Nie dajmy sobie wmówić, iż tylko potężna siła i wielkie zasoby są zdolne zmieniać świat. Że musimy albo stworzyć nowego Goliata, albo do niego dołączyć. Przecież Goliat został pokonany przez niepozornego Dawida. Może takim Dawidem są dziś małe centra świata?
Damian Jankowski: Daleko tu do pana…
Krzysztof Czyżewski: Z Warszawy – ponad pięć godzin autobusem. O której pan wyjechał?
Z domu wyszedłem o szóstej rano. W autokarze sięgnąłem raz jeszcze do pańskich esejów z tomu Małe centrum świata. W jednym z nich znalazłem takie zdania: „Prowincja przyjmuje czujnych i wsłuchanych w puls życia. […] nie jest wyspą oddaloną od świata”. Powszechne wyobrażenie temu przeczy: prowincja miałaby być oazą, w której można się zaszyć, uciec od problemów. Pan od lat walczy z takim myśleniem.
– Ale też sam kiedyś mu ulegałem. We wczesnej młodości byłem zafascynowany kontrkulturą oraz poezją bitników. Jako licealista pochłonąłem książkę Hipisi w poszukiwaniu ziemi obiecanej Kazimierza Jankowskiego. Wierzyłem, iż to, co nowe i wartościowe, jest możliwe tylko z dala od zgiełku świata, od zepsutej cywilizacji, blisko natury, w gronie ludzi, z którymi stworzymy społeczność alternatywną.
I zderzył się pan z rzeczywistością?
– Zobaczyłem po prostu, iż to iluzja – iż hipisowska komuna przeradza się w zamknięte państewko, w którym rządzi guru i narzuca innym swoją wolę. To była pierwsza lekcja, jaką odebrałem.
To access this content, you must purchase a product that grants access.