Kto ma karty do gry z Chińczykami?

3 godzin temu
Zdjęcie: Chin


Naturalne jest, iż Chiny nie chcą dostarczać komponentów do uzbrojenia, które mogłoby być użyte przeciwko nim – mówi Jakub Jakóbowski.

Wojciech Albert Łobodziński: Jak to się stało, iż Chiny są w stanie wprowadzić sankcje dotyczące metali ziem rzadkich oraz de facto koncesjonowania ich użycia przez kraje Zachodu i cały glob? Jak do tego doszło, iż w ogóle znaleźliśmy się w tej sytuacji?

Dr Jakub Jakóbowski: Myślę, iż źródłem jest z jednej strony model globalizacji, w którym tkwiliśmy przez ostatnie kilkadziesiąt lat, z drugiej zaś strategiczne podejście Chińczyków, by wykorzystywać tę globalizację do swoich celów politycznych. Metale ziem rzadkich są krytycznym elementem łańcuchów dostaw wielu nowoczesnych technologii. U podstaw tego łańcucha tkwi ich wydobycie i przetwarzanie. Chińczycy zdominowali i jedno, i drugie.

Po części dlatego, iż mają u siebie sporo tych surowców. Wiele rud metali ziem rzadkich znajduje się w Chinach – choć nie mają pełnego monopolu, posiadają 70 proc. rozpoznanych źródeł. To pozwoliło im zdobyć dominację w następnym etapie łańcucha dostaw, czyli w przetwarzaniu i rafinacji.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Tutaj pomogło posiadanie surowców, ale tak naprawdę Zachód przeniósł do Chin przetwarzanie i rafinację w ostatnich kilkudziesięciu latach. Głównym powodem było to, iż jest to szalenie brudny przemysł. Metale ziem rzadkich nie są rzadkie w sensie występowania, ale występują w niskich koncentracjach w rudzie, co wymaga ogromnej ilości wody i chemii do pozyskania. Chińczycy zaś mieli – i przez cały czas mają – mniej wymagające od zachodniego prawo środowiskowe, dlatego produkcja zaczęła koncentrować się właśnie tam.

Krótko mówiąc, Zachód na to uzależnienie sam zapracował.

– Owszem, ale tutaj dochodzi drugi element, czyli strategiczne podejście: Chińczycy wcześnie, na początku lat dwutysięcznych, zobaczyli, iż to buduje ich przewagi i zaczęli w przemyślany sposób ugruntowywać swoją pozycję. Polegało to na przejmowaniu zachodnich firm, wykupywaniu przeciwników. Od wielu lat prowadzono państwowy program, w którym głównie państwowe spółki chińskie koncentrowały wszystko w swoich rękach.

Pierwszy raz użyli tego jako narzędzia nacisku na Japonię w 2010 roku. Reszta to już wiele różnych przypadków, których kulminacją jest obecny rok. Podsumowując, źródła tej sytuacji to z jednej strony nieskrępowana optymalizacja kosztów przez Zachód, a z drugiej – strategiczne podejście Chin do monopolizowania surowców krytycznych.

O jakiej wielkości monopolu teraz mówimy? Patrzę na dane 2019 roku, gdzie na poziomie supply side 85–95 proc. było w rękach chińskich. Czy w ciągu sześciu lat ten udział znacząco się zmienił?

– Mówimy o grupie kilkunastu, a choćby kilkudziesięciu różnych pierwiastków, więc konkretne procenty się zmieniają. Jednak w niektórych z nich – szczególnie w ciężkich metalach ziem rzadkich, od których Chińczycy rozpoczęli w tym roku restrykcje – ich dominacja wynosi powyżej 90 proc. Co więcej, w niektórych kategoriach, na przykład ultraczystych stężeniach, mają pełną dominację.

Choć od ataku na Japonię 15 lat temu mówi się o tym, iż ten monopol jest istotny i może zostać przekuty na narzędzie nacisku, to dopiero od kilku lat różne rządy intensywnie dążą do zbudowania alternatyw. Japończycy, którzy zaczęli działać najwcześniej, mają największe postępy. Stany Zjednoczone intensywnie pracują nad dywersyfikacją, zwłaszcza w łańcuchu dostaw obronnych, a Unia Europejska wdraża własne regulacje w wyniku Critical Raw Materials Act. choćby w Polsce trwa wprowadzanie legislacji, która ma zapewnić alternatywy i mierzyć poziom ekspozycji.

Zakładałbym więc, iż ogólna zależność od Chin powoli spada, ale tempo jest, jak widać, zdecydowanie za wolne, a Chińczycy już zdecydowali się użyć tego narzędzia.

Jakie mogą być konsekwencje tej decyzji? Jak duża jest ta zależność w tej chwili i na jakie sektory gospodarki wpłynie ona najbardziej?

– W pierwszej kolejności skupiłbym się na sektorze zbrojeniowym, ponieważ chiński system kontroli eksportu metali ziem rzadkich mówi wprost, iż Chińczycy nie będą sprzedawać wielu z tych strategicznych surowców zagranicznym sektorom zbrojeniowym. Chociaż system ten rozbudowują od lat, a pierwsze restrykcje pojawiły się na początku roku, to w październiku zostały one znacznie zaostrzone. Oznacza to, iż Chińczycy wymagają znajomości całego łańcucha dostaw swojego odbiorcy.

Jeżeli ktoś kupuje w Chinach te krytyczne surowce, musi ujawnić wszystkich swoich klientów i ich klientów końcowych oraz zagwarantować, iż surowce te nie trafią do łańcucha dostaw sektora zbrojeniowego. To bardzo szczegółowa procedura, wymagająca między innymi fotografii miejsc produkcji i dokumentacji. Docierają informacje, iż chińska administracja żąda od firm zachodnich choćby bardziej szczegółowych informacji niż ich własne rządy.

Kogo taki ruch najbardziej zaboli?

– Uważam, iż stanowić to będzie największy problem dla sektora zbrojeniowego, mimo iż to właśnie w nim relatywnie najwięcej zrobiono w kierunku dywersyfikacji źródeł surowcowych. Proces ten nie jest jednak kompletny. Myślę, iż tutaj mamy największe potencjalne zaburzenie łańcuchów dostaw, ponieważ Chińczycy – jak sądzę – nie ustąpią w tym zakresie.

Jednocześnie sam proces licencjonowania oraz biurokratyczny obowiązek już teraz powodują destabilizację u wszystkich odbiorców. Kiedy na wiosnę pierwsze ciężkie metale ziem rzadkich poddano licencjonowaniu, eksport zamarł na 2-3 miesiące, gdyż zagraniczne firmy nie otrzymywały zezwoleń.

W Chinach istnieje silny motyw strategiczny, by podtrzymać Rosję przy życiu, a być może wesprzeć ją w tym, aby wojna w Europie rozstrzygnęła się na niekorzyść Stanów Zjednoczonych

Jakub Jakóbowski

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Przełożyło się to na masę innych sektorów, od motoryzacji (silniki elektryczne) po zielone technologie i elektronikę. Ciężkie metale ziem rzadkich i magnesy trwałe są najważniejsze dla turbin wiatrowych, przemysłu medycznego i wielu innych. Wiosną widzieliśmy duże przestoje i myślę, iż zobaczymy je ponownie. Ponadto Chińczycy mają możliwość – pomimo nominalnego utrzymania dostępu dla sektorów cywilnych – rozgrywania tego, na przykład, tempem wydawania licencji, komu je wydadzą i na jakich zasadach, próbując w ten sposób wymusić ustępstwa polityczne.

Kiedy możemy się tego spodziewać?

– Jestem przekonany, iż będzie to miało miejsce w najbliższych miesiącach. Chociażby wobec sektora procesorów Chińczycy zapowiedzieli wydawanie licencji w trybie case by case, co oznacza, iż niektóre firmy mogą nie otrzymać ich wcale.

Podsumowując, targowania będzie bardzo dużo. Sektor zbrojeniowy, moim zdaniem, zostanie trwale pozbawiony dostępu do chińskich surowców, chyba iż zostanie wywarta bardzo duża presja na Chiny. Sektor cywilny najpewniej w końcu dostawy otrzyma, ale za cenę sporych ustępstw politycznych.

Dlaczego Chińczycy mieliby się nie wycofać? W mediach dominuje narracja, iż to tylko zagrywka przed planowanym spotkaniem Xi Jinpinga z Trumpem. Co więcej, prezydent USA zagroził cłem na poziomie 140 proc. od 1 listopada, jeżeli Chiny nie ustąpią. Czy Zachód ma karty, by zmusić Chińczyków do zmiany decyzji?

– Opieram się na wydarzeniach ostatnich miesięcy. Pierwsze restrykcje wprowadzono już na wiosnę, a kolejne miesiące to było „kopanie się po kostkach” i przeciąganie liny w sprawie licencji dla sektorów cywilnych w USA. Trump szantażował ich, odcinając software dla producentów półprzewodników. Mam jednak wrażenie, iż większość chińskich ustępstw dotyczy sektorów cywilnych.

Uważam, iż z obszaru wojskowego Chińczycy się nie wycofają, ponieważ – jak wynika z samych regulacji – nie są zainteresowani wspieraniem programu zbrojeń poza Chinami. Mówią, iż te restrykcje mają prowadzić do global disarmament (dosł. światowe rozbrojenie – red.) poza Chinami. Co więcej, jestem przekonany, iż Chińczycy uważają wojnę ze Stanami Zjednoczonymi za możliwą. Z ich punktu widzenia naturalne jest, iż nie chcą dostarczać komponentów do uzbrojenia, które mogłoby być użyte przeciwko nim. Dotyczy to nie tylko USA, ale i ich sojuszników, w tym państw NATO. Chińczycy będą próbowali spowalniać ten program zbrojeń.

Jednocześnie narracja mediów skupia się na części negocjacyjnej.

– To dlatego, iż Chińczycy rzeczywiście będą się targować, szczególnie w kwestii sektora cywilnego. Z części restrykcji mogą się wycofać – lista jest bardzo szeroka i obejmuje, oprócz metali ziem rzadkich, technologie zaawansowanych baterii litowo-jonowych, materiały supertwarde oraz maszyny do przetwarzania metali. Wprowadzono choćby restrykcje na kontakty z chińskimi inżynierami, wymagające licencji. Myślę, iż te kwestie będą przedmiotem targów.

Natomiast sądzę, iż nie pójdą na kompromisy tam, gdzie dotyczy to stricte produkcji zbrojeniowej. Uważam, iż Chińczycy – wyciągając wnioski z wiosny – lepiej wytrzymują presję niż Stany Zjednoczone. Gdy na wiosnę Trump zalicytował wysoko, po prostu cofnął się sam, pod krytyką wewnętrzną w USA, co pozwala Chińczykom wierzyć, iż mogą sobie pozwolić na taką konfrontację.

Jak te restrykcje przekładają się na Rosję i chińsko-rosyjskie relacje, zwłaszcza w kontekście rosyjskiego potencjału militarnego?

– Nominalnie chińskie restrykcje tyczą się wszystkich państw. Jednak moje obserwacje – potwierdzone przez wieloletnie zajmowanie się w ośrodku relacjami chińsko-rosyjskimi – wskazują, iż Rosja, jako państwo przyjazne, a choćby quasi sojusznicze, cieszy się specjalnymi relacjami w tym zakresie. Sądzę, iż choćby jeżeli nominalnie restrykcje Rosji dotyczą, to skala dostaw dóbr podwójnego zastosowania z Chin do Rosji jest ogromna i wzrosła po wybuchu wojny. Chińczycy wypełnili wiele luk pozostawionych przez Zachód.

Promocja!
  • Jan Skórzyński

Nie ma chleba bez wolności
OUTLET

20,00 39,00
Do koszyka
Książka – 20,00 39,00

W Chinach istnieje silny motyw strategiczny, by podtrzymać Rosję przy życiu, a być może wesprzeć ją w tym, aby wojna w Europie rozstrzygnęła się na niekorzyść Stanów Zjednoczonych. Tym Chińczycy są zainteresowani i to jest źródło ich wsparcia, które polega głównie na dostarczaniu dóbr podwójnego zastosowania. Dotyczy to technologii dronowych, surowców krytycznych (jak mangan, wykorzystywany do utwardzania pancerzy), a także innych niż metale ziem rzadkich.

Lista tych dóbr trafiających z Chin do Rosji jest bardzo szeroka. Jestem w stanie sobie spokojnie wyobrazić, iż restrykcje te będą dotyczyły Rosji w dużo mniejszym stopniu albo będą realizowane specjalnymi kanałami poza oficjalną statystyką handlową.

Sugestywnie mówi Pan, iż Zachód nie ma zbyt wielu kart, by zmusić Chińczyków do zmiany regulacji. Czy w takim razie możliwa jest skoordynowana odpowiedź, na przykład ze strony USA i Europy? Wydaje się, iż motywacja jest ogromna, biorąc pod uwagę potencjalne problemy dla naszych europejskich programów zbrojeniowych.

– Myślę, iż te chińskie działania nie zostaną bez odpowiedzi. To jest zresztą cykl wzajemnych eskalacji. Chińczycy otwarcie mówią, iż wprowadzili te restrykcje w odpowiedzi na serię amerykańskich ograniczeń eksportowych. Prawdą jest, iż USA od lat odcinają ich od krytycznych technologii. Uważam, iż ten październik jest szczególny – Chińczycy, czując szansę na „przyciśnięcie” Trumpa, eskalowali bardzo silnie i asymetrycznie, mocniej niż Amerykanie, aby zmusić Stany Zjednoczone do cofnięcia się.

Czego możemy się spodziewać?

– Pewna odpowiedź musi być. Mam wrażenie, iż choćby w Europie panuje przeświadczenie, iż nie można tego zostawić bez reakcji, ponieważ otworzyłoby to Chińczykom drogę do wykorzystywania kolejnych naszych podatności i zależności. Nie chodzi tu tylko o metale ziem rzadkich – nasza zależność od Chin dotyczy ogromnej ilości innych technologii.

Co ważne, Chiny również są zależne od nas. I to jest główny dziś obiekt dyskusji na Zachodzie: gdzie Chińczycy są zależni od nas i jak mamy „oddać”? Bez zachodnich części w Chinach nie będzie samolotów pasażerskich. Kropka. Bez software’u czy maszyn nie powstaną zaawansowane gałęzie przemysłu. To jest kwestia przełamania pewnej bariery i zagrania ofensywnie. Na szczycie ministrów handlu UE w Kopenhadze panował nastrój wskazujący na to, iż trzeba odpowiedzieć.

A Unia ma narzędzia, aby skonstruować odpowiednio mocną odpowiedź?

– Europa może to zrobić, na przykład wykluczając Chińczyków z rynku europejskiego lub odcinając krytyczne technologie, które są tylko w Europie. To wszystko kwestia woli politycznej, bo da się to zrobić. Wymaga to jednak naruszenia struktury powiązań gospodarczych tkanych przez dekady.

Kluczowe pytanie dotyczy tego, czy Europa jest w stanie działać wspólnie z USA. Chińczycy liczą – po wydarzeniach tej wiosny – iż dialog transatlantycki będzie trudny, ponieważ administracja Trumpa jest niedopasowana do funkcjonowania Unii. Myślę jednak, iż Chińczycy dostarczyli teraz nowych argumentów za porozumieniem. Forum G7 pozostaje jednym z miejsc, gdzie intensywnie prowadzone są rozmowy o wspólnej, skoordynowanej odpowiedzi, obejmującej nie tylko UE i USA, ale i Kanadę czy Japonię.

Czy tym razem działania Zachodu nie są spóźnione, a chińska przewaga znów się utrwali? Inaczej mówiąc, czy liczy Pan na to, iż Europa i Zachód ostatecznie się zmobilizują i odpowiedzą na ten szantaż, trwale zwiększając własne zdolności wydobycia, produkcji i aplikacji metali ziem rzadkich?

– Pewne prace są już podejmowane – to nie jest tak, iż nic się nie dzieje. W ramach europejskiego pipeline’u jest około pięćdziesięciu projektów w Europie i kilkunastu poza nią, do których zaczęto wlewać pieniądze. Można powiedzieć, iż szklanka jest do połowy pełna: w momencie chińskiego szantażu plany i projekty są gotowe.

Kluczowa jest teraz determinacja, pieniądze i czas. Uruchomienie alternatywnego łańcucha dostaw jest czasochłonne – w realiach unijnych zajmuje to od dziesięciu do dwunastu lat, choć są już stworzone szybkie ścieżki. Przykład: planowana rafineria metali ziem rzadkich w Puławach (Grupa Azoty) we współpracy z Kanadą, objęta programem strategicznych inwestycji europejskich.

Niestety, wszystko to będzie się działo w realiach presji i podziałów, które Chińczycy budują, by rozbijać koalicje. Czują się usprawiedliwieni, odpowiadając, jak to widzą, na ciągłe restrykcje ze strony USA. choćby jeżeli źródłem wojen technologicznych jest konflikt chińsko-amerykański, jego konsekwencje mają charakter globalny, bo Chińczycy uderzają we wszystkich, domagając się czegoś w zamian za wznowienie dostaw.

Jednak, opierając się na doświadczeniach inwazji rosyjskiej na Ukrainę, jestem optymistycznie nastawiony. Unia Europejska, postawiona pod ścianą, potrafi się zmobilizować. Pytanie brzmi, czy chińska metoda salami, odcinająca kawałek po kawałku, nie utrudni takiej mobilizacji. Wydaje mi się, iż zachodnia debata przeszła już w tory uznania, iż sprawa jest poważna. Pozostaje dylemat: czy wyborcy zgodzą się na to, żeby mieć coś później albo drożej, byle nie być zależnym od Chin. Chińczycy świadomie stawiają nas przed tym wyborem.

Dr Jakub Jakóbowski – wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia, a także kierownik Zespołu Chińskiego OSW. Wcześniej pracował jako główny specjalista ds. gospodarki Chin i koordynator projektu „Powiązania gospodarcze w Eurazji”. W przeszłości stypendysta Taiwan Fellowship na Uniwersytecie Soochow w Tajpej oraz European China Policy Fellow w Mercator Institute for China Studies (MERICS) w Berlinie. Doktor nauk o polityce i administracji na podstawie rozprawy o chińskiej polityce ekonomicznej wobec Globalnego Południa, obronionej w Szkole Głównej Handlowej. Wykłada na studiach podyplomowych na Uniwersytecie Warszawskim oraz w Szkole Głównej Handlowej. Uczestnik międzynarodowych projektów i stowarzyszeń badawczych, m.in. w sieci Think Visegrad, China Observers in Central Europe (CHOICE), a także projektu EU-STRAT w ramach Horyzontu 2020. W latach 2012-2015 pracował w doradztwie eksportowym dla polskiego sektora MŚP, na rynkach Azji Wschodniej i obszaru WNP.

Idź do oryginalnego materiału