Kościelisko (podsumowanie)

1 rok temu

Po raz pierwszy wybrałam nocleg w Kościelisku i to było interesujące doświadczenie. Na pewno nie przebiło ono Małego Cichego i Staszelówki, jednak nowa miejscówka ma jeden duży plus, istotny przy mojej kiepskiej kondycji – bliskość szlaków, pozwalającą oszczędzić czas. Blisko stamtąd także do Term Chochołowskich, są choćby specjalne busiki. Co prawda nie korzystałam tym razem, ale na wypadek przedłużających się deszczów to spora zaleta.

Kiepsko jest z zaopatrzeniem, bo znalazłam w okolicy tylko jeden sklep spożywczy. Z dobrą ofertą, ale najwyraźniej mieszkańcy kupują w Zakopanem, a co do turystów chyba zakłada się, iż raczej są przejazdem, niż pomieszkują na dłużej. Do pewnego stopnia minusem jest też woda. W pensjonacie, gdzie mieszkałam, pochodziła ze studni głębinowej i choćby wisiała karteczka, iż ma specyficzny zapach, bo zawiera dużo siarki. Zapaszku nie czułam, ale po prawie tygodniu jej picia miałam w ustach siarkowy posmak. Ze względów zdrowotnych taka woda jest dla mnie choćby wskazana, cudownie też wpływa na skórę, jednak nie sądzę, żebym zniosła jej spożywanie dłużej niż tydzień.

Miałam pokój z oknami na południowy wschód i zachód, więc mieszkało się przyjemnie, tylko przed wyjściem trzeba było zasłonić okna, bo bardzo grzało – to akurat kwestia świetnej pogody, jaka mi się trafiła, więc nie narzekam. Były dwie łazienki i dwie toalety na pięć pokoi, z tym iż jeden węzeł sanitarny był na parterze (pokoje na II piętrze), co nieco komplikowało korzystanie, podobnie jak problemy z ilością wody w kanalizacji – czasem ciężko było spuścić wodę, bo jej brakowało. Średnio też pasowało mi bieganie na parter, żeby umyć naczynia, bo na naszym piętrze nie było zlewozmywaka.

I to tyle z narzekania, bo poza tym gospodyni sympatyczna, kontaktowa i życzliwa. W całym pensjonacie czyściutko, mimo iż jest na stanie kot, a dokładnie szylkretowa kotka, cudny futrzak. Niezbyt chętna do fizycznego kontaktu, ale to akurat zdrowe w jej przypadku – Stefan też średnio przepada za tłumami. Lokalizacja – kwadrans od szlaku spokojnym krokiem – zdecydowanie w porządku, cenowo też do przeżycia; pokoje spore, nie było efektu akademika z lat osiemdziesiątych. Przydatne było też to, iż można było się dostać tam z łatwością, jadąc przez wieś Kościelisko, co przy korkach, jakie tam panowały na początku września, było zdecydowanie korzystne.

Cudne widoki, także z balkonów, mimo iż dom w dolince. Piękny Giewont, mógłby być logo tego wyjazdu, bo widziałam go codziennie, tylko co jakiś czas pod innym kątem i w innym oświetleniu. Cieszyło mnie też bardzo to, iż kilka minut od wyjścia z doliny jest kaplica kanoników laterańskich, spokojnie mogłam sobie zdążyć na mszę. Cenna była też adoracja pół godziny przed liturgią. Za każdym razem wracało do mnie przysłowie, które cytuje Jezus w kontekście miejsca i czasu paruzji: „Gdzie jest padlina, tam zgromadzą się sępy”. I my, jako te sępy, schodziliśmy się, kompletnie siebie nie znając, na te adorację i mszę. Częściowo te same osoby, najwyraźniej miejscowi, a częściowo turyści i „przechodzący z tragarzami”. Takie bezsłowne wyznanie wiary i przez to wzajemne umocnienie. Piękne doświadczenie.

Idź do oryginalnego materiału