W obliczu niepewności i cierpienia świata Papież Franciszek przypomina, iż nadzieja płynąca z Ewangelii jest niezachwiana. W VIII Światowym Dniu Ubogich, 17 listopada 2024, Ojciec Święty wezwał do konkretnych działań, które mają być wyrazem chrześcijańskiego braterstwa i współczucia wobec najbardziej potrzebujących. „Nie odwracajmy wzroku od ubóstwa” – apelował Ojciec Święty, wskazując, iż Kościół staje się sobą tylko w służbie ubogim.
Piotr M. Pietrus źródło: Vatican News | 17 listopada 2024 | fot. Daniel Ibanez | CNATekst został przetłumaczony i opracowany na podstawie oryginalnych materiałów źródłowych przez EWTN Polska.
Dziękujemy, iż czytasz ten artykuł. jeżeli chcesz być na bieżąco zapraszamy do zapisania się do newslettera.
Słowa, które dziś usłyszeliśmy, mogą budzić w nas niepokój, ale w rzeczywistości niosą wielką obietnicę nadziei. Jezus, opisując z jednej strony stan umysłu tych, którzy doświadczyli zniszczenia Jerozolimy i uznali to za koniec, jednocześnie ogłasza coś niezwykłego: w chwili ciemności i spustoszenia, właśnie wtedy, gdy wszystko zdaje się upadać, Bóg przychodzi, zbliża się, aby nas zgromadzić i zbawić.
Chrystus zachęca nas do głębszego spojrzenia – do otwarcia oczu, by dostrzec wewnętrzny sens wydarzeń historycznych. Pokazuje, iż choćby w udręce naszych serc i czasów obecna jest niezmienna nadzieja, która rozświetla mrok. W tym Światowym Dniu Ubogich pochylmy się nad tymi dwoma rzeczywistościami: udręką i nadzieją, które stale rywalizują w naszych sercach.
Udręka współczesnego świata
Udręka jest uczuciem powszechnym w naszych czasach, gdy komunikacja społeczna potęguje problemy, czyniąc świat i przyszłość bardziej niepewnymi. Dzisiejsza Ewangelia otwiera się obrazem ucisku, który wpływa choćby na kosmos: „Słońce się zaćmi, księżyc nie da już swego blasku, a gwiazdy spadną z nieba” (Mk 13,24-25).
Jeśli patrzymy tylko na powierzchowne doniesienia, łatwo wpaść w zniechęcenie. Dziś widzimy, jak „ciemnieje słońce” – widzimy głód dotykający miliony ludzi, okrucieństwo wojen, śmierć niewinnych. W obliczu takich obrazów istnieje ryzyko zapomnienia o Bożej obecności w dramacie historii. Możemy popaść w rezygnację, uznając niesprawiedliwość za niezmienny stan świata. Wtedy nasza wiara chrześcijańska zostaje zredukowana do pasywnej pobożności, niezdolnej do wprowadzania zmian. Tymczasem część świata żyje w slumsach historii, a my ryzykujemy, iż dołączymy do nurtu tych, którzy, z wygody lub obojętności, nie podejmują działania.
Promyk nadziei
Pośród apokaliptycznych obrazów Jezus przynosi nadzieję. Rozszerza nasze spojrzenie, byśmy nauczyli się dostrzegać, iż w niepewności i bólu obecna jest miłość Boża, która zbliża się, by nas zbawić. Jak mówi Ewangelia: „Ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach z wielką mocą i chwałą” (Mk 13,26). Te słowa odnoszą się przede wszystkim do Jego śmierci i zmartwychwstania – wydarzeń, które przynoszą życie wieczne, przemieniając ciemności grzechu w światło nowego stworzenia.
Jezus zachęca nas również, by patrzeć na rzeczywistość jak na drzewo figowe: „Kiedy jego gałąź staje się delikatna, a liście zaczynają kiełkować, oznacza to, iż lato jest blisko” (Mk 13,28). Podobnie i my jesteśmy wezwani, by wśród niesprawiedliwości i cierpienia widzieć zbliżającego się Pana, który przynosi wyzwolenie. To wezwanie do chrześcijańskiej bliskości, do braterstwa, które nie polega tylko na rzucaniu jałmużny, ale na prawdziwym kontakcie z potrzebującymi – na spojrzeniu w ich oczy, na dotknięciu ich dłoni.
Chrześcijańska nadzieja w działaniu
Jako uczniowie Jezusa, dzięki Duchowi Świętemu, możemy siać nadzieję w świecie. To my jesteśmy wezwani, by zapalać światła sprawiedliwości i solidarności, choćby gdy wokół gęstnieją cienie zamkniętego świata. Nasze życie, przesiąknięte współczuciem i miłością, staje się znakiem Bożej obecności, która zawsze jest blisko cierpiących, by leczyć ich rany i zmieniać ich los.
Chrześcijańska nadzieja potrzebuje naszego zaangażowania – wiary, która działa przez miłość, i chrześcijan, którzy nie odwracają wzroku od ubóstwa i potrzeb innych. Pewien XX-wieczny teolog mówił o „mistycyzmie z otwartymi oczami” – wierze, która patrzy na cierpienia świata z miłosierdziem Chrystusa. Czy odczuwamy to samo współczucie wobec ubogich, bezrobotnych, głodnych i marginalizowanych?
Nie chodzi tylko o globalne problemy, ale o nasze codzienne działania: o styl życia, troskę o środowisko, dążenie do sprawiedliwości, dzielenie się z ubogimi i angażowanie się w społeczne i polityczne inicjatywy na rzecz poprawy rzeczywistości. Nasze małe gesty mogą być jak pierwsze liście na drzewie figowym – zapowiedzią nadchodzącego lata.
Być Kościołem Jezusa poprzez służbę ubogim
Na zakończenie chciałbym przypomnieć ostrzeżenie kardynała Martiniego: „Stajemy się Kościołem Jezusa w takim stopniu, w jakim służymy ubogim”. Kościół nie istnieje najpierw jako solidna instytucja, a dopiero potem jako służba ubogim. To właśnie w tej służbie staje się prawdziwym domem otwartym dla wszystkich, miejscem Bożego współczucia.