to wszelki hart odejmuje duszy.
A stąd, żal za własne grzechy, smucenie się z powodu obrazy Boskiej, której inni się dopuszczają, zmartwienie doznawane z powodu ciężkich jakich przejść Kościoła Świętego, serdeczne współubolewanie nad Męką Pańską i nad Boleściami Przenajświętszej Matki, nie są to smutki ludzkie, naturalne, ale są to wprost działania Łaski, a więc im poddawać się trzeba, i zupełnie inne sprawiają one skutki, od następstw smutku czysto ludzkiego, naturalnego. Taki więc smutek powinniśmy w sobie rozżywiać, powinniśmy rozbudzać wspomnienia mogące go wywołać, i choćby może wypadałoby i starać się o to, żeby w smutkach, z powyższych powodów powstających, chociażby najsilniejszych, dusza nasza jak najgłębiej i o ile możności ciągle zanurzoną była. Wszakże i w tym chronić się trzeba złudzeń, gdyż i w tym nie łatwo zachować nam miarę odpowiednią do naszej nędzy. Maryi tylko wolno było bez żadnego ograniczenia i bez najmniejszej obawy złudzeń, oddawać się smutkowi, jakiego doznała w złożeniu Pana Jezusa w Grobie, i gdy wróciwszy do mieszkania Świętego Jana, zamknęła się w nim, zamykając całą Swą Duszę w tej siódmej Swojej Boleści.
Ta zaś ostatnia Przenajdroższej naszej Matki Boleść, uczy nas i tego także, iż nie masz większego i prawdziwszego smutku, jak ujrzeć się bez Pana Jezusa. Nastaje wtedy w duszy zaćmienie, pogrążające ją w ciemności nocne grubsze jak podczas zaćmienia na Kalwarii, gdy Pan Jezus konał. A jednakże, jeżeli ukrycie się przed nami Pana Jezusa nie jest spowodowane naszą winą, ale jest tylko próbą, przez którą raczy On przeprowadzać duszę, dając jej zakosztowywać goryczy siódmej Boleści Maryi, — wśród ciemności zalewających ją wtedy, słyszy Ona Pana Jezusa lepiej jak kiedykolwiek i widzi Go wyraźniej, bo wszystko wkoło Niej ciemne i wszystko co z tego świata milczy. Są to prawdziwe ciemności, wprowadzające duszę niemi ogarniętą jakby współuczestniczenie z męką ciemności piekielnych. Zesłane na próbę duszy i jej ostateczne oczyszczanie, są z cierpień na ziemi doznać się mogących najcięższymi. A jednakże bez ich przebycia, z wyjątkami niezmiernie rzadkimi, nie dochodzi się do szczytu doskonałości, do doskonałego zjednoczenia duszy z Panem Bogiem. Bez wątpienia straszną jest to męką; jednakże szukać na nią ulgi w stworzeniach, w pociechach ludzkich, byłoby i próżnym i z wielką szkodą duszy. W tej świątyni cierpień oczyszczających, uświęcających, w której Sam Pan Bóg w sposób szczególny i wyjątkowy działa, Pan Bóg Sam w Sobie uważany za wszystko starczyć powinien. Mówimy zaś: Pan Bóg Sam w Sobie uważany, to jest, iż sama myśl, iż Pan Bóg jest i Chwały Swojej zażywa od wieków, powinno nam za wszystko wystarczać, choćby i za to, iż Go przy sobie nie czujemy, iż nie tylko Jego pociech nie doznajemy, ale się nam wydaje, żeśmy Gniew Jego na siebie ściągnęli. Bóg mój i wszystko moje! — te słowa wielkiego Św. Ojca Franciszka, trzeba nam wtenczas z głębi serca powtarzać i łączyć ciężkie cierpienia wtedy doznawane, z cierpieniami siódmej Boleści Maryi. Były one koroną, uwieńczeniem, zakończeniem wszystkich Jej Boleści, a wyniesieniem Jej Błogosławionej Duszy do najwyższego już szczytu świętości. Staną się też one i dla nas, jeżeli w nich mężnie wytrwamy, środkiem dojścia do takiej doskonałości, jakiej Pan Bóg domaga się od dusz, które przez taki czyściec ziemski przeprowadzać raczy.
Lecz jest inna jeszcze nauka, którą nam daje ta siódma Boleść Przenajświętszej Matki.
Po rozstaniu się z Panem Jezusem przy Jego Grobie, aż do chwili Jego Zmartwychwstania, Marya nie opuściła żadnego ze zwykłych Swoich zajęć. Oddawała się im jakby całym Sercem, a jednakże Serce Jej, albo raczej cała Jej Dusza, Sercem była z Panem Jezusem w Grobie. I to właśnie każde strapienie, każdy smutek, każde cierpienie powinno czynić z nami. Cierpienie święcie znoszone, zamyka nas w Woli Boskiej, jakby w Przenajświętszym Grobie. Pogrzebią naszą miłość własną owiniętą w śmiertelną dla niej płachtę strapienia, i składa ją w wykuty otwór Woli Boga względem nas, jak Marya złożyła Przenajświętsze Ciało Pana Jezusowe w otwór wykuty na to w jaskini. Cierpienie — to jest misjonarzem niebieskim, jest najwymowniejszym orędownikiem Woli Najwyższej względem nas, i gdy wszelkie Łaski są takimiż Apostołami Boskimi, cierpienie jest tych Apostołów książęciem. Kościół Święty jak na Piotrze, tak i na cierpieniu zbudowany, i na nim trwa i utrzymuje się: „A bramy piekielne nie przemogą Go” (Mat. 16, 18), Pan Jezus będzie z nim po wszystkie czasy aż do końca (por. J 16, 25). Cierpienie to, byle święcie znoszone, wykopuje grób dla samolubnego ja, zasypuje go ziemią, okadza, zamyka nad nim wieko, i na jego grobie zasiewa kwiaty najcudowniejszą woń wydające. Wielką zaś tajemnicą cierpienia tak błogie skutki przynoszącego jest, iż ono serce nasze z piersi, w których bije, łatwiej jak co innego, przenosi w zranione Serce Pana Jezusa i w przeszyte siedmiu mieczami Serce Maryi, co z trudnością i rzadko kiedy następuje inaczej. Błogosławiony więc, szczęśliwy, komu co chwila nastręcza się sposobność, uświęcania się cierpieniem.
Tak wtedy przyszliśmy w rozważaniach Boleści Przenajdroższej Matki naszej do ich końca, a do chwili mającej rozpocząć ostatnie lat piętnaście Jej błogosławionego pobytu na ziemi. Jak więc pierwsze piętnaście lat Swego Życia, spędziła Marya bez Pana Jezusa, tak i takiż przeciąg czasu spędzi bez Niego od Wniebowstąpienia Pańskiego aż do Swego Wniebowzięcia. Z tą jednakże różnicą, iż w pierwszych piętnastu latach Swoich, posiadała w umyśle i Sercu tylko obraz mającego przyjść Mesjasza, a w przeciągu ostatnich lat piętnastu posiadała Go już w Sobie najrzeczywiściej i bez przerwy w Komunii Świętej, w której Obecność Pana Jezusa Sakramentalna trwała zawsze od jednej do drugiej, stając się niewyczerpanym źródłem coraz to wyższej Jej Świętości.
Cokolwiek bądź, Życie Przenajświętszej Matki Boga, było jakby nieprzerwanym pasmem cierpień mniejszych lub większych, wyraźniej lub mniej wyraźnie się objawiających. Młodość spędziła w ubóstwie i w tej ciągłej tęsknocie za niebem, do którego takie jak nikt z ludzi, jak nikt z Aniołów, miała prawa. Stawszy się Matką, od chwili zaofiarowania Dziecięcia Jezusa w Świątyni, po wysłuchaniu proroctwa, które kazał Pan Bóg Symeonowi ogłosić Jej wtedy — już pierwszy Miecz Boleści przeszył Jej Serce i z niego odtąd, ani na chwilę, nie wyszedł. Albo adekwatniej mówiąc, wszystkie już siedem Mieczów Swoich Boleści nosiła w Duszy od tejże pory, gdyż duchem prorockim obdarzona, miała Sobie najwyraźniej objawionym, co Jej Najdroższego Syna czeka, a więc jakie Ją, wszelkie pojęcie przechodzące spotkać mają cierpienia. Aż nareszcie, nadchodząc one w swojej smutnej siedmiorakiej, — jak je rozdzielił Kościół Święty — kolei, doprowadziły Ją i do tej ostatniej Siódmej Boleści, którąśmy dopiero co rozważali. Można więc powiedzieć, iż przeznaczeniem Maryi było przedstawić na Swojej Przenajświętszej Osobie, wszelką możliwość Cierpienia, a już nie tylko takiego, które by istota stworzona przenieść była w stanie, ale aż takiego jakiego doznać mogła najpodobniejszego do Cierpień Pana Jezusa, dusza, nie będąca jednak tak połączoną z Bóstwem, jak w Panu Jezusie, a obdarzona cudowną, nadprzyrodzoną zdolnością cierpienia, i również cudowną możliwością przeniesienia ich w takim stopniu. I inaczej, iż tak rzeknę, być nie mogło, skoro przez cierpienia to wszelkiego rodzaju, przez straszną Mękę i okrutną śmierć Swoją, miał Pan Bóg, Wcielając się w Jej Przeczystym Łonie, świat zbawić. Nadludzkie Boleści Maryi, były nieoddzielne od Jej nadludzkiego Boskiego Macierzyństwa, które Ją uczyniło Matką Tego, kKtóry z pomiędzy wszystkich ludzi, jacy kiedy najwięcej cierpieli i cierpieć będą do końca świata, przez samego Ducha Świętego nazwanym jest Mężem Boleści (Ks. Iz. 53, 3). Boleści Maryi nie są tylko ważnymi i najbardziej poruszającymi wypadkami z Jej Życia, nie są to tylko środki użyte przez Pana Boga do doprowadzenia Ją do tego szczytu świątobliwości, która Ją wyżej nad wszelkie twory Rąk Boskich stawia; ale były to przejścia dla Niej konieczne jako Matki Boga, Który z Niej przyjął na Się Człowieczeństwo, żeby w Nim Cierpieć do najwyższego stopnia i umrzeć śmiercią najhaniebniejszą w oczach ludzkich i najboleśniejszą. A stąd, Boleści Maryi, adekwatnie się na nie zapatrując, nieoddzielne są od Jej Osoby; bez nich Matka Zbawiciela pojąć by się nie dała. Rozważanie też to tych Tajemnic z Jej Błogosławionego Życia, dozwala nam zrozumieć nieco lepiej czym Ona jest; daje nam Ją poznać, o ile na to ograniczone nasze pojęcie zdobyć się może, co zawsze dalekim jeszcze być musi od rzeczywistości.
Stąd też pierwsze piętnaście lat Jej Życia, począwszy od Niepokalanego poczęcia, były przygotowaniem do Jej Boleści, jak znowu ostatnie piętnaście, począwszy od Zesłania Ducha Świętego, były ich dojrzeniem i zbieraniem z nich owoców, podnoszących Jej Duszę do najwyższego jaki tylko być może szczytu doskonałości, do coraz ściślejszego jednoczenia Jej z Panem Bogiem, do ciągłego jakby Jej wstępowania do Nieba, aż do chwili, gdy Tam razem z Tąż Duszą i Ciałem wziętą została. Przez te ostatnie lat piętnaście, morze Jej Boleści uciszyło się i stało się otchłanią przeźroczystą, niezgłębioną, jasną; otchłanią miłości najgorętszej i najczystszej, na jaką zdobyć się może istota stworzona, a której to miłości aktu najwyższe wytężenie, spowodowało rozwiązanie Jej Duszy z Ciałem i przeniesienie Jej z Tąż Duszą i Ciałem na Łono Trójcy Przenajświętszej. Niebotyczny gmach Boleści Maryi, które nieoddzielne być miały od Jej Macierzyństwa Boskiego, musiał mieć odpowiednie mu podwaliny, odpowiednie fundamenta, w Łaskach udzielonych Jej w pierwszych piętnastu latach Jej Życia, przygotowujących Ją i uzdalniających do tych Boleści. W jakiejże niezmiernej mierze Łaski zlać się na Nią musiały, gdy gmach ten wykończony został w całej swojej niedającej się ogarnąć okiem ludzkim szczytności. Nieraz przychodziło nam na myśl, jakie Łaski spłynąć mogły na Maryę przy Zesłaniu Ducha Świętego, kiedy Ona już i przy Zwiastowaniu Pełną Ich była: Łaski pełna (Łk 1, 26); a cóż dopiero, gdy już i wszystkie Siedem Swoich Boleści przebyła? Cóż więc jeszcze więcej nad to mogło pozostawać do zrobienia pod tym względem? Jakież to jeszcze Łaski mogła Marya odebrać i ciągle odbierać aż do Swego Wniebowzięcia? Już bowiem to samo, iż Jej Wniebowzięcie odwleczonym zostało, musiało mieć swoje znaczenie, a cóż ta zwłoka znaczyć mogła innego, jakiż inny cel miała, jak przymnożenie i przez ten czas Łask, i podnoszenie się przez nie Jej już i bez tego niezrównanej świętości, do szczytów jeszcze wyższych.
Gdy Maryę zatrzymał Pan Jezus na ziemi po Swoim z niej odejściu, żeby się opiekowała powstającym Kościołem Świętym, jak się opiekowała Jego Dziecięctwem, już to samo zamykało w sobie, wymagało niejako, żeby dla Niejże Samej stało się to polem nowych zasług, a więc i Łask nowych. A właśnie Boleści to Maryi rozwarły w Jej Duszy przepaści, które Łaska wnet zapełniła i te to Boleści uzdolniły Ją do przyjęcia jeszcze większy ich nadmiar przy Zesłaniu Ducha Świętego. Dary Ducha Świętego są niewyczerpane, granic nie mają, zdolność zaś Maryi do ich przyjmowania ciągle przez Pana Boga była podnoszoną, a stąd dla nas, dla naszego pojęcia zdolność takowa, była, jak się wyrażają Teologowie, w swoim rodzaju nieograniczoną (infinita sui generis). Taż Łaska, która Ją uzdolniła do Macierzyństwa Boskiego, uzdolniła Ją także i do Męczeństwa całego Jej Życia, a znowu to męczeństwo, uzdolniło Ją do tego niewymownego, niepojętego przy mnożenia sobie zasług i Łask, zawartych w ostatnich piętnastu latach Jej pobytu na ziemi.
A tak Boleści Maryi, są jakby ostatnim słowem Jej nadludzkiej świętości. Lepiej jak wszystkie tajemnice odnoszące się do Jej pobytu na ziemi, Boleści Jej dają nam poznać czym Ona jest. Zaledwie można je nazwać Tajemnicami Jej Życia, gdyż czymś więcej są one: są jakby samym Jej Życiem, jakby Jej Osobą, jakby Jej Macierzyństwem. One to dopiero dają nam przybliżone wyobrażenie Jej Świętości i Jej po Boskiej Osobie Pana Jezusa, najbliższego podobieństwa do Pana Boga. Jest to najjaśniejszym, a również najbardziej przemawiającym do serca Objawieniem się nam Matki Boga. A jak pierwsze piętnaście lat Jej Życia były zatajone, tak zatajonymi pozostały i piętnaście ostatnie. ale jak na tamte, tak i na te, jakby mgłą z nieba spadłą przed nami zasłonięte, ognie Jej Boleści rzucają światło, tłumacząc, iż pierwsze były do nich odpowiednim przygotowaniem, drugie następstwem z całym skarbem nabytych już i po nich Zasług. Kto więc pragnie poznać, o ile to dla nas dostępnym, naszą Przenajdroższą Niebieską Matkę, niechże się Jej wylicza w pobożnym rozważaniu Jej Siedmiu Boleści.
A jak szczęśliwi bylibyśmy, gdybyśmy tym, cośmy tu o tym mówili, przyczynić się do tego mogli, chociażby w maluczkiej mierze.
Kończąc zaś te rozmyślania nasze nad Boleściami Maryi, popatrzmy oczami duszy, raz jeszcze na Nią odchodzącą od Grobu Pana Jezusa. Boleść i smutek Ewy, wychodzącej z Raju ziemskiego na tę ziemską dolinę łez i płaczu, były jakby niczym w porównaniu z Boleścią i smutkiem, jaki zalewał wtedy Duszę naszej Przenajdroższej Matki. Z siedmiu mieczami przeszytym Sercem, wyszła Ona z ogrodu Getsemańskiego, który dla Niej był więcej jak Rajem ziemskim, bo w nim pozostawiła Pana Jezusa. Wyszła zaś stamtąd, aby odtąd, przez przebyte Boleści Swoje stać się na zawsze Matką Kościoła Wojującego, a więc na cierpienia ciągle wystawionego; Królową Męczenników; Ucieczką naszą i Wspomożycielką Najlitościwszą; Pocieszycielką najskuteczniejszą wszystkich cierpiących; Wzorem najwyższym i zachętą do świętego znoszenia wszelkich cierpień; Mistrzem uczącym nas najlepiej, czym jest cierpienie i w jak miłosiernych widokach Swoich zsyła je Pan Bóg na nas. I nareszcie, odeszła od Grobu Boskiego Syna i Sama ledwie żywa od Boleści przebytych, żeby je w Niebie, przez wszystkie czasy, ciągle zaofiarowywać Panu Bogu, dla wyjednywania Łask tym obfitszych im więcej cierpiała, dla świata całego, dla wszystkich ludzi, a zwłaszcza dla nas grzeszników.
O! Matko Najboleśniejsza!
módl się więc, módl się za nami teraz,
a najbardziej
w godzinę śmierci naszej.
Amen.
UCZCZENIE MATKI BOSKIEJ BOLESNEJ.
Uczcijmy Siedem Boleści Najświętszej Maryi Panny modlitwą Św. Bonawentury oraz Koronką i Litanią do Matki Boskiej Bolesnej:
Koronka do Siedmiu Boleści Matki Boskiej.
Źródło: Arka pociechy 1880
V. Boże! wejrzyj ku wspomożeniu mojemu.
R. Panie! pośpiesz ku ratunkowi mojemu.
V. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu.
R. Jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.
- Użalam się nad Tobą, O Matko najboleśniejsza, dla tego smutku, który ogarnął Serce Twe najczulsze w chwili proroctwa Świętego Starca Symeona. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak zasmucone, uproś mi cnotę pokory i dar Świętej Bojaźni Bożej.
Ave Maria Doloribus plena, Crucifixus tecum, lacrimabilis tu in mulieribus et lacrimabilis Fructus Ventris Tui, Iesus.
— Sancta Maria, Mater Crucifixi lacrimas impertire nobis crucifixoribus Filii Tui, nunc et in hora mortis nostrae. Amen. |
Zdrowaś Maryo, Boleści pełna, ukrzyżowany z Tobą, najboleśniejsza między niewiastami i bolesny Owoc Żywota Twojego, Jezus.
— Święta Maryo, Matko Ukrzyżowanego, módl się za nami krzyżującymi Syna Twojego, i wyjednaj nam łzy pokuty teraz i w godzinę śmierci naszej naszej. Amen. |
100 dni odpustu za każdy raz pozwolił Pius IX dnia 23 Grudnia 1847r.
- Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tej trwogi, która przejmowała Twe Serce najtkiwsze w ucieczce do Egiptu i w czasie Twego tam pobytu. O Maryo Najmilsza! przez Serce Twoje tak zatrwożone uproś mi litość względem ubogich i dar pobożności.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Maryo Najboleśniejsza, dla tej tęsknoty, w jaką popadło Twe najtroskliwsze Serce czasu zgubienia drogiego Jezusa Twojego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje taką tęsknotą ściśnione, uproś mi cnotę czystości i dar umiejętności.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tej Boleści, którą jęknęło Macierzyńskie Serce Twoje w spotkaniu Jezusa Krzyż dźwigającego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak pełne Miłości a tak rozbolałe, uproś mi cnotę cierpliwości i dar mocy.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tego męczeństwa, którego doznało mężne Serce Twoje patrząc na konanie ukochanego Syna Twego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak współumęczone, uproś mi cnotę wstrzemięźliwości i dar dobrej rady.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tej Rany, które litościwemu Sercu Twemu zadało uderzenie włócznią w Serce Syna Twego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak okrutnie przeszyte uproś mi cnotę miłości bliźniego i dar rozumu.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tego ostatniego ciosu, który wytrzymało Serce Twe Najmiłosierniejsze w chwili Pogrzebu Jezusa, Syna Twego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tą ostatnią Boleścią do szczętu złamane, uproś mi cnotę pilności i dar mądrości.
Zdrowaś Marya.
Litania o Siedmiu Boleściach Najświętszej Maryi Panny.
Źródło: Wianek różany 1853
Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!
Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
Ojcze z Nieba Boże, zmiłuj się nad nami!
Synu Odkupicielu świata, Boże,
Duchu Święty Boże,
Święta Trójco Jedyny Boże,
Święta Maryo, Matko Bolesna, módl się za nami!
Święta Maryo, Któraś nie znalazła miejsca w gospodzie,
Święta Maryo, Któraś zmuszona była szukać przytułku w stajence,
Święta Maryo, Któraś Twego Pierworodnego w żłóbku złożyła,
Święta Maryo, Któraś krwawemu Obrzezaniu Syna Twojego obecną była,
Święta Maryo, Której powiedziano, iż Syn Twój położon jest na znak, Któremu sprzeciwiać się będą,
Święta Maryo, Której wyprorokowano, iż Duszę Twą własną miecz Boleści przeszyje,
Święta Maryo, Któraś z Synem do Egiptu uchodzić musiała,
Święta Maryo, Któraś rzezią niewiniątek przerażoną była,
Święta Maryo, Któraś dwunastoletniego Syna Twego w Jeruzalem zgubionego przez trzy dni żałośnie szukała,
Święta Maryo, Któraś ciągle na nienawiść żydów ku Synowi Twemu patrzała,
Święta Maryo, Któraś Męki i Śmierci Syna Twojego obraz bezustannie w Sercu nosiła,
Święta Maryo, Któraś w dniu Ostatniej Wieczerzy Syna do Jeruzalem na Mękę idącego ze smutkiem pożegnała,
Święta Maryo, Któraś Mękę Ogrójcową i krwawy Pot Syna Twojego na modlitwie wylany, Sercem Matki przeczuwała,
Święta Maryo, Któraś o Synu przez Judasza zdradzonym, a powrozami skrępowanym, z Ogrójca wiedzionym wieść odebrała,
Święta Maryo, Któraś Syna jakoby złoczyńcę przed sąd kapłanów stawionego widziała,
Święta Maryo, Któraś na Syna fałszywych świadków zeznania słuchała,
Święta Maryo, Któraś okrutny policzek przez Najdroższego Syna Twojego odebrany na Sercu uczuła,
Święta Maryo, Któraś obelgi od żydów i żołnierzy na Syna Twego bezbożnie miotane słyszała,
Święta Maryo, Któraś Syna biczami sieczonego i cierniem koronowanego ujrzała,
Święta Maryo, Któraś bezbożny, a haniebny wyrok śmierci na Syna Twego wydany słyszała,
Święta Maryo, Któraś Syna Twego Krzyż niosącego spotkała,
Święta Maryo, Któraś łoskotu przybijania gwoźdźmi Rąk i Nóg Syna Twojego słuchała,
Święta Maryo, Któraś ostatnie słowa Syna Twojego na Krzyżu do Serca przyjmowała,
Święta Maryo, Któraś konaniu Syna Twojego obecną była,
Święta Maryo, Któraś zmarłe Ciało Syna Twojego z Krzyża zdjęte na Macierzyńskie Łono Swoje przyjęła,
Święta Maryo, Któraś od Grobu Syna Twojego cała zbolała do domu wracała,
Święta Maryo, Królowo Męczenników,
Święta Maryo, Zwierciadło wszystkich utrapień,
Święta Maryo, Morze goryczy,
Święta Maryo, Opiekunko bolejących,
Święta Maryo, Wspomożycielko stroskanych,
Święta Maryo, Najszczodrobliwsza Pocieszycielko chorobą złożonych,
Święta Maryo, Mocy najpotężniejsza słabych,
Święta Maryo, pewna Ucieczko grzeszników,
Przez okrutną Mękę i Śmierć Syna Twojego, wybaw nas, o Królowo Męczenników.
Przez najcięższe Boleści Serca Twojego,
Przez największe smutki i utrapienia Twoje,
Przez straszne uciski Twoje,
Przez łzy i łkania Twoje,
Przez wszystkie Macierzyńskie współubolewania Twoje,
Przez przemożne Pośrednictwo Twoje,
Od niepomiarkowanego smutku, Zachowaj nas, o Matko Najboleśniejsza.
Od upadku na duchu,
Od trwożliwego umysłu,
Od niechętnego znoszenia wszelkich cierpień,
Od rozpaczy i braku nadziei w Miłosierdziu Bożym,
Od wszelkiej okazji i niebezpieczeństwa zgrzeszenia,
Od sideł szatańskich,
Od zatwardziałości serca,
Od ostatecznej niepokuty,
Od nagłej i niespodziewanej śmierci,
Od potępienia wiecznego,
My grzeszni Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko!
Abyś nas w wierze prawdziwej, nadziei i miłości Świętej Opieką Twoją utrzymywać raczyła, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko.
Abyś nam u Syna Twojego za grzechy nasze doskonałą skruchę i pokutę wyjednać raczyła,
Abyś wzywającym Cię, pociechę i ratunek Twój udzielać raczyła,
Abyś nas w chwili konania wspierać najszczególniej raczyła,
Abyś nam w stanie Łaski zejście ze świata tego wyjednać raczyła,
O Matko Boska, pełna Łaski, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas.
Matko Najboleśniejsza, Ciebie błagamy, zmiłuj się nad nami.
Baranku Boży, Któryś wobec Matki Twojej przez trzy godziny na Krzyżu wisiał przez Boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, Któryś wobec Matki Twojej Bogu Ojcu Ducha oddał, przez Boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, Któryś wobec Matki Twojej z Krzyża nieżywy zdjęty, na Jej Łono złożony został, przez Boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, zmiłuj się nad nami!
Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!
Ojcze nasz… Zdrowaś Marya… Chwała Ojcu…
V. Módl się za nami Matko Najboleśniejsza.
R. Teraz i w godzinę śmierci naszej.
V. Panie! wysłuchaj modlitwy nasze.
R. A wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie.
V. Módlmy się: Niech raczy wstawić się za nami, prosimy Panie Jezu Chryste, teraz i w godzinę śmierci naszej do Miłosierdzia Twojego, Błogosławiona Marya Panna, Matka Twoja, Której Przenajświętszą Duszę w chwili Męki i Śmierci Twojej miecz Boleści przeszył. Przez Ciebie Jezu Chryste, Zbawco świata, Który z Ojcem i Duchem Świętym żyjesz i królujesz, Bóg po wszystkie wieki wieków.
R. Amen.