W Kościele ciągle błąka się duch tęsknoty za christianitas. Papież spoglądał natomiast na czas po modernizmie. Wsłuchiwał się w Ducha, aby przygotować Kościół na ten nowy czas.
Tytułowe określenie „arcykatolicki” ma zasygnalizować – podobnie jak w przypadku słowa „arcydzieło” – doskonałość, wyjątkowość. Albowiem katolickość Franciszka była wyjątkowej próby.
Nie chodzi mi w żadnym wypadku o jakąkolwiek analizę porównawczą, próbę ustawiania kolejnych papieży w hierarchii „katolickości”. Natomiast owo podkreślenie wyjątkowej intensywności katolickości Franciszka jest ważne, gdy spoglądamy na sprzeciwy, jakie wewnątrz Kościoła katolickiego wywoływały jego działania.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Wewnątrzkościelni krytycy na różne sposoby zarzucali mu odchodzenie od katolicyzmu. Wydaje się, iż jego poprzednicy nie wywoływali tak gwałtownych i nagłaśnianych sprzeciwów od środka wspólnoty. Dlaczego dopiero Franciszek sprowokował tak gwałtowne reakcje? Nasuwa się kilka odpowiedzi, jedną z nich chcę niżej zarysować.
I jezuicki, i franciszkański
Ze względu na gwałtowność i treść tych ataków istotne wydaje mi się przypomnienie, iż zmarły papież był arcykatolicki – na każdym poziomie: przede wszystkim duchowości, sposobu życia wiarą, następnie formacji teologicznej, a w efekcie we wszystkich swoich działaniach.
Święty Franciszek był jedną najpiękniejszych postaci Kościoła średniowiecznego, kimś, kto z katolicyzmu wydobył to, co najlepsze. Ignacy Loyola stworzył duchowość katolicką na nowe czasy: opartą na mocnym indywidualnym rozeznaniu, otwartą na różnorodność ludzi i kultur. Obaj byli ludźmi serca, łez i radości, żarliwej miłości do Eucharystii, wrażliwości na drugiego człowieka.
Pozornie wydaje się, iż franciszkanie i jezuici zajmują dwie różne przestrzenie: franciszkanie kojarzą się z pobożnością ludową, a jezuici z duchowością elitarną – pociągają ich uniwersytety, media, kręgi władzy. W głębi jednak duchowości te są sobie bliskie. Dlatego Franciszek, jezuita z krwi i kości, był jednocześnie i bez żadnego wewnętrznego rozdarcia, przeniknięty duchem św. Franciszka.

Ten arcykatolicki papież stał się celem najpotężniejszych ataków ze strony współwyznawców. Być może ujawnił napięcia, jakie narastały w Kościele po II Soborze Watykańskim?
Ks. Jan Słomka
Choć zarówno św. Franciszek, jak i św. Ignacy żyli w świecie chrześcijańskim, obaj mieli głębokie poczucie, iż głoszenie Ewangelii nie jest zadaniem wykonanym. Właśnie wokół misji głoszenia Ewangelii budowali duchowość i formowali wspólnoty. Papież Franciszek był ich wiernym uczniem.
Duchowieństwo bez klerykalizmu
Jest jeszcze jeden element katolicyzmu, który nabrał w średniowieczu specyficznego kształtu: wraz z rozkwitem duchowości sakramentalnej – żyjącej w rytmie spowiedzi i Eucharystii, a także przywiązującej wielką wagę do adoracji – średniowiecze umocniło miejsce kleru w życiu Kościoła To przecież ksiądz jest szafarzem sakramentów.
Papież Franciszek jest dziedzicem tej tradycji. Jego mocne i nieustające starania o uleczenie Kościoła katolickiego z choroby klerykalizmu poszły w zupełnie innym kierunku niż reforma Lutra. Centralny charakter posługi sakramentalnej księdza, jej niezbędność dla życia Kościoła lokalnego, a także sprawowana przez księdza liturgia eucharystyczna jako centrum życia Kościoła lokalnego w żaden sposób nie były przez Franciszka podważane.

- kard. Walter Kasper
Papież Franciszek
On był przekonany – i to nam zostawił w testamencie jako zadanie do wykonania – iż możliwe i konieczne jest zachowanie tego specyficznie katolickiego charakteru posługi prezbitera i jednocześnie wyleczenie Kościoła katolickiego z klerykalizmu. Dlatego jednym z podstawowych sposobów wprowadzanej przez Franciszka terapii jest synodalność.
Katolickość, nie katolicyzm
A jednak ten arcykatolicki papież stał się celem najpotężniejszych ataków ze strony współwyznawców. Być może ujawnił napięcia, jakie narastały w Kościele po II Soborze Watykańskim? Może wydobył z ukrycia nieświadome albo maskowane postawy tych teologów i duszpasterzy, którzy odczytali ten sobór jako tylko powierzchowną kosmetykę sposobu przeżywania katolicyzmu ukształtowanego w wiekach przed soborem?
Katolickość Franciszka jest oparta na Vaticanum II. Tak właśnie wyrażało się zaufanie papieża do Kościoła. Skoro Kościół na Soborze uchwalił takie, a nie inne teksty – to stały się one drogowskazami, a on jako papież ma obowiązek być przewodnikiem w ich realizacji. Stał się tym przewodnikiem nie tylko według litery, ale przede wszystkim według ducha.
Tak poważne potraktowanie tekstów soborowych było najgłębszym motywem surowej postawy Franciszka wobec tradycjonalistów odrzucających reformę liturgiczną. Pisał: „Nie widzę, jak można mówić, iż uznaje się ważność Soboru – choć jestem trochę zaskoczony, iż katolik może zakładać, iż nie – i nie przyjmować reformy liturgicznej zrodzonej przez Konstytucję o liturgii” („Desiderio desideravi” 32).
Od pierwszych dokumentów Franciszka zdumiewało mnie, jak bardzo cytaty z dokumentów Kościoła, w tym dokumenty Kościołów lokalnych, zdominowały przypisy. To nie była poza, manifestacja na użytek zewnętrzny. Papież naprawdę czytał te dokumenty jako najważniejsze teksty, jako świadectwa wiary Kościoła, jako źródła istotnie zasilające jego nauczanie i działania.
Wielokrotnie komentatorzy pisali, iż Franciszek powstrzymuje swoje reformy, spowalnia je, aby nie spowodować schizmy. Tak niewątpliwie było i nie była to tylko doraźna taktyka. Jedność Kościoła katolickiego była do Franciszka wartością podstawową. A zatem jakakolwiek reforma, choćby sama w sobie najsłuszniejsza, gdyby spowodowała schizmę, byłaby szkodą dla Kościoła, a więc złem, a nie dobrem.
Podstawą posługi pasterskiej Franciszka było jego pełne czułej miłości spojrzenie na drugiego człowieka, zwłaszcza wykluczonego, imigranta, uchodźcę. To spojrzenie i jego gesty uczyły nas, iż każdy człowiek, którego spotykam, jest mi przysłany przez Boga
Ks. Jan Słomka
Jednocześnie Franciszek pojmował jedność Kościoła jako jedność żywą, otwartą na różnorodność, niebojącą się napięć i sporów. Dobrze ujął to Tomáš Halík, wskazując, iż Franciszkowa idea katolickości Kościoła jest przeciwieństwem idei katolicyzmu jednolitego, zideologizowanego.
Nowy paradygmat
Spośród kilku procesów, które Franciszek zapoczątkował, uznając je za niezbędne dla życia Kościoła, wymienię dwa. Są one ważne dla całego Kościoła katolickiego, ale sądzę, iż wyjątkowo potrzebne są Kościołowi w Polsce.
Pierwszy z nich to synodalność. Na pewno przemiana wewnątrzkościelnych relacji międzyludzkich – a to jest właśnie duch synodalności – potrwa długo, będzie procesem trwającym dziesięciolecia. Pawłowy opis tychże relacji: „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Gal 3,28) ciągle jest bardziej wezwaniem niż stanem faktycznym.
Drugi proces, mniej zauważalny poza kręgami akademickimi, to reforma teologii i dydaktyki teologii. Tutaj też Franciszek rzucił ziarno, zapoczątkował proces, który potrwa wcale nie krócej niż przemiana synodalna. Papież pisał o nowym paradygmacie teologii jako o rewolucji kulturowej (zob. „Ad theologiam promovendam” 4).
Ale również w tym swoim zamyśle pozostał arcykatolicki. Przecież właśnie w epoce christianitas powstały wydziały teologiczne i całe uniwersytety. Uprawiana tam scholastyka oparta na Arystotelesie była tylko jednym z nurtów teologii. O wiele ważniejsze jest, iż uniwersytety stanowiły przestrzeń swobodnej wymiany myśli, w której można było poddać pod dyskusję każdą hipotezę i wykładowcy bez oporów korzystali z każdego nurtu intelektualnego, który uznali za przydatny w teologii.

- ks. Grzegorz Strzelczyk
- ks. Robert J. Woźniak
- ks. Alfred M. Wierzbicki
- ks. Andrzej Draguła
Wielkie tematy teologii
OUTLET
Jednocześnie dla wykładowców teologii oczywiste było, iż są oni cząstką Kościoła, iż teologię budują na wierze i w służbie wiary Kościoła[1]. Franciszkowy postulat reformy teologii doskonale odpowiada temu duchowi średniowiecznych wydziałów teologicznych.
Nieznane, które nadchodzi
Franciszek doskonale wiedział, iż czas christianitas dobiega końca – zwłaszcza w Europie, w cywilizacji Zachodu. Co więcej na Zachodzie – jak się wydaje –dobiega końca kolejna epoka, czyli czas nowożytny, modernistyczny, i rozpoczyna się coś, co roboczo nazwano postmodernizmem. Natomiast w Kościele katolickim duch christianitas – albo raczej duch tęsknoty za christianitas – ciągle się błąka. Głębia ducha katolickiego pozwalała Franciszkowi dostrzegać, iż katolickość jest większa od christianitas.
Tymczasem Zachód przestaje być gospodarczo, politycznie, a także kulturowo, pępkiem świata. Pytanie o powszechność Kościoła katolickiego, o sposób głoszenia Ewangelii i duszpasterzowania w różnych kulturach, przestaje być pytaniem z zakresu misjologii.
Niewątpliwie te właśnie przemiany miał na myśli Franciszek, gdy stwierdził, iż mamy do czynienia nie z epoką zmian, ale ze zmianą epoki (mówił o tym wielokrotnie: np. i do biskupów Brazylii w lipcu 2014 r., i do kardynałów przed Bożym Narodzeniem, 21 grudnia 2019 r.).
Oczywiście Franciszek był zupełnie odporny na jakiekolwiek flirty z modernizmem, a choćby z modernizmem kilka polemizował. Chyba już widział jego zmierzch.
Spoglądał natomiast na czas po modernizmie: nie polemizował, bo nie bardzo wiadomo, jak polemizować z czymś nadchodzącym, wciąż nieznanym i nieforemnym – ale wsłuchiwał się w Ducha, aby przygotować Kościół na ten czas. Był przekonany, iż to wprowadzenie nie wymaga żadnego rozwadniania ducha katolickiego, a wręcz przeciwnie: iż właśnie w Kościele katolickim trwa żywa Tradycja, która pozwala bez lęku otwierać się na nieznane.
Z miłości i dla miłości
Papież oparł ekumenizm na mocnym poczuciu wspólnoty chrztu. Doczytał gruntownie teksty ostatniego soboru na ten temat i pokazywał, iż najważniejszy jest ekumenizm duchowy, przeżywanie w braterskich relacjach wspólnoty wiary chrzcielnej, wyznawanej w Credo oraz wspólna lektura Pisma.
Wewnątrz tego wspólnego ducha, życia wiary, toczą się i będą się toczyły rozmowy teologiczne; będą przyjmowane kolejne ustalenia międzykościelne. Ale ważna jest kolejność: żywa wspólnota wiary już teraz, bez czekania na kolejne ustalenia. Do wspólnoty przymierza i obietnicy Franciszek włączał judaizm.
Natomiast „Nostra aetate” odczytał wewnątrz podstawowej prawdy wiary, iż my wszyscy, ludzie, zostaliśmy przez Boga stworzeni z miłości i dla miłości. Dlatego z taką wewnętrzną wolnością spotykał się, rozmawiał, tworzył dokumenty z przedstawicielami innych religii. Nie było w tych działaniach ani odrobiny rozmywania katolicyzmu, kompromisów, taktycznej dyplomacji. To było jego świadectwo wierności przykazaniu Jezusa, abyśmy się miłowali – a więc głoszenie Ewangelii.
Przez minione dwanaście lat widzieliśmy wyraźnie, iż podstawą całej posługi pasterskiej Franciszka było jego pełne czułej miłości spojrzenie na drugiego człowieka, zwłaszcza wykluczonego, imigranta, uchodźcę. To spojrzenie i jego gesty uczyły nas, iż każdy – niezależnie od religii, kultury, sposobu życia – jest stworzony na obraz Boga i zbawiony w Chrystusie; iż człowiek, którego spotykam, jest mi przysłany przez Boga.
[1] Również Anzelmowy postulat „sola ratione” został sformułowany wewnątrz środowiska wiary tak oczywistego i przez to niewidzialnego, jak czyste powietrze.