Konstanty Pilawa: “Mozaiki zostawić, człowieka uczciwie osądzić. A ofiary przestać traktować jak problem dla wizerunku Kościoła”

2 tygodni temu

Sporo już napisano o Marko Ivanie Rupniku, esk-jezuicie i słynnym autorze mozaik, który w ciągu kilkudziesięciu lat miał wykorzystać seksualnie wiele dorosłych kobiet. Proces w Watykanie przez cały czas trwa, znamy obszerne i bolesne relacje ofiar i jak zwykle w takich przypadkach zbyt oszczędne w słowach stanowisko hierarchii.

Oczywiście role w debacie publicznej już dawno zostały rozdane. Proces trwa i tak naprawdę kilka o nim wiemy. Nikt już jednak nie komentuje samych czynów, które zarzuca się Rupnikowi. Uwagę komentatorów przykuwa zaś postulat, aby zrywać z kościołów prace eks-jezuity.

Jedni żądają usuwania dzieł ze świątyń, inni takie głosy uważają za szkodliwe czy choćby absurdalne. O sprawie ponownie zrobiło się głośno, gdy w lipcu biskup diecezji Lourdes, Jean-Marc Micac, opowiedział się po stronie zwolenników usuwania mozaik.

Mam poczucie, iż w tym salonie dyskusyjnym siedzą dwa wielkie słonie, o których nikt nie mówi wprost.

Pierwszy słoń

Ile w komentarzach popierających skuwanie mozaik o. Rupnika jest autentycznej troski o skrzywdzone przez eks-jezuitę kobiety, a ile sygnalizowania cnoty, koniunkturalizmu i komentowania tej sprawy w jedyny słuszny sposób?

Nie ukrywajmy, iż poprzez usuwanie dzieł Rupnika to w większości mediów upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – pokazać się jako nie tylko empatyczny publicysta katolicki i krytyk Kościoła, ale i przy okazji znawca chrześcijańskiej estetyki sakralnej. Wszak zawsze można powtórzyć obiegową opinię, iż nie jest to sztuka wysokich lotów.

Dziś po prostu w dobrym guście jest zgodzić się z żądaniami formułowanymi przez osoby oskarżające eks-jezuitę o molestowanie i manipulacje, jakiekolwiek by one nie były. Kto tym głosom się przeciwstawia, automatycznie stoi po stronie oprawcy. Takie odium ciąży na każdym, kto patrzy na tę sytuację z odrębnej perspektywy. Zamiast rzetelnego namysłu, dominuje uleganie emocjom i presji tłumu.

Drugi słoń

Podejrzewam również, iż druga strona debaty też coś nie coś przemilcza. Ile w komentarzach krytykujących usuwanie tych dzieł konserwatywnej walki z ideologią cancelingu/wokizmu i wrzucania wszystkiego do jednego worka, a ile poważnej refleksji moralnej?

Ile wyrażania przesadnej afirmacji dla nostalgicznej sztuki Rupnika, która nie szpeci świątyń „nowoczesnymi fanaberiami”, ale korzysta może niedoskonale, ale jednak z kanonu? Czy głosy te nie przechodzą zbyt łatwo do porządku dziennego nad autentycznym cierpieniem kobiet skrzywdzonych w Kościele?

Empatia jak reflektor

Próbując znaleźć swoje miejsce w tym gorącym sporze, przypomniałem sobie o książce Paula Blooma o prowokacyjnym tytule „Przeciw empatii”. Autor tytułową kategorię porównuje do sposobu działania reflektora. Umiejętność wczuwania się w cierpnie innych zaburza nam obiektywizm. Naświetla – niczym reflektor właśnie – tylko niewielki fragment rzeczywistości, cała reszta świata przestaje mieć znaczenie. Wówczas decyzję podejmujemy tylko i wyłącznie na podstawie emocjonalnego bodźca, nie pozostawiamy sobie przestrzeni na refleksję. Ta wymaga przecież dystansu do sprawy i uruchomienia rozumu.

Konserwatyści w tym sporze wyczuwają swego rodzaju panikę moralną po stronie tych, którzy domagają się zdzierania prac Rupnika. Ich reakcja zaś często niekoniecznie jest racjonalna, ale uruchamia kolejna falę oburzenia i łączenie wszystkiego ze wszystkim – sprawy Rupnika z BLM, Me too, wyborcami amerykańskiej partii demokratów, „światowym lewactwem”, etc.

Kto ma rację?

Niemniej podstawowe rozpoznanie przeciwników niszczenia prac Rupnika jest słuszne. Niszczenie sztuki z powodu grzechów jej autora, to po prostu nieracjonalny pogląd.

Podstawowy argument zwolenników usuwania dzieł eks-jezuity brzmi: osoby skrzywdzone seksualnie, które w danym sanktuarium widzą dzieła gwałciciela, są niejako krzywdzone po raz wtóry. Tym razem przez Kościół, który znając poważne zarzuty skierowane w stronę oprawcy, a jednocześnie nie likwidując jego dzieł, bagatelizuje cierpienie doświadczane przez ofiary.

Być może Kościół mógł również w tej sprawie zareagować lepiej. Proces sądzenia Rupnika mógł być prawdopodobnie prowadzony szybciej i bardziej transparentnie. To słuszne oburzenie trzeba jednak oddzielić od poglądu masowej likwidacji dzieł eks-jezuity. Nie należy także zapominać, iż postępowanie przez cały czas się toczy.

Zwolennicy burzenia – pomyślcie o konsekwencjach

Trzeba pamiętać o konsekwencjach. W końcu ból tych, którzy oskarżają Rupnika o molestowanie wcale nie jest szczególnie bardziej zasługujący na zadośćuczynienie od bólu innych osób skrzywdzonych przez innych artystów w jakimkolwiek czasie i miejscu.

Jeśli mielibyśmy usuwać wszystkie efekty prac ludzkich, które powstały na zamówienie Kościoła i były wykonane przez ciężkich grzeszników, to z katolickiego dziedzictwa kulturowego kilka by zostało. Takich postulatów zaś nikt na poważnie nie zgłasza, choć wydają się logiczną konsekwencją postulatu karania dzieł Rupnika za winy, o które się go oskarża.

Osoby, które często przywołują ten argument, wspominają o obrazach Caravaggia, pedofila i rozpustnika. Warto jednak dodać tutaj przykłady tych wszystkich władców i możnych w całej Europie, którzy fundowali całe Kościoły, aby zadośćuczynić swoim nierzadko wielkim winom.

Nie chodzi oczywiście o usprawiedliwianie ich przewin, ale skąd założenie, iż grzesznik nie może tworzyć dzieł pobożnych? Przynajmniej z katolicyzmem, który uczula na odróżnianie grzesznika od popełnianego przez niego zła, taki pogląd ma kilka wspólnego.

Ponadto, często były to duże realizacje, których nie wykonywał bezpośrednio sam eks-jezuita, ale cały zespół anonimowych często artystów/rzemieślników, którzy – zakładam – nie mieli nic wspólnego z oskarżeniami padającymi pod adresem eks-jezuity. Emocjonalny stosunek, wyrażający radykalną niechęć ofiar do wszystkiego co kojarzy się z Rupnikiem jest uzasadniony, ale to jeszcze nie oznacza, iż uzasadnione jest niszczenie tych prac.

Na marginesie warto dodać argument liczbowy, który we adekwatnym świetle pokazuje skalę konsekwencji postulatu zgłaszanego przez zwolenników masowych dewastacji. Ponoć w ciągu ostatnich 10 lat Rupnik stworzył mozaiki dla około 200 świątyń na całym świecie, od Krakowa po Waszyngton. Każda praca była wyceniania na 100 tys. Euro. Zniszczenie mienia wartego 20 mln euro i zastąpienie tych dzieł innymi nie wydaje mi się najlepszym sposobem na zwrócenie sprawiedliwości 21 ofiarom. Problem przecież nie leży w tym, iż Rupnik jest artystą, ale w tym, iż oskarżony jest o straszne zbrodnie, które przecież jednak nie mają bezpośredniego związku z jego mozaikami.

Mozaiki zostawić, człowieka uczciwie osądzić. A ofiary przestać traktować jak problem dla wizerunku Kościoła, a jak osoby, którym trzeba zadośćuczynić. To jest sprawiedliwe, karanie sztuki za przewiny jej pomysłodawcy czy autora – nie.

Konstanty Pilawa – redaktor naczelny czasopisma idei „Pressje”. Współtwórca podcastu Kultura Poświęcona. Członek zarządu Klubu Jagiellońskiego. Przygotowuje doktorat z filozofii polityki w Szkole Doktorskiej Akademii Ignatianum w Krakowie.

Idź do oryginalnego materiału