W jej nagraniach odnajdujemy gotowość do ryzyka i przekonanie, iż muzyka to nie muzealny eksponat, ale pulsująca materia.
Burza włosów, ciepły uśmiech, zadziorne spojrzenie i hipnotyzująca muzyka. Oglądając pianistyczne koncerty Marthy Argerich, ciężko oderwać wzrok od jej gry. Występy argentyńskiej wirtuozki wzbudzają ogromne emocje i na długo nie dają o sobie zapomnieć. Nas w Polsce zaszczyci swoją obecnością 9 września, dając koncert w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu. Pod batutą Charlesa Dutoita zaprezentuje I Koncert fortepianowy C-dur Ludwiga van Beethovena.
Poza słowami
Urodzona w Buenos Aires w 1941 r. bardzo wcześnie zwróciła uwagę muzycznego świata. Naukę gry na fortepianie zaczęła w wieku pięciu lat, kiedy trafiła pod skrzydła Vincenza Scaramuzzy, włoskiego pianisty i wybitnego profesora. Po latach nauczyciel wspominał: „Mogła mieć wtedy sześć lat, ale jej dusza miała już czterdzieści”. Trzy lata później zadebiutowała na scenie.
Pierwsza muzyczna miłość – Johann Sebastian Bach. Fragmenty utworów mistrza potrafiła odtwarzać ze słuchu, zanim jeszcze umiała dobrze czytać. Jego twórczość była dla niej źródłem spokoju i harmonii, czymś na wzór punktu odniesienia, który dawał stabilność w artystycznym rozwoju. Następne objawienie przeżyła przy Beethovenie. To on rozpalił w niej żywiołową i pełną pasji relację z muzyką.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Jej interpretacje klasyków cechowały się nie tylko wirtuozerią, ale także niezwykłą intensywnością wyrazu, rzadko spotykaną u młodych pianistów. W wieku zaledwie szesnastu lat zdobyła uznanie na prestiżowych konkursach pianistycznych w Genewie i Bolzano, co otworzyło jej drogę do międzynarodowej kariery.
Szczególne miejsce w jej sercu zajęła jednak muzyka Chopina, która z czasem stała się „naturalnym językiem muzycznym” Argerich. Fascynacja polskim kompozytorem przyciągnęła ją na scenę Konkursu Chopinowskiego w 1965 r. Tamto zwycięstwo stało się momentem przełomowym. Miała wtedy 24 lata, a jej występy od razu przyciągnęły uwagę jury i publiczności dojrzałością muzyczną, wirtuozerią oraz nieokiełznaną energią.
W jej Chopinie nie ma sentymentalizmu – jest napięcie, niepokój, żywiołowość, a jednocześnie wrażliwość na barwę i frazę. Dla Argerich, wychowanej w Buenos Aires i kształconej w argentyńskiej tradycji muzycznej, kontakt z Chopinem stał się fascynującym zderzeniem – europejska precyzja i subtelność romantyzmu spotkały się tu z jej latynoską pasją i żywiołowym sposobem wyrażania muzyki. Ten wewnętrzny dialog między muzyką Chopina a południowoamerykańskim temperamentem pianistki ukształtował jej styl: z jednej strony oparty na żelaznej strukturze, z drugiej – pełen wolności, pasji i spontanicznej ekspresji.
Uwielbia też Schumanna, Mozarta, Liszta i Schuberta. Ale Schumanna wyjątkowo. – Nie mogę powiedzieć, dlaczego, bo to tak bliskie, intymne, iż dotyka mnie do głębi – opowiadała w radiowej Dwójce. Dodała wtedy też, iż nie da się wyjaśnić muzyki, bo to coś poza słowami.
Na oczach słuchaczy
Argerich wyraża się w graniu, a kluczem do jej długoletniej i nieprzerwanej miłości do klasyki okazuje się odkrywanie za każdym razem w utworach czegoś nowego. Ta relacja z muzyką pozostaje świeża choćby dziś, kiedy pianistka ma 84 lata.
Jej wykonania niosą w sobie charakterystyczne napięcie, które zdaje się pochodzić nie tylko z zapisu nutowego, ale z samego aktu tworzenia. Argerich słynie z błyskotliwej techniki, ale nie dla samej popisowości: szybkość, dynamika, gwałtowne kontrasty służą wydobyciu prawdy emocjonalnej utworu. Z tego powodu jej interpretacje Chopina, Liszta czy Prokofiewa brzmią niekiedy tak, jakby rodziły się na oczach słuchacza, w tej chwili, „tu i teraz”. Za każdym razem.

Równocześnie Argerich ma w sobie pewien rys nieprzewidywalności. Często wycofuje się z zaplanowanych recitali solowych, preferując koncerty kameralne i występy z orkiestrą. Paradoksalnie to właśnie kameralistyka jest od lat najbardziej naturalnym żywiołem argentyńskiej pianistki. W dialogu z innymi jej osobowość ujawnia się szczególnie wyraziście: Martha potrafi słuchać, reagować, być partnerką, a nie dominującą gwiazdą. Sama często powtarza, iż scena w pojedynkę pozostaje dla niej zbyt pusta. Nic dziwnego, iż najpiękniejsze momenty jej kariery to wspólne nagrania i koncerty z artystami takimi jak Gidon Kremer, Misha Maisky czy Nelson Freire.
Wciąż pozostaje aktywna fonograficznie, regularnie wzbogacając swój dorobek. Co jakiś czas powstają nowe nagrania koncertów solowych i kameralnych, a także kolekcje archiwalne z dotąd niepublikowanymi materiałami. W 2024 i 2025 r. ukazały się m.in. albumy „Beethoven with Martha Argerich”, „Rendez-vous vol. 3” oraz „Piano Concertos”.
Wolność przede wszystkim
Warto wspomnieć o jej emocjonalnym zaangażowaniu w dokonania innych artystów. W 1980 r. świat muzyki klasycznej obserwował jeden z najbardziej pamiętnych incydentów w historii Konkursu Chopinowskiego. Właśnie w tym czasie Martha Argerich rozpoczęła swoją przygodę jako jurorka, od razu dając znać o sobie.
Wszystko zaczęło się od wejścia Ivo Pogorelicia na scenę. Choć jego niezwykła, ale kontrowersyjna interpretacja Chopina zachwyciła wielu słuchaczy, część jury uznała ją za zbyt ekscentryczną i zdyskwalifikowała go w trzecim etapie. Decyzja o wyeliminowaniu chorwackiego uczestnika wywołała burzę, ale to reakcja Argerich nadała wydarzeniom rangę skandalu. Pianistka nazwała młodego Chorwata „geniuszem” i w akcie protestu opuściła obrady. Pogorelić nie wygrał, ale natychmiast zyskał rozpoznawalność i rozpoczął karierę.
Sprawa ta wiele mówi o Marcie Argerich – nie tylko jako o jurorce, ale przede wszystkim jako o artystce i człowieku. Pokazuje również jej bezkompromisowość. Pianistka nie mogła zaakceptować decyzji większości jury, skoro ta okazała się sprzeczna z jej przekonaniem o wartości artysty.
Incydent odsłania też jej podejście do muzyki jako przestrzeni wolności. Argerich nie traktuje partytury jako świętej, niepodważalnej instrukcji – dla niej muzyka to żywy organizm, który można przeobrażać zgodnie z osobowością wykonawcy. W Pogoreliciu zobaczyła kogoś, kto – podobnie jak ona sama – nie boi się ryzykować i odchodzić od tradycyjnych interpretacji, by szukać własnej prawdy.
Argerich przez lata zmagała się z presją oczekiwań, wielokrotnie wycofywała się z recitali, gdy czuła, iż nie jest w stanie grać w pełni szczerze. Możliwe, iż w Pogoreliciu dostrzegła bratnią duszę – niepasującą do sztywnych ram konkursowych, a mimo to wnoszącą coś autentycznego.
W jej nagraniach odnajdujemy to samo, co w geście z 1980 r.: sprzeciw wobec kompromisu, gotowość do ryzyka, przekonanie, iż muzyka to nie muzealny eksponat, ale pulsująca materia. To właśnie ta autentyczność sprawia, iż interpretacje Marthy Argerich zachwycają i inspirują. Jej muzyka nie tylko porusza emocje, ale też uczy artystycznej odwagi i wolności wyrazu.
W tym duchu wychowały się całe pokolenia pianistów. Ci najmłodsi znów przyjadą za niecały miesiąc do Warszawy, by zmierzyć się z Chopinem. Być może pójdą oni śladem Marthy Argerich: odnajdą w nim własny głos.